Rozdział 784

Wysłannik II

Kiedy wprowadzono ich do gabinetu Goro, Seraphina czuła dziwny ucisk w klatce piersiowej. Być może było to spowodowane faktem, że towarzyszył jej Svik, a może z powodu tego, że lada chwila zobaczy ludzi, którzy byli jej bliscy. Co prawda, przez krótki czas, ale dla kogoś takiego, jak ona, miało to ogromne znaczenie. Nigdy wcześniej nie była z nikim w takich relacjach i naiwnie myślała, że będzie to trwało jak najdłużej. Po raz kolejny los rzucał jej kłody pod nogi i naśmiewał się z tego, jak nieudolnie próbowała przez nie skakać. Dał jej namiastkę czegoś, co bardzo chciała nazwać rodziną, a chwilę później wyrwał to wszystko z jej serca. Bolało i nie dało się w żaden sposób ukoić tego bólu. Nie pomagało nawet to, że jako Wysłannik, w teorii, powinna nie mieć uczuć.

Demon, który przyprowadził ich do elegancko urządzonego pomieszczenia, poinformował, że szef niedługo się zjawi i prosi, by zaczekali. Dziewczyna kiwnęła tylko głową, a gdy drzwi się zamknęły, rozejrzała się uważnie. Starała się nie zwracać uwagi na Leonarda, bo ilekroć spojrzała w jego stronę, przed oczami stawała jej jego erotyczna wizja. Nie chciała do tego wracać. Nigdy więcej. Jego pragnienia powinny zostać tylko i wyłącznie w jego umyśle, co nie zmieniało faktu, że czuła satysfakcję. Słabym punktem kapłana była Ilarie, tak jak przewidywała Seri i teraz będzie mogła wykorzystać to przeciw niemu.

- Słuchaj, czy ty... Ty też nie czujesz, prawda? To znaczy, nie tak, jak zwykły człowiek. Twoje pragnienia są na zupełnie innym poziomie i ... Nie powinnam o to pytać i jeśli komuś powiesz, to cię zabiję, ale... Czy Wysłannik, niezależnie którego boga, może kogoś kochać? Taką zwykłą, prostą miłością. – zapytała szeptem, nie patrząc na Leonarda tylko wywierając wzrok gdzieś w bok. Zarówno ona, jak i duchowny, oboje byli zaskoczeni jej pytaniem. Dlaczego właściwie je zadała i dlatego, do jasnej cholery, akurat jemu? Nie wiedziała. Być może chciała poznać zdanie kogoś, kto był Wysłannikiem znacznie dłużej niż jej towarzysz. Mimo to, Leonard Svik zdradził swego Pana dla kobiety i gdyby to nie była miłość, to nigdy by się na to nie zdecydował. Była na siebie wściekła, że z jej ust padło to pytanie, mimo nienawiści jaką czuła do mężczyzny. Nie wiedziała, czy jej odpowie, ale to najwyraźniej musiało zaczekać, bo drzwi właśnie się otworzyły, a do gabinetu wparował Belial i Wiera.

- Nooo nie może być! To ona, no ona przecież – wymamrotał demon, przyglądając się uważnie Seraphinie, której twarz pozostała niewzruszona, choć całe jej wnętrze się topiło. Bel podszedł do niej i objął ją ramieniem, uśmiechnięty od ucha do ucha. Ona stała prosto, nie zdolna wykonać żadnego ruchu, by odwzajemnić jego wylewne przywitanie. Chciała to zrobić, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Musiała trzymać na wodzy to wszystko, co powoli zaczynało w niej kiełkować. 

- Spaliliśmy twoje ciało, a ty tu stoisz. Co prawda, ubierasz się gorzej niż wcześniej, a byłem pewien, że to niemożliwe... – zaczął i jeszcze coś mówił, ale Seraphina zwróciła uwagę tylko na trzy słowa. Spaliliśmy twoje ciało.

- Odprawiliście rytuał ognia? – zapytała zaskoczona, nie spodziewając się, że ktokolwiek zechce ją żegnać i to na dodatek w tak honorowy sposób. Dis Patre o tym nie wspomniał, a podsycał tylko jej przekonanie, że nikogo nie obeszła jej śmierć. Demon natomiast kiwnął głową potwierdzając, że odprawili ją na tamten świat z najwyższymi honorami i tradycjami łowców.

Wiera również się z nią przywitała, choć Seri dostrzegła, że trzymała pewien dystans. Leonard natomiast został pominięty zarówno przez griszke, jak i przez demona. Oboje zaszczycili go jedynie surowym spojrzeniem, choć Wysłanniczka domyślała się, że są zaciekawieni tym, dlatego Seraphina podróżuje z duchownym. Cierpliwie wyczekiwali pojawienia się Goro.

- Jesteś taka, jak on, prawda? Noo, ten drugi facet w drogim gajerze – zauważył Belial, przyglądając się dziewczynie. Wiera również ją obserwowała, ale to ich zainteresowanie jej nie przeszkadzało, bo było całkiem zrozumiałe.

- Tak, jestem Wysłannikiem Dis Patre. Wypełniam jego wolę, tu na ziemi i właśnie to sprowadziło mnie do Anglii – wyjaśniła cicho, kiwając przy tym lekko głową. Usiadła na sofie i już chciała ponownie się odezwać, gdy usłyszała głos demona opierającego się nonszalancko o regał z książkami.

- Co za zbieg okoliczności, bo jest tu też młody Dumitrescu. Siedzi w Blickling, u Arii. Razem z Likarem – rzucił mimochodem Bel. Przez umysł Seraphiny od razu przeszła pewna myśl, niczym strzała, że Petre nie tracił czasu i zbyt długo nie przejmował się jej odejściem skoro już gości u swojej ukochanej Arii. Zacisnęła usta w wąska linie, co nie uszło uwadze Leonarda, bo ten posłał jej zaraz kpiący uśmieszek.

- Kiedy dołączy do nas Goro? – musiała szybko zmienić temat, by nie pogrążyć się w nieprzyjemnych myślach. Czuła się tak, jakby Dis Patre celowo dawał jej dostęp do poszczególnych emocji i to tych najgorszych, takich jak gniew, zazdrość i zawód. Dlaczego aż tak bardzo ją męczył? Nie dane jej było rozmyślać nad tym zbyt długo, bo wkrótce potem w gabinecie pojawił się szef demonow, przepraszając za to, że kazał na siebie czekać tak długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^