Ilarie
Czuła się tak, jakby zapadła w bardzo głęboki sen, z którego nie mogła się obudzić. Utknęła w koszmarze, który wciągał ją głębiej, gdy tylko próbowała się wydostać. Wyglądało to tak, jakby zapadała się w ruchomych piaskach i nikt nie był w stanie jej pomóc. Desperacko próbowała wystawić głowę ponad hałdy piachu, ale przynosiło to odwrotny efekt. Nie miała już siły walczyć i bronić się przed tym, co robił z nią Leonard, więc po prostu się poddała. Poddała się temu, co do niego czuła i temu, co czuła, gdy nie było go obok. Tęskniła i myślała o nim, bojąc się tego, jaki spotka go los. Nie potrafiła jednak wymazać z pamięci, co zrobił i jak nią manipulował ani tego, że skrzywdził jej babcię. Miłość i poczucie zdrady były tak silnie odczuwalne, że niemal rozrywały ją od środka. Nic nie było w stanie przynieść jej choć chwilowego ukojenia.
Gdy zobaczyła Leonarda na kolanach, tak bardzo upodlonego i złamanego, zrobiło jej się słabo. Nigdy nie chciała, by doszło do takiej sytuacji, nigdy nie chciała, by cierpiał w jakikolwiek sposób mimo, że ją skrzywdził. Zakryła usta ręką i z trudem powstrzymywała płacz. Sama ledwo trzymała się ostatkami sił na nogach. Nawet po tym, co usłyszała od Wysłannika, nie potrafiła spojrzeć inaczej na kapłana niż przez pryzmat swoich uczuć. Przestraszyła się, bo wydawało się jej, że to wszystko to było dla niego za wiele. Może i coś czuł do niej, ale nie sądziła, że jest to na tyle silne, by miał poświęcać dla tego uczucia swoją godność, a może i życie. Przeciwstawił się swojemu bogu, a to samo w sobie było już dowodem na to, że mu na niej zależało. Naraził się na jego gniew. Teraz jeszcze musiał przyjść do demonów i błagać łowczynię o pomoc i to na kolanach. Poczynania Wysłannika świadczyły tylko o tym, że zarówno on, jak i jego pan, dobrze się bawią poniżając Leonarda.
Seraphina stała oniemiała, spoglądając na kapłana u swoich stóp. Błagał ją rozpaczliwe o pomoc, a od jej decyzji zależało życie zarówno Ilarie, jak i Petre. Była pewna, że ze względu na jej brata łowczyni się zgodzi. Wampirzyca wiedziała, że Petre podoba się łowczyni, a może nawet jest to już coś więcej niż zwykła sympatia.
- Masz na myśli upiory? – zapytała dla pewności, wpatrując się w Leonarda z niedowierzaniem. Kilka sekund później przeniosła wzrok na Wysłannika, jakby chciała uzyskać i od niego potwierdzenie. Ten kiwnął lekko głową, przyznając jej rację.
- Zgadza się, chodzi o upiory. Zwykły Leonard nie sprecyzował, że jeśli ze świata zmarłych wydostanie się ich więcej, to zablokują przejście i ludzie nie będą mogli umrzeć. Technicznie rzecz biorąc... – Wysłannik nie zdołał dokończyć zdania, bo Seri mu przerwała i ponownie zwróciła się do Svika
- Nie będą mogli przejść na drugą stronę, bo przejście będzie zablokowane przez wychodzące dusze. Rozumiem. Oczywiście zgadzam się, pomogę ze względu na Ilarie i Petre. Mam nadzieję, że to jasne. Nie robię tego dla ciebie. Kiedy uporamy się z tym twoim panem, zabiję cię jeszcze raz. Będę próbowała tak długo aż w końcu zdechniesz na dobre, choćbym miała robić to do końca życia – odezwała się Seraphina i choć uśmiechała się promiennie do Leonarda, było w tym uśmiechu coś niepokojącego. Ilarie zwróciła uwagę na to, jak niebezpieczna ona była i dostrzegła to dopiero teraz. Seri była bronią idealną – niepozorna, delikatna dziewczyna, która doskonale potrafi wmieszać się w tłum i zadać śmiertelny cios w najbardziej odpowiedniej chwili. Było jej głupio, że nie doceniła jej od razu. Poczuła się bardzo niepewnie i niekomfortowo. W dodatku namawiała Petre, by się do niej zbliżył i zapewne wystawiła go jej, jak na tacy.
- Chwila! Tak po prostu mu uwierzymy, bo klęczy? Ja tam nie wierzę, że pod wpływem uczuć nagle mu się odwidziało i nie chce nas zajebać. Bez urazy, ale potrzebuję jakiegoś dowodu na to. Wiera, możesz jakoś to sprawdzić? – Belial był nieugięty i by podjąć współpracę potrzebował jasnego dowodu na to, że Leonard rzeczywiście jest po ich stronie.
- Mogę, ale nie będzie to zbyt wiarygodny pomiar. Leonard jest w sytuacji stresującej, więc sygnały takie jak potliwość, nerwowe gesty, kołatanie serca i zmiana ciśnienia krwi mogą być spowodowane samym jego położeniem, a nie faktem, że kłamie. Nie jestem radarem na kłamstwo – wyjaśniła griszka, uśmiechając się lekko na koniec i przyznając, że nie będzie w stanie na sto procent potwierdzić prawdziwości słów kapłana.
- Radar na kłamstwo mogę załatwić, żaden problem. Jest taki jeden głupek, co to jak mu się kit wciska to rzyga. Mało to praktyczne, ale skuteczne. Na odległość też działa. Dajcie ten no, komputer jaki i zara sprawdzimy, czy klecha prawdę mówi. Jak nie mówi, to młoda o łepetynę go skróci i spokój będzie na kilka dni chociaż, a później coś się wymyśli – wtrącił się milczący do tej pory Likar, który przyglądał się całemu zajściu z boku. Miał nieodgadniony wyraz twarzy, ale najwyraźniej to co powiedział spodobało się Seri, bo szeroko się uśmiechnęła.
- Nikt nikomu nie będzie obcinał głowy. Co z wami nie tak? – odezwała się drżącym głosem, podchodząc do Leonarda i podnosząc go z kolan. Chwyciła go mocno za rękę i ścisnęła, chcąc dodać mu otuchy, choć z pewnością nie zasługiwał na ten gest. Czuła się okropnie, widząc jak wszyscy patrzą na niego, jak na najgorszą istotę na ziemi.
- Dlaczego zatem ufamy jej? Jest łowcą i mogłaby zabić nas wszystkich. Może do tego dąży, a wy pozwalacie na to wszystko i jeszcze jej przyklaskujecie. Może sprawdzimy też jej szczerość przy okazji, czy nie spisuje z łowcami? Jest tak samo naszym wrogiem, jak Xun i Leonard, a jednak jej ufacie! – warknęła Ilarie, wskazując palcem na Seraphine. Nie lubiła jej i nie mogła już bardziej tego okazać. Według wampirzycy, postawa wszystkich była niesprawiedliwa. Leonarda chcieli zabić, a łowczyni postawić pomnik.
- Patrząc na was, cieszę się, że nie mogę odczuwać emocji. Zamiast skupić się na tym, jak pozbyć się problemu, to skaczecie sobie do gardeł i tracicie czas. – głos Wysłannika był cichy i spokojny, a jednak było w nim coś, co przyprawiało o dreszcze.
- Nie mam nic do ukrycia. Możecie sprawdzić i mnie – zakomunikowała Seraphina, wwiercając cały czas wzrok w Ilarie. Wampirzycy wydawało się nawet, że między jej palcami błysnął sztylet, ale nie miała pewności, czy nie był to tylko wymysł jej wyobraźni. Chciała udowodnić, że Seraphina też nie jest po ich stronie. Gdyby ją nagle zaatakowała i wszyscy by to zobaczyli, to uwiarygodniłoby to jej słowa. A może by tak ją trochę sprowokować? Petre zobaczyłby, że łowczyni nie ma zahamowań jeśli chodzi o mordowanie innych nadprzyrodzonych i przestałbym tak zaciekle jej bronić. Ilekroć Ilarie wspominała o tym, że Seri przede wszystkim jest łowcą, ten odwracał kota ogonem i ją tłumaczył. Jeśli będzie miał przed oczyma obraz biednej, przestraszonej siostry, która ledwo uszła z życiem przez konfrontację z Seraphiną, w końcu przestanie stać po jej stronie, a jak dopisze jej szczęście, to pozbędzie się łowczyni raz na zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz