Rozdział 758

Belial

Denerwował się przed wizytą w Blickling. Było to pierwsze, dłuższe spotkanie z Gudrun od jego powrotu z Rumunii. Widywali się co prawda, ale zaledwie na kilka chwil, bo Bel miał pełne ręce roboty w Radzie. Nie chciał zostawiać z tym wszystkim Goro, który cały czas obwiniał się za nieszczęśliwy los chorych demonów. Widział, ile go to wszystko kosztowało, choć starał się to ukryć, przynajmniej do takiego stopnia, by nikt nie martwił się jego stanem. Na szczęście Gudrun rozumiała to chwilowe zawirowanie i podeszła do sprawy z wielką wyrozumiałością, nie robiąc mu żadnych wyrzutów o brak czasu. Gdyby wszystko zależało od niego, to spędzałby każdą minutę swojego życia tylko z nią. Wbrew wszystkiemu jednak, był odpowiedzialny i lojalny, dlatego nie mógł tak po prostu zajmować się tylko swoimi sprawami i porzucić Goro, gdy ten najbardziej potrzebował jego wsparcia. Nie tylko przy Radzie i innych demonich rzeczach, ale przede wszystkim potrzebował go, jako przyjaciela.

Na zaproszenie Arii wszyscy przystali z entuzjazmem. Miło było odwiedzić przyjaciół, choć Belial nie do końca mógł wszystkich mieszkańców Blickling tak nazwać. Ustalił wcześniej z Gudrun, że przy jej ojcu nie będą afiszować się swoim związkiem, a on ograniczy się do minimum, jeśli chodzi o kontakt z Athanem. Wszelkie inne opcję już wyczerpał, więc przyszło mu po prostu pogodzić się z tym, że Tismaneanu już zawsze będzie go nienawidził. Nie oznaczało to jednak, że chciał podburzać gospodarza, dlatego unikał jego spojrzeń, którymi Athanasius gromił go od samego wejścia. On sam ledwie kiwnął mu głową na powitanie, co oczywiście wampir zignorował, jednak wypadało, by Bel jakkolwiek go powitał. Belial zamierzał być statystą podczas tej kolacji. Nie chciał robić przykrości Gudrun oraz Arii, a wiedział że jeśli się postawi, to awantura nikogo nie ominie. Nie chciał również robić wstydu Goro i Wierzę, którzy też cieszyli się ze wspólnego wyjścia. Kiedy układał w swojej głowie cały ten plan, poczuł się jak dorosły, po raz pierwszy w życiu. Był odpowiedzialnym facetem, który właśnie schował swoją dumę do kieszeni i ustąpił innemu, równie upartemu facetowi. To było dobre uczucie, jego małe zwycięstwo nad samym sobą.

Atmosfera wydawała się sprzyjająca tego typu spotkaniu, zwłaszcza gdy Petre i Aria obwieścili, do czego była im potrzebna Gwiazdka. Musiał przyznać, że zupełnie się tego nie spodziewał. Był przekonany, że faktycznie Aria i Athan chcieli poznać przyszłość dzieci lub po prostu sprawdzić ich stan w niekonwencjonalny sposób. Widok twarzy przyjaciółki i malujące się na niej szczęście, sprawiło że zrobiło mu się ciepło na sercu. Dostrzegł nową gamę emocji i to takich, których jeszcze nigdy u nikogo nie widział. Obserwował ją w milczeniu, odkrywając, jak zaskakująco piękna była jej dusza. Miał wrażenie, że widzi tylko jej blask, że może dostrzec to wszystko, co kryje się wewnątrz niej. Nie potrafił nawet tego nazwać i gdyby ktoś teraz zapytał go o to, odpowiedziałby tylko, że Aria jest kwintesencja miłości w najczystszej postaci. Czy tylko on to widział? Nie, z pewnością dostrzegał to również Goro. Być może demony miały jakiś ukryty talent do patrzenia głębiej niż wszyscy inni. Zerknął na przyjaciela i odkrył, że tak samo, jak on, tak i demoni szef wpatruję się w wampirzycę. Miał wrażenie, że Aria była maleńką iskierką światła, która rozjaśniała najmroczniejszą ciemność i która nigdy nie zgaśnie. Mógłby ogrzewać się w jej blasku i czerpać z niego siłę.

Po tych wszystkich rewelacjach, nastał czas na lawinę pytań do Arii i Petre. Bel również się włączył, choć nie wychodził przed szereg, licząc że pan domu zapomni o jego obecności.

Tismaneanu wyszedł na chwilę, by odebrać telefon z firmy. Okazało się, że oficjalnie Ish nadal był na zwolnieniu, choć nieoficjalnie i ku niezadowoleniu swoich bliskich, prężnie już pracował. Wyglądał naprawdę dobrze, biorąc pod uwagę to, jak zastali go w Czarnej Dalii. Bel postanowił skorzystać z okazji i chwili sam na sam, by porozmawiać z Athanem. Przeprosił Gudrun, oznajmiając szeptem, że musi udać się na stronę. Cmoknął ją lekko w policzek i skierował się w głąb posiadłości, idąc za gospodarzem. Wszedł do gabinetu, gdy usłyszał zza drzwi, że Athan skończył rozmawiać. Wampir siedział za biurkiem , a gdy tylko zobaczył wchodzącego do środka Bela, spiął się cały i przybrał ten wyraz twarzy, który ukrywał przez cały wieczór. Wylała się z niego cała nienawiść.

- Poczekaj, zanim mnie zabijesz. Chcę ci coś dać – sięgnął szybko do kieszeni, zbliżył się do biurka i położył na blacie brązowy okrąg wielkości jego dłoni. Przypominał monetę, ale był znacznie większy i pokryty różnymi symbolami.

- To nie są kolejne przeprosiny. Wiem, że i tak nic to nie da, a poza tym...wcale mi nie jest przykro. Robiliśmy to, co uznaliśmy za słuszne żeby bronić swoich i powstrzymać Baltimorea. Być może było inne wyjście, ale o nim nie wiedzieliśmy. Jestem pewien, że też chwyciłbyś się wszystkiego żeby ocalić swoich bliskich i zemścić się na tym, kto ich skrzywdził. Dlatego nie będę więcej się tłumaczył i cię przepraszał i nie zrezygnuje z Gudrun. – westchnął cicho i ułożył dłoń na karku, odwracając na moment spojrzenie od Athana. Milczał, starając się znaleźć odpowiednie słowa.

- To moja pieczęć. Moja...moja wolność i moje życie. To najcenniejsze, co mam. Biorąc ją, będziesz miał nade mną absolutną władze. Możesz mnie w niej uwięzić. Trafię wtedy do nicości i będę mógł wrócić tylko na twoje wezwanie – wyjaśnił , nie mając pewności czy Tismaneanu ją przyjmie. Zastanawiał się nawet, czy Athan się go boi w jakiś sposób i nadal czuje się zniewolony w jego obecności. Słyszał o takich przypadkach. On sam nie odczuwał już żadnej więzi z nim.

- Nie będę wchodził ci w drogę bez powodu, ale tylko wtedy kiedy będzie to konieczne. Tak, jak na przykład dziś. Nie czerpie satysfakcji z twojej złości. Siedzę cicho i nie wychylam się żebyś nie musiał zwracać na mnie uwagi. Robię to dla Gudrun, bo bardzo chciała żebym tu dziś przyszedł. Nie zamierzam jej skrzywdzić, a to jest na to dowodem – wskazał ruchem głowy pieczęć i uśmiechnął się krzywo, wypuszczając z ust powietrze z głośnym świstem.

- Wiem, że nigdy mnie nie zaakceptujesz i nie będziemy kumplami, ale może dzięki pieczęci odzyskasz kontrolę nad swoimi emocjami, kiedy będę w pobliżu. Nie mam nad tobą żadnej mocy, to jest taki skutek uboczny opętania. Chujowizna, wiem. Jest pewien sposób żeby się tego pozbyć, ale nie będę nawet proponował rytuału, bo znam twoją odpowiedź aż za dobrze. Nie będziesz niczego ze mną robił, czaję – uniósł ręce ku górze w geście poddania i kontynuował wyjaśnienia. Tismaneanu zerkał co jakiś czas na pieczęć i ponownie wracał wzrokiem do Beliala. Mógłby nim skrócić go o głowę.

- Zamknięcie w pieczęci oznacza utratę wszystkiego, łącznie ze świadomością, więc będzie to dla mnie sto razy gorsze niż to, co ci zrobiłem – zapewnił, odwracając się w stronę drzwi żeby sprawdzić czy są zamknięte.

- Nie mówiłem nikomu, że dam ci moją pieczęć, Gudrun też o tym nie wie. Będzie lepiej jeśli tak zostanie. I jeśli mogę o coś prosić w tych okolicznościach, to zabezpiecz ją dobrze. Nie chcę żeby wpadła komuś innemu w ręce.  – Belial zniżył głos niemal do szeptu. Bał się o swój los i o to, że Athan w przypływie złości wyrzuci ją lub odda komuś innemu specjalnie. Czy był do tego zdolny? Oczywiście, że tak. Athanasius Tismaneanu w swojej złości i nienawiści do niego, był nieobliczalny. Belial powierzył mu właśnie swoje życie, dając dowód temu, że Gudrun znaczy dla niego więcej. 

- Chcesz spróbować? – zapytał demon, spoglądając sugestywnie na pieczęć i wyjaśniając, jak Athan może jej używać. 

- Jeśli będę w pieczęci dłużej niż tydzień, ciało zacznie gnić. Moja energia będzie utrzymywała je w tym stanie przez około siedem dni, po tym czasie będą to po prostu ludzkie zwłoki. Później, jeśli mnie wypuścisz, będę musiał znaleźć nowe ciało. - dodał pospiesznie, mając nadzieję że Athan nie zechce jednak uwięzić go na zawsze. Gdyby Gudrun się o tym dowiedziała,  nigdy by mu nie wybaczyła, a było coś silniejszego w uczuciach wampira niż nienawiść do Beliala - miłość do córki i widok jej szczęścia. Odejście demona złamałoby jej serce. Bel postawił swój los właśnie na tą kartę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^