rozdział 768

Wysłannik

Było jej wszystko jedno.

Jedyne, co wypełniało jej umysł i wnętrze, to lojalność wobec Dis Patre i chęć wypełnienia jego woli. Bóg chciał, by opanowali sytuację na ziemi i odnaleźli zaginione dusze, dlatego właśnie na tym i tylko na tym powinni się skupić. Niezależnie od tego, ile razy przypominała sobie o tym w myślach, nie potrafiła opanować swojej ciekawości. To był prawdopodobnie kolejny odruch bezwarunkowy, który w niej pozostał. Dziwne uczucie, od którego zaczynało ją mdlić. Pytania pojawiały się w jej głowie jedno po drugim i wywoływały potworny ból, zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Czuła niemal swoją wewnętrzną walkę, gdy starała się ugasić tlącą się w niej ciekawość. O tym właśnie mówił jej Wysłannik, dlatego miała się uspokoić i odepchnąć od siebie wszystkie te myśli. Umysł nie nadążał za ciałem, które kilka chwil temu było przecież martwe. Nie potrzebowała wątpliwości i pytań – miała jasny cel, a jednak podświadomie chciała wyjaśnień.

Jak konkretnie wróciła do życia, a może nadal była martwa? Czy była tylko duszą, a może własnym cieniem?

Nagle przypomniała sobie moment śmierci i mimowolnie zmarszczyła brwi. Śmierć to temat, który od wieków fascynuje, niepokoi i skłania do głębokich refleksji. To moment, którego nikt nie jest w stanie do końca przewidzieć, choć dla każdego jest nieuchronny. W obliczu śmierci, można odczuwać różne emocje – strach, spokój, a także melancholię. Kiedy zbliża się koniec życia, to, co może dominować w sercu, to strach. Strach przed nieznanym, przed tym, co kryje się po drugiej stronie. Ona już to wiedziała i musiała przyznać, że w porównaniu do tego, co podarowało jej życie na ziemi, to był raj.

W chwili śmierci, myśli i emocje przybierają formę niepewności. Strach przed rozstaniem się z życiem, przed utratą bliskich i przed tym, co wydarzy się później. Jednak w tej chwili może pojawić się także spokój – świadomość, że wszystko ma swój koniec, że nie da się dłużej oszukiwać samego siebie, że czas wreszcie wyczerpał swoje zasoby. Najlepszym momentem, przed wydaniem swojego ostatniego oddechu, jest chwila kiedy dociera do nas, że to już koniec walki i w końcu jesteśmy wolni.

Tak właśnie było z Seraphiną. Ona poczuła spokój i wolność, choć trwało to zaledwie ułamki sekund. Przez ten ułamek chwili, była naprawdę szczęśliwa i gdyby cokolwiek od niej zależało, to chciałaby przeżywać moment swojej śmierci w nieskończoność.

W obliczu śmierci nie zawsze pojawia się strach– czasami pojawia się poczucie ulgi. W chwilach, kiedy organizm przestaje walczyć, a umysł nie jest już przytłoczony troskami codziennego życia, można poczuć dziwną ciszę, która powoli wypełnia wnętrze. Wówczas strach i ból ustępują miejsca melancholii – smutnej refleksji nad tym, co zostało niewykorzystane, co mogło być inaczej, lepiej. To czas, w którym można zdać sobie sprawę z tego, jak wiele chwil uciekło bezpowrotnie. Zaczyna się żałować straconego czasu, niewykorzystanych szans, chwil, które mogłyby być pełniejsze, bardziej świadome. Wydaje się, że najwięcej żalu pojawia się wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę, jak często żyło się w pośpiechu, nie dostrzegając drobnych, lecz pięknych momentów, które budowały życie.

