GORO
— To jeszcze nie epidemia, ale poważne ostrzeżenie o
chorobie, która w błyskawicznym tempie rozprzestrzenia się po Rumunii, a jej
pierwsze przypadki zanotowano już w krajach europejskich. Wiadomo o niej
niewiele, atakuje w śnie, najczęściej małe dzieci. O tym, co o niej wiemy i jak
się przed nią bronić opowie Jared Mudrock.
Spikerka zniknęła z ekranu, by zastąpiły ją obrazy szpitali,
uzupełnione następnie przez wypowiedzi lekarzy oraz zrozpaczonych bliskich
dotkniętych zarazą ludzi. Goro oglądał to wszystko w milczeniu, z wyjątkowo
ponurą miną. Kobieta na początku materiału zasugerowała, że niejaki Jared
Mudrock odpowie na pytanie, co wiadomo o tej chorobie i jak się przed nią
bronić. Demon znał odpowiedzi i, co ciekawe, dwa słowa wystarczały, by
odpowiedzieć na oba. Brzmiały one: nie wiadomo. Bo nic nie było wiadome
na temat tej zarazy, może poza faktem, że z pewnością odpowiadały za nią
koszmary. A skoro one, to i Xun, jako że obie strony ze sobą współpracowały.
Czy to była odpowiedź na swoistą niekompetencję Leonarda, jako że miał zabić
rodzeństwo Dumitrescu, a jednak ich ocalił, jawnie sprzeciwiając się temu,
który go stworzył. A może było to zwyczajne działanie Xuna, który po prostu
liczył na zagładę gatunków nadprzyrodzonych.
Bo spikerka telewizyjna nie wspomniała o jednym dość
istotnym szczególe: na tajemniczą chorobę zapadali tylko nadprzyrodzeni. W
ustaleniu tego stanu rzeczy pomogli zarówno Ilarie i Petre, którzy tych lub
tamtych chorych kojarzyli, ale także — o dziwo — łowcy, którzy dość szybko
dostrzegli, że zaraza nie dotykała śmiertelników. Ci powinni być teoretycznie z
takiego stanu rzeczy zadowoleni, ale niepokoiło ich każde odstępstwo od normy —
a to z pewnością było odstępstwem. Ta informacja była jedną z bardzo, dramatycznie
wręcz niewielu, jakie posiadali, ale musieli trzymać się czegokolwiek.
Światełkiem w tunelu okazał się tajemniczy przybysz, który
odwiedził ich zupełnie niespodziewanie. Szczuplutki, nieco starszawy mężczyzna
o uprzejmym uśmiechu majaczącym spod sumiastych wąsów i dobrotliwych, łagodnych
oczach wszedł jak gdyby nigdy nic do pokoju Petre, oferując im pomoc. Jak się
po chwili okazało, był to kolejny żołnierz boga, który w ich własnym słowniku
nie miał imienia, który w rzeczywistości zwał się Dis Patre i był bratem Xuna,
czy raczej Batara Kali.
— Heh — zarechotał cicho Likar — to w boskich posłańcach
zrobiło się dwa do jednego dla tego naszego!
Co ciekawe, niejaki Sum bardzo szybko przeszedł do rzeczy,
co zauważyli zarówno Belial, jak i Goro. Ten pierwszy, całkiem słusznie,
zwrócił uwagę, że miejsce Seraphiny było na ziemi, co spotkało się z dość
interesującą kontrą nowego przybysza. Goro jednak interesowało w tej wypowiedzi
coś jeszcze innego.
— Będzie z nią trochę roboty? — powtórzył ze zdziwieniem. —
Co masz na myśli? Bo to brzmi dokładnie tak, jakbyście mieli wobec niej jakieś
plany. Co to za plany? Co się dzieje z jej duszą? Co się z nią działo po jej
odejściu?
Wyglądało na to, że Sum mógł znać odpowiedzi na te wszystkie
pytania. Bardzo nimi zainteresowany był nie tylko Goro, ale i Petre, który
momentalnie się wybudził i pochylił bardziej nad swoim biurkiem, a także Likar,
do tej pory dziwnie jak na swoje standardy ponury. Goro już miał pytać, po co
Dis Patre wysłał kolejnego sługę, ale zaraz Sum sam na to wszystko
odpowiedział, potwierdzając tym samym ich przypuszczenia, że za chorobą stał
Xun.
— Zaraz — zdziwił się
Likar — jak to zablokowana? Czy nie była zablokowana przez to, że wydostawały
się przez nią dusze? Ale… ale Seraphina przecież je pozbierała? I co? I nic?
Zmarła na nic, bo tam dalej jest coś z tą pieprzoną szczeliną nie tak?
Goro wtem wszystko zrozumiał. I zanim Sum lub Wysłannik
zdołali się odezwać, spiesząc z odpowiedzią, sam znalazł rozwiązanie.
— Po to Xunowi ta zaraza — wymruczał bardziej do siebie niż
innych. — Chce wywołać epidemię tej choroby… być może już ją wywołał. Być może
te dusze, które zapadły w głęboki, chorobliwy sen, zostały zniewolone przez
Inkarnację i wepchnięte w to przejście do świata zmarłych. Chorzy nie są ani
żywi, ani martwi, więc teoretycznie mogą… zajmować miejsce w kolejce — dodał
dość obrazowo, samemu krzywiąc się na to porównanie. A przecież pojawiały się
tu już podejrzenia, że zależy mu na wykorzystaniu otwartej szczeliny, choć nie
wiadomo, do czego konkretnie. A więc dobrze rozumiem? — spojrzał wpierw na
Suma, potem na Wysłannika. — Xun wykorzystuje szczelinę i nie chce pozwolić,
aby została zamknięta, więc daje pożywkę koszmarom, które atakują ludzi we
śnie, tym samym odsyłając ich całymi hordami pod tę szczelinę. Zakładam, że
niebawem zaczną być coraz bardziej agresywni, bo ci ludzie chwilowo trwają między
światem żywych a martwych. A Leonard Svik powiedział nam, że Xun nie odejdzie,
dopóki nie pożre odpowiedniej ilości dusz. Czy on… — Goro zmarszczył brwi, mocno
zmartwiony wnioskami, do jakich doszedł — robi sobie spichlerz? Żeby w
odpowiednim czasie wszystkie te zgromadzone na granicy dusze uśmiercić?
Pomysł, by znowu kontaktować się z koszmarami, zdecydowanie
się Goro nie podobał. Najpierw, co oczywiste, pomyślał o Wierze i o tym, jak
przez nie cierpiała, ale i on sam miał z nimi niezbyt ciekawe doświadczenia i
zdecydowanie nie chciałby się z nimi ponownie spotkać. Jednak, z tego co mówił
Sum, być może nie było innego wyjścia.
Kwestia odnalezienia Svika także nie była najprostsza,
zwłaszcza że samo wspomnienie tego nazwiska wzbudzało w zebranych najróżniejsze
emocje: jedni się spinali, inni smutnieli i spuszczali twarze, a jeszcze inni
nie ukrywali swego wzburzenia. Do ostatniej kategorii zdecydowanie należał
Likar, który głośno prychnął.
— Mówiąc szczerze — mruknął z krzywym uśmieszkiem — wątpię,
by typ jeszcze dychał. Zastanówcie się: facet sprzeciwił się bogowi, BOGOWI —
podkreślił — żeby ratować swoją dziunię. Z takich durnot nie wychodzi się
żywym.
Goro pokiwał ponuro głową, przelotnie zerkając na Ilarie i
rzucając jej bardzo krótkie, przepraszające spojrzenie, zanim się odezwał.
— To prawda. Nawet jeśli Leonard żyje, to najpewniej się
ukrywa. Nie wiem, czy to w ogóle możliwe ukryć się przed bogiem, a już
zwłaszcza przed takim, który cię stworzył, ale może właśnie on, znając swojego Stwórcę
najlepiej, zna na to jakieś sposoby. Zakładam, że pomógł nam w taki sposób, na
jaki się umówił. Zrealizował swoją powinność i zniknął. My, demony — podjął po
chwili — jesteśmy w stanie określić lokalizację danej osoby, ale głównie ludzi
oraz niektórych ras nadprzyrodzonych, jeśli się nie ukrywają jakimiś swoimi
sposobami. Nie jestem pewien, czy to zadziała z Leonardem, choć spróbuję. Gdyby
nie to, można by też poprosić naszą znajomą — zerknął znacząco na Beliala,
mając na myśli Gwiazdkę. — Chyba że wy — zwrócił się do Suma i Wysłannika —
znacie takie sposoby. Zapewne macie dużo więcej możliwości niż my.
Zupełnie nagle coś wpadło mu do głowy — i bardzo go to
przejęło.
— A propos sposobów… czy znacie jakiś, którego mógłby użyć
Leonard, aby się ukryć przed bogiem? I czy moglibyście nam zdradzić, jak
takiego sposobu użyć?
Czuł na sobie zaskoczone spojrzenia, bo może niektórzy
pomyśleli, że sam chciał stchórzyć i się ukryć, albo zastosować to wobec kogoś
ze znajdujących się w tym pokoju. Ale obie odpowiedzi byłyby błędne.
— Nasz znajomy, Imre, to dziecię rasy… — zamilkł na chwilę,
usiłując sobie przypomnieć właściwą nazwę — snillingarów. To rasa, która mocno
podpadła Xunowi, wobec czego mam obawy, że ta tajemnicza choroba może się dość
szybko na niego przenieść. Czy można go jakoś przed tym uchronić? Wprawdzie
teraz Imre znajduje się w Anglii, ale przecież granice państw nie zatrzymają
tej choroby.
Domyślał się, że Imre już usłyszał o tej chorobie i zapewne
drżał ze strachu o swoje życie. Było mu go żal, dlatego miał nadzieję, że jest
jakiś sposób, aby mu pomóc.
— A co, to już? Już jest segment pytań? — upewnił się Likar. — Dobra, to ja mam pytanie. Bo mi się już całkiem z tymi szczelinami popieprzyło i trochem nie rozumiem. No bo ten, ten cały nasz śmieszny nekromanta o jakiejś szczelinie gadał. I potem się okazało, że trza ją zamknąć, bo umrzyki z nieba spiperzają, no to ją nasza mała, kochana Seraphina zamkła. A teraz znowu jakaś szczelina się zatkała? Czyli mówimy o szczelinie do świata Xuna, tak? Czyli tego, no, Batara Kali? No bo zaraza tylko nadprzyrodzonych zżera, tak? No chyba że — zamyślił się na moment — że nasze śledztwo nic ino o kant dupy stłuc i gówno my, a nie szpiegi, bo jednak zwykłych śmiertelników też zżera. Ale to w sumie żadna różnica, bo to Xun za wszystkim stoi, a on się nami, dziwadłami żywi. No to po cholerę on ich wstrzymuje na tej granicy, zamiast od razu pożerać? Czy to po prostu te koszmary są jeszcze jakieś głupkowate i nie potrafią tak dokładnie tych ludzi ubić, tylko ich usypiają i co, każą im powoli zdychać? I one w końcu spieprzą z tego przejścia między światami i jak zdechną tak ostatecznie, to wpadną tak od razu do paszczy Xuna? Wyjaśni mi to ktoś, bom już zgłupiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz