Po odejściu Seraphiny nic już nie było takie, jak wcześniej. Każdemu doskwierał jej brak, mniej lub bardziej. Każdemu również towarzyszyła pewna myśl. Jej śmierć była niepotrzebna i z pewnością istniał sposób, aby uniknąć jej poświęcenia. Nie było jednak czasu, aby szukać innego wyjścia, bo Xun deptał im po piętach, a właściwie to był krok przed nimi. Decyzje należało podejmować szybko i tak właśnie postąpiła łowczyni, stawiając dobro innych ponad swoje własne. Mogła odejść i zostawić Ilarie i Petre na pewną śmierć, ale sumienie by jej na to nie pozwoliło. Nie mogłaby wytrzymać z myślą, że nie spróbowała komuś pomóc, nawet za cenę własnego życia.
Morale ekipy nieco podupadły. Przyczyniło się do tego również zniknięcie Leonarda. Likar snuł się po hotelu ze skwaszoną miną, od czasu do czasu zahaczając Beliala i zgarniając go do baru na popijawę. Obaj mężczyźni najbardziej przeżywali niesprawiedliwe odejście Seri. Każdy z nich na swój sposób i z różnych powodów. Przerzucili swoją niechęć do kapłana na Ilarie, która starała się nie wchodzić nikomu w drogę i większość czasu spędzała w swoim pokoju, pisząc wiadomości do Svika, na które on nie odpowiadał.
W Bukareszcie działo się źle. Z różnych źródeł zaczynały docierać niepokojące wieści o dziwnej, sennej epidemii. Wiera wraz z Goro, dość szybko zorientowali się, że nie był to przypadek i z pewnością za wszystkim stał Xun.
- Gdzie do chuja, jest ten jebany klecha? – wymamrotał Belial, zakładając ręce na piersi ze złością. Wiera starała się wszystkich uspokoić żeby znaleźć wyjście z sytuacji, w której się znaleźli. Sytuacji, która od ładnych paru miesięcy spędzała im sen z powiek. Niedawna rozmowa z Goro o wspólnych wakacjach bardzo ją podbudowała i stała się swego rodzaju zapalnikiem, do jeszcze cięższej pracy i większemu skupieniu. Wszyscy już chcieli zamknąć ten rozdział i uporać się z problemem, jakim bez wątpienia był w tym przypadku Xun i jego nikczemne działania. Rodzeństwo Dumitrescu chciało wrócić do prowadzenia hotelu, a demony do swojego domu w Anglii i pracy nad Radą, która teraz znajdowała się na dalszym planie.
Tajemnicza choroba, która zapanowała w Bukareszcie i jego najbliższych okolicach, nie oszczędzała nikogo, nawet dzieci. Z tego powodu Aria bardzo się niepokoiła ze względu na swój stan. Athanasius, gdy tylko dowiedział się o tym, co dzieje się w Rumunii, nakazał żonie znaczne odsunięcie się od sprawy. Nikt nie chciał narażać jej na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, bo kompletnie nic na temat choroby nie było wiadomo. W jaki sposób przenosi się na drugą osobę ani jak się objawia, poza nadmiernym snem?
Głównym miejscem spotkań było biuro Petre, który choć obecny, był milczący i zamyślony, mało co udzielając się podczas rozmowy. Wyglądało na to, że błądził gdzieś myślami i skupiał swoją uwagę na czymś innym. Z pewnością zamartwiał się tym, co działo się w jego rodzinnym mieście. Oboje z Ilarie namówili rodziców, by nie wracali teraz do kraju, bo jest zbyt niebezpiecznie i nie było sensu, by niepotrzebnie się narażali. Elena zapewniała, że Tridamos będzie ich ochraniał, ale w końcu przystała na prośby dzieci i została z mężem w Paragwaju.
- Ilarie coś wie? Odzywał się do niej? – chłopak na pytanie griszki pokręcił tylko przecząco głową i westchnął bezgłośnie, ze zrezygnowaniem. Petre był przygnębiony również z powodu odejścia Seraphiny. Ich relacja była skomplikowana, właściwie nie do końca można było określić, czy Dumitrescu odwzajemniał sympatię łowczyni. Z pewnością jednak nie chciał, by za niego ginęła. Nie dziwił nikogo już teraz fakt, że próbowała to ukryć, choć Athan mógł mieć do niej małe pretensje z powodu swojego rozstrojenia żołądka.
- Przepraszam najmocniej, nie chciałbym przeszkadzać, ale wydaje mi się, że potrzebujecie pomocy – wszyscy poza Wysłannikiem podskoczyli na swoich miejscach, gdy w gabinecie pojawił się nagle nieznany mężczyzna. Jego charakterystyczną cechą bez wątpienia, były sumiaste wąsy i zupełnie siwe włosy, choć jego twarz sugerowała, że nie był w sędziwym wieku. Wysławiał się niezwykle grzecznie i uprzejmie, kłaniał się i lekko uśmiechał, sprawiając wrażenie przyjaźnie nastawionego.
- Jestem Sum i przysłał mnie Dis Patre. Miałem przekazać, że łowczyni dodarła na miejsce i ma się dobrze, choć to doprawdy uparta dusza. Będzie z nią trochę roboty – zakomunikował mężczyzna i skłonił się lekko przed Goro, wiedząc doskonale, że to on gra tu pierwsze skrzypce. Na przeciw niego od razu, jak na komendę, wyszedł Bel i Likar, którzy nie podzielali jego entuzjazmu.
- Jest na miejscu, czyli gdzie? Tu jest jej miejsce – odezwał się wzburzony Belial, na co Sum pokręcił przecząco głową. Chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, jakby szukał odpowiednich słów. Zerknął przelotnie na Petre który wyraźnie ożywił się na wzmiankę o łowczyni.
- Przykro mi, ale techniczne rzecz biorąc, tu nigdy nie było jej miejsce. Miała w sobie magiczną cząstkę i należała do Świętej Góry. Życie w tym świecie sprawiało jej egzystencjalny ból lub coś bardzo podobnego. – wyjaśnił z powagą. Najwyraźniej jego słowa musiały w jakiś sposób poruszyć towarzystwo, bo nagle w gabinecie zrobiło się cicho. Odczekał zatem chwilę i odezwał się ponownie.
- Jako istota pochodząca ze świata zmarłych, nie mogę osobiście angażować się w ziemskie sprawy. Podobnie, jak Wysłannik. Możemy jedynie służyć wam radą i działać bardzo dyskretnie. Takie są zasady Wszechświata. Dla nikogo nie ma taryfy ulgowej, choć powinniście wiedzieć, że gdybym mógł, to z najszczerszą chęcią pomógłbym wam w tej nierównej walce – wyznał, unosząc rękę i obracając jeden wąs między palcami. Widać było, że zastanawiał się nad czymś.
- Pewnie już wiecie, że ta przedziwna choroba, to sprawka Batara Kala. Wszyscy święci we wszystkich światach, cóż to za okropne dziecko było. Od najmłodszych lat same z nim kłopoty, same problemy. Nasz pan najwyższy, ojciec jego, do dziś sobie w brodę pluje, że do życia go powołał, ale to żaden okrutnik, jak Kronos, co to swoje potomstwo pożarł. – Sum uśmiechnął się lekko, chcąc wesprzeć na duchu wszystkich zebranych w gabinecie.
- Droga do zaświatów jest obecnie zablokowana. Przerzucamy dusze chwilowo do innego świata, ale to tylko rozwiązanie tymczasowe. Trzeba szybko działać. Musicie odciąć Kala od koszmarów, to jedyny sposób żeby to zatrzymać. On musiał im coś obiecać, że tak mu chętnie usługują. Aha i gdybyście zobaczyli Kostuchę, to bez paniki. Eskortuje dusze. Nadprzyrodzeni są bardziej podatni na tego typu zjawiska, więc może gdzieś wam mignąć. Tylko proszę, nie zagadujcie go. Jonathan to plotkarz jakich mało i hazardzista. Będzie chciał się z wami zakładać, a złamanego grosza nie ma. – wyjaśnił mężczyzna, rozglądając się po zebranych. Chciał zorientować się, jakie było ich nastawienie. Miny mieli nietęgie.
- Czyli co? Mamy znowu iść do świata koszmarów? – zapytała nagle Wiera, a Belial i Goro niemal chórem zakomunikowali, że to nie wchodzi w grę. Obaj wiedzieli, że taka podróż jest zbyt niebezpieczna i może skończyć się źle, zwłaszcza dla Wiery.
- Ależ skąd, to niepotrzebne. Po co, skoro koszmary są tutaj, na ziemi. Wystarczy je przyzwać, choć nie wiem czy będą skore do pomocy. W razie kłopotów, Wysłannik będzie miał rozwiązanie. – Sum odwrócił się w stronę drzwi z zamiarem wyjścia, ale zatrzymał się w pół kroku.
- Gdzie jest Leonard Svik? On będzie wiedział, jaki Kala ma układ z koszmarami. Znajdźcie go, a poznacie odpowiedzi – skłonił się uśmiechnął raz jeszcze.
- Jeśli macie jakieś pytania, to jest odpowiedni moment. Postaram się udzielić odpowiedzi - niegrzecznie byłoby teraz wyjść tak po prostu i nie dać nikomu szansy na rozmowę, zwłaszcza że Sum domyślał się, że pytań było wiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz