WYSŁANNIK
— Rozluźnij się. Tak, właśnie tak. Rozglądaj się czasem po
okolicy, od czasu do czasu uśmiechaj się, ale na dłużej niż sekundę. I
najlepiej, byś uśmiechała się w trakcie mówienia lub słuchania. Nagłe, niczym
niesygnalizowane gesty nie są nienaturalne, ale czasami zwracają uwagę
przechodniów. Nam na uwaga nie jest potrzebna.
Wysłannik sam jak na znak wyprostował się na ławce, starając
się przybrać wyraz twarzy przez otoczenie nazywany „normalnym”. To, wbrew pozorom,
nie było takie łatwe, ale można się było tego nauczyć; wystarczyło od czasu do
czasu trochę się marszczyć, wyginać usta w uśmiechu lub grymasie i — co
niezwykle ważne — stale majtać rękami. Ludzie nie byli w stanie trzymać ich w
spokoju, wiecznie nimi gestykulując.
— Wiem, że to niełatwe — odparł, bezwiednie przyglądając się
swoim dłoniom. — Jeśli chcesz, możesz wybrać sobie imię. Nie musisz się
przedstawiać jako Wysłannik, choć sama zdajesz sobie sprawę, że nazwa tej
funkcji przykleiła ci się do kręgosłupa. Nie pracujesz jako Wysłannik, nie
nazywasz się Wysłannikiem: ty jesteś Wysłannikiem. Ale dopiero
zaczynasz. Jeśli to ma ci ułatwić sprawę, możesz wybrać sobie jakieś imię. Nie
może to być twoje prawdziwe imię. Użyj zasłyszanego. Możesz je też sama
wymyślić, ale nasza wyobraźnia nie działa na pełnych obrotach: to skutek uboczny
braku emocji, ponieważ wyobraźnia, jak się okazuje, generowana jest głównie
przez uczucia. I oto druga lekcja.
Wysłannik poprawił się na siedzeniu, choć wcale nie było mu
niewygodnie, ułożył lepiej materiał garnituru na karku, lekko nim poruszając,
po czym odetchnął, przyglądając się młodemu mężczyźnie przebiegającemu tuż obok
razem z psem. Pot już dawno temu wstąpił na jego czoło, a oddech się spłycił. Był
na krańcu sił i albo był blisko mety, albo tym razem wybrał inną trasę, nie do
końca przystosowaną pod jego warunki. I tylko psiak był zadowolony, dumnie
truchtając za swoim panem.
— Zwykło się mówić — wznowił, cały czas patrząc w miejsce, w
którym jeszcze niedawno widział biegacza — że ludzie, którzy popełnili bardzo
groźny błąd, nie mają wyobraźni — bo nie użyli jej, aby oszacować konsekwencje
swojego niemądrego wyboru. Wyobraźnia i logika to dwie osobne gałęzie i my
jesteśmy skazani tylko na tą drugą. Może się wydawać, że to łatwiejsze, ale to
nieprawda. Wyobraźnia jest dużo bardziej elastyczna. Spotykając się z obcym
człowiekiem, możesz oszacować, na co jest gotowy, ale wyobraźnia podsunie ci
znacznie więcej scenariuszy — i nawet jeśli większość z nich się nie zdarzy, to
wśród nich najpewniej znajduje się właściwa odpowiedź, na którą jesteś w stanie
się przygotować odpowiednio wcześniej. Dlatego, jako Wysłannik pozbawiony
wyobraźni, musisz mieć oczy i uszy dookoła głowy. Musisz nieustannie
analizować, być przygotowana na wszystko. Jednocześnie nie możesz wyglądać jak
robot skanujący otoczenie — to nienaturalne i wzbudza nieufność ludzi.
Choć był Wysłannikiem już prawie dwa lata, wciąż trudno było
mu pojąć, jak przewrażliwieni są ludzie na punkcie braku uczuć. Wszak wszelkich
zwyrodnialców właśnie tak określają — jako pozbawionych uczuć. Lecz gawiedź ma
wówczas na myśli wyłącznie te dobre, zapominając, że złe emocje są tak samo
ważne, tak samo ich wszystkich kształtują. Niemniej, właśnie dlatego
nieposiadanie uczuć wcale nie jest prostsze, jak się początkowo Wysłannikowi
wydawało. W swych pierwszych zadaniach nieustannie popełniał błędy, błędnie
uznając, że jego uczucia to niczyj interes i nikt nie powinien się w to
wtrącać. Lecz kiedy któregoś dnia jakaś staruszka spytała go, czy nie widział
gdzieś w okolicy rudego kota, a Wysłannik bez namysłu odpowiedział, że podobny
do opisu leżał w pobliskim rowie, bo nie chciał zejść z drogi, kobiecina
najpierw się rozpłakała, a potem zaczęła okładać go torebką, wyzywając od
bezuczuciowych drani. A na końcu się śmiertelnie wystraszyła, widząc, że Wysłannik
nijak na to nie zareagował, więc mamrocząc pod nosem, że spotkała antychrysta,
pospiesznie się wycofała, ciągle szlochając. Podobnych sytuacji było jeszcze
kilka, zanim Wysłannik nie zrozumiał, że emocje były w życiu ludzkim niezbędne.
A on, chcąc czy nie chcąc, musiał to zaakceptować.
Biegacz z psem już dawno zniknęli z pola widzenia, przez
które w tym czasie zdążyło się przewinąć jeszcze kilku maratończyków. Ten znak
upływającego czasu uświadomił mu, że musieli omówić swoje zadanie.
Jak się okazało, jego nowa partnerka od razu trafiła w sedno,
bo słysząc o Nekromantach od razu kiwnął głową.
— To dobry trop — przyznał. — Jeśli uważasz, że Nekromanci
nie zechcą z tobą rozmawiać, zostaw to mnie. Ale na miejsce wybierzemy się
razem; opowiesz mi wszystko, co o nich wiesz i wskażesz przydatne miejsca. A
gdybyśmy elokwencję musieli porzucić na rzecz siły, na pewno się przydasz. Więc
kolejny cel: Targoviste. Dobrze. Dobrze, że wiemy chociaż od czego zacząć.
Kryjówka też może nam się przydać, warto mieć coś takiego w zanadrzu. Ja ze
swojej strony — rzekł po chwili ciszy — proponuję jeszcze porozmawiać z kilkoma
Kosiarzami. Problem jest tylko taki, że są teraz bardzo zajęci i być może nie
będą mieli czasu, by udzielić nam odpowiedzi. Albo nie będą mieli ochoty na to,
właśnie z braku czasu. Ale najpierw zajmiemy się twoim pomysłem, potem moim.
Gdy padło pytanie o rodzinę i przyjaciół, Wysłannik po raz
pierwszy tego dnia pozwolił sobie na niewymuszony gest, bo zmarszczył czoło,
usilnie zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie robiłby tego, nie przejmowałby
się jej znalezieniem gdyby nie wrażenie, że bardzo dobrze ją znał. Kiedyś,
bardzo dawno temu, ale jednak.
— Nie wiem — odparł zupełnie szczerze, wciąż jednak jeszcze
próbując walczyć z białą, gęstą mgłą, która zasnuwała wszystkie jego myśli
dotyczące bliskich z poprzedniego życia. — Nie pamiętam, jak było kiedyś, bo
kiedyś, zgodnie z regułą czasu, już nigdy nie nadejdzie. Jest tylko kruche,
ulotne „teraz” i przyszłość, w której jedyne, co możemy i będziemy robić, to
służyć.
Milczał chwil parę, zanim znowu podjął temat. Zastanowić się nad
tym, dlaczego w ogóle to robił, zamierzał później.
— Wiem, że moja rodzina żyje — wyjaśnił. — Wiem, że już w
mniejszym lub większym stopniu poradzili sobie z moją stratą. I wiem, że gdyby
zobaczyli mnie po tych dwóch latach, nie zrozumieliby. Wszystkie złe uczucia,
które dotyczyły śmierci tego, którym kiedyś byłem, zalałyby ich od nowa. Wiem,
jaka byłaby kolej wydarzeń. Błagaliby mnie, bym sobie ich przypomniał.
Heroicznie staraliby się znaleźć sposób, by mnie przy sobie zostawić. To niepotrzebne
— ocenił beznamiętnym tonem. — Są w posiadaniu największego daru, jakim jest
życie, a marnują go na rozmyślanie o śmierci, przyspieszając tym zabijanie
własnej duszy, która prędzej czy później i tak obumrze.
Zboczył z tematu. I choć nie irytował się ani nie smucił, bo
zwyczajnie nie umiał tego zrobić, tak nie rozumiał, dlaczego ci ludzie tak
uparcie czepiali się wspomnień o czymś, czego nie było. Czy i wspomnienia o tym
nie powinny samoistnie zginąć? Czy nie powinni tego zakopać pod piaskami
przeszłości, do których nie da się wrócić, których nie da się już przesiać i
czegokolwiek w nich znaleźć? Wysłannik nie rozumiał tego i właśnie dlatego
potrafił w teorii wyjaśnić, do czego potrzebne były ludziom emocje — ale w
praktyce niewiele z tego potrafił pojąć.
— Dlatego miałbym kłopot, gdyby ci ludzie mnie odnaleźli. To
się nie może wydarzyć. Ale właśnie dlatego ty jesteś idealnym Wysłannikiem — bo
nie masz nikogo, kto by cię szukał. Masz czystą kartę, którą możesz wypełnić
samodzielnie, bez obawy, że ktoś się w to wtrąci. To dobrze. To bardzo dobrze.
On wszak był pozbawiony tego komfortu swoistej
niezależności.
— Czy masz jeszcze jakieś pytania? Odpowiem na każde. Jeśli natomiast uznasz, że jesteś gotowa aby rozpocząć swoje pierwsze zadanie — rzekł, gotów w każdej chwili do wstania z ławki — po prostu powiedz. Ruszymy natychmiast.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz