ATHANASIUS
Blickling, 26 marca 2023
Niestety, było tak, jak się tego spodziewał: Edmund narobił
więcej szkody niż pożytku. Była to jego dość charakterystyczna cecha, przez co
Athanowi niezbyt przyjemnie się z nim pracowało. Ale Elijah zawsze go lubił za
ten nadnaturalny wręcz zapał i ciekawość — którą Tismaneanu uważał za zwykłą
wścibskość. Ale na swojej robocie się znał, obaj zaś byli dalecy od pozbywania
się dobrych pracowników z powodów tak płytko prywatnych, dlatego Edmund, chcąc
nie chcąc, wciąż obracał się w kręgu athanowych znajomych.
I sprawił, że Aria zupełnie się nakręciła. A Athan zirytował
jeszcze bardziej.
Przyłożył dłonie do skroni, delikatnie je rozmasowując.
Wprawdzie głowa go jeszcze nie bolała, ale z pewnością zdąży rozboleć — chociażby
od coraz usilniej wwiercającego się w niego spojrzenia Arii. Ona oczekiwała
natychmiastowej reakcji, wyobrażając sobie pewnie, że dzięki ich wspaniałej
pomysłowości i łutowi szczęścia już jutro przywitają tu Elijaha całego i
zdrowego. I Athan wiedział, że musiał dać się wyszaleć jej nakręconej
wyobraźni, a dopiero gdy odrobinę się uspokoi, próbować do niej dotrzeć w
spokojny, logiczny sposób.
Ale póki co, nawet jego nieco dręczyło to zdjęcie.
— To niemożliwe — tłumaczył, choć nie wiedział, czy
bardziej Arii, czy sobie — żeby to był on. A my sobie tylko krzywdę zrobimy
takimi głupimi nadziejami. Marisie o tym ani słowa — dodał, łypiąc na małżonkę
srogo. — Wiem, że to oczywiste, ale wolę to zaznaczyć.
To niemożliwe. Choć poniekąd… całkiem możliwe, biorąc pod
uwagę Gudrun. Wtem uderzyła go myśl, nad którą, o dziwo, zastanawiał się bardzo
niewiele. Unosząc telefon przed oczy, wpatrzył się w przesłane zdjęcie. Ze
względu na zbyt duże zbliżenie, jakość była dość kiepska, ale nawet mimo tego
widać było profil mężczyzny. Włosy miały podobny odcień, ale były za długie,
zaczesane do tyłu. Zarys żuchwy i kości policzkowej wyglądały podobnie i
pozwalały bardzo łatwo odtworzyć w pamięci twarz przyjaciela, która, zupełnie wbrew
jego woli, czas nieco zamazał. I tak patrząc, zaczął się zastanawiać: jak wielu
jest takich jak Gudrun? Kiedy ostatnio ktoś został wskrzeszony? Czy to się
dzieje często? Na te wszystkie pytania mógłby mu oczywiście odpowiedzieć Goro.
Dzisiaj już mieli wprawdzie spięcie i Athan nie miał większej ochoty się z nim kontaktować,
ale…
Westchnął zrezygnowany, wzruszając lekko ramionami.
— Jeśli ktoś coś wie, to Goro. Choć zakładam, że gdyby coś
wiedział, na pewno by ci powiedział. W końcu się przyjaźnicie — dodał, a
ostatnie słowa pozostawiły na jego języku nieprzyjemny, gorzki posmak.
Już miał wybierać numer do demona, kiedy zamarł z ręką
zawieszoną w powietrzu, pospiesznie coś analizując.
— Albo — zawahał się — może ty do niego zadzwoń. Ja już
dzisiaj na niego nawarczałem.
Zaraz jednak znowu się zawahał. Analizował przez krótki
moment wszystkie za i przeciw, po czym wręczcie lekceważąco machnął ręką.
— E tam — mruknął pod nosem — się będę nim przejmował.
Zadzwonię.
Goro odebrał szybko, jak zawsze uprzejmy i gotowy do pomocy.
— Czy są jeszcze jakieś sposoby — wypalił Athan bez zbędnych
wstępów — na wskrzeszenie zmarłych? Nie, nie mam nikogo takiego na liście —
uzupełnił pospiesznie. — Po prostu pytam, czy są jeszcze jakieś sposoby na
przywołanie martwego do życia?
W telefonie zaległa cisza, hucząc Athanowi w uszach. I o ile
nie byłoby w tym nic dziwnego, bo demon mógł się po prostu zastanawiać — co
samo w sobie byłoby interesujące — tak w tej ciszy dało się wyczuć delikatne...
napięcie. Tismaneanu zmarszczył brwi, zastanawiając się, jaki był powód.
— Nie znam żadnych innych ziemskich Istot — odpowiedział
ostrożnie i z namysłem — które potrafiłyby zrobić coś takiego. Jestem wręcz
pewien, że tę sztukę posiadają tylko demony, i to mało które. Do głowy przyszli
mi jeszcze nekromanci — dodał po chwili — ale raczej nie to masz na myśli.
Athan uważnie wsłuchiwał się w jego głos dudniący z telefonu
z włączonym trybem głośnomówiącym. I choć bardzo się skupiał, żadnego kłamstwa
nie uchwycił.
— Hmm… chyba nie — przyznał, spoglądając na Arię, która
uważnie przysłuchiwała się rozmowie. — Ludzie wskrzeszeni przez nekromantów to
nie są raczej tacy normalni… no wiesz, ludzie?
— Nie — odpowiedział natychmiast i dopiero teraz Athan
usłyszał w jego głosie znaną już i typową dla Goro uprzejmą pewność. — To byty
człowiekopodobne pozbawione własnej woli. Nie mają w sobie nic, co z żywej
istoty tworzy człowieka.
Im dłużej rozmawiał z Goro, tym głupiej się czuł i tym
większe miał wrażenie, że sam dawał się powoli ponieść tej paranoi szukania
dziury w całym. Ale przynajmniej Aria nie będzie miała mu za złe, że nic w tym
kierunku nie zrobił.
— Dobrze — mruknął powoli — czyli takich jak Gudrun jest
raczej niewiele?
— Bardzo, bardzo niewiele.
— A… kiedy ostatni raz kogoś wskrzesiliście… jeśli to oczywiście
nie tajemnica?
— Ostatnia była Gudrun — odparł Goro bez większego zawahania.
— Rozumiem. Dziękuję za pomoc i… przepraszam, że tak
wcześniej na ciebie nawarczałem.
Krzywił się, gdy to mówił, ale czuł, że w zamian za tę garść
informacji powinien odwdzięczyć się chociaż tymi małymi przeprosinami.
— Drobiazg. Cieszę się, że mogłem pomóc.
I tyle było z pomocy Goro, choć Athan nie był zaskoczony jej
rezultatami. Popatrzył znacząco na Arię, nawet się nie odzywając — wiedział, że
prawidłowo odczyta jego spojrzenie jako znak, że oto zrobili całkiem wiele, a
skoro nawet demon niczego nie wiedział, to szansa na to, że facet ze zdjęcia
był Elijahem, mocno zmalała. A jednak, zamiast zamknąć temat, Athan w zamyśleniu
spojrzał przez okno. Zupełnie wbrew sobie i twierdzeniu, że pójście tym tropem
jest bez sensu, cały czas analizował kolejne pomysły i ewentualności.
— Mógłbym zadzwonić do Matta — mruknął nieco obojętnie — choć
nie wiem, co to da, skoro tak naprawdę nic nie wiemy. Ale spróbować można. Mógłbym
też pogadać z Likarem, bo to powsinoga, ale z drugiej strony: jaka jest szansa,
że akurat ci dwaj się spotkają? Nie oszukujmy się, minimalna. Zresztą —
wybuchł, denerwując się sam na siebie — o czym my mówimy?! To na pewno nie jest
on! Nie wiem, kim jest, ale nie on!
Mniej więcej w tym samym czasie napisał smsa do Edmunda,
prosząc go o adres miejsca, w którym zrobił to przeklęte zdjęcie oraz z prośbą,
by w miarę możliwości obserwował nieznajomego. Choć nad tym drugim długo się
wahał — grację Edmunda można było porównać do słonia w składzie porcelany, więc
nie był to najlepszy materiał na szpiega. Ale na razie to wszystko, co mieli.
Nagle zmarszczył brwi, szybko coś analizując.
— Wszystko mi się miesza — poskarżył się ni stąd, ni zowąd —
i trochę mi się mylą te wszystkie osoby i imiona. Ale przecież tam w tym klasztorze
była też ta cała Seraphina. Która, dodajmy, niby zmarła — zauważył z przekąsem.
— Tam to niby nie była Seraphina, tylko ktoś inny, ale przecież na Petre zrobiło
to ogromne wrażenie, i to na tyle, że tam z nimi został. Mówię tylko, że są
jeszcze jakieś inne opcje, jak widać — wyjaśnił — ale to i tak nam nic nie
daje. Bo gdyby z Elijahem stało się to samo, to Goro na pewno by nam o tym powiedział.
A jak nie nam, to tobie.
Drażniło go niemiłosiernie takie gdybanie nad iksami, nie
znając żadnych innych danych tego równania. Kluczyli jak dzieci we mgle
ściągani zwodniczymi głosami syren, które w tym wypadku uosabiały głos nadziei.
Aria chciała wierzyć, że to naprawdę był Elijah, a Athan, choć dużo
bardziej sceptyczny, nie chciał nie wierzyć. Ta sprzeczność tkwiła w nim niczym
drzazga, ale na razie nie chciał jej wyjmować.
Jeszcze nie.
— Jeśli masz jakieś pomysły, to proszę — rzekł z westchnieniem — chętnie posłucham i rozważę. Ale o podróży — dodał nagle groźniej, łypiąc znacząco na jej spory ciążowy brzuch — zapomnij!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz