Starała się zachować obojętny ton i tak samo beznamiętny wyraz twarzy. Przy Petre było to bardzo trudne, zwłaszcza że on tak uparcie przekonywał i siebie i ją, że jej stan można było odwrócić. Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę, kiedy zdążył tak zmężnieć i stać się taki zdecydowany. Zawsze to Ilarie wiodła prym, a teraz gdy nie było jej obok, młodszy z rodzeństwa pokazywał, że jest nie mniej oddany sprawie i potrafi sam podejmować decyzje. Seraphina uważała iż wybór, którego dokonał, był bardzo głupi i zupełnie nie wart zachodu. Tak, jak powiedział jej pierwszy Wysłannik, musi wyrzec się swojego dawnego imienia i zapomnieć o swoim życiu, które już się skończyło. Ona nie chciała tak tego postrzegać, nie chciała myśleć, że się skończyła i teraz była tylko pustym naczyniem, które wypełnia swoją wolą Dis Patre. Jej towarzysz miał rację – spotkanie z bliskimi jest niezwykle trudne, zwłaszcza gdy oni uparcie próbują przywrócić ją do życia. Nie dziwiła się więc temu, że mężczyzna wolał trzymać się z dala od wszystkich, których znał i którzy znali jego. To był inny rodzaj bólu i choć teoretycznie nie odczuwała go fizycznie, to zdawała sobie z niego sprawę. Bóg nie wyłączył jej pamięci, więc dobrze wiedziała, jak czułaby się w tej chwili, gdyby była zwykłą Seraphiną. I to sprawiało, że była w stanie podsuwać sobie podświadomie emocje. Kiedy to pojęła, od razu pomyślała o drugim Wysłanniku. Czy on o tym wiedział, czy ignorował nawet własną podświadomość?
Petre skakał z tematu na temat, jakby próbował wyrzucić z głowy wszystkie myśli na raz. Nagle wzburzył się i wspomniał o Sviku, na co Seri cała się spięła. Jedyne, co czuła całą sobą była niechęć do kapłana Batara Kala. Skrzywiła się i cicho westchnęła.
- Uwierz, że gdybym mogła, to pozbyłabym się go na dobre, ale chwilowo jest nam potrzebny. Szybko zniknie, nie martw się. Kiedy załatwimy sprawę z duszami, znajdę go i nic mnie wtedy nie powstrzyma – zniżyła głos do szeptu, zaciskając dłonie na krawędzi ławki tak mocno, że aż zbielały jej kostki. Oczywiście, że pamiętała co im wszystkim zrobił i do czego doprowadziły jego knucia i manipulacje. Wysłanniczka uważała, że nie poniósł jeszcze odpowiedniej kary, jednak jedyną logiczną i taką, która faktycznie by go dotknęła i przejęła, nie była jego własna śmierć ani cierpienie. On sam dla siebie nic nie znaczył. Jego istnieniu nadawało sens służenie innym, bycie dla kogoś ważnym i potrzebnym. Należało uderzyć zatem tam, gdzie najbardziej zaboli, czyli w Ilarie lub jego ukochanego Pana. Wszystkie drogi do tego były jednak zamknięte. Batara Kala był zbyt potężny i uwieziony, a Ilarie.... Tego zrobić nie mogła, bo ucierpiał by również Petre i Adina. Dlatego tak bardzo ją to frustrowało. Nie mogła zadać mu żadnego ciosu, żadnego który znaczyłoby cokolwiek. Czy Leonard zdawał sobie z tego sprawę? Nie, podejrzewała że nie. To wszystko przesłaniało mu jego własne ego.
- Obawiam się, że nic nie zdziałasz. Nawet jeśli ci się uda, co oczywiście jest niemożliwe, to zapominasz o najważniejszym. Seraphina nie żyje. Jestem tutaj, bo taka jest wola Dis Patre. Czy myślisz, że on ją wypuści i pozwoli wrócić do żywych? Słyszysz chyba, jak to brzmi – mówienie o sobie w trzeciej osobie było łatwiejsze. Wtedy nie czuła nici przywiązania i mogła starać się odpychać od siebie Petre. Wiedziała, że raniły go jej słowa, ale tak było lepiej. Lepiej, by zapomniał i żył własnym życiem, tym które mu podarowała.
Łowczyni nabrała głęboko powietrza i już chciała się odezwać, dalej tłumacząc że jej obecność na ziemi jest chwilowa, gdy nagle zarejestrowała przyspieszony ruch obok siebie. Odwróciła powoli głowę w stronę mężczyzny siedzącego obok niej i nim zdołała zareagować, Petre ją pocałował. Siedziała sztywno, bez ruchu i bez oddechu. Jego gorące usta przesuwały się po jej wargach niespiesznie, ale nie było w tym ostrożności. On wiedział, co robił i chciał tego. Nie wahał się, nie obmyślał żadnego planu. Seraphina poczuła, jak zalewa ją żar i jak powoli uwalnia kolejne emocje: radość, pożądanie, oczekiwanie, tęsknotę i strach. Miłość, miłość przede wszystkim. To był zaledwie ułamek sekundy, ale wystarczył by w dziewczynie coś się przebudziło. Nie wiedziała, co zrobić z rękoma, więc dalej zaciskała je na ławce i mogłaby przysiąc, że usłyszała trzask. Czy to ławka pękła, czy jej serce? Poddała mu się i odwzajemniła pocałunek, choć każda komórka jej ciała wyrywała się do ucieczki. Ból w klatce piersiowej był tak wielki, że obezwładniał całe jej ciało.
Czy ja przypadkiem nie powiedziałem, że macie zająć się sprawą? Hmm najwyraźniej potrzebujesz większej motywacji.
Dłonie Seraphiny uniosły się wbrew jej woli i spoczęły na ramionach Petre. Chciała się od niego odsunąć, ale Dis Patre przejął nad nią kontrolę. Pogłębiła pocałunek, wsunęła w jego usta język i przywarła do niego całym ciałem. Jej dłonie przesuwały się po jego plecach, wyczuwały każdy mięsień i zapamiętywały. Oderwała się od niego tylko na chwilę, by zaczerpnąć powietrza i cichutko wyszeptać jego imię.
- Petre
Po policzkach Seraphiny pociekły łzy, gdy jej własne dłonie zacisnęły się na jego szyi i zaczęły dusić mężczyznę. Chciała go przeprosić, chciała się uwolnić i ucie, jak najdalej od niego. Wpatrywała się w jego szeroko otwarte oczy, zaskoczone i zlęknięte.
Błagam, nie rób tego. Proszę. Zrobię wszystko. Błagam, przestań. Panie – powtarzała w myślach prośby do Dis Patre, na które ten był głuchy. Po raz pierwszy nazwała go swoim panem, po raz pierwszy zapewniła, że zrobi dla niego wszystko. Oddała mu się w pełni byle tylko nie krzywdził Petre jej własnymi rękami. W głowie usłyszała jego śmiech.
A więc możesz być pokorna. Bardzo dobrze, Wysłanniczko. Musisz jednak ponieść karę, więc patrz na to, co go czeka jeśli znowu się do ciebie zbliży. Patrz na jego twarz i strach, który wyraża. Boi się ciebie. Krzywdzisz go i tylko do tego jesteś zdolna. Poddaj mi się i służ, a nikt nie ucierpi.
Taaak, Panie. Będę posłuszna.
Poczuła, jak czyjeś silne ręce odrywają ją od Petre i rzucają do tyłu, na różany krzak. Kolce wbiły się w jej ciało, ale Seri ten ból pomógł. Usłyszała za sobą głos Leonarda, który nakazywał Petre żeby wrócił do środka. Seraphina oddychała z trudem, zaciskając dłonie na krzaku i raniąc sobie skórę. Nie tak dawno cieszyła się, że poznała słaby punkt Svika, a wyglądało na to, że i ona go miała i był nim Petre Dumitrescu. Chciała ochronić go za wszelką cenę, nawet za cenę swojego poddania, a więc tego co dla niej było najważniejsze. Zorientowała się, że była nie tylko cike Dis Patre, ale również Petre, choć ten nie zdawał sobie z tego nawet sprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz