ROZDZIAŁ 727

LIKAR

Na początku było nawet ciekawie. Potem całkiem śmiesznie. Potem bardzo śmiesznie!

Ale potem już nie.

Likar, być może dość naiwnie, sądził, że został zaproszony na bardzo poważne dywagacje na temat rozwiązania ich bosko-chorodemoniego problemu. Spodziewał się więc raczej nudnych oznajmień, sztywnych jak kij w dupie zasad i ogólnie raczej dużej ilości teorii, która niezbyt go będzie interesować. I początkowo faktycznie tak było: odpytywanie Leonarda Svika było tak nudne, że pewnie nawet Głupi po drugiej stronie ekranu usypiał, nie niepokojony żadnymi mdłościami. Dużo w tym wszystkim było dramatyzmu i ckliwych emocji, ale to akurat na Likara ani trochę nie działało.

Natomiast tego, co się zadziało podczas przesłuchiwania tego magicznego aniołka, kompletnie się nie spodziewał. Pierwszą ciekawostką było włączenie się Arii, zaślubionej Głupiego. Kwestia odsyłania upiorów bardzo ją zbulwersowała, czego Likar ocenić nie mógł, bo zupełnie się na tym nie znał. Znał się za to na swoim przyjacielu, któremu mocno nie spodobało się tak gorące włączenie się Arii do dyskusji. Wprawdzie nic nie powiedział, ale już ciskał w nią gromami z oczu, co, jak się Likar domyślał, skończy się mało przyjemną dyskusją poza kamerami.

Ale być może zdąży o tym zapomnieć, bo już niedługo później jego buźka zaczęła zmieniać barwy jak puszczony w ruch kolorowy bączek, by w następnej sekundzie zniknąć z ekranu, zapewne po to, by się porzygać. Likar wprost nie mógł się powstrzymać i buchnął śmiechem, wielce rozbawiony tą niedyspozycją przyjaciela. Zaraz jednak przestał, gdy zdał sobie sprawę, co ową niedyspozycję spowodowało.

Seraphina kłamała. I to łgała jak z nut. To natychmiast wykorzystała Ilarie, rzucając się na nią z jadaczką jak wściekły pies — i używając przy tym chwytu poniżej pasa, wytykając jej bycie cike. Likar zmarszczył brwi, bardzo niezadowolony z tego argumentu.

— Ou — wymsknęło mu się, lustrując Ilarie nieprzychylnym spojrzeniem — to było niegrzeczne.

Pospiesznie spojrzał też na Seraphinę, aby przekazać jej, że nie miał z tym przeciekiem nic wspólnego. Stąd ta mała blond-gadzinka mogła to wiedzieć? Czyżby braciszek jej podkablował? Wiadomym było, że łowczyni czuła miętę do Petre, to mogła mu coś wypaplać — a on Ilarie. Likar westchnął w duchu. Nie lubił takich dram ani plotek, zupełnie się w tym nie odnajdował.

Kiedy te dwie zaczęły na siebie nadawać, atakując się nawzajem argumentami, Likar spoglądał też co jakiś czas na Leonarda i Petre, o których też toczyła się wojna. I śmiesznie się to obserwowało, bo ten pierwszy odwracał wzrok, z kamienną miną chyba udając, że nic do niego nie dociera, a ten drugi wprost przeciwnie: przyglądał się wszystkiemu z rosnącym przerażeniem, zapewne chcąc coś zrobić, ale nie miał pojęcia, co.

A potem tak po prostu zaczęły się bić.

Likar początkowo miał ochotę przyglądać się temu spektaklowi z boku, ale kiedy Seraphina wyraźnie straciła nad sobą panowanie, musiał zareagować i odciągnąć ją od pobitej już Ilarie. Do niej od razu poleciał brat, pochylając się nad zakrwawioną hotelarką i posyłając Seraphinie spojrzenie pełne żalu, gniewu i rozczarowania. Leonard natomiast nie zrobił absolutnie nic, nawet palcem nie kiwnął. Likar splunął w jego stronę, gdy już obejmował przy sobie łowczynię, aby nie dopuścić do dalszej bitki. Co ciekawe, Ilarie, mimo odniesionych ran, jadaczka cały czas się nie zamykała, co wzbudziło w Likarze nagły gniew.

— PRZESTAŃ WRESZCIE KŁAPAĆ TYM TĘPYM OZOREM, IDIOTKO! — wrzasnął na nią Likar. Zapewne wzbudził tym szok i oburzenie wielu, ale miał to gdzieś. — Nie widzisz, że to nie są hotelarskie ploteczki, tylko poważna sprawa? Ten skurwiel — wskazał palcem na Leonarda — obwinął cię sobie wokół chuja, a ty mu go dalej liżesz! A teraz rzekomo się poświęcił, niech mu będzie, i błaga tę tutaj — rzucił szybko okiem na wciąż rozemocjonowaną, trzęsącą się Seraphinę — o pomoc w uratowaniu twojej tępej, chudej rzyci! WIĘC MOŻE TROCHĘ SZACUNKU, CO?!

— Nie odzywaj się tak do mojej siostry! — warknął wściekle Petre, cały czas troskliwie obejmujący Ilarie.

— O, następny! — prychnął wściekle Andriejew. — Wyście oboje lepiej niech milczą, bo to o wasze życie się tu rozchodzi! Ten tu zakichany klecha prawdę mówił, tak wynika z tego, że się Głupi nie porzygał, więc chce nam pomóc. A raczej wam, żebyście dalej na tym ziemskim łez padole dychać mogli! I to tylko dlatego, że się w tobie, głupia blondyno, zakochał! No i dobra, niech będzie — prychnął znowu — nam to za jedno. Tylko że jak ten jego bożek się wkurwi i nas wszystkich na przystawkę pożre, to w zaświatach możesz pożałować, żeś się tak niesprawiedliwie z Seraphiną obeszła! Więc stul pysk, jeśli łaska, i słuchaj, jak ci rzyć uratować chcemy!

— Likar — odezwał się cicho Goro — nie tak ostro…

— CO NIE TAK OSTRO?! CO…

— Likar — powtórzył cierpliwie, choć stanowczo, wwiercając się w niego spojrzeniem — starczy.

Andriejew odetchnął głęboko, choć niezbyt się uspokoił. Mimo tom postanowił posłuchać demona, bo może i fakt, i jemu nerwy puściły. Ale może rzeczywiście przydałby się tu ktoś o stalowych nerwach, a takim wydawał się właśnie Goro. Likar więc postanowił zadbać o Seraphinę.

— Spokojnie, dzieciaczku — szepnął jej do ucha. — Musisz się uspokoić, bo tej głupiej tylko na tym zależy, żeby cię rozdrażnić.

— Waśniami i kłótniami nie znajdziemy żadnego rozwiązania problemu, który jest naszym wspólnym kłopotem — zaczął Goro podniesionym, choć spokojnym głosem. — Dajmy sobie wszyscy kilka minut na uspokojenie emocji. Petre, zaopiekuj się siostrą, a ty Likarze zadbaj, proszę, o Seraphinę. Wiero, proszę cię, możesz sprawdzić stan Ilarie? I jeśli ktoś czuje, że nie jest w stanie się uspokoić, niech poprosi Wierę. Seraphino? Będziesz potrzebowała pomocy? Nie wahaj się o nią poprosić.

Po tych słowach zamilkł, ale nie dlatego, że nie miał nic do powiedzenia, ale właśnie po to, by dać każdemu odetchnąć. Każdy tego potrzebował, bo to, co się tu działo, przechodziło ludzkie pojęcie i bardziej przypominało przygotowania do balu maturalnego niż poważne ustalenia. Małe poruszenie powstało dopiero wtedy, gdy na ekranie pojawił się Głupi.

— Athanasiusie, czy jesteś w stanie kontynuować? — spytał Goro.

— Żyjesz ty tam? — dopytał kpiąco Likar, szczerząc się z rozbawieniem w stronę monitora.

— Żyję — burknął — ale tłumaczyłem, jakie są zasady — dodał głośniej z wyraźnym niezadowoleniem, łypiąc oskarżycielsko w stronę łowczyni. — Każde kłamstwo powoduje u mnie nieprzyjemności żołądkowe, stąd moja gorąca prośba: możecie przestać kłamać i narażać mnie na przeleżenie pół dnia w łóżku? I ta — dodał nieco spokojniej — mogę kontynuować.

— Od którego momentu wyczułeś kłamstwo?

— Od fragmentu o niewielkim ryzyku — odparł. — Cała reszta to też bujda.

— A więc — Goro odwrócił się w stronę Seraphinę — proszę cię, abyś ponownie zajęła miejsce przed monitorem i odpowiedziała nam szczerze na pytanie: jak wysokie jest ryzyko? Opowiedz nam wszystko, co wiesz o tych upiorach i o tym, jak z nimi walczyć. Ale daj sobie jeszcze chwilę, jeśli tego potrzebujesz — uspokoił.

— Jak rozumiem — wznowił po chwili demon — bóg, który zesłał tutaj Wysłannika, wysyła jego, Leonarda Svika oraz Seraphinę na misję wyszukania i odesłania upiorów. Tak? — upewnił się, spoglądając na Wysłannika. Ten nie zareagował, co demon uznał za odpowiedź twierdzącą. — Obawiam się, że to zespół zbyt mały, dlatego proponuję, aby dołączył do was także Belial.

Likar prychnął śmiechem.

— Beliasz? — powtórzył kpiąco. — Toć on się nie nadaje! Z całym moim szacunkiem — ukłonił się w stronę wspomnianego — do twojej demoniej osoby, demonie. Ale jest zbyt nerwowy i poglądami trzymają sztamę z tą tutaj biedną panią łowczynią, co zwiększa ryzyko, że po kryjomo rozszarpią księżula. Nie to, żebym miał coś przeciwko — mruknął, posyłając kapłanowi posępne spojrzenie — ale jest nam potrzebny, nie? A ty, ten — zwrócił się do Svika — bo ty nadal nieśmiertelny jesteś, nie? To się może zmienić, jak się twój bożek dowie, żeś go zdradził?

Ten tylko pokiwał głową, długo milcząc.

— Jestem na łasce i niełasce mojego Pana — wyjaśnił w końcu. — To on mnie wskrzesza, ale może tego zaprzestać.

— Aha — mruknął — czyli ty normalnie krwawisz i tak dalej, tylko że jak zdechniesz, to tak niezupełnie?

Svik pokiwał głową.

— A jak cię łowczyni zarypie, a jednocześnie bożek dowie się o twojej zdradzie i cię nie wskrzesi, to…? To już tak na ament cię ukatrupi?

Znowu kiwnięcie głową.

— Aha. To lepiej cię na razie nie tykać. A potem w sumie czemu nie. Pamiętaj, ślicznotko — spojrzał z łagodnym uśmiechem — póki potrzebny, wstrzymaj konie. A potem się zobaczy. A ty — przestrzegł Ilarie, celując w nią palcem — milcz! Bo tylko kłopoty z tobą są!

— Spokojnie, Likarze — odezwał się Goro. — Zapewniam cię, że Belial to właściwy kandydat. Pozory mylą, sam powinieneś to najlepiej wiedzieć.

— Czy ja wiem? — zastanawiał się na głos z nutą powątpiewania. — Wyglądam na dziwaka i czy uznałbyś, żem normalny? No właśnie, nie odpowiadaj. Ja to kiepski przykład, ale niech ci będzie, że wiem, o czym gadasz.

— Belial — podjął stanowczo Goro — uda się w tę misję razem z Seraphiną i Leonardem Svikiem pod nadzorem Wysłannika. Jak rozumiem, do tego czasu Ilarie i Petre będą bezpieczni, poza wglądem Xuna? — dopytał, spoglądając na Wysłannika. — Jeśli masz nam coś do powiedzenia, to jest dobry moment. A ty, Seraphino, jeśli jesteś gotowa, zajmij swoje miejsce i raz jeszcze zacznij nam opowiadać o upiorach i o tym, jakie realnie mamy szansę. My, a także ty indywidualnie.

— Tylko bardzo cię proszę — zwrócił się do niej Athan z drugiej strony ekranu — nie każ mi znowu cierpieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^