ROZDZIAŁ 821

GORO

Końcówka marca, która rysowała się za oknem, wyglądała wyjątkowo brzydko. Stanowiła tym samym idealny kontrast dla okna, przez które ów widok się malował: to było smukłe i wysokie, w złotej, misternie zdobionej ramie z trójkątnym zwieńczeniem. Ciężkie, zielone kotary zawieszone po obu stronach były bardzo miłe w dotyku i pachniały konwalią. Nawet zwykła zasłona oferowała więcej niż dopiero budząca się do życia wiosna: za oknem brakowało nawet krzty zieleni, o konwaliach nie wspominając. Trawniki były wyszarzałe, wybrakowane i nieprzyjemnie wilgotne; drzewa sterczały ponuro niczym nadzy rycerze ograbieni z miecza i tarczy. Koroną tego obrazu nędzy i rozpaczy było wieczorne, zachmurzone niebo, zwiastujące jedynie smutek i zgubę.

I tylko ciepłe światło sączące się z żyrandoli odrobinę zmiękczało myśli, jakie przemykały przez głowę Goro. Niepokój odcisnął się na jego czole głęboką zmarszczką, choć równie silnie płonął w jego wnętrzu gniew. Gniew na samego siebie, że nie zaradził temu, co nieuniknione. I oto nieuniknione za chwilę miało się ziścić.

Bo czy domyślał się, że prędzej czy później obecność i tożsamość Wysłanników zostanie ujawniona? Oczywiście. Czy podejrzewał, że wobec tego dowie się o tym także Aria? Naturalnie. Z jednej więc strony był bardzo przewidujący, ale z drugiej — dramatycznie bierny. I już za chwilę, gdy tylko przyjaciółka wkroczy do tego pokoju, Goro będzie musiał zbierać swój zgniły plon.

A jej wejście, delikatnie rzecz ujmując, ciche nie było.

Aria mówiła długo, choć treściwie. Od razu wyjaśniła, czego oczekiwała, a Goro nie mógł mieć o to do niej pretensji. Towarzyszący jej Athan milczał; wiedział, że to nie jego walka. Mimo to nasłuchiwał, bo i jego całość bardzo mocno dotyczyła. Sytuację tylko odrobinę poprawiła Wiera, której demon posłał oczami czułe podziękowanie.

Goro nie wiedział, od czego zacząć. Wiedział natomiast, że puste frazesy typu „Aria, uspokój się, porozmawiajmy na spokojnie” tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczą. Jednocześnie, nie dało się tu odpowiedzieć po prostu „tak” lub „nie”, dlatego właśnie musiał się zastanowić, jak to rozegrać.

— Czy wiesz, kim są Wysłannicy?

Musiał ją jakoś podejść, a chwilowo nie wpadł na żaden inny sposób.

— Obiecuję, że odpowiem na wszystkie twoje pytania — zapewnił ze spokojem — ale najpierw mnie wysłuchaj, dobrze? Pozwól mi dokładnie wszystko wyjaśnić, abyś miała szerszy kontekst i abyś mogła w pełni zrozumieć wszystkie odpowiedzi, jakich ci udzielę.

Miał nadzieję, że dzięki temu Aria nie będzie mu przerywać swoimi wybuchami, których, niestety, z pewnością sporo się w niej skumulowało.

— Jak już wiecie — zaczął swoją opowieść — nad nami istnieją także bogowie. Nie wiemy, ilu ich dokładnie jest ani za co odpowiadają. Ci, których znamy, to Dis Patre oraz Batara Kala. Niektórzy, w tym znany wam Imre, Batara Kalę nazywają Xun. Jego z kolei spotkałeś niegdyś osobiście, prawda? — spojrzał na Athanasiusa, który nie zniósł jego spojrzenia i szybko uciekł gdzieś wzrokiem. Goro nie zamierzał go dociskać, więc wrócił do głównej osi opowieści. — Wiadomo nam, że Dis Patre opiekuje się bytami krótkowiecznymi, a więc zwykłymi ludźmi, natomiast Batara Kala długowiecznymi. Choć „opiekować się” to złe określenie — poprawił samego siebie — ponieważ ich rola ogranicza się jedynie do zabrania ich dusz po śmierci. Czy mają jakieś inne funkcje? Gdzie dokładnie funkcjonują? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że mają swoich żołnierzy. Nazywają ich Wysłannikami. Jednego z nich już poznaliście i mam tu na myśli Leonarda Svika.

