ROZDZIAŁ 817

ATHANASIUS

Blickling, 26 marca 2023

Niestety, było tak, jak się tego spodziewał: Edmund narobił więcej szkody niż pożytku. Była to jego dość charakterystyczna cecha, przez co Athanowi niezbyt przyjemnie się z nim pracowało. Ale Elijah zawsze go lubił za ten nadnaturalny wręcz zapał i ciekawość — którą Tismaneanu uważał za zwykłą wścibskość. Ale na swojej robocie się znał, obaj zaś byli dalecy od pozbywania się dobrych pracowników z powodów tak płytko prywatnych, dlatego Edmund, chcąc nie chcąc, wciąż obracał się w kręgu athanowych znajomych.

I sprawił, że Aria zupełnie się nakręciła. A Athan zirytował jeszcze bardziej.

Przyłożył dłonie do skroni, delikatnie je rozmasowując. Wprawdzie głowa go jeszcze nie bolała, ale z pewnością zdąży rozboleć — chociażby od coraz usilniej wwiercającego się w niego spojrzenia Arii. Ona oczekiwała natychmiastowej reakcji, wyobrażając sobie pewnie, że dzięki ich wspaniałej pomysłowości i łutowi szczęścia już jutro przywitają tu Elijaha całego i zdrowego. I Athan wiedział, że musiał dać się wyszaleć jej nakręconej wyobraźni, a dopiero gdy odrobinę się uspokoi, próbować do niej dotrzeć w spokojny, logiczny sposób.

Ale póki co, nawet jego nieco dręczyło to zdjęcie.

— To niemożliwe — tłumaczył, choć nie wiedział, czy bardziej Arii, czy sobie — żeby to był on. A my sobie tylko krzywdę zrobimy takimi głupimi nadziejami. Marisie o tym ani słowa — dodał, łypiąc na małżonkę srogo. — Wiem, że to oczywiste, ale wolę to zaznaczyć.

To niemożliwe. Choć poniekąd… całkiem możliwe, biorąc pod uwagę Gudrun. Wtem uderzyła go myśl, nad którą, o dziwo, zastanawiał się bardzo niewiele. Unosząc telefon przed oczy, wpatrzył się w przesłane zdjęcie. Ze względu na zbyt duże zbliżenie, jakość była dość kiepska, ale nawet mimo tego widać było profil mężczyzny. Włosy miały podobny odcień, ale były za długie, zaczesane do tyłu. Zarys żuchwy i kości policzkowej wyglądały podobnie i pozwalały bardzo łatwo odtworzyć w pamięci twarz przyjaciela, która, zupełnie wbrew jego woli, czas nieco zamazał. I tak patrząc, zaczął się zastanawiać: jak wielu jest takich jak Gudrun? Kiedy ostatnio ktoś został wskrzeszony? Czy to się dzieje często? Na te wszystkie pytania mógłby mu oczywiście odpowiedzieć Goro. Dzisiaj już mieli wprawdzie spięcie i Athan nie miał większej ochoty się z nim kontaktować, ale…

Westchnął zrezygnowany, wzruszając lekko ramionami.

— Jeśli ktoś coś wie, to Goro. Choć zakładam, że gdyby coś wiedział, na pewno by ci powiedział. W końcu się przyjaźnicie — dodał, a ostatnie słowa pozostawiły na jego języku nieprzyjemny, gorzki posmak.

Już miał wybierać numer do demona, kiedy zamarł z ręką zawieszoną w powietrzu, pospiesznie coś analizując.

— Albo — zawahał się — może ty do niego zadzwoń. Ja już dzisiaj na niego nawarczałem.

Zaraz jednak znowu się zawahał. Analizował przez krótki moment wszystkie za i przeciw, po czym wręczcie lekceważąco machnął ręką.

— E tam — mruknął pod nosem — się będę nim przejmował. Zadzwonię.

Goro odebrał szybko, jak zawsze uprzejmy i gotowy do pomocy.

— Czy są jeszcze jakieś sposoby — wypalił Athan bez zbędnych wstępów — na wskrzeszenie zmarłych? Nie, nie mam nikogo takiego na liście — uzupełnił pospiesznie. — Po prostu pytam, czy są jeszcze jakieś sposoby na przywołanie martwego do życia?

W telefonie zaległa cisza, hucząc Athanowi w uszach. I o ile nie byłoby w tym nic dziwnego, bo demon mógł się po prostu zastanawiać — co samo w sobie byłoby interesujące — tak w tej ciszy dało się wyczuć delikatne... napięcie. Tismaneanu zmarszczył brwi, zastanawiając się, jaki był powód.

— Nie znam żadnych innych ziemskich Istot — odpowiedział ostrożnie i z namysłem — które potrafiłyby zrobić coś takiego. Jestem wręcz pewien, że tę sztukę posiadają tylko demony, i to mało które. Do głowy przyszli mi jeszcze nekromanci — dodał po chwili — ale raczej nie to masz na myśli.

Athan uważnie wsłuchiwał się w jego głos dudniący z telefonu z włączonym trybem głośnomówiącym. I choć bardzo się skupiał, żadnego kłamstwa nie uchwycił.

— Hmm… chyba nie — przyznał, spoglądając na Arię, która uważnie przysłuchiwała się rozmowie. — Ludzie wskrzeszeni przez nekromantów to nie są raczej tacy normalni… no wiesz, ludzie?

— Nie — odpowiedział natychmiast i dopiero teraz Athan usłyszał w jego głosie znaną już i typową dla Goro uprzejmą pewność. — To byty człowiekopodobne pozbawione własnej woli. Nie mają w sobie nic, co z żywej istoty tworzy człowieka.

Im dłużej rozmawiał z Goro, tym głupiej się czuł i tym większe miał wrażenie, że sam dawał się powoli ponieść tej paranoi szukania dziury w całym. Ale przynajmniej Aria nie będzie miała mu za złe, że nic w tym kierunku nie zrobił.

— Dobrze — mruknął powoli — czyli takich jak Gudrun jest raczej niewiele?

— Bardzo, bardzo niewiele.

— A… kiedy ostatni raz kogoś wskrzesiliście… jeśli to oczywiście nie tajemnica?

— Ostatnia była Gudrun — odparł Goro bez większego zawahania.

— Rozumiem. Dziękuję za pomoc i… przepraszam, że tak wcześniej na ciebie nawarczałem.

Krzywił się, gdy to mówił, ale czuł, że w zamian za tę garść informacji powinien odwdzięczyć się chociaż tymi małymi przeprosinami.

— Drobiazg. Cieszę się, że mogłem pomóc.

I tyle było z pomocy Goro, choć Athan nie był zaskoczony jej rezultatami. Popatrzył znacząco na Arię, nawet się nie odzywając — wiedział, że prawidłowo odczyta jego spojrzenie jako znak, że oto zrobili całkiem wiele, a skoro nawet demon niczego nie wiedział, to szansa na to, że facet ze zdjęcia był Elijahem, mocno zmalała. A jednak, zamiast zamknąć temat, Athan w zamyśleniu spojrzał przez okno. Zupełnie wbrew sobie i twierdzeniu, że pójście tym tropem jest bez sensu, cały czas analizował kolejne pomysły i ewentualności.

— Mógłbym zadzwonić do Matta — mruknął nieco obojętnie — choć nie wiem, co to da, skoro tak naprawdę nic nie wiemy. Ale spróbować można. Mógłbym też pogadać z Likarem, bo to powsinoga, ale z drugiej strony: jaka jest szansa, że akurat ci dwaj się spotkają? Nie oszukujmy się, minimalna. Zresztą — wybuchł, denerwując się sam na siebie — o czym my mówimy?! To na pewno nie jest on! Nie wiem, kim jest, ale nie on!

Mniej więcej w tym samym czasie napisał smsa do Edmunda, prosząc go o adres miejsca, w którym zrobił to przeklęte zdjęcie oraz z prośbą, by w miarę możliwości obserwował nieznajomego. Choć nad tym drugim długo się wahał — grację Edmunda można było porównać do słonia w składzie porcelany, więc nie był to najlepszy materiał na szpiega. Ale na razie to wszystko, co mieli.

Nagle zmarszczył brwi, szybko coś analizując.

— Wszystko mi się miesza — poskarżył się ni stąd, ni zowąd — i trochę mi się mylą te wszystkie osoby i imiona. Ale przecież tam w tym klasztorze była też ta cała Seraphina. Która, dodajmy, niby zmarła — zauważył z przekąsem. — Tam to niby nie była Seraphina, tylko ktoś inny, ale przecież na Petre zrobiło to ogromne wrażenie, i to na tyle, że tam z nimi został. Mówię tylko, że są jeszcze jakieś inne opcje, jak widać — wyjaśnił — ale to i tak nam nic nie daje. Bo gdyby z Elijahem stało się to samo, to Goro na pewno by nam o tym powiedział. A jak nie nam, to tobie.

Drażniło go niemiłosiernie takie gdybanie nad iksami, nie znając żadnych innych danych tego równania. Kluczyli jak dzieci we mgle ściągani zwodniczymi głosami syren, które w tym wypadku uosabiały głos nadziei. Aria chciała wierzyć, że to naprawdę był Elijah, a Athan, choć dużo bardziej sceptyczny, nie chciał nie wierzyć. Ta sprzeczność tkwiła w nim niczym drzazga, ale na razie nie chciał jej wyjmować.

Jeszcze nie.

— Jeśli masz jakieś pomysły, to proszę — rzekł z westchnieniem — chętnie posłucham i rozważę. Ale o podróży — dodał nagle groźniej, łypiąc znacząco na jej spory ciążowy brzuch — zapomnij!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^