Rozdział 764

Seraphina

W zaświatach nie było nudno. Spodziewała się raczej tego, że jej dalsza egzystencja będzie płynęła w spokoju i harmonii, tymczasem po drugiej stronie nie było tak, jak sobie to wyobrażała. Miasto, które okalało pałac Dis Patre tętniło życiem i nie wyglądało wcale tak, jakby zamieszkiwali je umarli. Dusze zachowywały się, jakby nic się dla nich nie zmieniło: prowadziły biznesy, zakochiwały się, smuciły i tęskniły za bliskimi, a niektóre cieszyły się, że uwolniły się od ziemskich spraw. Zaświaty miały swoją własną autonomię. Były tu urzędu, miejsca modlitwy różnych wyznań, sklepy, a nawet domy uciech. Seraphina nie mogła wyjść z podziwu, jak to wszystko zostało tu urządzone. Piecze nad tym miejscem sprawował oczywiście Dis Patre, który mimo swej dość ekscentrycznej natury, cieszył się ogólnym szacunkiem. Byli też i tacy, którzy za nim nie przepadali i wyrażali to choćby obraźliwymi muralami, czy protestami lub niszczeniem miejsca kultu boga. Ot co, zupełnie jak na ziemi. W całych zaświatach nie było jednak tak bezpiecznie, jak w mieście i okolicach pałacu. Istniały miejsca, do których lepiej było się nie zapuszczać, na przykład jezioro łez, las obłąkanych, czy pustynia samotności. Niektóre dusze były dzikie i z różnych przyczyn nie mogły zaznać spokoju. Trawiło je szaleństwo i nieopisana wściekłość, więc albo trafiały do więzienia pod pałacem albo na rubieże.

Dis Patre nie dawał jej spokoju i co jakiś czas wzywał do siebie, by składać propozycje, które w jego mniemaniu były nie do odrzucenia. Chciał zrobić z niej swojego Wysłannika, by dołączyła do tego, który był już na ziemi. Kiedy jednak dziewczyna robiła zupełnie inaczej, a nie tak, jak chciał tego bóg, wściekał się i wyrzucał ją z pałacu. Sum nawet już nie krył tego, jak bardzo mu się to nie podobało. Seri nie chciała być po raz kolejny czyimś niewolnikiem, dlatego odmawiała i liczyła na to, że Dis Patre w końcu się znudzi. Poświęciła się już do innych i jeśli miała jakiś dług wobec wszechświata, to była pewna że już go spłaciła.

- Czego ty chcesz, co? Każdy ma swoją cenę. Mów – bóg spojrzał na nią z irytacją, której nie zamierzał ukrywać. Próbował wszystkiego, a i tak na nic się to zdało. Seri wiedziała, że ktoś taki jak on nigdy jej nie zrozumie i nie domyśli się, o co jej chodzi. Ktoś, kto nigdy nie zaznał niewoli, nie ma pojęcia o tym, jak bardzo można pragnąć wolności. Jak bardzo ona jej pragnęła.

- Nie chcę być twoim sługusem, bez wolnej woli i uczuć, jak ten robot, który jest już na ziemi– odezwała się równie kąśliwie, co przed chwilą mężczyzna. Siedzieli na przeciw siebie przy ogromnym, kamiennym stole i łupili groźnie wzrokiem. Sum stał w milczeniu przy swoim bogu, zerkając raz po raz to na niego, to na Seraphine. Minę miał taką, jakby obawiał się, że za chwilę dojdzie między nimi do bójki.

- A gdybyś wróciła z uczuciami? – zapytał nagle Dis Patre. Dziewczyna wyprostowała się nieco, Sum również poruszył się niespokojnie, wyczekując rozwinięcia zdania. Bóg spojrzał na byłą już łowczynie i uśmiechnął się do niej szeroko, zachęcająco. Było w tym uśmiechu coś złowrogiego, co sprawiło że wewnątrz Seri aż cała się spięła. Miała przed sobą nieobliczalną istotę, której powinna się lękać i byłaby bardzo głupia, gdyby tego nie robiła. 

- Wrócisz, pomożesz drugiemu Wysłannikowi. Załatwicie, co macie załatwić i tyle. Wszystko z uczuciami. Co ty na to?

- Dlaczego odnoszę wrażenie, że jest w tym jakiś haczyk? – zapytała dziewczyna, uważnie przyglądając się Patre. Do rozmowy niespodziewanie wtrącił się Sum.

- Najjaśniejszy panie, Wysłannicy nie bez przyczyny pozbawieni są uczuć i więzi z bliskimi. Nie możemy tak ryzykować – zaczął ostrożnie, ale bóg spojrzał jedynie na niego z niesmakiem i wrócił wzorkiem do Seraphiny.

- Przecież ona nikogo nie ma. Nie ma rodziny i przyjaciół, więc nie ma czym się martwić. Łowcy i ta cała banda z hotelu tylko ją wykorzystywali, prawda? I tak chcieli się ciebie pozbyć. Och, mam nadzieję że cię nie uraziłem. Naprawdę myślałaś, że ktoś tam za tobą tęskni? Że dla kogoś coś znaczysz? Nie, oczywiście że nie. Nie ty. – Dis Patre uśmiechnął się pobłażliwie i teraz wyglądał tak, jakby naprawdę jej współczuł. Choć nie chciała, musiała przyznać mu rację. Nie miała nikogo. Była nikim dla wszystkich. Petre zawsze stał po stronie Ilarie. Adina najbardziej na świecie kochała swoje wnuki. Łowcy interesowali się tylko powodzeniem misji i nic więcej ich nie obchodziło. Likar znał ją zbyt krótko, by w ogóle obeszło go jej zniknięcie. Dziewczyna miała wrażenie, że jedyną osobą, która przejęła się jej losem był Aria, wampirzyca w której podkochiwał się Petre.

- Dobra, zrobię to, tylko skończ już gadać i daj mi spokój – wymamrotała Seraphina, wstając powoli od stołu. Odwróciła szybko głowę, udając że interesuje ją jakieś malowidło na ścianie, by towarzyszący jej mężczyźni nie dostrzegli zaszklonych oczu.

- Seri, przemyśl to jeszcze. To nie tak, że....

- Milcz! Przynieś umowę, Sumie. I wino, dużo wina . Będziemy świętować. Aha i odwołaj Claresa. – Dis Patre był z siebie wyraźnie zadowolony. Sum spojrzał na niego zaskoczony nim opuścił salę.

- Wezwałeś panie nadwornego kata? Na dzisiaj nie ma wpisanej żadnej egzekucji – sługa uniósł pytająco brwi, zapewne zastanawiając się, czy aby o niczym nie zapomniał.

- Pewnie by była, gdybym się nie zgodziła – wtrąciła się Seraphina i nie musiała nawet patrzeć w stronę boga, by wiedzieć, że miała rację. W zaświatach nikt nie mógł nikogo zabić, ale można było uprzykrzyć komuś życie pozagrobowe i tym właśnie zajmował się Clares.

Kiedy zostali sami, Dis Patre nakreślił jej, póki co bez szczegółów, co dzieje się teraz w świecie ludzi i czym konkretnie będzie się zajmowała z drugim Wysłannikiem. Zadanie wydawało się dość proste i jak zapewniał bóg, było niczym dla jego dwóch najlepszych Wysłanników.

Gdy Sum wrócił, Patre od razu przeszedł do formalności, prosząc Seri o podpis na umowie. Zapewne obawiał się, że ta się rozmyśli.

- To po to, byś miała pewność, że cię nie oszukałem i żebyś wywiązywała się ze swoich obowiązków – Seri przebiegła szybko wzrokiem po umowie, a nie odnajdując tam nic podejrzanego, podpisała się w wyznaczonym miejscu.

- Cudownie. A teraz chodź, od razu przeniosę cię na ziemię. Szkoda czasu. Wysłannik już wie, że do niego dołączysz – dziewczyna zrobiła krok w stronę boga i nagle się zatrzymała. Poczuła w sobie dziwną pustkę, jakbym ktoś usunął z niej wszystko to, co miała w środku i pozostawił niczym wydmuszkę. Zakręciło się jej w głowie, więc szybko złapała się stołu.

- Ejże! Cooo .... Co mi jest? – wymamrotała, chwytając się zaraz za serce i zginając w pół. Ból zawładnął całym jej ciałem. Nie była w stanie zapanować nad drżeniem ciała. 

- Ulatują z ciebie uczucia. Wiem, że to nie jest za bardzo przyjemne, ale trwa tylko chwilę – głos Dis Patre był zimny, jak lód. Seri spojrzała na niego, choć z trudem uniosła głowe. W myślach słyszała tylko swój własny krzyk: oszukał mnie! Oszukał! 

- Na moją litość! Przecież nie powiedziałem, z jakimi uczuciami wrócisz, prawda? Jakieś tam ci zostawię, spokojnie. Poza tym, nie jestem tyranem i załatwimy to tak, że jeśli ktoś z tych twoich niby przyjaciół przejmie się twoim losem na tyle, że zechce ci pomóc, to je odzyskasz. Zadowolona? A ty przestań tak na mnie patrzeć, Sumie. Nic jej nie będzie. Lepiej się żyje, jak nie ma się uczuć – sługa skłonił tylko głowę.

- Dlatego masz tak wspaniałe życie, mój panie. – wymamrotał Sum bardziej do siebie niż do władcy zaświatów. Ten najwyraźniej udał, że tego nie słyszy i skupił się w pełni na łowczyni.

- Jak zwykle, mój panie, wykazałeś się wielką elokwencją.- wycedził Sum, podtrzymując Seraphine, która dochodziła już do siebie.

- Prawda! Mówiłem ci, że się zgodzi. Wystarczyło tylko pociągnąć za odpowiedni sznureczek – Seri chwytała powoli oddech i starała się łapać wszystko to, co właśnie z niej umykało. Nie była jednak w stanie zatrzymać przy sobie choćby najmniejszej oznaki człowieczeństwa. Nie było w niej już niczego. Nawet jej twarz straciła dawny blask, a jej rysy znacznie się wyostrzyły. Nie przypominała już czarującej łowczyni, nie była wkurzającym motylkiem, jak nazywał ją czasem Petre. Petre. To imię nie powodowało już, że robiło jej się ciepło na sercu. Było teraz tylko zwykłym imieniem. 

- Zanim pójdziesz, musimy cię ogarnąć. Chcę żebyś godnie mnie reprezentowała, a nie wyglądała, jak jakiś klaun– Dis Patre pstryknął palcami, a Seraphina zorientowała się, że ma na sobie krótką, czarną sukienkę która ciasno przylegała do jej talii, a dalej lekko rozchodziła się na boki. Czarne, ciężkie buty sięgały jej prawie do uda i normalnie nigdy takich by nie założyła, ale teraz... było jej wszystko jedno.

- Od razu lepiej, prawda Sumie?

- Oczywiście, mój panie. Seri, chodźmy już do wrót. Odprowadzę cię – Dis Patre zatrzymał sługę unosząc nieco rękę. Jego twarz nie wyrażała niczego poza złością. Był wyraźnie niezadowolony. 

- Nie nazywaj jej tak. Teraz jest Wysłannikiem. Czy to jasne?

- Proszę o wybaczenie, najjaśniejszy panie. – Sum skłonił się nisko i poprowadził dziewczynę do wyjścia. Szła za nim powoli, pewnie stawiając kroki. Głowę miała zupełnie pustą, a żadne uporczywe myśli nie zaprzątały jej już umysłu. Była tylko ona, czysta karta papieru i jej pan - jedyny i najważniejszy. Ten, dla którego gotowa była zrobić wszystko byle tylko go zadowolić i wypełnić swoje zadanie. Gdzieś w głębi czuła, że postępuje wbrew swojej woli, że wcale nie chce słuchać Dis Patre i wracać na ziemię, jako Wyslannik. Nie była w stanie jednak przeciwstawić się mu i pójść w swoją stronę. Była pozbawiona uczuć i jakichkolwiek odruchów empatii, by nic nie przeszkadzało jej w realizacji celów boga. Powodowało to, że wszystko inne, co nie było z nim związane, nie miało dla niej żadnego znaczenia. 

- Przykro mi, że cię to spotkało. Naprawdę, szczerze mi przykro - szepnął Sum, gdy znaleźli się na tyle daleko, by Dis Patre go nie słyszał. Mężczyzna patrzył na Seri z taką boleścią w oczach, że niemal nie dało się znieść jego wzroku. Nie rozumiała jego współczucia. 

- Byłaś cudownym motylem. Barwnym i niezwykle pięknym. Mam nadzieję, że jeszcze cię taką zobaczę - dodał, popychając ciężkie drzwi prowadzące do przejścia na ziemię. Weszli do niewielkiego pomieszczenia, a Sum objaśnił jej zasady poruszania się między światłami. 

1. Oczy zamknięte, bo światło między wszechświatami może oślepić. 

2. Trzy głębokie oddechy. 

3. Nie zatrzymujemy się, tylko cały czas do przodu. 

4. Z nikim nie rozmawiamy i nikogo nie słuchamy. 

5. Jako Wyslannik będzie wyczuwała takie przejścia między światami i będzie mogła dowolnie z nich korzystać. 

Kiwnęła głową, dając znak, że wszystko zapamiętała i ruszyła przed siebie, zgodnie z wytycznymi Suma. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^