Wspomnienie o tym człowieku było gorzkie i nieprzyjemne. Tym bardziej, że cały czas kręcił się w pobliżu, będąc jak karaluch, którego nie jest w stanie zniszczyć nawet bomba atomowa.

— Czy Wysłanników można porównać do aniołów? Wątpię — wyjaśnił spokojnie. — To typowi zadaniowcy, którzy realizują misje na Ziemi. Schodzą więc tu tylko w szczególnych wypadkach.

Urwał, zastanawiając się, co dalej powiedzieć, w jakim kierunku teraz pomknąć w rozmowie i jak ująć kolejne myśli.

— Co ciekawe, Wysłannicy obu bogów są istotami nadnaturalnymi — kontynuował po chwili ciszy. — W teorii Wysłannik Dis Patre powinien być ludzki, ale nie jest. Nie wiem, na czym to polega, ale część dusz Batara Kali przejmuje Dis Patre − i ich właśnie mianuje na swoich Wysłanników. Jednak różnią się oni w zależności od tego, komu służą.

— Wysłannicy Batara Kali są jak normalni ludzie, co widzieliście na przykładzie Leonarda Svika. Mają własny rozum, własne uczucia, własne cele. Oczywiście, jest im wpojona bezkresna i bezapelacyjna lojalność wobec swojego Boga, ale poza tym nie różnią się oni od nas jakoś specjalnie. Inaczej jest z Wysłannikami Dis Patre.

Widział po Arii, że szybko traciła cierpliwość, ale srogość w jego oczach nie pozwalała jej przerwać tej opowieści. Wszak znała go dobrze i wiedziała, że nie śmiałby jej oszukać ani okłamać, więc jedyne, co mogła zrobić, to cierpliwie czekać. Nawet jeśli było to trudne.

— Wysłannicy Dis Patre nie mają w sobie nic poza wspomnianą lojalnością — wytłumaczył rzeczowo, kładąc na to jedno zdanie wyjątkowy nacisk. — Dosłownie nic. Nie mają uczuć, emocji ani własnej woli. Są ludzkim narzędziem w rękach boga, ubranym w ludzką skórę. I tak. Jeden z nich wygląda jak Elijah Cavendish.

Po tak długim wstępie zapewne nikt nie spodziewał się, że Goro przejdzie tak nagle do rzeczy. Widać to było po nagłym zainteresowaniu Arii i Athana, którzy momentalnie drgnęli i gwałtownie pochylili się w swoich siedzeniach, jakby to miało im pomóc lepiej słyszeć to, co demon miał do powiedzenia później.

— Podkreślam jednak słowo: wygląda — zaznaczył bardzo wyraźnie. — Nie jest to bowiem prawdziwy Elijah Cavendish, a jedynie jego ciało.

Patrząc po twarzach zebranych, jasno i wyraźnie było widać, że nie rozumieli i nie wierzyli w to, co właśnie powiedział. Aria już się buntowała i burzyła; już była tak podekscytowana, że zarówno Wiera, jak i Athanasius musieli ją uspokajać. I tym razem także Goro musiał zainterweniować.

— Jeśli nie obiecasz wysłuchać mnie w spokoju — rzekł twardo — urwę opowieść i nie odpowiem na wasze pytanie. I tak zaczynam myśleć, że był to błąd, biorąc pod uwagę tak twój zapalczywy charakter, jak i twój stan. Oczywiście, że to nie choroba, a wprost przeciwnie — przyznał szybko — co nie oznacza, że nie należy o ten stan dbać. W tej chwili to ja — dźgnął się palcem w pierś — czuję, że popełniam błąd, narażając cię na te emocje. Więc proszę, w imię naszej przyjaźni, nie każ mi się czuć winnym.

Czuł na sobie zaskoczony i może nawet odrobinę wdzięczny wzrok Athanasiusa, ale na niego nie odpowiedział. Bo, co było dziwne i dla niego samego, poczuł się na chwilę wzburzony.

— Wiem, co chcecie usłyszeć i że nie uwierzycie mi w moją odpowiedź — tłumaczył — ale to nie Elijah. To nie jest wasz przyjaciel, a jedynie Wysłannik, który z panem Cavendishem nie ma nic wspólnego poza wyglądem. Musicie o tym wiedzieć. Musicie o tym pamiętać.

Athanasius lekko zmarszczył brew, nad czymś się zastanawiając.

— Pamięć... no właśnie, a co z nią? To ciekawe zagadnienie: czy pamięć przypisana jest do duszy, czy jednak do mózgu, więc ciała?

Goro bezgłośnie westchnął. Ci ludzie w desperacji chwytali się każdej brzytwy, czego Goro nie umiał pojąć, nawet jeśli próbował. Rozumiał przywiązanie do przyjaciela, ale nie rozumiał oderwania od faktów i nieumiejętności ich akceptacji.

— Wygląda na to, że do ciała. Choć powiedzieć, że Wysłannicy coś pamiętają, to za dużo. Oni po prostu mają świadomość wielu rzeczy.

— Czyli nas pamięta? Nawet jeśli...

— Nawet jeśli to nic dla niego nie znaczy — przerwał z zaskakującą dla siebie srogością. — Wyrażę to w najbrutalniejszy możliwy sposób — rzekł, a jego spojrzenie natychmiast złagodniało i błysnęło ze współczuciem — i z góry proszę o wybaczenie zwłaszcza pana, panie Tismaneanu. Ale kiedy Belial podjął się tej haniebnej sztuki opętania, był pan prawdziwym sobą? Czy pana było tylko ciało?

Jak można było się tego spodziewać, Athanasius najpierw chorobliwie zbladł, a potem kolejno zaczął zmieniać kolory z zieleni przez fiolet aż po czerwień gniewu. Goro całkowicie to rozumiał i naprawdę nie chciał korzystać z tej broni, ale nie miał żadnego wyboru.

— Z Wysłannikami jest prawie tak samo — tłumaczył. — Prawie, bo w ich wnętrzu nie ma po prostu nic. Żadnej duszy, żadnego lokatora. Równie dobrze mógłby go opętać każdy byt, który posiada takie umiejętności, bo jego ciało, które chodzi teraz po Ziemi, to pustostan. W sobie ma tylko maleńki skrawek duszy — ten, który odpowiada za ślepą lojalność wobec Dis Patre. Czy to jego własna dusza, tylko oderwana, czy fragment jakiejś obcej duszy, tego nie wiem. Z pewnością jednak wiem, że ten Wysłannik rzeczywiście wygląda idealnie jak Elijah Cavendish, ale nim nie jest.

Zapadła cisza. Ciężka, duszna, niezręczna i męcząca. Taka, której nikt nie chciał i każdy pragnął przerwać — lecz nikt nie wiedział, jak to zrobić.

— Kto… kto jeszcze o tym wiedział?

Goro ledwie kątem oka spojrzał na Athanasiusa. To było niewygodne pytanie, ale które z tych, jakie tu padły, było wygodne?

— Z wam znajomych, Likar i Petre. Jednak — dodał szybko — myślę, że teraz rozumiecie, dlaczego wam nic nie powiedziałem. Oni kierowali się tymi samymi pobudkami, a przynajmniej Likar, dobrze wiedząc, że to w istocie nie był wasz przyjaciel. Petre natomiast rozpoznał go z ryciny z twojego Bestiariusza — rzekł do Arii, posyłając jej słaby uśmiech. — Nie miejcie do nich pretensji, ponieważ ich intencje były czyste.

— A ta dziewczyna? Seraphina?

— Ona również została Wysłannikiem.

Nie zamierzał jednak wyjaśniać, że było z nią coś nie tak. To dało im kłamliwą nadzieję, że i Elijaha można było przywrócić do poprzednich ustawień, co wedle jego wiedzy było nieprawdą. I choć Goro nie czuł się z tym dobrze, wiedział, że postępował słusznie.

— Jeśli mogę was o coś prosić… nie szukajcie go. Odnajdziecie tam jedynie głębokie rozczarowanie. A on niebawem zniknie − gdy tylko zrealizuje swoją tutejszą misję.

Czy wierzył, że go posłuchają? Nie. A już na pewno nie zrobi tego Aria. I właśnie dlatego, że była mu bardzo droga jako przyjaciółka, był gotów na radykalne kroki.

I jeśli będzie musiał ich powstrzymać, zrobi to. Wszelkimi środkami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^