Seraphina
Czuła się, jak zagonione do klatki zwierzę. Pojęła właśnie w tej chwili, że nie rozumiała otaczającego ją świata, a świat nie rozumiał jej. Ilaria ani tym bardziej Petre nigdy nie będą w stanie choćby wyobrazić sobie tego, z czym mierzyła się od chwili narodzin. Nikt w tym cholernym gabinecie tego nie wiedział. Rodzeństwo Dumitrescu dorastało w dostatku, otoczone opieką i miłością i nigdy nie musiało wybierać między życiem, a śmiercią. Ilarie zawsze dostawała to, czego chciała, a teraz chciała pozbyć się Seraphiny. Robiła wszystko, co mogła, by postawić na swoim. Petre był za bardzo zapatrzony w siostrę żeby zauważyć, że sterowała nim niczym marionetką. A może to wiedział, ale mu to nie przeszkadzało? Przywykł do życia u jej boku i przyzwyczaił się do tego, że z ich dwójki to one grała pierwsze skrzypce.
Seraphina nie była w stanie znieść spojrzenia Petre. Poczuła ogromny żal do niego. Przecież stał tuż obok i widział, że Ilarie ją prowokowała. Uderzyła w każdy jej czuły punkt, a z jego ust nie padło nawet słowo w jej obronie. Ona starała się chronić go na wszystkie możliwe sposoby, a on nie potrafił zdobyć się choćby na jeden mały gest wsparcia. Myślała, że zbliżyli się do siebie na tyle, by mogła na niego liczyć w takich chwilach, ale niestety on zawsze stanie po stronie siostry. Seri było po prostu przykro, tak zwyczajnie po ludzku, czuła rozczarowanie.
Postawa Likara bardzo ją zaskoczyła. Nie spodziewała się, że akurat on okaże się tym, który będzie jej sprzyjał. Była mu wdzięczna za to, że zdecydował się ją powstrzymać i uspokoić na tyle, by mogła kontynuować rozmowę. Jego bliskość w jakiś magiczny sposób koiła jej nerwy. Zaczerpnęła głęboko powietrza i poczuła, jak po jej kręgosłupie powoli spływają jej ciepłe dreszcze. Podziękowała Goro za propozycję uspokojenia przez Wierę. Posłusznie podeszła do krzesła i usiadła na nim ponownie, poprawiając nieco włosy, które były w lekkim nieładzie po szarpaninie z wampirzycą. W gardle ją ściskało, ale uznała, że i tak nie ma innego wyjścia i musi powiedzieć prawdę. Nawet jeżeli będzie starała się dobierać słowa tak, by wprost nie przyznać, jaki czeka ją koniec, to Głupek to wyczuje.
- Upiory to dusze zmarłych śmiercią tragiczną, nagłą, często samobójczą. Kiedy przenikają do świata żywych, a zdarza się to stosunkowo rzadko, sieją zamęt i spustoszenie. Wnikają w ciała ludzi i zmuszają ich do różnych rzeczy, oczywiście samych złych. Często opętanie przez upiora mylone jest z opętaniem przez demona, a to dwa różne byty. Martwiec. Tak nazywamy tu upiora – wyjaśniła łowczyni. Wiedziała, że z każdym kolejnym słowem zbliżała się do tego momentu, który chciała ominąć, als nie mogła. Została postawiona pod ścianą. Dlatego właśnie wolała pracować sama, bo nie musiała się nikomu z niczego tłumaczyć i mogła postępować według własnego uznania. Teraz każdy czegoś od niej oczekiwał i wymagał.
- Nie da się z nimi walczyć. Trzeba odesłać je do zaświatów. To kwestia kilku dni i zależy od tego, jak daleko się aktualnie znajdują. – dostrzegła , że Aria przygląda się jej ze zmartwionym wyrazem twarzy, ale nie odezwała się już słowem. Zapewne wiedziała, jak wygląda odesłanie upiora. Żona Athanasiusa była bez wątpienia bardzo oczytana i inteligentna, bo nie każdy posiadał tak rozległą wiedzę o istotach nadprzyrodzonych. Przypomniała sobie, że Wiera wspomniała podczas którejś rozmowy o tym, że Aria stworzyła Bestiariusz. To wszystko wyjaśniało.
- Cóż, tak jak mówiłam, odejdę po odesłaniu ostatniego upiora. Wysłannik wspomniał, że jest ich około trzydziestu. Każdy Upiór wniknie we mnie, a ja otworzę przejście na drugą stronę żeby mógł wrócić do tamtego świata. Zabierze kawałek mojej duszy, bo tylko coś, co żyje jest w stanie przejść na drugą stronę. Później umrę – ostatnie słowa wypowiedziała niemal szeptem, ale otaczali ją sami nadprzyrodzeni, więc wszyscy dokładnie słyszeli, co mówiła. Seri miała wrażenie, że za chwilę osunie się bezwładnie na podłogę z nerwów i wyzionie ducha już teraz. Nie była przyzwyczajona do takich sytuacji. Wśród łowców nikt o nic nie pytał tylko oczekiwał wykonania zadania. Jeśli ktoś zginął podczas polowania, to po prostu stawianowo krzyżyk na jego nazwisku i wszystko toczyło się dalej bez większej uwagi.
- Co proszę? – odezwała się Wiera, podchodzącego bliżej Seraphiny, bo najwyraźniej nie miała pewności, czy dobrze zrozumiała jej odpowiedzi. Łowczyni zauważyła, że zerka z niepokojem na Goro i pozostałych. Seri wgapiała się w ekran, nie spuszczając wzroku z Athanasiusa, którego mina wyrażała całkiem sporo emocji, choć starał się tego nie okazywać. Aria zasłoniła usta dłonią i pokręciła głową z niedowierzaniem. Skąd ktokolwiek mógł wiedzieć, że prawda, którą starała się zataić będzie aż tak dobijająca. Tego właśnie chciała uniknąć. Tego rozproszenia jej osobą, zwłaszcza w obliczu innych problemów i zagrożenia ze strony Xuna. To szalony bóg był priorytetem, a nie ona. Jej los i tak był już przesądzony. Po co więc myśleć o tym, jak zapobiec czemuś, co jest nieuniknione?
- Uprzedzając kolejne pytanie. Nie, nie ma innego sposobu. Martwiec, to potężny byt, nad którym nikt nie jest w stanie sprawować władzy. Można jedynie zwabić go w pułapkę i poświęcając własną dusze wysłać w zaświaty. Jestem jedynym człowiekiem w tym towarzystwie, więc to oczywiste dlaczego akurat ja mam to zrobić. – wyjaśniła rzeczowo, wzdychając cicho. Jej oddech znacznie się uspokoił. Wiera patrzyła na nią z niedowierzaniem. Tylko ona była teraz w zasięgu jej wzrok, poza Głupkiem. Seri nie chciała patrzeć na innych, nie chciała widzieć ani czuć ich współczucie. Bała się, że zacznie ją to obchodzić i będzie rozważała wycofanie się z zadania.
- Mówiłam, że wymyślił to jakiś chory skurwiel. Niech ruszy dupę, cały ten bóg i sam sobie te upiory ściąga – wymamrotała Aria z wyraźnym zdenerwowaniem w głosie. Athanasius od razu poprosił żonę, by się uspokoiła. W jej stanie takie nerwy nie były wskazane.
- Mogę załatwić to sama. Wy skupcie się na Xunie, bo to jest teraz najważniejsze. – zauważyła Seraphina. W gabinecie panowała długo nieznośna cisza. Nawet Ilarie w końcu zamilkła. Jedyną osobą, która cokolwiek mówiła, była łowczyni. Nie mogła dopuścić do tego, by wszyscy teraz zaczęli przejmować się tym, co się z nią stanie. Uśmiechnęła się więc szeroko, tak jak miała w zwyczaju, by dodać wszystkim otuchy.
- Noooo, kiedyś musiało do tego dojść. Jestem łowcą, więc liczyłam się z tym, że prędzej czy później zabije mnie jakiś nadprzyrodzony. I nie chcę widzieć takich min! - promiennym uśmiechem maskowała swój strach. Bała się śmierci, choć była do niej przyzwyczajona. Nie była jednak przygotowana na tak szybkie odejście z tego świata i z pewnością nie na takich warunkach. Była cike, więc mogła spodziewać się, że również o jej śmierci, ktoś zdecyduje za nią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz