Wysłannik II
Seraphina rzadko
opuszczała Rumunię, a na wyspach była dawno temu, kiedy jeszcze nie była łowcą.
Nie zamierzała nigdy wracać w te strony, ale los po raz kolejny rzucał jej
kłody pod nogi i zmuszał do robienia czegoś, czego nie chciała robić. Przez
całą podróż była milcząca i trzymała się z boku, nie wtrącając się w dyskusję
mężczyzn, którzy co jakiś czas wchodzili w konwersację ze sobą i wymieniali się
spostrzeżeniami. Wysłanniczka z trudem znosiła obecność Leonarda, ale wiedziała
że był im potrzebny, dlatego trzymała swoje emocje na wodzy. Było to niezwykle
ciężkie, a z pewnością jej niechęć niewerbalna do Svika była widoczna na
pierwszy rzut oka. Unikała wszelkich rozmów z nim, choć on sam nie raz
prowokował ją i jawnie zaczepiał, zapewne chcąc napawać się jej torturą. Nie
wiedziała, dlaczego Dis Patre pozostawił jej tak mocno odczuwalną nienawiść do
duchownego, choć się domyślała. Była to swego rodzaju kara i chęć zabawienia się
jej kosztem. Pokazywał w ten sposób swoją władzę nad nią, by jego Wysłanniczka
nie czuła się zbyt pewnie. Groźby w jej stronę również były swego rodzaju
pokazem kontroli. Seri wiedziała już, że kiedy skończą swoją misję, będzie próbowała
ze wszystkich sił zerwać kontrakt z bogiem. Zawsze są jakieś kruczki, które można
wykorzystać.
W Szkocji zatrzymali
się w miejscowości o nazwie Hawick, wynajmując mały domek na
obrzeżach. Każde z nich potrzebowało własnej przestrzeni, więc takie
rozwiązanie było idealne dla trójki ludzi, która nie specjalnie darzyła się
sympatią, ale musiała się tolerować. Czy Wysłannicy się lubili? Seri nie była w
stanie odpowiedzieć sobie jednoznacznie na to pytanie. Bez wątpienia jej
towarzysz był dla niej w jakiś sposób ważny i obchodził ją jego los, ale przez
wypaczenie emocji nie wiedziała, czy było to szczere uczucie czy tylko strach o
samą siebie. Jej umysł zakodował sobie, że drugi Wysłannik będąc bardziej
doświadczonym, jest w stanie ją ochronić. Czy chciał ją chronić, to było osobną
kwestią. Być może jej los był dla niego obojętny, jak wszystko inne.
Hawick było malowniczym miastem w Szkocji, położonym w regionie Scottish Borders, w dolinie rzeki Teviot. Miało bogatą historię związaną z przemysłem tekstylnym, zwłaszcza produkcją wełny i dzianin. Na każdym kroku widać było szyldy sklepów i zakładów zajmujących się obróbką tych tkanin. Ulice miały typowy, szkocki urok, z wąskimi, brukowanymi alejkami i dużymi, eleganckimi budynkami z XIX wieku, które świadczyły o dawnej zamożności miasta. W większości zapewne zamieszkiwali je bogaci kupcy, którzy dorabiali się na handlu wełną. W centrum miasta można było poczuć atmosferę tradycji, jednak wciąż czuć tam nowoczesne akcenty.
Mały domek na obrzeżach Hawick, usytuowany był w zacisznym miejscu i był idealnym schronieniem dla osób szukających spokoju i kontaktu z naturą. Stał na lekko pochylonym wzgórzu, otoczony rozległymi polami i lasami. Z okien rozpościerał się widok na malowniczą dolinę rzeki Teviot, a w oddali można było dostrzec wznoszące się wzgórza Scottish Borders. Dom był skromny, ale pełen uroku. Zbudowany z naturalnych materiałów, takich jak kamień i drewno, doskonale wpisywał się w otaczający krajobraz. Zewnętrzne ściany miały ciepły, szaro-brązowy odcień, a dach pokryty był tradycyjną dachówką. Przed domem znajdował się mały ogród, w którym rosły krzewy jagodowe i drzewa owocowe. Można było tu spotkać dzikie zwierzęta, takie jak jelenie czy zające, które swobodnie przechadzają się po okolicy. Wnętrze było przytulne i pełne charakteru. W małym salonie znajdował się kominek oraz sofa i dwa fotele obłożone zwierzęcym futrem. W pomieszczeniach królowały naturalne materiały: drewno na podłodze, kamienne akcenty w kuchni i elegancka, prosta aranżacja. Duże okna pozwalały na podziwianie widoków na zewnątrz, a przestronny taras umożliwiał relaks na świeżym powietrzu, słuchając śpiewu ptaków i szumu wiatru. Panowała tu cisza i spokój, z dala od zgiełku miasta. W okolicy nie było innych zabudowań, a droga prowadząca do domku była cicha i rzadko uczęszczana. O takie miejsce właśnie im chodziło. Nie chcieli zwracać na siebie niczyjej uwagi, by móc na spokojnie zająć się swoim zadaniem i nie obawiać się, że ktoś z miejscowych zwrócił na nich uwagę. Przynajmniej na początku dobrze było się nie wychylać.
- Od czego
zaczniemy? Nie mam żadnego punktu zaczepienia i żadnych kontaktów tutaj. Pewnie
są tu jacyś łowcy i nie trudno będzie ich zaleźć, ale ja oficjalnie jestem
martwa, więc zamiast nam pomóc, to pewnie ściągnę niepotrzebnie uwagę. Łowcy
posiadają wewnętrzny system, gdzie mogą potwierdzić tożsamości innego łowcy,
więc odkryją szybko, że nie żyje. – wyjaśniła Seri, gdy wieczorem siedzieli
przy stole w salonie, próbując ustalić jakiś plan działania. Nie mogli rzucić
się na oślep, bo spłoszą potencjalnego podejrzanego, który z pewnością miał
więcej możliwości w tych stronach niż oni. Skoro ukrywał dusze tak dobrze, to
równie dobrze mógł sam zniknąć, jeśli wyczuje zagrożenie. Teraz czuł się na
tyle bezpieczny, że za bardzo nie krył się ze swoimi działaniami i Wysłanniczka
chciała, by tak zostało. To znacznie ułatwi im zadanie.
- Może warto
zapytać demony, czy zaobserwowali jakieś zmiany albo poruszenie. Wiera mówiła,
że mają tu Radę, która kontroluje te strony i to, co dzieje się w świecie
nadprzyrodzonym. Pamiętacie Arię i jej męża, który sprawdzał, czy kłamiemy? Ona
ma dużą wiedzę i też jest w Radzie. Od razu wiedziała, o co chodzi z upiorami, a
to nie są informacje dostępne dla każdego. Może na tych terenach działa jakaś
organizacja związana z duszami, bo to trochę mało prawdopodobne, że za
wszystkim stoi jeden duchowny. Petre mówił, że ona pracuje w muzeum, więc mogłaby
pomóc w aspekcie historycznym. Czy coś podobnego miało kiedyś miejsce? Hmm, tak
jak w przypadku Batara Kala, który cyklicznie zjawiał się na ziemi, tak może
uprowadzenia dusz miały już miejsce i towarzyszą temu jakieś zmiany lub są
jakieś inne znaki? – zaproponowała Seraphina, spoglądając raz na Svika, a raz
na drugiego Wysłannika. Rzucała luźno to, co przychodziło jej do głowy i co
ewentualnie mogłoby w jakiś sposób im pomóc. Rozmowa z demonami lub Arią była
jakimś planem, z pewnością lepszym niż kręcenie się bez celu.
- A jeśli
ten cały Tidamu, to jakiś nadprzyrodzony? Zanim zaczniemy rozpytywać o niego
przypadkowych ludzi, dobrze byłoby zwrócić się do kogoś bardziej zaufanego. To
tylko moje spostrzeżenia, ale zrobimy tak, jak wy zdecydujecie. Jesteście w większości
i dostosuję się do was. Sugeruję jednak, zanim złożymy mu wizytę, zorientować
się kto to właściwie jest i jakie ma możliwości – zatrzymała spojrzenie dłużej
na swoimi towarzyszu, a kącik jej ust lekko drgnął. Svika ignorować już nie mogła
i niestety, ale musiała zaakceptować fakt, że teraz był częścią ich zespołu i
należało liczyć się z jego zdaniem, jeśli szybko i sprawnie chcieli zakończyć
zadanie. Gdyby cokolwiek zależało od Seri, to po prostu zabiłaby Leonarda,
poczekała aż wróci do życia i znowu go zabiła. Były to na ten moment tylko jej
marzenia, ale kiedy klecha spełni swoją rolę i nie będzie im potrzebny, to z
pewnością pożegna się z nim bardzo wylewnie. Ta myśl była bardzo miła: mogła
zabijać go nieskończoną ilość razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz