ATHANASIUS
Gdy tylko Aria i Petre wyszli z salonu, Athan od razu się domyślił,
czym może się zakończyć ta rozmowa.
Opuszczenie zgromadzenia, w którym słychać było już coraz swobodniejsze,
podlane alkoholem śmiechy, wydało mu się nieco dziwne, choć niekoniecznie w
złym sensie. Sądził po prostu, że Aria zechce przynieść Bestiariusz i podzielić
się zawartymi tam zapiskami nie tylko z Petre, ale i ze wszystkimi innymi tam
zebranymi, którzy wprawdzie dobrze znali Bestiariusz, ale którzy z pewnością
chętnie posłuchaliby o nim jeszcze raz. Tymczasem oboje postanowili wyjść,
udając się tam, gdzie nikt nie będzie im przeszkadzał, gdzie będą wyłącznie on
i ona. Athanasius czuł na sobie znacząco-pytające spojrzenie Likara i domyślał
się, skąd się brało. Wszak jego przyjaciel nie miał pojęcia o tym, jakie
relacje łączyły tę dwójkę i bynajmniej nie było tu mowy o romansie, na co
zresztą to wyglądało. Likar mógł się też dziwić, że Athan nie był zazdrosny. Był.
Był zazdrosny, choć nie o wątek romantyczny, a o uwagę, jaką Aria poświęca temu
chłopakowi. Zupełnie to rozumiał, dlatego niczym nie dawał po sobie poznać tych
ukłuć zazdrosny, ale musiał przed sobą przyznać, że bardzo nie lubił się z kimkolwiek
dzielić Arią. Nie miała ojca, nie miała braci, więc jedyną najważniejszą osobą
w jej życiu pozostawał on. Wcześniej byli też Elijah i Emmet, ale ich, co
oczywiste, akceptował. Potem pojawili się Goro i Belial, a tych w żaden sposób zaakceptować
nie mógł — pozostawało więc to po prostu znosić. Ale Petre… to był zupełnie inny
poziom. Nowy poziom, którego grunty Athan dopiero badał.
Zazdrosny czy nie, przyglądając się plecom odchodzących z
salonu Arii i Petre, Athan myślał sobie, że gdy wrócą, będą innymi ludźmi.
Niejednokrotnie tłumaczył małżonce — a robił to tak delikatnie i cierpliwie,
jak tylko potrafił — że powinna wstrzymać się jeszcze z wyznaniem mu prawdy, że
powinna lepiej się z nim zapoznać, jakoś ugruntować ich relację i zawrzeć
przyjaźń, na której postawie zbuduje resztę. Jednak za dobrze znał Arię, więc
domyślał się, że może się wydarzyć coś, co sprawi, że jej emocje wybuchną
niczym wulkan, nie będąc w stanie ich powstrzymać. Czy miał pewność, że Aria
właśnie teraz, już pierwszego dnia pobytu gości, wyzna Petre prawdę? Nie,
wierzył w rozsądek Arii. Ale nie wykluczał, że emocje wezmą nad nim górę.
I wzięły. Gdy tylko wróciła — sama! — widać
było na pierwszy rzuty oka, że coś było nie tak. To, mówiąc szczerze, nieco zbiło
Athana z pantałyku. Czyżby jednak chodziło o coś innego? Bo niby dlaczego Aria
miałby wrócić w tak złej kondycji? Zamierzając opuścić gości, milcząco powierzył
Likarowi misję utrzymania pozytywnej atmosfery, doskonale wiedząc, że Andriejew
czuł się w centrum uwagi jak ryba w wodzie, po czym zabrał Arię w stronę jego
biura, które było najbliższym, a jednocześnie najbardziej dyskretnym punktem
domu.
Tam, łamiąc Athanowi serce, Aria zupełnie się rozsypała.
Lodowate zimno, które czuł na widok płynących po jej
policzkach łez mieszało się z bardzo przyjemnym i doskonale znajomym gorącem płynącym
przez jego żyły. Krew wrzała, napełniając serce ogromną namiętnością, a umysł
całą gamą równie gorących, nieopanowanych niczym pożoga emocji. Z niemal
zadowoleniem dał się ponieść gniewowi, jaki odczuwał z każdym kolejnym słowem
Arii. Pieczołowicie roztaczał wokół sobie tę przyjemną, czerwonawą aurę,
gnieżdżąc w sobie same negatywne uczucia względem tego, który tak potwornie
skrzywdził jego miłość. Ręka automatycznie zacisnęła się w pięści, gdy w
pierwszym odruchu serca zapragnął odszukać Petre i dać mu po męsku w pysk. Powstrzymywał
go najpierw fakt, że Aria go teraz potrzebowała i nie mógł jej zostawić, a
potem rozsądek, który jakimś dziwnym, niezrozumiałym sposobem przedarł się
przez tę czerwoną mgiełkę gniewu i odnalazł właściwe drzwi do jego umysłu. Był
wszak panem domu przyjmującym właśnie gości, więc nie w smak byłoby
zaatakowanie jednego z nich.
Zwłaszcza że — i to przyznał w myślach ze ściśniętymi z
gniewu zębami — Petre był dla Arii ważny. Wciąż. Mimo wszystko.
Długo nie odzywał się ani słowem. Czekał, aż Aria skończy,
ale nawet po tym zapanowała między nimi chwila ciszy, jako że Athan był dość
głęboko zanurzony we własnych, choć połączonych z Arią myślach. W międzyczasie
próbował się też uspokoić, ale niespecjalnie dobrze mu to szło. Jednak obiecał
sobie nad sobą panować, gdy już zabierze głos.
— To nie jest twoja wina. Nic a nic — powiedział wreszcie,
raz za razem całując ją bardzo delikatnie, uspokajająco, w czubek głowy. — Nie
zrobiłaś niczego złego. Powiedziałaś mu o swoich przypuszczeniach, byłaś z nim
szczera. Postąpiłaś właściwie. I nawet mi się nie waż — przestrzegł ją, udając srogi
ton — twierdzić, że jesteś złą osobą. Nie jesteś. Każdy, kto zna cię choćby od
minuty, doskonale o tym wie. Emanującej od ciebie aury nie da się przegapić.
Nie rzucał słów na wiatr tylko po to, by ją uspokoić. Istotnie,
każdy, kto znał Arię, doskonale wiedział, że jest w niej tyle samo wielkiego
serca, co hartu ducha, co daje znakomitą mieszankę dla każdego walczącego
altruisty. Aria była bardzo zawzięta w swoim dążeniu do tego, by na tym
przebrzydłym świecie żyło się choć odrobinkę lepiej, trudno więc było się
gniewać na kogoś takiego.
Więc o co mogło chodzić temu chłopakowi?
— Nie mogę pojąć — mówił zupełnie szczerze — co mogło
sprawdzić, że tak źle zareagował na twoje słowa. To znaczy… nie rozumiem tego —
wyjaśnił ze wzruszeniem ramion. Głos miał już odrobinkę bardziej podniesiony,
ale nie zwracał na to uwagi. — Przyszłaś do niego z dobrą wolą, do niczego nie
przymuszałaś. Od kiedy ktoś się wścieka o szczerość? — pytał, czując wracające do
niego wzburzenie. Rozumiem, że jest w szoku, to zupełnie normalne. Ale nie zrobiłaś
nic złego. Nie myśl nawet, że zrobiłaś. Nie zrobiłaś.
Nie było sensu dopytywać Arii, czy na pewno nie powiedziała
czegoś nieodpowiedniego, bo z pewnością tego nie zrobiła. Była przepełniona
emocjami, fakt, ale nigdy nie traciła przytomności umysł — a już na pewno nie
chciałaby urazić kogoś tak dla siebie ważnego. Wina więc musiała leżeć po
stronie Petre.
Westchnął bezgłośnie.
— Nie wiem, czy to przyczyna — zaczął delikatnie, nieco
niepewnie — może jedna z wielu, ale… ten dzieciak… Petre, to znaczy — poprawił się
szybko; musiał się pilnować, bo w myślach nazywał go tylko per Dzieciak —
wydaje się trochę taki… niedojrzały. Nie sądzisz? Nie twierdzę, że to źle. To
po prostu spostrzeżenie. Może on jakoś nadinterpretował twoje słowa? Może zrozumiał
tylko tyle, ile sam chciał zrozumieć? Może uznał, że właśnie zamachałaś mu
przed nosem jakimś dekretem oznajmiającym, że oto zastępujesz na stanowisku
siostry tę… no — Athan pstryknął machinalnie palcami, jakby to mu miało pomóc w
odświeżeniu pamięci. — No… eh, nie pamiętam imienia. Tę jego siostrę. I chyba
tak było. Pewnie szok mu myślenie wyłączył i rozumiał tylko tyle, ile sam przetworzył.
Im bardziej się nad tym zastanawiał, tym mniej tego Dzieciaka
lubił.
Aria wciąż była rozhisteryzowana, a on niewiele mógł na to
poradzić. Głaskał ją delikatnie po plecach, cały czas ją obejmując; co jakiś
czas całował ją w głowę, zwłaszcza gdy sama zabierała głos. Ale nie zamierzał
jej przerywać ani mówić, co jego zdaniem powinna robić. To była ich sprawa,
Athan nie mógł się wtrącać. Nawet jeśli chciał.
— Na to nie byłoby nigdy dobrego momentu — rzekł po chwili
cicho. — Petre wymagał od ciebie niemożliwego. Co to niby znaczy, że
powiedziałaś mu za wcześnie? Nikt nie
wie, ile minie czasu, zanim sobie poradzi ze swoimi troskami, a osoba z
zewnątrz już najbardziej nie może tego wiedzieć. Jeśli Petre zechce, może
zepchnąć to, co mu powiedziałaś, w jakieś odmęty świadomości, wracając do tego,
gdy będzie gotów. Ale zarzucanie ci, że nie poczekałaś, nie jest nawet
szczeniackie, tylko… tylko głupie — syknął ze złością. — Tak po prostu głupie.
Jakby sądził, że świat kręci się wokół niego i każdy ma tańczyć pod jego
dyktando.
Idiota, skwitował gniewnie w myślach.
— Przestrzegaj mnie — rzekł nagle głosem pełnym emocji —
żebym z nim nie rozmawiał sam na sam. Bo się nie powstrzymam i jeszcze mu
powiem, co o nim myślę!
A nie byłoby to z
pewnością zbyt miłe rzeczy.
— I to nie ty powinnaś się chować przed jego spojrzeniem —
dodał hardo — tylko on przed twoim. To on cię potraktował jak wroga, podczas
gdy przyszłaś do niego tylko z najlepszą wolą. Nie rozumiem tego. Ale to jego
problem, nie twój. Ty zrobiłaś wszystko, co mogłaś. Jeśli on to odrzucił, nie
mając żadnych argumentów, to jego sprawa i jestem więcej niż pewien, że w końcu
tego pożałuje. A wtedy do ciebie będzie należała decyzja, co z tym zrobić.
Może nie powinien wypowiadać tych ostatnich zdań, może brzmiały
zbyt ostro, zbyt brutalnie, ale nie mógł się powstrzymać. W tym momencie
całkowicie gardził tym całym Petre i cieszył się, że zaszył się gdzieś w domu —
przynajmniej nie będzie musiał patrzeć na jego głupawą gębę.
Gdy Aria wtuliła się w jego pierś, westchnął z przyjemnością
zmieszaną ze smutkiem, jeszcze silniej ją do siebie przytulając. Zmiana tematu
brzmiała bardzo sztucznie, ale Athan nie zamierzał z tym polemizować, gładko i
swobodnie podejmując tę grę.
— Likar jak to Likar — mruknął od niechcenia. — Tłucze piąte
przez dziesiąte, opowiadając o wszystkim i o niczym. Ale to barwne, ciekawe i
zabawne, więc każdy tak czy siak słucha. I dobrze; teraz się to przydaje, bo
tworzy nam małą zasłonę dymną. Zrobimy tak jak mówisz: przekażemy, że gorzej
się poczułaś. W twoim stanie to nic nadzwyczajnego, a ja cię przecież z tym
samej nie zostawię. Likar, jak go znam, nie pozwoli, by impreza się przez naszą
nieobecność rozpadła, więc nie martwmy się tym.
Owszem, nie było to zbyt gościnne, ale nie przejmował się
tym zbytnio. Miał teraz znacznie ważniejsze rzeczy na głowie.
