Rozdział 786

Wysłannik II

W sercu tlił się niepokój, jak zgaszona świeca, której płomień wciąż wyłania się, by za chwilę zniknąć w cieniach wątpliwości. Każdy krok ku przyszłości to jak zanurzenie we mgle, gdzie nie wiadomo, co czai się za rogiem. Uczucia — tak intensywne i pełne, a zarazem kruche jak szkło — nie przestają zaskakiwać, jakby były obcymi gośćmi, których nie potrafiła dobrze poznać. Strach przed konsekwencjami decyzji, które już raz podjęła, krąży w powietrzu, kładąc ciężar na piersi, który nie pozwalał jej oddychać spokojnie. Co jeśli w tym, co teraz czuje, nie ma nic pewnego? Co jeśli za chwilę to wszystko rozpłynie się w pustce, a z każdą podjętą decyzją straci kawałek siebie? Już i tak było jej mało, tyle co nic. Miała wrażenie, że z dawnej siebie została jej tylko twarz. Zagubienie w tym, co prawdziwe, co trwałe, a co tylko chwilowe, stało się nieodpartą falą, która coraz mocniej porywa w otchłań niepewności.

Pustka w sercu rozciągała się jak bezkresna przestrzeń, cichym echem odbijając każde słowo, które kiedyś miało sens. Było to miejsce, w którym czas zdawał się zatrzymywać, a w powietrzu nie unosił się żaden zapach, żadna nuta nadziei. To uczucie zanurzenia się w ciemności, gdzie zmysły tracą ostrość, a każdy krok to jak krok w próżnię — nie prowadzi do niczego, nie ma celu. W tej pustce nie ma światła, a cisza staje się najgłośniejszym krzykiem. Seraphina krzyczała nieustannie i nikt poza nią samą tego krzyku nie słyszał. A może Dis Patre wiedział, że coś było z nią nie tak i dlatego zachował się tak ostro wobec niej. Z pewnością czuł jej niepewność, a jednocześnie wiedział, że była lojalna wobec niego i misji. Nie próbowała nawet odgadnąć myśli boga.

I choć wydawało się jej, że nie ma drogi wyjścia, że zatraciła wszystko, co kiedykolwiek bylo życiem, to jednak w najgłębszej ciszy, tuż pod powierzchnią tej pustki, gdzieś tli się malutka iskra. Czasami, by odnaleźć światełko, wystarczy jedynie otworzyć oczy na to, co drobne — jak kropla deszczu, który spada na ziemię i znika, ale w tej chwili jest pełen życia. Może nie uda się od razu poczuć radości, ale można zacząć dostrzegać maleńkie rzeczy, które kiedyś umykały. Przypomnieć sobie, że nawet najmniejszy gest, chwila ciszy wśród chaosu, jest krokiem ku ponownemu poczuciu. Czasem droga wyjścia to nie ogromne zmiany, ale umiejętność zaakceptowania pustki, jakby była częścią nas, i pozwolenie sobie na oddech. Bez przymusu, bez oczekiwań. To, co dziś wydaje się pustką, może kiedyś stać się przestrzenią, w której znów zaświeci światło — nie to jaskrawe i gorące, ale takie, które spokojnie oświetla drogę, nie wymagając niczego poza chwilą uwagi.

Słowa Leonard wywołały w niej lawinę zmiennych, które na pierwszy rzut oka wcale do sobie nie pasowały, a mimo to miała wrażenie, że za chwilę trafią na swoje miejsce. Musiała tylko trochę się wysilić i trochę im pomóc. Oczywiście, że chciała z nim o tym jeszcze porozmawiać.

Pojawienie się Goro przyniosło również i jej spokój, choć nie trwał on długo. Gdy Svik zaczął mówić o Arii, odwróciła szybko głowę w stronę regału z książkami żeby nikt nie zobaczył jej uśmiechu. Na szczęście wszyscy skupili się na Leonardzie, który przyjął wszystkie ciosy. Zgadzała się z nim w pełni, bo rzeczywiście wampirzyca była traktowana niczym bóstwo, co nie dziwiło, że to ogólne uwielbienie udzieliło się też Petre. No właśnie, Petre. Słysząc głos Leonarda, omal nie padła na środku gabinetu trupem, po raz drugi. Zmierzyła go lodowatym spojrzeniem i uznała, że w tym momencie tego nie skomentuje. Nie chciała zwracać na siebie uwagi innych. Była jednak pewna, że dostrzegł w jej oczach strach. Kapłan jakimś cudem czytał z niej, jak z otwartej księgi i to bardzo ją złościło.

- Goro ma rację. Zwrócimy się do Arii w ostateczności. Jej mąż pewnie nie będzie zadowolony, że niepokoimy ją i nooo jest zajęta z Petre i ... Nie ma sensu jej teraz w to mieszać. – oznajmiła, starając się z całych sił by jej głos nie zadrżał, gdy wypowiadała to imię, za którym tak bardzo tęskniła.

- Nie będzie zadowolony, to mało powiedziane – stwierdził Belial z uśmiechem, którego Seri nie była w stanie rozszyfrować.

Wysłanniczka podchwyciła temat o żelaznej kurtynie, by odsunąć na bok myśli o Arii i Petre. Nie chciała też, by Leonard wywlekał przy wszystkich to, że raczej kiepski z niej Wysłannik. 

- Tak, jak powiedział Goro, to zaklęcie wymaga sporo energii, która oddziałuje na otoczenie. Taka ilość nie pozostanie niezauważona, dlatego zapewne jest w jakimś odludnym miejscu. Od tego bym zaczęła. Czy nie ma w okolicy jakiejś opuszczonej wioski lub osiedla? Czasem deweloperzy porzucają projekty albo ludzie wyprowadzają się do miasta albo po prostu umierają i ...

- Bibury – wtrąciła się Wiera i cała napięła się niczym struna. Widać było w niej sporo emocji. Belial spoważniał momentalnie, Goro też wyglądał na przejętego. Spoglądała na ukochaną czujnie, gotowy zjawić się przy niej w każdej chwili. 

- Doszło tam do wielkiego pożaru, wszyscy zginęli. Czy to miałoby znaczenia dla tego zaklęcia?

- Owszem, dusze nadal mogły tam przebywać. Jeśli dochodzi do nagłej śmierci tak wielu ludzi, to nie od razu przechodzą na drugą stronę. Samo przejście jest dość hmm prymitywne, jeśli mogę to tak nazwać. A może lepiej powiedzieć, że słabo zorganizowane. Dlaczego czasem dochodzi do takich przestojów i problemów. Ktoś wykorzystał moment i zobaczył okazję do zgromadzenia mocy – Seraphina westchnęła, dodając pospiesznie że nie zamierzała wtrącać się w część planu demonów, a jedynie zasugerowała jeden z wariantów., bo wszustkim zależało na szybkim zakończeniu sprawy. Zwłaszcza jej, zanim Dis Patre wezwie ją przed swoje oblicze w mało przyjemny sposób. 

- I oczywiście poinformuję drugiego Wysłannika o tym, że chcesz z nim porozmawiać. Zajmiemy się też kwestią Tidamu. Czy każdy demon potrafi wyczuć ślady tego zaklęcia? Jeśli któryś duchowny maczał w tym palce, to z pomocą jednego z was można będzie to zweryfikować. Ja niestety utraciłam zdolności łowcy, więc sama nie jestem w stanie tego zrobić. Jest eliksir, który wzmacnia tę część podświadomości odpowiedzialną za nadprzyrodzone ślady. Nie wiem jednak, jak na mnie zadziała i czy w ogóle, a poza tym, ważenie go zajmie co najmniej dwa tygodnie. Mógłbyś przydzielić nam demona, który będzie pomagał nam aktywnie w poszukiwaniach duchownego? - zapytała Seri, zerkając na Leonarda i pozostałych. Wszyscy wydawali się przejęci i bez wątpienia byli już zmęczeni wieczną walka. No, może poza Svikiem. Dopiero co poradzili sobie z szalonym bogiem, a już na horyzoncie było kolejne zagrożenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^