Wysłannik II
Patrzyła na Petre
z obojętnością i sercem wypełnionym pustką. Tak bardzo nienawidziła Dis Patre
za to, co jej zrobił. Nienawidziła Leonarda za to, że postawił ją przed wyborem,
który skończył się jej śmiercią. Nienawidziła siebie, bo tak bardzo chciała
poczuć to, co wcześniej, ale nie potrafiła. Były w niej tylko strzępy dawnych
uczuć i całe pokłady czarnej, gęstej mazi, która niczym choroba, trawiła ją od
środka. Ból rozrywał jej dusze, gdy Petre ją obejmował, bo nikt nigdy nie robił
tego w taki sposób, z taką tęsknotą. W myślach wykrzykiwała, jak bardzo sama za
nim tęskniła i jak chciała go zobaczyć, ale z jej ust nie padło ani jedno
słowo. Zawładnął nią strach, bo czy on zechciałby ją w takiej formie? Nie
chciał jej wcześniej, gdy była kompletna, a więc teraz tym bardziej. Ta myśl
nie dawała jej spokoju i przytłaczała ją. Miała wrażenie, że bóg bawił się jej
emocjami i włączał je, kiedy mu się podobało. Otwierał przed nią drzwi, a gdy
podchodziła do progu, zatrzaskiwał je i nie pozwalał wyjść i opuścić matni, w
którą wpadła. Była w potrzasku i czegokolwiek by nie próbowała, aby się uwolnić,
zakończy się to porażką. Nie mogła wyrzucić z głowy również słów Svika, który mówił,
że teoretycznie powinna należeć do Batara Kali, ze względu na swoją magiczną
stronę, bo jego Pan był władcą wszystkich nadprzyrodzonych dusz. Łowczyni za
taką nigdy się nie uważała, ale być może kapłan miał rację. Seraphina rozważała
to przez cały czas i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Dis Patre specjalnie
wpajał swoim Wysłannikom tak wielką lojalność wobec siebie, by ci nie poczuli
więzi z jego bratem.
Rozmowa z opatem okazała się owocna, a pomoc Athanasiusa niezastąpiona. Zdobyli ważne informacje, które bez wątpienia pomogą im w sprawie. Seri starała się trzymać z boku, unikając Petre ku uciesze Leonarda, który obserwował ją tak, jakby oglądał swój ulubiony serial. Czerpał przyjemność z jej zagubienia i prób Petre, który starał się nawiązać z nią jakiś kontakt. Miała ochotę znowu go ukatrupić, ale chwilowo był im potrzebny, choć podobno nie było ludzi niezastąpionych.
Po kolacji wszyscy
rozsiedli się w małym, skromnie urządzonym saloniku. Athan dyskutował o czymś z
opatem, Svik z kolei wypytywał o coś towarzyszącego im demona, a ona cały czas
czuła na sobie spojrzenie Petre. Zapewne miał wiele pytań, podobnie jak ona. Zerkała
na niego ukradkiem, a kiedy ich spojrzenia się w końcu spotkały, kiwnęła mu
lekko głową dając tym samym znak, by poszedł za nią. Nie wiedziała, co chciała
mu powiedzieć, ale czuła, że musi to zrobić. Była mu to winna. Wymknęli się do
ogrodu, który o tej porze roku wyglądał jeszcze sennie, dopiero budząc się z
zimowego letargu. Różane krzewy zaczęły już wypuszczać pierwsze pąki, a ich
zapach rozchodził się delikatnie w powietrzu. Gdzie niegodzeń wśród trawy spoczywały pożółkłe liście i połamane
gałązki, które świadczyły o tym, że nikt jeszcze nie zabrał się na poważnie za
przygotowanie ogrodu na nową porę roku. W małym zagajniku stała samotnie stara
ławeczka, której drewno zdążyło pokryć się patyną czasu, jakby przechowywała
wszystkie rozmowy minionych wiosen. Woda w poidle dla ptaków lśniła, odbijając jasny
blask pełnego księżyca, który dumnie połyskiwał na niebie. Nic i nikt nie zakłócał
spokoju późnego, chłodnego wieczoru.
Seri nie
chciała, by ktokolwiek ich słyszał, dlatego wybrała akurat to miejsce. Zwróciła
na nie uwagę już wcześniej, gdy wyglądała z okien jadalni podczas posiłku. Usiadła
na ławeczce i poklepała miejsce obok siebie. Kiedy mężczyzna usiadł, a ona
poczuła jego ciepło i bliskość, zamarła. Chciała, by był jej tak obojętny, jak
powinien. Długo milczeli aż w końcu pierwsza odezwała się Wysłanniczka.
- Szalone,
co? Że jestem tutaj po tym, jak spaliliście jej ciało. Myślę, że ona bardzo to
docenia– spoglądała przed siebie, usilnie starając się na niego nie patrzeć. Wiedziała,
że jeśli to teraz zrobi, to nie będzie w stanie wypuścić go z objęć, nie będzie
w stanie odejść, a przecież niedługo zniknie. Kiedy doprowadzą do końca zadanie,
zarówno ona jak i drugi Wysłannik, będą musieli wrócić do świata zmarłych, bo
tam właśnie było ich miejsce.
- A więc w
końcu odwiedziłeś Arię. Świetnie – wycedziła przez zaciśnięte szczęki, szybko
jednak się opanowując. Nagle przypomniało się jej, co właściwie Dumitrescu
robił w Anglii i oblała ją nagła fala złości. W głowie słyszała śmiech Dis
Patre, a oczyma wyobraźni zobaczyła, jak bóg popija wino i ogląda jej poczynania
na ziemi, sterując nią jak marionetką. Bawiło go to, jak się motała.
- Posłuchaj,
Petre ja... Ja nie jestem Seraphiną. Nie mam już imienia i nie mam uczuć. To,
co powiedział Svik, to prawda. Nie chcę sprawiać ci przykrości swoją obojętnością,
bo mimo wszystko wiele dla niej znaczyłeś. Zakochała się w tobie, ale pewnie i
tak się domyśliłeś, bo raczej kiepsko to ukrywała. To żebyś towarzyszył panu
Tismaneanu nie było moim pomysłem, a Svika. Chciał sprawdzić, jak zareaguje na
twój widok. Dla mnie twoja obecność jest tutaj zbędna. Mam wykonać zadanie dla
Dis Patre i tylko to się liczy – odwróciła się powoli w stronę mężczyzny i
utkwiła w nim spojrzenie. Jej wzrok był pusty, a głos chłodny i rzeczowy. Nie
było sensu zwodzić Petre i udawać, że Seraphina wróciła do żywych. Przyznanie
tego sama przed sobą było okropnym uczuciem, podobnie jak pogodzenie się z
losem i z tym, że Patre Dumitrescu nigdy nie będzie do niej należał.
- Nie
traktuj mnie tak, jak ją. Ona nie żyje i nigdy nie wróci, a ja za chwilę i tak
zniknę. Wróć do Arii i zapomnij o tym, że mnie spotkałaś. Tak będzie dla ciebie
lepiej. – nie uśmiechnęła się i nie rozpłakała. Jeśli jeszcze kilka chwil temu tliły
się w niej jakieś uczucia, teraz tłumił je wszechogarniający ból. Pulsował i
nie dawał o sobie zapomnieć. Czy tak czuł się drugi Wysłannik wiedząc, że w
pobliżu są jego bliscy którzy oddaliby
wszystko żeby go odzyskać? On przecież też starał się chronić ich przed samym
sobą, tak jak robiła to teraz Seri. Musiała trzymać od siebie Petre z daleka żeby
nie mogła go skrzywdzić i żeby Leonard nie mógł go wykorzystać. Z duchownym
jeszcze miała zamiar porozmawiać, jak już wszyscy w klasztorze rozejdą się do
swoich pokoi i nikt nie będzie mógł usłyszeć jego jęków bólu. Nie miał prawa ściągać
tu Petre i urządzać sobie z nich przedstawienia, bez względu na to, czy miał
rację podczas ich rozmowy, czy nie.
- Uszcześliwiałeś ją. Przez tą jedną, krótką chwilę byłeś dla niej wszystkim tym, czego nigdy nie miała. Taka promienna i jasna niczym słońce. Wypełniał ją wieczny smutek i samotność. Odmieniłeś jej los, a ona odwdzięczyła się tak, jak najlepiej potrafiła. Nie miej do siebie żadnych pretensji i nie obwiniaj się o to, co się stało. Pamiętaj tylko te dobre chwile, niech nic innego nie przysłania tego blasku, który miała w sobie Seraphina. Dlaczego powinieneś zapomnieć o mnie i o tym, że kiedykolwiek się spotkaliśmy - wiedziała, że miała rację i wiedziała, że drugi Wysłannik byłby zadowolony z tego, jak podeszła do tej sprawy.
Nic nie czuła. Zupełnie nic.
Taaaaak, akurat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz