Rozdział 792

Wysłannik II

Panika ogarnęła całe jej ciało i choć bardzo chciała, nie była w stanie nad tym zapanować. Serce łomotało w piersi, a ból trawił wnętrzności. Zgięła się w pół i powoli uspokajała oddech. Nie wiedziała, co działo się wokół niej i kto właściwie oderwał ją od Petre. W jej sercu powstała burza, jakby niebo samo rozdarło się na pół, a pomiędzy jego światłem a ciemnością tkwi niepewność, która wciąż ją dręczy. Miłość, jak nieuchwytny cień, wciąż przyciąga jej kroki w jego stronę, ale lęk przed tym, co mogłoby się stać, krępuje jej duszę. Czuje w sobie nieprzeparte przyciąganie, jakby jego imię było kluczem do czegoś zakazanego, ale wycofuje się, bo serce nie chce, by cierpiał. Ta niepewność jest jak ciężki kamień, który tkwi w jej piersi i nie pozwala oddychać. Nie wiedziała, czy to miłość, czy strach, który ją pożera. Petre się jej boi. Strach, który wkradł się w jego spojrzenie, sprawił, że jej serce pękło na kawałki, nie mogąc już znieść tej rozpaczy, tego rozdarcia, tego pustego miejsca pomiędzy nimi. Seri uważała, że zawsze coś ich różniło, zawsze coś stało na przeszkodzie, coś było między nimi i nie pozwalało, by ich ręce się spotkały. Dlaczego właśnie teraz Dumitrescu zdecydował się, by ją pocałować? Dlaczego nie zrobił tego wcześniej, kiedy jeszcze żyła i mogła na ten gest odpowiedzieć.

Kiedy doszła do siebie i usłyszała głos Leonarda, pożałowała że nie jest jeszcze zamroczona. Nie mogła znieść jego obecności, bo drażniło ją to, że klecha miał rację. Miał cholerną rację. Czy Batara Kala rzeczywiście był aż taki zły, biorąc pod uwagę to, co robił teraz jego brat? Bogowie od zawsze bawili się ludźmi i nie liczyli się z ich losem, więc zapewne obaj byli do siebie pod tym względem podobni. Przekonanie o tym, że mogą wszystko było destrukcyjne i prowadziło do cierpienia słabszych istot: ludzi, wampirów, demonów i innych nadprzyrodzonych. Nie liczyło się nic poza ich boskością i możliwościami oraz władzą, która się z tym wiązała. Seraphina nie miała już dłużej siły, aby temu zaprzeczać. Podniosła się z ziemi z trudem i spojrzała na ręce, które chwilę temu zaciskały się na szyi Petre. Gdy tylko o tym pomyślała, ogarnęła ją panika.

- To nie byłam ja. Ja nigdy bym go nie skrzywdziła, nigdy. – szepnęła, nie patrząc na Svika, a nadal obserwując swoje dłonie. Były teraz zakrwawione jej własną krwią. To mogła być krew Petre. Zawahała się na moment i powoli uniosła głowę, dopiero teraz zaszczycając Leonarda spojrzeniem. Patrzył na nią bezczelnie, ale nie sądnie. Nie oceniał jej w żaden sposób tylko stwierdzał fakty i wyciągał wnioski.

- Usłyszałam w myślach jego głos. Powiedział, że zasługuje na karę i ... To był on. Przejął nade mną kontrolę, po raz kolejny. Błagałam go żeby nie krzywdził Petre, ale on nie przestawał. Jaaa ja mu się poddałam. Musiałam to zrobić. Złamał mnie – wyjawiła, zupełnie nie wiedząc dlatego to robiła. Dlaczego szeptała do tej glisty i liczyła na to, że on jakoś jej pomoże. Leonard przecież znał ból, jaki może zadać mu jego Pan i pokornie go przyjmował, zapewne będąc przekonanym, że na niego zasługuje. Seri była pewna, że na to nie zasłużyła, dlatego ciężko jej było pogodzić się ze swoim losem i zaakceptować fakt, że Dis Patre może zrobić z nią wszystko i z jej bliskimi. Klęczała u jego stóp i nazywała panem. Czuła, że nie mogła upaść niżej.

- Nie wiem, czy to są uczucia. Wydaje mi się, że po prostu wyobrażam sobie, co bym czuła w danej chwili. Gdyby Petre pocałował mnie wcześniej, to skakałabym z radości, miałabym motylki w brzuchu. Teraz po prostu siedziałam i bardzo chciałam żeby nigdy nie przestawał. Chciałam żeby był obok, a jednocześnie chciałam go odepchnąć i ochronić przed sobą. Przecież ja nie żyje. Mnie już nie ma, więc lepiej żeby dalej traktował mnie jak trupa i zapomniał. To nie przyniesie niczego dobrego – przyznała z głośnym westchnieniem. Czy drugi Wysłannik również miał takie rozterki? Czy to dlatego nie chciał, by jego bliscy go zobaczyli?
- Było mi gorąco. Czy to się liczy? – zapytała, parskając cicho. Zamyśliła się na dłuższą chwilę i ponownie spojrzała na siedzącego obok Leonarda. Tego, którego tak bardzo nienawidziła.

- Jedyne, czego jestem pewna na sto procent, to to że mam ochotę cię zabić. Ilekroć cię widzę, wymyślam różne sposoby, bo wiem że i tak wrócisz, ale im dłużej o tym myślę, dochodzę do wniosku, że to nie do końca moje pragnienia. Szczerze? Dlaczego miałabym właściwie tego chcieć? Najbardziej skrzywdziłeś Ilarie, a ona nijak mnie obchodzi. Nigdy nie byłam przesadnie mściwa. Gdybym mogła myśleć tylko, jak Seraphina, to byłbyś mi po prostu obojętny. Dostałeś swoją karę: nie masz Pana, straciłeś kobietę którą kochasz, zostałeś sam i w dodatku jesteś nieśmiertelny, więc będziesz tą stratę przeżywał w nieskończoność. Co miałaby dać mi twoja śmierć? Dla mnie ona nic nie znaczy – dodała, posyłając mu lekki uśmiech, ale szybko jej twarz znowu przybrała obojętny wyraz. Domyślała się, że to pragnienie śmierci Svika było specjalnie podsycane przez Dis Patre, ale w jakim konkretnie celu? Nie miała pojęcia.

- Nie chcę nikogo skrzywdzić. Myślisz, że jest jakiś sposób żeby uwolnić się od Dis Patre i zerwać umowę? Czy ja wtedy po prostu wrócę do świata zmarłych? Przecież to dzięki jego woli jestem tutaj, ale nie chcę mu służyć, nie w taki sposób, kiedy on nie daje mi wyboru. Grozi i co chwilę wymierza kary tylko po to żeby napawać się moim upadkiem i tym, że w końcu jestem pokorna. Czy ja jestem w ogóle mu potrzebna, czy chodzi tylko o to żeby mnie ujarzmić i pokazać, że on może wszystko. Dlaczego tak się na mnie uparł? To bez sensu, bo nie jestem nikim szczególny. Nie mam magicznych mocy ani żadnych wyjątkowych umiejętności. Takich łowców jak ja jest całe mnóstwo. Długo mnie namawiał, długo odmawiałam. Wiedział od początku, co powiedzieć żebym się zgodziła. Petre jest moim słabym punktem. Odniosłam wrażenie, że Sum był przeciwny, ale oczywiście otwarcie nie sprzeciwił się bogu. – wyjaśniła , wycierając dłonie w rajstopy, ale krew zdążyła już skrzepnąć i nie było to wcale łatwe.

- Pomóż mi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^