ROZDZIAŁ 765

WYSŁANNIK

Chłodny, marcowy powiew wiatru zaplątał się między nieco już za długimi, brązowymi włosami, w iście melancholijny sposób nimi kołysząc. Wysłannik, spokojny niczym lata temu postawiona statua, uniósł wzrok, jakby chciał przyjrzeć się ów niesfornemu kosmykowi. Zaraz po chwili przyjrzał się przestrzeni tuż przed sobą, lecz patrzył zupełnie inaczej niż mijający go ludzie — bo nie chciał dostrzec niczego konkretnego. Może poza wiatrem. Wiatrem, którego przecież nie dało się zobaczyć, nie dało się uchwycić. Ale on go widział. Widział ten delikatny taniec powietrza, widział trasę podmuchów; widział wiatr wijący się dookoła drzew, radośnie witający się z krzewami i radośnie, choć nieco złośliwie bawiąc się kiepsko przypiętą wstążką, która uleciała właśnie z włosów jakiejś młodej kobiety. I Wysłannik to wszystko widział. 

Ale… jedynie widział. Bo nie wzbudziło to w nim nostalgii czy rozmarzenia. Nie wywołało uśmiechu ani nie sprawiło, że zachciało mu się śmiać. W żadnej mierze nie było to możliwe i nawet ten wiatr, tak prowokacyjnie go zaczepiając i zahaczając o kolejne kosmyki jego włosów, nie mógł nic na to poradzić. 

Czymże wobec była siła żywiołów wobec siły bogów, która ów naturę stworzyła? 

Wysłanników wysyłano na Ziemię oczyszczonych ze wszelkich uczuć i było to logiczne i potrzebne. Do tej roli wybierano ludzi zdolnych, posiadających wielorakie talenty oraz godną aparycję, aby z taką samą godnością prezentować wielkiego Dis Patre. Ale ci ludzie — piękni, zdolni, w sile wieku — zwykle mieli jeszcze wielkie ambicje, ogromne plany oraz, co ważniejsze, rodzinę i przyjaciół. To bardzo przeszkadza w wykonywaniu misji, tu nie było miejsca na sentymenty. Wszak nie była to wycieczka ziemioznawcza w celu spotkania swoich bliskich; to jedynie osłabiłoby morale, wpoiło zwątpienie oraz podważyło lojalność wobec boga, którego zaczęliby traktować jako wroga i przeszkodę do wieczności z najbliższymi. Należało więc usunąć element, który tak osłabiał bożych wojowników — lecz jedynie podczas ich pobytu na Ziemi. Tuż po powrocie wszystko do nich wracało, włącznie z bólem spowodowanym niewykorzystaną szansą na zobaczenie rodziny, ale z czasem to mijało, a Dis Patre mógł się cieszyć radosnym gwarem przebywających tam dusz — dusz, które w głębni siebie zachowywały życie. Na co by mu były puste kukły? Błyskawicznie by mu się znudziły, dlatego wolał łączyć przyjemne z pożytecznym.  

Właśnie dlatego Wysłannik jedynie widział ten wiatr, lecz nie wywoływał w nim żadnych uczuć. Zepsuta fryzura nie wzbudzała irytacji, chłód nie tworzył pragnienia, by ukryć się w jakimś ciepłym pomieszczeniu z kubkiem herbaty. Przechodzący obok ludzie nie wzbudzali zachwytu, strachu lub gniewu, swąd palonego plastiku wydobywający się z czyjegoś komina nie wywoływał wewnętrznego buntu kierowanego dbaniem o środowisko.  

Jak to jest nie móc się gniewać? Pewnie całkiem wygodnie. Jak to jest nie móc się bać? Z pewnością cudownie, bo to dawało poczucia bycia nieustraszonym. Ale… jak to jest się nie móc ucieszyć? Wzruszyć? Pokochać? Źle. Pusto. Lecz skąd Wysłannik to wiedział? On… po prostu wiedział. Bo nic innego mu nie pozostawało, jak po prostu sucha wiedza oraz sztuka analizy i interpretacji. Poza tym, był świadom tego, co mu odebrano. Oczywiście, co mówiło samo przez się, nie czuł się z tego powodu źle. Odebranie mu uczuć było faktem. Tak już musiało być, nie ma dyskusji. 

Ale czy rzeczywiście dało się odebrać wszystko? Dało się nie pozostawić ani kropelki? Wszak Wysłannik stał cierpliwie, czekając na kogoś. I czyż cierpliwość nie chowała w sobie odrobiny emocji? Czyż to nie opanowanie, czyż to nie spokój? Wszak to też są jakieś uczucia. I czyż lojalność, w tym wypadku do swojego boga, też nie była rodzajem uczucia? Czyżby nie dało się istoty ludzkiej całkiem z tych uczuć osuszyć? Zwłaszcza że ludzkość składała się wyłącznie z emocji. Może, licząc procentowo, ktoś rozemocjonowany miał tego w sobie z 98 procent, ktoś bardziej opanowany tylko 80 — a oni ledwie 1%. Tylko jeden, by praktycznie żadnych emocji nie czuć. Ale aż jeden, by rozumieć, czym one w istocie są i aby umieć wykorzystywać te minimalne zasoby, jakie były im niezbędne.  

Marcowy wiatr nie przestawał mu dokuczać, błąkając się po tutejszych, francuskich wzgórzach. W tej całkiem niewielkiej osadzie miał oczekiwać na kolejnego Wysłannika — tego, który będzie mu pomagał w nowym zadaniu. Stare, a więc tropienie Koszmarów, których zsyłał na ludzi Batara Kala, przekazał innemu Wysłannikowi, mogąc w całości się skupić na wyznaczonej właśnie misji. Powiadomiono go, kim miała być jego towarzyszka i dodano, że ich współpracę powinien ułatwić fakt, że już zdążyli się poznać. W istocie, Seraphina O’Shi pojawiła się jako jedna z głównych postaci wątku Xuna, poświęcając się dla dobra rodzeństwa z rodu Dumitrescu. Takiej waleczności i hartu ducha Dis Patre nie mógł przegapić, dlatego namówił ją na przejęcie roli Wysłannika.  

Aż wreszcie się pojawiła. Dumna, nieco blada, w czarnej, dość krótkiej, choć rozkloszowanej na dole sukience oraz długich, czarnych butach na bardzo wysokich koturnach. Wysłannik natychmiast zauważył, że był to ubiór znacznie różniący się od tych kolorowych, zwiewnych szmatek, które zwykła nosić za życia. Był pewien, że i do tego rękę przyłożył Dis Patre; jemu pozwolił się ubierać tak samo jak kiedyś: ot, w prosty, elegancki garnitur, ale najwyraźniej Seraphina stanowiła dla boga eksperyment pod każdym względem. 

Po krótkim przywitaniu poszli w stronę parku, gdzie zajęli jedną z ławek. Wysłannik musiał jej wszystko wyjaśnić — takie miał polecenie.  

— Cieszę się, że do mnie dołączyłaś — rzekł z łagodnym uśmiechem, choć jego oczy, tak puste i skupione, w żaden sposób tej radości nie wyrażały. 

Oczy to zwierciadło duszy — i teza ta została właśnie potwierdzona, ponieważ Wysłannik kłamał. Oczywiście, że się nie cieszył, ponieważ nie czuł zupełnie nic na widok tej dziewczyny. Dlaczego jednak to powiedział? Wszystko zamierzał jej wyjaśnić.  

— Zakładam, że Dis Patre niewiele ci zdradził — domyślił się, nie uznając za właściwe oczekiwać odpowiedzi. — Zatem posłuchaj wpierw, jakie są zasady bycia Wysłannikiem. Oczywiście, nie mamy żadnych uczuć. Ale to, wbrew pozorom, nie jest ułatwienie, tylko utrudnienie. Rozejrzyj się. — Jak na znak Wysłannik popatrzył dookoła. — Wszędzie są ludzie. Ludzie to emocje, bardzo dużo emocji. A my nie możemy się wyróżniać. Zmarłaś stosunkowo niedawno — dodał ściszonym głosem — więc zapewne pamiętasz, jak to było i odczuwasz dziwną pustkę z powodu tego braku. Będziesz się musiała nauczyć udawać emocje. Musimy wtopić się w tłum, a nie damy rady tego zrobić, jeśli będziemy zachowywać się jak posągi. Poza własną pamięcią, ufaj swojej obserwacji. Przyglądaj się ludziom, zapamiętuj, jak reagują w danej sytuacji. Pewna rezerwa nie jest zła, ale nie można z nią przesadzić. Musisz być ostrożna.  

Nie wątpił, że Seraphina zapamięta te wszystkie zasady, ale i tak przez pewien czas będzie musiał mieć ją na oku, aby odpowiednio nakierować i wyszkolić na zdolnego Wysłannika w każdej chwili gotowego do służby.  

— Zapomnij o swoim imieniu — zalecił łagodnie. — Wiem, że to najtrudniejszy element, ale nie jesteś już tamtą osobą i to jest klucz w zostanie dobrym Wysłannikiem. Nie jesteś już Seraphiną. Jesteś wyłącznie Wysłannikiem. Seraphiną możesz zostać na powrót, gdy wrócisz do Królestwa. Tutaj Seraphina nie istnieje, tutaj Seraphina nie żyje. Nie masz przyjaciół, nie masz rodziny. Nie masz nikogo poza współpracownikiem, do którego nie żywisz żadnych uczuć. Wyjątkiem jest poczucie lojalności wobec Dis Patre.  

Zdawał sobie sprawę, jak trudne może być to zadanie — choć on już tego trudu nie pamiętał. W jego świadomości już dawno rozwinęła się myśl, że jedyne, co posiadał, to służba Dis Patre, jednocześnie zacierając pamięć o bliskich, którzy wciąż żyli na Ziemi. Ale oni nie byli ważni. Ważna była jedynie misja — i Seraphina musiała się tego nauczyć.  

— Jeśli masz jakiekolwiek pytania, po prostu pytaj — tymi słowami zakończył wstępne szkolenie. Reszta przyjdzie w praktyce. — Przejdźmy do zadania. Dotychczas zajmowałem się śledzeniem tych jednostek ze świata koszmarów, które zbyt swawolnie atakowały ludzi. Odejście Batara Kali nie nastraszyło ich i postanowili wykorzystać zagrożenie, za co zostali surowo ukarani. Zostali jeszcze niedobitkowie, ale tych przekazałem komuś innemu. Teraz mamy inne zadanie.  

Wysłannik milczał chwilę, pozwalając, aby jego towarzyszka pomieściła wszystkie te informacje w głowie.  

— Jak wiesz, przejście do zaświatów długo było zatkane. Batara Kala przed uwięzieniem narobił wiele szkód, a śmiertelność wzrosła na tyle, by przejście nie dawało sobie rady. Podobnie dzieje się przy wielkich katastrofach lub pandemiach, co nieustannie jest problemem i pracą dla łowców. Dlaczego dla łowców? Ponieważ jeśli przejście jest zbyt długo zatkane, wiele dusz przebywa na Ziemi zbyt długo i zamienia się w dybuki — wyjątkowo złośliwe i agresywne duchy. To robota dla łowców albo, co gorsza, dla Nekromantów, którzy też lubią na tym skorzystać. I to jest właśnie nasz trop — oznajmił po chwili. — Przejście już działa, dusze mogą się przedostawać do zaświatów, ale nie wszystkie się tam przedostało. Istnieje wiele dusz, które już zyskały świadomość lub już stały się dybukami. Po pierwsze: musimy je odszukać i przekazać Kosiarzowi. I już to nie jest łatwe, ale istnieje po drugie: wiele z dusz zaginęło, zniknęło. Nie można ich w żaden sposób namierzyć, stąd podejrzenie, że ktoś postanowił uwięzić i wykorzystać te dusze. Musimy je odszukać i ukarać tego, kto postanowił skorzystać z tego tymczasowego chaosu. Problem w tym, że wskazówek mamy bardzo niewiele. Należy się zastanowić, od czego zacząć i kto ewentualnie może nam pomóc. Liczę na twoje wsparcie. Oraz, jak już mówiłem, nie wahaj się zadawać pytań. 

Wysłannik zamilkł. Wraz z nim zamilkł marcowy wiatr, który najwyraźniej znudził się byciem ignorowanym i zamiast dalej plątać mu włosy, pomknął gdzieś hen, w stronę okalających ich wzgórz. Taka rzecz wiatru: płynąć tam, gdzie tylko chciał. Taka rzecz bytów wolnych: podążać tam, gdzie tylko chciał. 

Czy on był wolny? Nie. Ale miał to szczęście tego nie pamiętać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^