Rozdział 748

Aria 

Nie miała mu za złe żadnego wypowiedzianego słowa. Nawet myśli, które przebiegały zapewne teraz po jego głowie z prędkością pocisku. Petre usłyszał właśnie rewelację, która wywróciła całe jego życie do góry nogami. Życie, które ostatnimi czasy i tak było już pełne zawirowań. Aria czuła się z tego powodu okropnie i nie mogła nic z tym zrobić. Wszystkie komórki jej ciała wyrywały się teraz do biegu, by wpaść w ramiona ukochanego męża i ukryć się w nich przed cierpieniem, które powoli zalewało całe jej serce. Spodziewała się, że ta rozmowa nie będzie łatwa i że Petre nie szczególnie ucieszy fakt, że jest jego siostrą i to z innego życia. W tej właśnie chwili nie byli przecież w żaden sposób ze sobą związani, nie byli spokrewnieni. Jedyne, co ich łączyło, to zaledwie garstka nieokreślonych uczuć i kilka przypuszczeń. Dla Petre Dumitrescu Aria była zupełnie obcą osobą, która teraz próbowała mu wmówić, że kiedyś byli rodzeństwem. Oczywiście, że bolało ją to iż wampir nie podziela jej entuzjazmu, że mimo wszystkiego co czuje i co się między nimi działo, nie bierze tego całkiem na serio. Od razu wspomniał o Ilarie, jakby chciał przypomnieć i sobie i kobiecie, że ma już siostrę, która czeka na niego w ich wspólnym domu. 

Aria spoglądała na niego w ciszy i wysłuchała z uwagą wszystkiego, co miał do powiedzenia. Wszystkimi swoimi siłami powstrzymywała się żeby nie zacząć płakać. Oczy miała zaszklone, ale ani jedna łza nie spłynęła po jej policzku. Bała się, że jeśli by sobie na to pozwoliła, to nie mogłaby już tego zatrzymać. Nie chciała płakać i wzbudzać w Petre poczucia winy. Widziała też, że bardzo źle zniósł informacje, które mu przekazała, więc to ona, jako starsza siostra, powinna teraz wykazać się siłą i go wesprzeć. 

- Przywykłam do myśli, że mój brat umarł dawno temu i że nigdy go już nie spotkam. Przywykłam do wiecznej tęsknoty i poczucia, że go zostawiłam. Nie przywykłam, jak mówisz, do tego że mój brat mieszka w Rumunii i prowadzi sobie hotel ze swoją inną siostrą. To bardzo krzywdzące słowa, Petre – odezwała się w końcu, nabierając głęboko powietrza i robiąc krótką pauzę, bo głos trząsł się jej tak, że zupełnie już ochrypł. Starała się, by jej słowa nie zabrzmiały, jak pretensja i przytyk, bo domyślała się iż Petre był w emocjach i być może nie wszystko co mówił, chciał rzeczywiście wyrazić na głos.

- Myślisz, że to dla mnie łatwe? To, że się w ogóle spotkaliśmy jest niepojęte i był to tylko zbieg okoliczności, seria niefortunnych zdarzeń. A jednak się stało, na co żadne z nas nie miało wpływu. Nie od razu rozpoznałam cię jako mojego brata. Wtedy, w twoim gabinecie kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy, to było zupełnie naturalne. Ta nić porozumienia między nami i swoboda. Nie jechałam tam z myślą, że mogę znaleźć brata– wyjaśniła cicho, opuszczając wzrok i przez chwilę wpatrując się we własne dłonie. Co powinna jeszcze powiedzieć? Jak jeszcze wyjaśnić mu to, że była w to uwikłana na takim samym poziomie. Oboje byli w trudnej sytuacji i zamiast wspólnie próbować znaleźć rozwiązanie, Petre zamyka się na nią. Bez wątpienia nie był gotowy usłyszeć, że ma jeszcze jedną siostrę i że kiedyś był zupełnie innym człowiekiem. 

- To, co ci powiedziałam nic nie znaczy. Nie zmieni tego, że ty i Ilarie jesteście rodzeństwem ani tego, że twoje życie jest w Rumunii. Nie zadręczaj się tym, bo nie ma takiej potrzeby. Nie oczekuję niczego, Petre. Rozumiem, że to szok, bo dla mnie też tak jest. – przypomniała, wzdychając bezgłośnie, próbując w ten sposób się uspokoić. To westchnięcie dodało jej sił. Zbliżyła się do Petre i nim mężczyzna zdołał zareagować w jakikolwiek sposób, chwyciła go za rękaw koszuli i przyciągnęła do siebie. Zamiast uciec do Athana, co bardzo chciała uczynić, postanowiła wesprzeć zagubionego Petre tak, jak mogła najlepiej. Zamknęła go w swoich ciasnych objęciach. Dotarło do niej, jak bardzo sama tego potrzebowała. 

- Cokolwiek zdecydujesz, nie będę miała żadnych pretensji. Myśl tylko o sobie i o tym, jak ty się z tym czujesz. – odsunęła się nieco, tak by móc na niego spojrzeć. Ostrożnie położyła dłonie na twarzy mężczyzny i uśmiechnęła się delikatnie, nie starając się już powstrzymywać łez, które płynęły teraz po jej policzkach. 

- Wyglądasz, jak on. Masz te same oczy, tą samą twarz. Nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Jakby mój umysł mnie zawodził, jakbym śniła na jawie. Wiem, że nie jesteś Louisem i nigdy nie będę próbowała zrobić go z ciebie. Przepraszam, nie powinnam cię tak obłapiać, ale...ale tak bardzo chciałam to zrobić. - obrysowała opuszkami palców twarz Petre i odsunęła się nieznacznie, zakrywając oczy wierzchem dłoni. Potrzebowałam chwili żeby dojść do siebie. Petre najwyraźniej też był zaskoczony jej nagłym objęciem. 

- Pytałeś, co czuję. Nie mam pojęcia. To taka dziwna mieszanina różnych emocji: strach, szczęście i euforia, tęsknota, chyba też zazdrość. Nie wiem nawet, co mam podpowiedzieć. - przyznała, odsłaniając twarz i dopiero teraz patrząc na Petre. 

- Przepraszam cię, tak bardzo mi przykro. Nie chciałam ci mieszać w głowie tym wszystkim - wymamrotała, pociągając nosem. 

- Boże, ale mam ochotę się napić. Burbon albo od razu wódkę - prychnęła cicho i zaśmiała się pod nosem. Nie chciała dodawać, że pewnie sama opróżniłaby butelkę bez problemu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^