Aria
Przeciągnęła się leniwie, rozkładając ręce na boki i trącając leżącego obok Athana. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała zaskoczona na męża, który o tej godzinie powinien być dawno już na uczelni. Dlaczego był w domu? Do głowy wampirzycy od razu napłynęły negatywne myśli i same najgorsze scenariusze. Coś musiało się stać. Co sprawiło, że Athanasius został z nią w domu zamiast skupić się na swoich obowiązkach? Kategorycznie zakazała mu zawieszania nauki ze względu na nią. Nie uważała, że potrzebowała jego opieki przez cały czas, poza tym w posiadłości była pani Adrianna, Gudrun, Jehanne oraz Ishmael. Wszyscy chętnie by jej pomogli, gdyby poprosiła. Aria nie chciała robić ze swego stanu choroby, a z siebie nieporadnej przyszłej mamy. Złapała się natomiast na tym, że od jakiegoś czasu, gdy tylko coś się dzieje, od razu zaczyna myśleć o najgorszym i odczuwać strach. Czy tak już będzie zawsze? Czy to nieodłączny element macierzyństwa? Nie bała się przecież o siebie, w żadnym wypadku. Jej myśli krążyły wokół dzieci, które nosiła pod sercem i tego, że musi chronić je przed całym okropnym światem.
Zmarszczyła lekko brwi i przyjrzała się uważnie Athanowi, odtwarzając w myślach ich wczorajszą rozmowę i usilnie starając się przypomnieć sobie, czy wspominał jej o wolnym dniu.
Odwołali nam dwa wykłady, właśnie napisała Wiewióra. Zostanę w domu i przysiądę z Ishem nad papierami, no wiesz, tymi dla Clarksona. Ish chce przeprowadzić fuzje, ja nie jestem do końca pewien. To chyba niebezpieczny grunt. Musimy to omówić i zdecydować, co robimy dalej.
Aha. A więc to dziś, jest to jutro. Świat się nie kończy, nikt nie umiera, nikt nie jest w niebezpieczeństwie. Athan korzysta po prostu z lajtowego dnia na uczelni i nie ma w tym żadnego ukrytego motywu. Cóż, Aria nie obraziłaby się, gdyby jednak był ukryty motyw i mąż zamierzał porwać ją na zakupy i kolację. Zrobiła kwaśną minę i spojrzała raz jeszcze na śpiącego Athanasiusa, przewracając zaraz oczami i prowadząc z samą sobą mentalny dialog. Narzekała w myślach, jak mało domyślnych jest Athan i że nie wyczytał z jej miny, śpiąc, że ma ochotę wyjść dziś z domu. Absurd tej sytuacji był taki, że gdyby tylko zdecydowała się powiedzieć mu wprost, to z pewnością zabrałbym ją do Londynu. Aria chciała żeby sam na to wpadł. Dlatego będzie dawała mu dziś subtelne znaki, jak bardzo jest nie zadowolona.
Westchnęła przeciągle i wstała powoli z łóżka, zerkając przez ramie, czy mąż dalej śpi. Wzięła szybki prysznic, ubrała się i ponownie stanęła przy łóżku. Mimowolnie jej wargi wykrzywiły się w lekkimi uśmiechu, gdy rozczuliła się nad tym, jak spokojnie Athan spal.
Od wydarzeń z Rumunii minęły trochę ponad dwa miesiące. Goro, Wiera i Belial wrócili do domu, ale żadne z nich za bardzo nie chciało rozmawiać o tym, co tam się stało. Belial powiedział jej trochę więcej, ale nie śmiała pytać o szczegóły. Dla demonów był to bolesny temat, bo ponieśli wiele strat. Zginęła również Seraphina, młoda łowczyni która miała wyłapać upiory. Aria nie miała złudzeń, wiedziała jaki czeka ją los. Co nie zmieniało faktu, że było jej przykro z powodu poniesionych przez wszystkich strat. Petre też był przygnębiony i choć nie mówił o tym wiele, wampirzyca czuła, że był blisko z tą dziewczyną. Miała wrażenie, że wyczuwała jego emocje nawet na odległość. Widziała w nim swojego młodszego brata, który był dla niej niczym otwarta księga. Znała na pamięć jego twarz i każdy, najmniejszy grymas. Znała ton głosu i wiedziała, kiedy chciał coś ukryć lub ją zbyć. Cierpliwie zatem czekała, kiedy będzie gotów na szczerą rozmowę o wszystkim, co go gryzie. Póki co, rozmawiali bardzo ostrożnie, choć Aria nie miała wątpliwości, że Petre Dumitrescu jest jej bratem. Nie wiedziała jak to możliwe, ale podskórnie czuła, że to on. Ich nić porozumienia rozwijała się bardzo szybko i zacieśniała się z każdą wymienioną wiadomościach. Wiedziała, że potrzebował chwili oddechu po wszystkim, co się stało i wyjechał z Likarem w bliżej nie określonym kierunku. Obawiała się nieco towarzystwa ekscentrycznego wampira, ale przecież Petre był dorosły i potrafił decydować o swoim losie. Jeśli obecność Likara mu odpowiadała, to ona nie zamierzała się wtrącać.
Wyszła z sypialni i skierowała się do kuchni, mając zamiar upiec cynamonowe zawijasy, którymi ostatnimi czasy bardzo się zajadała. Rozłożyła składniki i zaczęła, popijając przy tym kawę z odrobiną krwi. Nie przepadała za tym połączeniem smakowym, ale tylko w taki sposób była w stanie spożywać krew. Pstryknęła fotkę, jak cała umorusana była mąką i wysłała do Petre. W odpowiedzi otrzymała jego zdjęcie na balkonie, z Likarem w tle, który miał tak głupią minę, że nie mogła się nie roześmiać. Już chciała odpisać, ale coś przykuło jej uwagę.
London Eye. Tego widoku nie można było pomylić z żadnym innym, nawet jeśli widziała tylko mały kawałek. Lofty na przeciw tej atrakcji turystycznej szczycą się efektownymi panoramami i przez to kosztują krocie. Bywała z Marisą w restauracji na samej górze, kiedy miały ochotę na bardziej ekstrawaganckie spędzenie czasu. Od razu wybrała numer i zadzwoniła do Petre. Po drugiej stronie odezwał się nieco niepewnie Dumitrescu, witając się z nią ściszonym głosem.
- Czy wy jesteście w Londynie?! Na dodatek w hotelu? Czy ten Likar oszalał?! Przywlókł cię do Anglii i włóczycie się po hotelach? Mieszkasz w hotelu i zabrał cię do hotelu. Też mi coś. – odezwała się wyraźnie rozeźlona. Zawsze dla każdego było miejsce w Blickling, dlatego nie rozumiała dlaczego mężczyźni nie zjawili się u nich od razu. Likar dobrze znał Athana i wiedział, że jego dom zawsze był otwarty dla przyjaciół.
- Tak, ale my .... – Petre nie zdołał dokończyć, bo Aria rozpoczęła swoją tyradę na temat tego, że bardzo jej przykro, że nie przyjechali wcześniej do Blickling i że natychmiast mają się tu zjawić albo sama po nich pojedzie. Psioczyła jeszcze na Likara przez chwilę aż w końcu westchnęła, nabrała powietrza i zaczęła raz jeszcze.
- Gudrun bardzo się ucieszy na jego widok. I ja też się ucieszę, jak ciebie zobaczę. Przygotuję kolację! Macie być tu na kolacji, jasne? Bez wymówek. Pamiętaj, że jak jesteś w Anglii, to masz przyjeżdżać do Blickling, a nie meldować się w jakimś hotelu. – Petre ponownie nie zdołał nic powiedzieć, a wampirzyca rozłączyła się i pognała do sypialni, jak na skrzydłach. Wpadła do pokoju, wykrzykując od progu imię męża. Ten poderwał się ze strachem, spoglądając na Arię na pół przytomnym wzrokiem, choć starał się wyglądać na rozbudzonego i w pełnym sprycie.
- Już nie chcę jechać na zakupy, darujmy to sobie – Athan zrobił taką minę jakby zastanawiał się, kiedy ustalili z Arią, że jadą na zakupy, ale nie wyraził swoich wątpliwości na głos. Był zdezorientowany, ale nie głupi. Ciążowe zachcianki ukochanej zmieniały się co sekundę. I lepiej wtedy było po prostu jej przytakiwać.
- Zrobię dziś kolację w domu, będziemy mięli gości. Likar i Petre są w Londynie. Zaprosiłam ich do nas. Jestem taka podekscytowana – padła na łóżko obok męża nie zważając na to, że nadal ma na sobie mąkę i zostawia ją wszędzie tam, gdzie się poruszała.
- Ale serce mi wali. Patrz, wali, nie? – chwyciła dłoń Athana i przyłożyła do klatki piersiowej żeby potwierdził jej słowa.
- A ty co tak cicho siedzisz? – zastanowiła się, obserwując go podejrzliwe. Włosy miał lekko potargane, a wyraz twarzy nieco zagubiony.
- Śniło ci się lepsze życie? - zapytała nagle i ucichła. Czy Athan zda ten test?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz