Wysłannik
Tęsknota. To było jedyne słowo, którym mógł określić śmierć. Nie czuł bólu ani żadnego innego cierpienia, jednak zaświaty nie zawsze i nie dla wszystkich były spokojnym miejscem. Wyrwano go nagle z życia i od osób, które kochał, więc jedyne co mógł robić, to myśleć o żonie i przyjaciołach, których opuścił. Zastanawiał się, co robiła jego ukochana i czy bardzo cierpiała po jego śmierci. Czy komuś brakowało jego obecności? Czy świat zatrzymał się choćby na chwilę żeby dać wyraz temu, że odszedł? Podejrzewał, że nic takiego się nie stało i wszystko kręciło się dalej bez niego. On był poza czasem i przestrzenią, w miejscu, można powiedzieć, że z pozoru lepszym niż świat doczesny, ale ogarniętym bezbrzeżną tęsknotą.
Spojrzał na towarzyszącego mu mężczyznę i stwierdził, że określenie Suma faktycznie do niego pasowało. Zwykły Leonard. Był obciążony setkami emocji, niepotrzebnych odczuć, które tylko mu przeszkadzały. Panikował, denerwował się i histeryzował. Co miało to zmienić? Ani nie miało wpływu na jego działanie ani nie pomagało w osądzie sytuacji. Było ciężarem, z którym nie potrafił sobie poradzić i było to widać na pierwszy rzut oka. Gdyby on sam posiadał odebraną mu przez boga zdolność do odczuwania emocji, zapewne na miejscu kapłana, zachowywałby się podobnie. Tymczasem zamiast współczuć mężczyźnie i spróbować go uspokoić, czy choćby postawić się w jego sytuacji i postarać zrozumieć, zaczynał się irytować. Ot co, tej emocji Dis Patre mu nie zabrał. Domyślał się dlaczego. Zapewne po to, by okazywał jeszcze więcej chłodu wszystkim, którzy powinni otrzymać wsparcie.
- Przez działanie twojego pana, na dolnych piętach pałacu powstała wyrwa. Szczelina, która z każdą chwilą się powiększa i przesówa coraz wyżej. Wymykają się przez nią co cwańsze dusze i przenikają do świata żywych. Opętanie przez upiora jest praktycznie nie do przeżycia, więc czas działa na naszą niekorzyść. Jeśli w świecie zmarłych nagle zacznie masowo przybywać dusz, droga przejścia może się zablokować. Wiesz, co to oznacza? Ludzie nie będą mogli umrzeć – wyjaśnił Wysłannik, rozglądając się po okolicy i nie obdarzając uwagą Leonarda. Zamiast tego skakał spojrzeniem po fasadach budynków, gdy zmierzali w kierunku, do którego prowadził kapłan.
Nie spodziewał się aż tak obskurnego przybytku. Pamiętał swój dom, za którym nie tak dawno jeszcze tęsknił. Pamiętał każdy, nawet najmniejszy jego element, bo przecież urządzali go wraz z żoną dbając o najdrobniejszy szczegół. Pamiętał swój gabinet i wszystkie książki, które znajdowały się w bibliotece. Sypialnia, kuchnia, salon, kolory zasłon, dywany, poduszki, a nawet zapachy. Ogromny ogród, który rozciągał się za domem i niewielki staw, do którego kiedyś wpadła jego podopieczna. Pamiętał, że zawsze w jego domu było pełno życia i radości. Poza pamięcią o tym miejscu i osobach wypełniających tą przestrzeń, nie miał niczego więcej.
- Dis Patre powiedział, że masz prosić o pomoc tą, która cię zabiła. Wspomniał coś o tym, że miałeś dość finezyjną śmierci i chciałby zobaczyć to jeszcze raz. I tak podobno wrócisz do życia. Ubawiło go to, jak obcięła ci głowę – w końcu mężczyzna spojrzał na kapłana, a kącik jego ust drgnął lekko w delikatnym uśmiechu, który nie obejmował oczu. One pozostały niezmienne, niewzruszone. Lekkie wygięcie warg było raczej odruchem bezwarunkowym.
- Spokojnie, tą część pominiemy. Nie będziemy marnować czasu. Nie dam cię zabić, zwykły Leonardzie. Prowadź zatem do tej łowczyni i demona imieniem Goro, bo podobno jest organizatorem całego tego pospolitego ruszenia na Batara Kala – Wysłannik ruchem głowy wskazał, by Leonard ruszył się z miejsca, jednak ten cały czas kłapał dziobem. Nie podobało mu się to, ale fakt był taki, że póki nie pozna choć części planu, będzie się opierał.
- Ilarie została objęta opieką i w tym świecie jest niewidoczna dla Batara Kala. Do zaświatów podesłano inną dusze zamiast niej. Minie trochę czasu zanim się zorientuje, dlatego radzę żebyś zaczął współpracować. Od ciebie zależy, kiedy twój pan dowie się o podstępie. – wyjaśnił Wysłannik, uważnie obserwując twarz swojego rozmówcy, na której malował się teraz lekki wyraz ulgi.
- Demony zajmą się twoim panem, a łowczyni upiorami. Ona będzie wiedziała, jak je złapać i jak rozpoznać, więc tym nie zawracaj sobie głowy. Twoim zadaniem jest przekonanie jej do pomocy. Domyślam się, że Dis Patre zrobił to celowo żeby popatrzeć, jak się przed nią kajasz i błagasz o pomoc. Chciał cię upokorzyć. Nie bierz tego do siebie, to nic osobistego. Jesteś istotą stworzoną przez jego brata, więc już na starcie jesteś na straconej pozycji. Jeśli zależy ci na Ilarie, to zrobisz wszystko żeby łowczyni schwytała upiory. To priorytet – twarz Leonarda przybrała teraz purpurowy kolor, co było oznaką tego, jak bardzo mu się to nie podoba. Nie dziwił się temu, bo Dis Patre traktował go, jak kukiełkę, którą się zabawiał i nie był szczególnie delikatny przy tym. Mimo tego, wyciągnął telefon i w milczeniu napisał do kogoś wiadomość, by po chwili otrzymać odpowiedź. Wstał i bez słowa skierował się do wyjścia. Wysłannik ruszył za nim.
Hotel Czarna Dalia był imponującym miejscem i choć mężczyzna nie posiadał uczuć ani emocji, potrafił docenić kunszt urządzenia wnętrza. Gdy tylko znaleźli się w holu, podeszła do nich kobieta w eleganckim uniformie i oznajmiła, że już ich oczekują. Poprowadziła gości do biura Petre Dumitrescu, bo taka właśnie plakietka wisiała na bogato zdobionych, dębowych drzwiach. W środku, przy stole pod oknem, siedziało kilka osób. Wysłannik przebiegł po nich wzrokiem, po kolei odkrywając kto jest kim: Goro i jego towarzysz Belial. Petre i Ilarie Dumitrescu. Seraphina. Wszystko się zgadzało, tak jak przewidział Dis Patre.
- Co się stało? Mówiłeś, że wyjeżdżasz i nagle zwołujesz spotkanie. Masz kłopoty? Kto to jest? – Ilarie wstała i podeszła do Leonarda z zatroskanym wyrazem twarzy, zerkając na Wysłannika.
- Jestem Wysłannikiem boga Dis Patre ze świata zmarłych i owszem, zwykły Leonard ma kłopoty. Wszyscy je macie. – oznajmił wypranym z emocji głosem, odsuwając sobie krzesło i siadając na nim powoli. Przekrzywił lekko głowę i spojrzał na kapłana.
- Na co czekasz? Zaczynaj błagać o pomoc. No chyba, że aż tak nie kochasz Ilarie i jednak zamierzasz ją zabić według woli twojego pana – dziewczyna automatycznie zrobiła krok w tył, odsuwając się od Leonarda, gdy tylko usłyszała co powiedział Wysłannik. Łowczyni wstała, wwiercając czujne spojrzenie w kapłana i niemal gotowała się do ataku. Mógłby się założyć, że miała przy sobie ze dwa sztylety, które chętnie wbiłaby w Svika.
- Ma być przekonująco i na kolanach. Byłeś zbyt pewny siebie i należy ci się nauczka. Pokaż wszystkim, gdzie jest twoje miejsce - nie spuszczał wzroku z kapłana, który nadal stał w milczeniu wciągając głośno powietrze.
- Kiedy już będziemy mięli za sobą tą część rozmowy, wyjaśnię dokładnie z jakiego powodu tutaj jestem. Zapewniam, że mam dobre zamiary, więc nie musicie się mnie obawiać. - Wysłannik zerknął na Goro, który podobnie jak on, nie okazywał nawet cienia emocji. Atmosfera była ciężka, choć dla Wysłannika nie miało to zupełnie żadnego znaczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz