Rozdział 766

Wysłannik

Samotność to cichy towarzysz, który nie prosi o uwagę, a jednak zawsze jest blisko, jak cień, który podąża za nami bez względu na porę dnia. To ona przychodzi, gdy świat na chwilę milknie, a wszystkie dźwięki wokół stają się nieistotne. Nagle znajdujemy się sami – nie tylko w przestrzeni, ale i w myślach, które krążą wokół, jak zatarte wspomnienia z przeszłości.

Seraphina już dawno nauczyła się tego, że na tym świecie i w każdym innym – będzie sama. Niezależnie od tego ile razy umrze i ile razy się narodzi, nie będzie przy niej nikogo. Nikt nie złapie jej za rękę i nikt nie pośle w jej stronę serdecznego uśmiechu, nikt nie doda otuchy w trudnej chwili. Dlaczego akurat ona została skazana na taki los? Czy była to cena jej życia? Nie powinna była istnieć, a jednak została stworzona wbrew wszystkiemu. Stworzyła ją magia, której była częścią i teraz musiała spłacić zaciągnięty przez rodziców dług. Nigdy nie czuła się kompletna, jakby była rozdarta między dwoma światami: nie była w pełni człowiekiem, ale nie była też nadprzyrodzoną. Było tylko jedno określenie na to, kim rzeczywiście była i bez względu na to, jak bardzo go nienawidziła, nie mogła się z nim nie zgadzać. Sługa. 

 Czasami samotność nie jest pustką, lecz pełnią – pełnią, która przygniata swoim ciężarem. Czuje się ją nie tylko wtedy, gdy siedzimy w milczeniu, ale również w tłumie, wśród ludzi, którzy niczego nie zauważają, nie rozumieją. Nikt nigdy nie dostrzegł jej samotności, którą maskowała uroczymi uśmiechami i zakrywała kolorowymi fatałaszkami. To wtedy nostalgia staje się przewodnikiem, wracającym w każdym nieoczekiwanym momencie, przypominając o tym, co minęło, co już nie wróci. W takich chwilach myśli wędrują do miejsc, do twarzy, do słów, które już dawno zatarły się w czasie. Czy to było tylko marzenie? Może iluzja?

 Doskonałe pamiętała Petre i wszystko to, co przy nim czuła, dlatego że przy nim mogła być po prostu sobą. Nie musiała ciągle się uśmiechać i być pogodna, bo on tego nie oczekiwał. Nie miał właściwie wobec niej żadnych oczekiwań i to podobało się jej najbardziej. Wspomnienia o nim były dla niej najsilniejsze i niemal wyczuwała ich smak na języku. Czuła dotyk jego dłoni na swojej talii, gdy trzymał ją mocno i pewnie w tańcu, jego głos, śmiech i spojrzenie. W zaświatach myślała o nim nieustannie i o tym wszystkim, czego nie będzie im dane razem doświadczyć. To było niezwykle bolesne – tęsknota za kimś, kto nigdy do niej nie należał. Oboje byli dla siebie zaledwie krótkim przystankiem na drodze i choćby starali się z całych sił, nigdy nie mieli zostać ze sobą na dłużej. Te myśli można było nazwać torturą, bo sprawiały jej tyle bólu, że gdyby nie była martwa, to pewnie od tego właśnie by zdechła.

Być może samotność to właśnie to, co zostaje, gdy wszystko, co mogło nas wypełnić, rozpływa się w nieuchwytnym oddaleniu. Wspomnienia smakuje się jak ostatni łyk herbaty, który zostaje w ustach, już nie gorący, ale ciepły, przypominający o dawnych chwilach, które wciąż żyją, mimo że czas je zabrał. I tak, samotność staje się częścią nas. Z czasem uczymy się ją akceptować, może nawet kochać – nie jak ciężar, ale jak stare, dobrze znane miejsce, do którego wraca się po latach. Jest jak opuszczony dom, którego zapach pamiętamy, mimo że nikt już w nim nie mieszka. A jednak pozostaje w nas coś z tej pustki, coś, co trudno wytłumaczyć, ale co stanowi część tej cichej, melancholijnej obecności, która przypomina, że byliśmy, że byliśmy razem, choć teraz już tylko sami.

Pustka, którą czuła, była czymś nieuchwytnym, jak niekończąca się otchłań, w której znikają wszystkie emocje. Wydaje się, że serce nie bije w rytmie ludzkich pragnień, a umysł zamienia się w pustą przestrzeń, w której nie ma miejsca na radość ani smutek. Codzienność staje się szara, nie ma w niej nic, co mogłoby pobudzić choćby najmniejsze iskry odczuwania. Wszystko, co kiedyś wydawało się ważne, teraz jest odległym wspomnieniem, zatarte przez nieprzenikniony mur obojętności. Nie czuła już wzbierających fal nadziei ani kruszących się resztek rozczarowania. Cokolwiek się działo wokół niej, zdawało się przechodzić obok, jakby nigdy jej nie dotyczyło. Uczucia, które kiedyś były żywe, teraz są tylko martwymi odciskami w pamięci, które nie wywołują już żadnej reakcji. Jakby świat stawał się coraz bardziej pusty, a ona coraz bardziej niewidoczna.

Nie był to ból, ani żadna konkretna forma cierpienia. To raczej zniknięcie w otchłani – brak jakiejkolwiek reakcji na życie, które toczy się obok. Niezdolność do przeżywania emocji, niemożność ich nazwania. Jej istnienie stało się zaledwie trwaniem w ciszy, w której nie ma już ani śmiechu, ani łez.

Siedziała na ławce w nienaturalnie prostej pozycji i spoglądała w przestrzeń przed sobą. Mijali ich ludzie, świat wokół tętnił życiem, a ona była martwą wydmuszką, bladym cieniem po kimś, kto niegdyś był częścią tego wszystkiego. Wysłannik dużo mówił, a ona uważnie go słuchała, choć wcale na niego nie patrzyła. Ton jego głosu sprawiał, że odnosiła wrażenie, że był miłą osobą. Kiedyś, kiedy nie był pod władzą Dis Patre. Kim był w poprzednim życiu i jak umarł? To mogło być ciekawe i gdyby nie była Wysłannikiem, pewnie by o to zapytała. Teraz jednak musiała skupić się na zadaniu, które zostało im powierzone.

Zawsze była posłuszna i robiła wszystko, by zadowolić ludzi, którzy ją otaczali. Tym razem nie miało być inaczej nawet jeśli nie była w stanie odczuwać czegokolwiek. Jej posłuszeństwo było, jak pamięć mięśniowa, a może to dar od Dis Patre? Należała teraz do niego, więc musiała być posłuszna. 

- Może warto od razu zwrócić się do Nekromantów? Wiem, że jest kilku w Targoviste. Wstrętne typy i cwane, ale nie sprawiali nigdy problemów i nie zagrażali ludziom. Nie wiem tylko, czy będą chcieli rozmawiać, kiedy będę z tobą. Mogłam kiedyś złamać jednemu rękę przez przypadek – Seraphina przekręciła na bok lekko głowę i zamyśliła się na dłuższą chwilę. Zamrugała kilka razy, bo poczuła że gałki oczne zrobiły się jej niemal zupełnie suche i zaczęły piec. Powinna częściej mrugać.

- Nie, to nie było przez przypadek – dodała, uśmiechając się do mężczyzny. Uśmiech przypominał bardziej grymas i był zbyt szeroki. Nie obejmował oczu i był jedynie przesadnym wygięciem warg, ale postanowiła pójść za jego wskazówkami i zacząć naśladować zachowania ludzi.

- Jest tam też moja stara kryjówka. Możemy się tam zatrzymać i obmyślić kolejny ruch. Chyba, że masz inny pomysł – poruszyła się i rozluźniła ramiona żeby nie wyglądać, jak manekin. Wygładziła sukienkę, choć było jej obojętne, jak się układała. Równie dobrze mogłaby siedzieć tu teraz w samych gaciach i nie zrobiłoby jej to różnicy.

Wysłannik wcześniej wspomniał, że mogła pytać go o wszystko. Coś wpadło jej do głowy, więc ponownie na niego spojrzała. Sama nie wiedziała dlaczego, bo przecież nie zobaczy zupełnie nic na jego twarzy. Seraphina z jakiegoś powodu chciała usłyszeć, co Wysłannik miał do powiedzenia. Sama nie miała pojęcia, jak to jest i czy faktycznie miała czego żałować. Jak to jest, jak ktoś kocha cię bezwarunkowo? Jak to jest, być dla kogoś ważnym?

- Jak to jest mieć rodzinę i przyjaciół? –  Oboje byli pozbawieni uczuć, a co za tym szło, nie byli w stanie wyrażać emocji. Nie stracili jednak wspomnień, choć nic one dla nich nie znaczyły. Już nie. Mogli więc rozmawiać swobodnie, jakby rozmawiali o pogodzie, a nie o wszystkim, co stracili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^