Nie był w stanie powstrzymać ciepłego uśmiechu, jaki wykwitł
mu na twarzy na samo wspomnienie o dzieciach. Radosna ekscytacja śmiało
ścisnęła go za klatkę piersiową i to na tyle mocno, że aż serce mocniej zabiło.
I choć dla Arii to chwilowo był temat zastępczy, Athan błyskawicznie wyrzucił z
głowy wszystko, co dotyczyło Petre, aby pozostawić pełne miejsce dla ich
dzieci.
— W sumie to dobry pomysł — zauważył całkowicie szczerze. —
Mamy już dość informacji, by z pewną dozą ostrożności już się nad czymś
zastanawiać.
Rozpoczynał się właśnie szósty miesiąc ciąży, czym Athan, co
oczywiste, był zachwycony, ale jednocześnie i przerażony. To AŻ szósty miesiąc!
Ledwie niedawno otrzymał od Arii zegarek z tajemniczym grawerem, a tymczasem do
rozwiązania mieli już bliżej niż dalej! Wiedzieli już, że najprawdopodobniej obie
kruszynki z taką pasją kopiące Arię będą dziewczynkami, a to już dawało im
spore pole do popisu. Znali też ich imiona, które udało im się ustalić już dużo
wcześniej: Aurora i Lily.
— A… właśnie — Athanasius postanowił dzielnie utrzymywać
zmianę tematu na znacznie przyjemniejszy — będziemy chcieli jakoś rozszerzać
oficjalnie imię Lily? Na przykład Lilianne? Bo dla mnie to nie ma jakiegoś
większego znaczenia, ale papier będzie od nas tego wymagał. — Co do pokoiku…
chcemy tak po prostu różowy? Czy jakiś taki beżowy? Czy coś? Nie znam się na
kolorach ani na dziecięcej modzie. Od urządzania jesteście tu ty i Gudrun. Ja będę
tylko od patrzenia i znoszenia tego, co sobie wymyślicie. Chociaż…
Tu złapała go mała nieśmiałość — coś, co zazwyczaj nie
występowało u niego wcale. Zazwyczaj jeśli czegoś nie umiał, to po prostu się
do tego nie przyznawał, ale tym razem miał wielką ochotę podjąć się dość karkołomnego
zadania, które mogło skończyć się kompletnym fiaskiem. I z tego właśnie powodu
trochę bał się do tego przyznać Arii.
— Nie mamy jeszcze za bardzo mebli, a ja… pomyślałem, że
może dziewczynki dostałyby mały prezent od taty. Kiedyś… kiedyś, ogromne wieki
temu, bo to jeszcze w Elphinstone było, to znaczy w Szkocji… tam trzeba było
zajmować się wszystkim. — Kluczył dookoła jak mógł, samemu przygotowując się do
swojego wyznania. — Poza tym, że leczyłem, byłem też łowczym, polowałem na
zwierzynę, z której spijałem krew, a większość mięsa sprzedawałem. Nie chciałem
— wyjaśnił dodatkowo — żywić się moimi pacjentami, to nawet jak na mnie byłoby za
dziwne. — Ale…
Urwał, pokiwał z irytacją głową.
— Gadam jak po udarze — burknął. — Myślałem o zrobieniu naszym
dziewczynkom kołysek. Sam, własnoręcznie. To nie jest nic trudnego, kiedyś trochę
w drewnie robiłem. Już nic praktycznie z tego nie pamiętam — zaśmiał się nieco
nerwowo — ale chciałbym spróbować. A jak nie, to po prostu zamówimy, gotowca
kupimy, cokolwiek. Ale już od dłuższego czasu o tym myślę. To głupie chyba i
nie bardzo potrzebne, ale… jakoś tak… chciałbym. Wiesz? Chciałbym.
Podejrzewał, że Aria go raczej nie wyśmieje, ale i tak czuł
się dość głupio z myślą, że zamierzał zabierać się za coś, z czym nie miał od
dawna styczności. Ale jeśli tylko jego luba uzna, że to ma jakikolwiek sens,
zamierzał zabrać się za realizację swojego pomysłu jak najprędzej.
Tylko najpierw strzelę temu Dzieciakowi w pysk, pomyślał z zadowoleniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz