Tidamu
Kiwał powoli
głową, przysłuchując się temu, co miała do powiedzenia Nekromantka. To ona w
ich duecie była tą, która wiodła prym, więc nie zamierzał się z nią spierać.
Póki ich interesy biegły tym samym torem, nie widział potrzeby żeby stawiać się
kobiecie. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby zaczęła działać przeciw
niemu, to mógłby zdobyć się na bardziej radykalne kroki. Nie chciał teraz
jednak o tym myśleć, bo kroczyli wspólnie w tym samym kierunku i to było
najważniejsze. Szanował Mori, która jako jedyna okazała mu wsparcie, gdy
wygnano go ze wspólnoty. To w niej znalazł zrozumienie. Ona jedyna zaufała jego
słowom.
W sercu Tidamu płonął ogień – nie gasnący, nie znoszący wątpliwości. Jego
dusza była okrętem, którym steruje święty dogmat, a w żaglach szaleje wiatr objawienia. Szedł naprzód, nie spoglądając na boki, bo wiedział, że wątpliwość to pokusa, a
pokusa to grzech. Lękał się chaosu i tego, co nieopisane, co nie mieści się w
księgach jego wiary. Drżał przed pustką, w której nie słychać głosu Boga.
Przerażała go myśl, że świat mógłby być inny, niż go uczono, że prawda mogłaby
mieć więcej barw niż tylko czerń i biel.
Fascynuje go boski absolut, pewność, że jest wybrany, że zna tajemnicę,
której inni nie dostrzegają. Czuje ekstazę, gdy słowa świętych pism palą się w
nim jak płomienie. Wierzył, że stoi po stronie światła, że jest rycerzem w
służbie Nieba. I choć jego serce jest przepełnione ogniem, to w tym ogniu tli
się też cień i lęk przed upadkiem, przed tym, że może błądzić. Ale nie
dopuszcza tej myśli. Bo gdyby dopuścił, musiałby przyznać, że nie jest
nieomylny. A tego nie zniósłby jego duch.
Rozmowa z Opatem nie należała do przesadnie przyjemnych, bo starzec nie
chciał nic mu powiedzieć. Próbował na różne sposoby i w taki sposób, by ten nie
zorientował się, jak bardzo mu na tych informacjach zależy. Z pomocą jednak
przyszedł mu ktoś inny i to w momencie, kiedy miał już opuszczać opactwo.
- Byli tu kilka dni temu. Grupka ludzi, chyba z Londynu.
Tidamu odwrócił się powoli i spojrzał na mężczyznę, który dogonił go tuż
przy bramie. Nie rozpoznał go od razu, bo postarzał go mijający upływ czasu.
- Brat Jakub? – zapytał niepewnie, a ten w odpowiedzi machnął tylko niedbale ręką i zbliżył się do niego na odległość kilku kroków. Daniel zauważył, że duchowny miał na sobie zwykłe ubranie robocze, a nie uświęcone szaty. Zdziwiło go to, ale sam nie zamierzał pytać. Nie było to dla niego aż tak ważne żeby strzępić sobie język.
- Już nie. Odrzuciłem święcenia dla miłości, ale nie Boga, rzecz jasna.
Pracuję w opactwie, zajmuję się głównie ogrodem. Chodź, coś ci pokażę. No chodź,
chłopcze – ponaglił go i pokuśtykał w przeciwną stronę, dając znak by Tidamu za
nim podążył. Westchnął bezgłośnie i choć miał wielką ochotę odejść, ruszył za mężczyzną.
- Spójrz tam, no popatrz tylko. Wszystko zniszczone. Ławeczka i krzewy. Boże przenajświętszy, cóż to za wandale. Opat ich ugościł, a oni coś takiego narobili. – lamentował Jakub, wskazując zniszczone krzaki i wysłużoną, starą ławkę. Daniel uważnie przyjrzał się wszystkiemu, starając się zapamiętać, jak najwięcej szczegółów.
- O kim mówisz?
- Kilka dni temu był tu Athanasius Tismaneanu. To jeden z głównych darczyńców
i ulubieniec Opata. Był z grupką ludzi. Dziewczyna i jeszcze trzech mężczyzn.
Nie wiem, kim byli. I ktoś z nich zniszczył ogród. Nikogo innego nie
przyjmowaliśmy, więc to musieli być oni. Zgłosiłem to, ale Opat nic sobie z
tego nie robi. Zarzekał się, że to nie oni. Na Athanasiusa złego słowa nie da powiedzieć – machnął ponownie ręką i Tidamu mógłby
przysiąc, że do jego uszu doleciało padające z ust Jakuba przekleństwo.
- Wiesz, po co przyjechali?
- A skąd! To prywatne sprawy Opata. Ja wypadłem już dawno z łask, chłopcze. To cud, że pozwolił mi tu zostać i pracować. – wyjaśnił mężczyzna, kręcąc lekko głową i poprawiając kołnierz swojego znoszonego płaszcza. Wiatr się nasilił i on również zaczął odczuwać powoli chłód.
- Masz rację, zachowali się okropnie. Ludzie teraz pozbawieni są dobrego
wychowania. Za grosz wdzięczności – skwitował Tidamu, na co Jakub ochoczo się z
nim zgodził. Porozmawiali jeszcze kilka minut po czym Daniel pożegnał się z
dawnym duchownym i opuścił opactwo. Będąc już w samochodzie, wyjął telefon i
napisał wiadomość do kontaktu zapisanego jako X.
Znajdź mi informacje o Athanasiusie Tismaneanu. Najszybciej, jak się da.
Odpowiedź nadeszła w ekspresowym tempie. Duchowny zerknął jeszcze na tylne siedzenie, na którym spoczywała książka dla Mori. Dostrzegł na niej jeszcze kilka kropel krwi, a był pewien że pozbył się wszystkich. Zdobycie jej było najbardziej wymagającą wysiłku rzeczą, jaką zrobił od dawna. Miał nadzieję, że przyjaciółka doceni jego poświęcenie. Westchnął raz jeszcze tego dnia i ruszył w stronę Blickling.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz