Rozdział 732

Ilarie 

Wiedziała, że jest jedyną osobą, która może znaleźć Leonarda. Problem polegał na tym, że nie miała pojęcia, gdzie powinna go szukać. Nic poza jego domem nie przychodziło jej do głowy, a oczywistym było, że tam go nie będzie. Wszyscy wiedzieli o tym miejscu, więc była to spalona kryjówka. Czy kapłan pozostał w mieście? Czy pozostał w tym świecie? Wampirzyca była zagubiona od tak wielu dni, od kiedy dowiedziała się prawdy o nim i o całej tej sytuacji. Bała się, że nigdy nie będzie potrafiła wrócić na właściwe tory i że na zawsze już będzie taka, jak teraz. Wycofana, rozdrażniona, przelękniona i pełna obaw. Nie do końca ufała demonom, a nawet i Petre. Męczyły ją wyrzuty sumienia związane z odejściem Seraphiny, które nie dawały jej spać po nocach. Była na siebie wściekła, bo domyślała się, że tylko bliskość Leonarda była w stanie ukoić jej nerwy. Pragnęła mężczyzny, który tak bardzo ją skrzywdził i który złamał jej serce. Uważała, że to żałosne i długo nie chciała przyznać tego nawet przed samą sobą. Nie wiedziała już, czy to jego manipulacja, czy jej prawdziwe uczucia. Kiedy pojęła, że mimo tego wszystkiego, co zrobił jej i jej bliskim, chce by był obecny w jej życiu, nie potrafiła wyrzucić tych myśli z głowy. Karała się za nie, by sprawdzić, jak wiele była dla nich znieść, jak bardzo jej pragnie jest silne. Przywracała w myślach ich rozmowę i słowa Leonarda o tym, że i on chce spróbować i dać im szanse. Czy wtedy kłamał? Bardzo chciała wierzyć, że nie i to właśnie ją napędzało. 

Pierwszym krokiem, jaki wykonała, aby odnaleźć kapłana, było skorzystanie z pomocy warchołaka. Były to zmiennokształtne istoty, które swoim wyglądem przypominały guźca z dwiema głowami. To sprawiało, że posiadały doskonały węch i potrafiły wytropić każdą osobę, żywą lub martwą, a także różne przedmioty. Wiedźmy wykorzystywały warchołaki do poszukiwania rzadkich ziół i minerałów. Istoty nie pomagały za darmo, a swoją cenę podawały dopiero po zakończeniu poszukiwań. Ilarie pokładała w tym pomyśle wielkie nadzieje i bardzo się rozczarowała, gdy po kilku dniach od zlecenia, otrzymała wiadomość iż zgubiono trop w okolicach jeziora Arges, tuż za miastem. W pierwszej chwili nie wpadło jej do głowy, że była to dobra wiadomość. Potrzebowała dwóch dni żeby przypomnieć sobie to miejsce. 

Kościół Świętego Nikolasa nie był miejscem na idealną randkę, ale Leonard zabrał tam kilka razy Ilarie. Pokazywał jej różne miejsca związane z wiarą w Tridamosa i bardzo dużo o tej wierze opowiadał. Wampirzyca lubiła go słuchać i lubiła z nim rozmawiać na różne tematy, zwłaszcza te związane z wiarą, którą dzięki niemu odkrywała na nowo. Kapłan wspominał, że ten kościół powstał na fundamentach pierwszej świątyni Tridamosa i choć w jego murach wyznaje się teraz inną religię, nadal czuć obecność jego boga. Na cmentarzu nawet pozostała jeszcze jego jedna rzeźba. Ktoś myślał, że była to część specyficznego nagrobka i pozostawiono ją. Zaraz obok cmentarza rozciągał się rozległy park z licznymi altanami, a z jednej z nich był idealny widok na posąg. Leonard mówił, że to miejsce go wycisza i pozwala zebrać myśli, gdy coś go trapi. Czy było tak i tym razem? Czy to właśnie tam się udał? Różnie dobrze mógł kierować się w stronę autostrady, by opłacić Rumunię. 

Na miejsce dotarła już o zmroku. Teren był słabo oświetlony, ale kilka bladych latarni rzucało nieco światła na kręte parkowe ścieżki. Stawiała kroki pewnie, choć jej serce było niepewne. Targały nią sprzeczne emocję i uczucia. Co powinna zrobić, jak go zobaczy? Chciała mu nawrzucać, a może nawet i spoliczkować. Chciała go zranić tak mocno, by poczuł to w kościach. Miał zobaczyć, jak to jest, kiedy boli tak mocno, że nie da się oddychać. 

Z daleka dostrzegła, że na ławce w altanie ktoś siedzi. Nim zdołała się zorientować, co robi, już biegła w jego stronę. Nie przyszło jej nawet do głowy, że to mógłby być jakiś zakonnik lub ktoś zupełnie inny. Cały świat przestał dla niej istnieć, zniknęli inni ludzie i wszystko poza tą pieprzoną altanką. 

- Leonard –  szepnęła, gdy go rozpoznała  i znaczenie przyspieszyła. Mężczyzna wstał chwilę wcześniej, z daleka dostrzegając biegnącą w jego stronę postać. Być może wiedział, że to Ilarie, a może spodziewał się kogoś innego? To nie było ważne. Ważne były jej usta wpijające się zachłannie w usta kapłana i jej ramiona zaciskające się ciasno wokół ramion Svika. Nie odepchnął jej, nie odtrącił. Nawet jeśli taki miał zamiar, to teraz nie był w stanie tego zrobić. Czuła, że przyciska ją do siebie z utęsknieniem, pogłębia pocałunek. 

- Tak bardzo za tobą tęskniłam. Pisałam, ale nie odpowiadałeś. Zniknąłeś. Szukałam cię kilka dni  – na każde jej słowo, teraz odpowiadał pocałunkiem. Ilarie była w euforii, a cała jej złość nagle zniknęła, gdy tylko znalazła się przy nim. Zapomniała już, co między nimi zaszło i jak ją skrzywdził. Nie potrafiła uciekać od własnych uczuć do niego, które może i były spaczone i niezrozumiałe dla wszystkich innych. Dla niej jednak to, co było między nią, a Leonardem, było prawdą. Ochronił ją przecież narażając własne istnienie i wystawiając się na gniew swego boga. Stanął dla niej przeciw swojej wierze, a to ona była dla niego najważniejsza. Nie zrobił tego dlatego, że nic do niej nie czuł. 

Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a ręce zaczęły z utęsknieniem błądzić po ciele. Oboje wiedzieli, do czego prowadzą ich urywane, ciężkie oddechy i westchnięcia. Kilka chwil później, Leonard siedział na ławce, a Ilarie na jego kolanach z podwiniętą nieco spódnicą. Jej płaszcz był rozpięty, a górna część garderoby rozrzucona na boki, odsłaniając w ten sposób piersi, które kapłan z namaszczeniem i niezwykłą dokładnością pieścił. Nie czuła chłodu, wręcz przeciwnie, rozpalał ją ogień. Odchylała głowę w tył i jęczała głośno, poruszając przy tym zachęcająco biodrami, by ponaglić go do dalszych działań. Leonard sam ledwo wytrzymywał, więc spełnił niemą prośbę kochanki, odsłaniając tę część swojego ciała, która niemal boleśnie dawała mu znać, jak bardzo pragnie wampirzycy. Ona tylko na to czekała. Uniosła się nieznacznie i wsunęła go w siebie, zastygając zaraz w bezruchu. Oboje zatrzymali się na dłuższy moment, jakby dopiero teraz dotarło do niech, co właściwie robią i co się dzieje. W pobliżu nie było nikogo poza nimi, zapewne ze względu na charakter tego miejsca. Były to przecież tereny przykościelne. 

- Powiedz, że za mną tęskniłeś. Powiedz cokolwiek – szepnęła Ilarie, zaczynając poruszać się na nim. Patrzyła mu w oczy, a on nie odwracał wzroku i również spoglądał wprost na nią. Brakowało jej tego. Brakowało jej jego spojrzenia. Gdy wyszło na jaw, co zrobił, prawie wcale na nią nie patrzył, unikał jej wzroku, a ona najbardziej na świecie chciała, by znów ją zobaczył. By dostrzegł to, że pod warstwą strachu, nadal była ona i cała należała do niego. 

- Kocham Cię – wyszeptała, pochylając się w jego stronę i składając na wargach kapłana pocałunek. Był zupełnie lekki i nie pasował do tego, co właśnie robili. Wampirzyca chciała, aby Leonard w tej chwili skupiał się tylko na niej i żeby żadna inna myśl nie kręciła mu się po głowie. Dlatego przyspieszyła swoje ruchy i poczuła, jak jego dłonie mocniej zaciskają się na jej pośladkach. 

Nie wiedziała, jak długo to trwało. Nie potrafili się sobą nasycić i odsunąć się od siebie. Kiedy w końcu nadszedł czas i już w pełni ubrani siedzieli na ławce, wydawało się jej, że Leonard żałuje tego, co się stało. Czyżby to uniesienie było dla niego błędem? Ilarie bała się zapytać, więc zamiast tego zaczęła inny temat. Równie trudny. Nie było już innego wyjścia. 

- Nie miałam okazji podziękować ci za to, co zrobiłeś i że jednak nas nie zabiłeś. To wiele dla mnie znaczy i mam nadzieję, że dla ciebie też – zaśmiała się cicho, nerwowo. Niefortunnie dobrała słowa. Cokolwiek by powiedziała w tej kwestii, temat był bardzo delikatny. 

- Dlaczego zniknąłeś? Myślałam, że porozmawiamy jeszcze raz i zastanowimy się wspólnie, co dalej robić. Może nie konkretnie z nami, bo na to chyba jest za wcześnie, ale o całej tej sytuacji. Nie chciałabym podejmować pochopnie decyzji, ale wiesz przecież, że nie jesteś mi obojętny. – dodała , zerkając na mężczyznę i próbując wyłapać, jak zareaguje na jej słowa. 

- Kiedy to się skończy, moglibyśmy gdzieś wyjechać na kilka dni. Zmienić otoczenie i skupić się tylko na sobie. Co o tym myślisz?- zapytała z lekkimi uśmiechem. Odpowiedziała jej cisza i Ilarie czuła, że nie wróżyło to niczego dobrego. Mimo to kontynuowała swój monolog. 

- Kilka dni temu zjawił się w hotelu Sum. Znasz go? Wspominał o tobie. Podobno masz informację o koszmarach i o tym, co wyprawia teraz Xun. Och, wybacz, wszyscy tak go nazywają i jakoś tak mi się udzieliło. Czy to prawda, że ta senna epidemia to jego sprawka? Boże, to niepojęte. Skala jego zła nie ma chyba granic. – wymamrotała z cichym westchnięciem, odwracając się w stronę Leonarda i błagalnym wzrokiem lustrując jego twarz. 

- Dlatego te koszmary w ogóle mu pomagają? I jak można to powstrzymać? Na pewno coś można zrobić. Nie wierzę, że on jest wszechmocny i nie ma na niego żadnego haka. Chodź, wracajmy do hotelu i razem coś wymyślimy – wstała i lekko pociągnęła kapłana za rękę, ale ten nie ruszył się z miejsca. Zamiast tego siedział wyprostowany i wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. Ilarie podążyła za nim wzrokiem i dostrzegła, że patrzy na posąg swego pana. I właśnie wtedy wszystko stało się dla niej jasne. Serce rozsypało się na tysiące maleńkich kawałków i zapewne nigdy już nie uda się jej złożyć ich w całość. 

- Nie. Nie. Nie. Nie mów mi, błagam Leonardzie. Błagam, tylko nie to. Ty wcale się przed nim nie ukrywasz, prawda? Ty .... Wróciłeś do niego. – wampirzyca zasłoniła usta ręką, ale z jej ust i tak wydostał się niekontrolowany szloch. Oczy zaszły łzami w kilka sekund, gdy zrozumiała, że kapłan zdradził ją po raz drugi. Była pewna, że zaszył się gdzieś, by Xun go nie dopadł, że ją chronił żeby jego pan nie zorientował się, że nadal żyje, a on nie wykonał zadania. Były to tylko jej wymysły i wyobrażenie uczuć, które do niej żywił. A właściwie, to ich braku. Jak mógł tak postąpić? 

- Myślałam, że mówiłeś poważnie o nas, że chcesz spróbować. Wszyscy ci zaufali, Seraphina się poświęciła i i i ... Co z tym teraz? Nic to dla ciebie nie znaczy? Ja nic dla ciebie nie znaczę? – załkała , wpatrując się w Leonarda z niedowierzaniem. 

- Dlatego nic nie mówisz?! – krzyknęła histerycznie i dopiero to go otrzeźwiło i wybudziło z letargu, w którym tkwił od kilku dłuższych chwil. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^