W życiu Seraphiny nie było takich chwil, a przynajmniej do czasu, gdy nie trafiła do Czarnej Dalii. Tam dopiero poznała czym było życie dla innych i strach o nich. Poznała gorzki smak poświęcenia i słodki smak zauroczenia. Nauczyła się, że można dawać coś drugiej osobie tylko dlatego, że jest dla nas ważna, a nie dlatego, że oczekuje się od niej tego samego. Ona przecież oddała to, co miała najcenniejsze rodzeństwu Dumitrescu. Poświęciła własne życie żeby oni mogli kontynuować swoje i zrobiłaby to ponownie. Nie zawsze postępowała właściwie i całkiem sporo miała na sumieniu, ale tego jednego nie żałowała. Myśl o tym, że Petre jest bezpieczny i ma przed sobą całą wieczność, sprawiała że czuła spokój i namiastkę szczęścia. Osobliwego, ale nadal szczęścia.

W tej melancholii może także narodzić się refleksja o tym, co ważne. W obliczu śmierci, życie staje się prostsze, bo wszystko, co nieistotne, traci na znaczeniu. To, co najważniejsze – miłość, bliskość, piękno świata – staje się wyraźniejsze, bo nie ma już czasu na to, by je odkrywać. Dochodzi do paradoksu: w obliczu końca, zaczynamy dostrzegać to, co było najpiękniejsze, choć dopiero teraz, w tej ciszy, w tej chwili nieuchronnej utraty. Śmierć to nie tylko koniec – to także moment refleksji, spokoju, czasem ulgi, ale i głębokiego żalu. Daje szansę, by na chwilę spojrzeć wstecz i poczuć, jak kruche i ulotne jest to, co nazywamy życiem.

Czy Seraphina nie była osobą, która wiedziała to najlepiej ze wszystkich? Czy nie przypominano jej na każdym kroku, że na to życie nie zasługuje? Bycie łowcą narażało ją na śmierć każdego dnia i była na nią gotowa, nawet jeśli nie spodziewała się, że nadejdzie tak szybko. Zawsze wyobrażała sobie, że zginie rozszarpana przez jakiegoś potwora. Śmierć w ciszy była przerażająca.

- Ruszajmy od razu, nie ma co czekać – wyrzuciła z siebie, podnosząc się szybko z ławki. Nim ruszyli, Wysłannik wspomniał o tym, że jej umysł może być chwilowo splątany, co będzie powodowało bardzo bolesne, ale niegroźne bóle głowy. Nie było innego wyjścia niż przeczekanie ich. Kiwnęła więc głową, by potwierdzić, że wszystko zrozumiała i poszła za mężczyzną w stronę parkingu, gdzie znajdował się jego pojazd. Myślała jeszcze chwilę o tym, co powiedział o rodzinie oraz o tym, że jej nikt nie będzie szukał. Miała wielką ochotę parsknąć śmiechem, ale powstrzymała ten odruch. Taka była prawda, nikt nie będzie próbował sprowadzić jej do domu, bo nikomu na niej nie zależało. I nie miała domu. Seraphina była już tylko Wysłannikiem, właściwie mogłaby służyć za książkowy przykład.

- Nekromantów jest dwóch, kiedyś pracowali razem, ale coś ich poróżniło. Buss siedzi w centrum miasta, a Lara na obrzeżach. Nie znam ich prawdziwych tożsamości, wiem tylko że oboje żyją już ponad sto lat. Nekromanci mogą czerpać energię z kontaktu z duszami, przez co dożywają setek lat, choć większość z nich jest dość próżna i szybko przez to ginie. – wyjaśniła dziewczyna, wsiadając do auta wraz z drugim Wysłannikiem. Mężczyzna od razu skierował samochód w kierunku drogi szybkiego ruchu, aby ominąć zakorkowany Bukareszt.

- Nie pracują już razem, ale są wobec siebie lojalni, więc jeśli jeden odmówi rozmowy, to drugi zrobi to samo. – wyjaśniła cicho, spoglądając pustym wzrokiem za okno i przyglądając się mijającym obrazom. Krajobraz stał się monotonny, a w połączeniu z szumem samochodu, sprawiał że Wysłannik stawała się senna. Poprawiła się szybko na siedzenia i włączyła radio. Dźwięki muzyki trochę ją rozbudziły.

- Nie chcę mieć imienia i nadawać sobie tym samym ludzkich cech. Jestem Wysłannikiem i to wystarczy – powiedziała nagle, nie do końca wiedząc po co właściwie to robiła. Drugi Wysłannik spojrzał na nią i kiwnął głowę, dając do zrozumienia, że przyjął do wiadomości jej decyzję.

Droga do miasta trwała trochę ponad godzinę i pokonali ją niemal w absolutnej ciszy. Kilka kilometrów przed końcem trasy, poinstruowała mężczyznę, jak dojechać do kryjówki. Uznali, że najpierw zatrzymają się tam, a później porozmawiają z nekromantami.

Targoviste było malowniczym miastem położonym w centralnej części Rumunii, w regionie Muntenia. Niegdyś stolica Wołoszczyzny, dziś pełna śladów przeszłości, co czyniło ją wyjątkowym miejsce dla wszelakiej maści mistyków, guślarza, a także nekromantów. Wąskie uliczki i bogato zdobione fasady domów niemal od razu przenosiły do dawnej epoki. Kryjówka Seraphiny znajdowała się tuż przy rynku, w kamienicy z czerwonej cegły. Suterena nie była duża, ale posiadała wszystko czego potrzebowali, by pobyt w Targoviste był choć trochę znośny.

- Dawno tu nie byłam, pewnie będzie trochę kurzu. Mam tutaj mapy z lokalizacjami miejsc, gdzie spotykają się okoliczni nadprzyrodzeni. Nekromanci żyją w ukryciu, więc nie będzie łatwo się do nich dostać. Najpierw musimy zdobyć kontakt – oznajmiła, wprowadzając Wysłannika do środka i zapalając światło. 

W pomieszczeniu panował porządek, choć tak jak przewidziała dziewczyna, wszystko pokryte było grubą warstwą kurzu. Na jednej stronie stała wysłużona kanapa, a po trugiej biurko. Na środku stał okrągły stół, którego jedna z nóg została zastąpiona niestabilną konstrukcją z książek. Z lewej strony na ścianie widać było drzwi prowadzące do drugiego pomieszczenia - łazienki. Było też jedno wąskie okno wychodzące na podwórze za kamienicą, gdzie zaparkowali auto. 

Wysłannik podeszła do biurka i wyciągnęła z niego kilka map, które od razu rozłożyła na stole. 

- Pierwsze miejsce to Klasztor Świętej Heleny. Kolejne, to Antykwariat braci Czajkov. Później sklep mięsny niedaleko wieży Chindia i bar Baba. To miejsca, gdzie nadprzyrodzeni dokonują różnych wymian handlowych, więc to tam znajdzie się ktoś, kto kiedykolwiek robił interesy z nekromantami. Może będziemy mięli szczęście i znajdziemy kogoś, kto nie wspomina tej współpracy dobrze. Gdzie chcesz iść najpierw? - dziewczyna usiadła przy stole i raz jeszcze przyjrzała się mapie. 

- Możemy zajrzeć też na miejski cmentarz. Znam tam kogoś, kto może nam pomóc dostać się do antykwariatu. Nie wpuszczą nas bez odpowiedniej zapłaty. Bracia Czajkov to Gnieciuchy. Demony ze słowiańskiego panteonu, które żywią się padliną. Kiedyś same dusiły ludzi, ale teraz są na to zbyt leniwi i przyjmują opłatę w postaci zwłok za wejście do antykwariatu. - wyjaśniła, spoglądając na towarzyszącego jej mężczyznę. Miała nieodpare wrażenie, że w poprzednim życiu był kimś z wyższych sfer. Jego wyraz twarzy był charakterystyczny dla ważniaków, choć na pierwszy rzut oka wydawał się zupełnie pozbawiony emocji. Seraphina zawsze potrafiła dostrzec znacznie więcej niż inni i tego również Dis Patre jej nie odebrał. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^