Rozdział 772

Wysłannik II

- Spierdalaj! – warknął mężczyzna na widok Seraphiny, która niezrażona jego tonem, usiadła przy stoliku na przeciw niego. Na pierwszy rzut oka miał około pięćdziesięciu lat, ale z pewnością był znacznie starszy.  Nekromanta miał wyrazistą, zmarszczoną twarz, której rysy wskazywały na długie lata spędzone w mroku, zgłębiając tajemnice śmierci. Jego blizna na twarzy, przecinająca lewy policzek, przypominała o wielu bitwach z przeszłości, być może z samą śmiercią, i sprawiała, że wyglądał groźnie i tajemniczo. Włosy miał siwe, krótkie i lekko poszarpane, co podkreślało jego wiek oraz surowość. Oczy, ciemne jak noc, błyszczały inteligencją i pewnym rodzajem zimnej obojętności, jakby widział rzeczy, które innych przerażają. Nosił charakterystyczne ubranie – długą, ciemną pelerynę z kapturem, który często zakrywa część jego twarzy, nadając mu jeszcze bardziej mroczny wygląd. Peleryna wykonana była z ciężkiego materiału, z haftami przedstawiającymi symbolikę śmierci – czaszki, kości i szkieletowe motywy. Jego postawa była wyprostowana, ale pełna dystansu, a całokształt sprawiał wrażenie, jakby był zarówno częścią żywych, jak i martwych. Ubranie było pełne subtelnych akcentów, które świadczyły o jego długiej praktyce i rozległej wiedzy w zakresie nekromancji.

- No weź, bez takich. Chcę tylko pogadać – zapewniła, posyłając mu szeroki uśmiech, który rzecz jasna, nie obejmował oczu. Był to tylko pusty gest żeby jej rozmówca poczuł się choć trochę lepiej. Kilka par oczu z różnych części sali , zwróciło się teraz w ich stronę i z ciekawością obserwowało rozmowę.

- Posłuchaj, ty mała wredna suko. Nic ci nie powiem, jasne? Wypierdalaj stąd i się tu nie pokazuj, bo pożałujesz. Masz szczęście, że trafiłaś na mnie, a nie na Larę, bo nie byłaby taka miła. Zabieraj swojego kochasia i zjeżdżaj. Masz tupet, kurwa, żeby przyłazić na pogawędki po tym, co zrobiłaś. Do dziś nie odzyskała czucia w dwóch palcach – wysyczał Buss, a Seraphina zamrugała tylko niespiesznie, przekręciła lekko głowę i spojrzała z roztargnieniem na nekromantę.

- Wybacz, zamyśliłam się, ale nie musisz powtarzać. Gówno mnie obchodzą traumy twojej pani. Chcę informacji i grzecznie o nie proszę – ton dziewczyny był pozbawiony jakichkolwiek emocji. Pozostali goście baru z pewnością wyczuli zbliżające się kłopoty, bo zniknęli z głównej sali bezszelestnie.

Baba było miejscem, które emanowało starodawnym klimatem, w którym czas stanął w miejscu. Właścicielką była starsza pani, która z ciepłym, choć nieco tajemniczym uśmiechem witała gości, ale nie ujawniała zbyt wiele o sobie. Mimo, że wiek było widać w twarzy, jej obecność dodawała temu miejscu niepowtarzalnej atmosfery. Bar usytuowany był w piwnicach starej drukarni, która niegdyś należała do męża właścicielki. Górna część lokalu przerobiona została na skromne noclegi, ale goście rzadko spędzali tu dłużej niż trzeba. Wnętrze baru było przestrzenią, w której dominują ciemne, drewniane meble, przydymione oświetlenie i ozdoby z minionej epoki. Stare zegary, pokryte kurzem obrazy oraz misterne rzeźby tylko potęgowały wrażenie, że czas w tym miejscu płynął inaczej. Ciemność tego miejsca łagodził jedynie blask lampki na barze, a zapach starego drewna mieszał się z wonią mocnego alkoholu. Za ladą lały się rozne trunki – whisky, wódka, likiery, ale dla stałych bywalców były też bardziej wyrafinowane napitki, które trudno znaleźć gdzie indziej. Bar pełen był szemranego towarzystwa: niektórzy wchodzili tu na chwilę, inni zostawali na dłużej. Często spotykało się tu ludzi, którzy nie lubią być zauważeni i którzy przychodzą, by napić się w spokoju, ale również po to, by wymieniać się niejawnie informacjami. Rozmowy były niskie, ledwie słyszalne, a każdy kto wejdzie, jest bacznie obserwowany. Było tu też coś w rodzaju niezapisanego kodeksu, który trzyma wszystkich w ryzach, nie zdradzając zbyt wiele o tym, co kryje się za tymi ciemnymi, drewnianymi drzwiami. Panowała tu atmosfera nie tylko nostalgii, ale i pewnej grozy, jakby miejsce to było świadkiem wielu wydarzeń, o których nie mówi się głośno. Bar Baba był swoistym mikroświatem, w którym nie każdy gość czuje się komfortowo, ale dla tych, którzy szukają właśnie takiej aury – to przestrzeń idealna.

- Tylko bez wyrywania kończyn. Krwi później tyle do sprzątania, że nie wiadomo, gdzie ręce włożyć – starsza kobieta stojąca za barem mocno uderzyła pięścią w blat żeby zwrócić na siebie uwagę pozostałych na sali gości.

- I żadnych bójek przed złożeniem zamówienia – dodała głośniej, mierząc wszystkich surowym spojrzeniem.

Gdzieś z prawej strony zaskrzypiały schody, a kilka sekund później do sali wkroczyła nekromantka. Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale w słowo wszedł jej nagle Buss.

- Miałaś szansę żeby odejść, głupia suko. – mężczyzna roześmiał się głośno, a Lara niespodziewanie rzuciła w jego stronę sztylet, który przeciął płatek ucha i wbił się w ścianę tuż za nim. Jęknął i zakrył ucho, przeklinając pod nosem siarczyście. Nie powinien odzywać się nie pytany, a z pewnością nie powinien przerywać kobiecie.

Wygląd Lary był starannie przemyślany, a każdy detal jej stroju i ciała miał na celu wywołanie uczucia respektu i strachu. Długie, czarne włosy, które z biegiem lat nie straciły swojego głębokiego koloru, związane były w luźny warkocz. Ten z kolei ozdobiony był drobnymi amuletami i piórami, symbolizującymi jej moce. Oczy były prawdziwą siłą przyciągającą– głęboko osadzone, w kolorze intensywnego fioletu, które w zależności od jej nastroju zmieniały barwę. Jaśniały lub przygasały, jakby były źródłem niewidzialnej energii. Spojrzenie przenikało przez wszystko, co ją otaczało, pozostawiając wrażenie, że jest w stanie dostrzec najgłębsze tajemnice innych osób. Strój, który na sobie miała był mroczny, ale zarazem pełen majestatu. Długa, czarna suknia z materiału przypominającego aksamit, ozdobiona była runami i symbolami związanymi ze śmiercią. Na dłoniach widać było tatuaże przedstawiające starożytne symbole, które służyły jako kanały do przywoływania mocy z innych wymiarów. Jej chód był powolny, pełen elegancji, jakby nigdy nie spieszyła się w tym świecie. Ciało było szczupłe, z wyrazistymi kośćmi policzkowymi, które dodawały twarzy ostrości i surowości. Nekromantka emanowała siłą, ale także melancholią. Kobieta znała cenę życia i śmierci i dobrze potrafiła się o nie targować.

- Z tobą nie będę rozmawiać. – spojrzała na Seraphine, a ta od razu zerknęła w stronę Wysłannika, który musiał przejąć pałeczkę. Ufała, że wiedział co robić.

- Masz pięć minut i ani sekundy dłużej. Podobno węszycie w mieście i szukacie zaginionych dusz. Tu ich nie ma i nie wiem, gdzie są. – Lara usiadła i przyjrzała się uważnie mężczyźnie, który towarzyszył łowczyni. Od razu przeszła do sedna i nie zamierzała bawić się w żadne kurtuazyjne przemowy. 

- Dusze zniknęły też z przejścia, te który miały wkroczyć do świata zmarłych. Kosiarz mówił, że ktoś je ukrywa jakimś zaklęciem maskującym, bo nawet ogary piekielne nie są w stanie ich wytropić. – wyjaśniła nekromantka i uniosła szklankę z alkoholem do ust, by upić kilka łyków. 

- Żelazna kurtyna? – wtrąciła Seraphina, a nekromantka kiwnęła lekko głową, potwierdzając jej słowa. Wysłannik spojrzał na nią i czekał na wyjaśnienia. Z pewnością nie znał nazw zaklęć i ich terminologii, za co Seri nie mogła go winić. 

- To silna magia krwi, która może ukryć wszystko tak, jakby nigdy nie istniało. Potrzeba ogromnej mocy żeby zamaskować jakiś przedmiot lub człowieka. Ogary nie wyczuły dusz, bo chroni je zaklęcie wymazujące istnienie. – wyjaśniła dziewczyna, zastanawiając się, kto miałby tak ogromną moc żeby ukrywać dusze i po co właściwie miałby to robić.

Lara ponagliła Wysłannika żeby ten zaczął zadawać odpowiednie pytania, bo kończy im się czas. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^