Belial
Wiadomość od Ilarie Dumitrescu bardzo go zaintrygowała. Ostatnio wszyscy mieli na głowie same trudne sprawy, więc gdy tylko pojawiła się na horyzoncie możliwość rozrywki, nawet takiej najniższych lotów, to ochoczo na nią przystał. Demon zaprzątał sobie głowę różnymi rzeczami i nie była to tylko kwestia Xuna. Dużo bardziej obchodziła go Gudrun i to, że jest tak daleko od niego. Wiedział, że tak trzeba, wiedział że w Anglii jest bezpieczna, ale nie mógł poradzić nic na to, że tak kurewsko za nią tęsknił. Rozmawiali codziennie, ale to mu nie wystarczyło. Raz nawet chciał przedostać się na wyspy pod swoją naturalną postacią i wejść w ciało kogoś innego żeby tylko móc pobyć z nią chwilę. Powstrzymała go myśl o tym, jak bardzo zawiedzie wtedy Goro i co ważniejsze, Gudrun musiałaby wtedy pocałować kogoś innego. Nie prawdziwego Beliala, a jakiegoś przebierańca. I tu pojawia się problem, który wpływa na jego samopoczucie. Kim jest prawdziwy Belial? Przecież nie posiadał ciała jako takiego, więc Gudrun, a nawet on sam jeden, nie wie jak wygląda. Jest zaledwie dymem. Nie ma twarzy ani serca. Jego ukochana nie wie, jak gorące są jego usta. Zna tylko Camerona Howkinsa, mężczyznę którego ciało posiadał Belial. Czy Gudrun kocha Howkinsa, czy Beliala? Czy potrafi rozróżnić te dwie osoby? Czy on sam jest w stanie to zrobić? Przebywanie stale w jednym ciele sprawia, że siłą rzeczy demon się do niego przywiązuje. Jest świadomy tego iż to tylko powłoka, a jednak scala się z nią na tyle, że utożsamia się z osoba, w którą wniknął. Czy dlatego Goro jest przeciwny zmianie ciał? By poczuć się bardziej ludzkim?
W hotelu panowała krzątanina. Wszyscy zajęci byli przygotowywaniem przyjęcia dla Kostuchy, by zapewnić mu taką rozrywkę, jakiej jeszcze nie widział. Plan był prosty: uchlać go i wyciągnąć jakiekolwiek informacje. Belial musiał przyznać, że Ilarie choć raz nie pomyślała tylko o sobie i podjęła próbę rehabilitacji swojej osoby. Miał wrażenie, że z jakiegoś powodu Petre spoglądał na nią z żalem, ale bardzo starał się to ukryć. Być może nawet nie zdawał sobie z tego sprawy z tego, że to robił. Rodzeństwo znacznie się od siebie oddaliło, choć wydawać by się mogło, że powinno być inaczej. Goro i Wiera obłapiali się, gdy tylko mieli ku temu okazję, za wszelką cenę jednak chcąc trzymać fason. Wszystkim już na łeb padało i zapewne każdy z nich chciał już wrócić do swojego dawnego życia. Belial chciał wrócić już do Gudrun. Ta mała lisica coś mu zrobiła! Wiedźma zarzuciła sidła i teraz odchodził od zmysłów, gdy nie miał jej przy sobie. Goro i Wiera również zasługiwali na kilka chwil dla siebie i to sam na sam. Belial obiecał sobie, że wyśle ich na jakieś wakacje żeby mogli odpocząć. Sam też porwie gdzieś swoją wredną wampirzycę.
Jonathan rozsiadł się wygodnie, sięgnął po cygaro, które leżało przed nim i wsunął końcówkę do ust. Memlał ją przez dłuższą chwilę, wsłuchując się w monolog Likara i wprost nie mógł powstrzymać uśmiechu, który nonszalancko pojawił się na jego twarzy. Widać było, że lubił być w centrum uwagi i niezwykłą frajdę sprawiało mu zainteresowanie wampira jego osobą. Bel nie był pewien, czy Likar grał, czy faktycznie był aż tak zainteresowany.
- A no jestem Kosiarzem, z dziada pradziada. Choć przyznam szczerze, że zawsze ciągnęło mnie do cukiernictwa. Odpręża mnie to. – wyznał, wsuwając rękę do kieszeni i wyciągając z niej niewielki przedmiot, którego Belial w pierwszej chwili nie rozpoznał, bo zajęty był rozlewaniem alkoholu, kiedy Petre na moment się oddalił. Gdy spojrzał na Kostuchę i dotarło do niego, co ten trzyma, omal nie spadł z krzesła. Trzymał w dłoni perfekcyjnie odcięty, ludzki palec, który był idealnie zachowany, jakby dopiero co odłączono go od reszty dłoni. Demon wzdrygnął się i nie spuszczając wzroku z Jonathana, bacznie go obserwował. Kosiarz uniósł palec i jakby nigdy nic przyłożył do końca cygara, które zaczęło się żarzyć. Wypuścił z ust dym i schował ‘’zapalniczke’’. Belial spojrzał na Likara, by sprawdzić, czy wampir również widział, co zrobił Jonathan, ale ten najwyraźniej nie zwrócił na to większej uwagi. Demon zerknął na opróżnione już butelki i westchnął przeciągle, domyślając się, że nadchodzący dzień będzie bardzo długi i ciężki.
- To nie łatwa fucha, nie ukrywam i nie każdy się nadaje. Niektórzy odpadają jeszcze przed rekrutacją. W teorii jest tak, że wszystko co żyje, kiedyś już umarło, bo wszystko kołem się toczy. Jeśli chcesz zostać Kostuchą, wyrzekasz się przywileju powrotu i już na zawsze pozostajesz na służbie. Można odejść na emeryturę, ale wysyłają cię potem w niebyt i chujowo karmią, więc lepiej grzać stołek. A płacą psie pieniądze – machnął ręką niedbale i zaśmiał się cicho. Nie było w tym śmiechu żadnej wesołości, a jedynie żal i zmęczenie. Nikt nie śmiał nawet pytać, ile mężczyzna ma lat, bo odpowiedź mogła wszystkim namieszać niepotrzebnie w głowie. To nie była na tyle ważna informacja, by kierować rozmowę na te tory. Domyślano się jednak, że nie był pierwszej młodości, więc z pewnością nie jedno słyszał i nie jedno widział. Informacje uzyskane od niego mogą okazać się cenne, nawet jeśli nie dotyczyły bezpośrednio Xuna.
- Wysłać czarnego kruka? Może was to ominęło, ale mamy dwudziesty pierwszy wiek, w zaświatach też. Jest coś takiego, jak komputer, więc wszelkie pisma, podania i inne wnioski składa się przez niebieskie łącze. Organizacje w zaświatach to teraz są takie nowoczesne i na nic wiecznie czasu nie mają. A ile na urlop się czeka! Szkoda gadać - wyjaśnił rzeczowo i z nieukrywaną nerwowością w głosie, po czym machnął znowu ręką i wyraźnie się obruszył, opowiadając jak to ostatnio pół wieku prawie na odpowiedź czekał, a przeważnie to dziesięć lat i sprawa załatwiona. Czas w zaświatach płynął zupełnie inaczej lub nie miał tak wielkiego znaczenia, jak na ziemi.
- Zaraza! Szefo negocjacje z Górą prowadzi, co by w końcu interweniowała, ale ten ciągle odmawia i używa tylko jednego argumentu. Wolna wola. Po to dał ją wszystkim istotom żeby z niej korzystali, a nie przychodzili do niego z płaczem, jak pojawi się byle problem. Zasadnicza różnica jest taka, że dla nas maluczkich, to co się dzieje jest już dość istotne. Dla najwyższego boga, niekoniecznie. – wzruszył ramionami i sięgnął po wypełnioną po brzegi szklaneczkę, by całą jej zawartość wypić duszkiem. Otarł wierzchem rękawa usta i spojrzał na towarzyszących mu mężczyzn.
- Coś wam w sekrecie powiem, ale to chłopaki między nami niech zostanie. Bogowie, to najgorsze gówno i te ich wszystkie sprawy. A ludzie? Ludzie to dla nich nic nie znaczą. Śmieją się z nich i wyklinają. Ta zaraz, to dla nich rozrywka tylko. Widzenie miałem, jak to się wszystko zaczęło. Nie powiem z kim dokładnie, ale przytoczę jego słowa. Może w końcu pozdychają, to jeden problem z głowy będzie. Niech zdychają. Od początku będzie można zacząć. Tak powiedział. Poszedłem na widzenie żeby o pomoc prosić, bo takie korki do zaświatów, że się te cholerne dusze w najmniejsze zakamarki chowają. Jak w upiora się zamienią, to dopiero problemów narobią. Równowaga też o pomoc prosiła, to tylko Dis Patre odpowiedział i mnie do roboty zaciągnął. To wiadome było, bo ci dwoje zawsze ku sobie się mieli, ale starzy bogowie przeciwni byli. – westchnął i zaciągnął się cygarem, wypuszczając kłęby dymu, które zaczęły powoli formować się w różne kształty. Na początku nieokreślone, ale z każdą sekundą wyraźnie było widać, że tworzyły dwie postaci. Kobietę w długich włosach i zwiewnej sukni oraz podążającego za nią mężczyznę, na którego plecach dumnie rozłożone były ogromne skrzydła. Kobieta odwróciła się do niego i przystanęła, by po chwili paść mu w ramiona. Otoczył jej ciało skrzydłami i wzlecieli pod sam sufit, gdzie dym się rozmył.
Gdzieś z kieszeni Jonathan, dobiegał dziwny dźwięk, jakby ktoś drapał w drewno. Przerwało to ciszę, która zapanowała w sali po małym pokazie sztuczek Kostuchy. Mężczyzna sięgnął do kieszeni i chwilę później wydobył z jej wnętrza ludzką, kobiecą stopę. Belial wybałuszył oczy i wgapiał się w to, co robił Kosiarz. Ten przyłożył stopę do twarzy, jakby trzymał telefon i odezwał się cicho, zupełnie innym jak dotąd głosem.
- Tak, skarbie? Cooo? Oczywiście, że jestem w pracy! Na ziemi. Tak, tak. Wrócę na kolację. Nic nie piłem, słowo daje! Yhym. Oczywiście. Do zobaczenia – przewrócił oczyma i żegnając się cmokał kilka razy, jakby dawał komuś buziaka. Wyjaśnił pokrótce, że to żona znowu wydzwania i nie daje mu spokoju, bo uważa że na ziemi zawsze z kimś się zwąchanie o wraca pijany.
- Marudzi, jak to baby – dodał z szerokim uśmiechem i zarechotał, rozglądając się po stole i zastanawiając, w co teraz zagrać.
- Masz żonę? – wymamrotał Belial, nie to do siebie ni do swojego rozmówcy. Autonomia zaświatów była zadziwiająca. Kosiarz najwyraźniej prowadził podobne życie do ludzkiego, choć zapewne pełne było dziwactw i odciętych kończyn.
Jonathan kiwnął lekko głową i sięgnął po karty żeby dokładnie je potasować. Zatrzymał nagle ręce i rozejrzał się, szukając kogoś wzrokiem. Jak się okazało, Petre. Zmarszczył lekko brwi i odezwał się cicho, wpatrując się wprost w oczy Dumitrescu.
- Daj jej odejść, chłopcze. Nie zazna spokoju, póki twoje myśli ją tutaj trzymają. Nie myśl, co by było, gdyby było inaczej. Słyszę cały czas trzepot skrzydeł motyla, upierdliwy i donośny. Jakaś jej część nadal jest gdzieś w pobliżu, uwięziona i zniewolona przez tęsknotę. – to było nagłe i niespodziewane. Nikt nie spodziewał się, że Kosiarz wspomni o Seraphinie, która nie tak dawno temu odeszła na tamten świat.
- Wybaczcie tą melancholię, ale ona jest taka nieznośna i natarczywa. Słyszę jej głos, jej paplaninę. To czasem się zdarza, gdy ktoś odszedł nagle z tego świata, a bliscy to rozpamiętują. To coś w rodzaju cienia energii. Mówi się, że wyczuwa się czasem czyjąś obecność. To prawda, ale ta obecność może przyciągać dusze i dręczyć ją w zaświatach. Brzmi to brutalnie, ale trzeba się od tego odciąć. Dla własnego dobra i dla dobra zmarłego – popatrzył na Likara i Beliala, wskazując na nich zaraz palcem.
- Wy też macie z tym skończyć! Bo łeb mi pęka od jej jazgotu. I mdli mnie od słodyczy – zakomunikował, zarządzając zaraz przerwę na toaletę i rozprostowanie kości. Wstał powoli, machnął lekko ręką , jakby podpierał się na czymś i ruszył w stronę wyjścia na hol, gdzie mieściły się toalety.
- On kurwa gadał do stopy - wymamrotał Belial, wpatrując się cały czas w drzwi, przez które wyszedł Jonathan. Wiera podeszła bliżej stolika i nachyliła się lekko w stronę Likara.
- Okej, powoli możecie kierować rozmowę w stronę Xuna. Nie ma co ryzykować i przeciągać tego. Dobrze wam idzie - griszka uśmiechnęła się lekko i poklepała demona po ramieniu.
- Gadał do odciętej stopy - Bel powtórzył, nie mogąc uwierzyć, czego był właśnie świadkiem. Spotkanie Kostuchy samo w sobie było niezwykłe, a co dopiero tak bliskie poznanie.
- Ciekawe, czy ma na abonament czy...
- Belial! - pisnęła Wiera, zakrywając sobie zaraz usta ręką i z truden powstrzymując śmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz