Rozdział 678

Ilarie 

Spędziła kilka godzin w piwnicy i choć miała się skupić na szukaniu informacji o Xunie, to jedyne o kim myślała, był Leonard. Bała się, że był w niebezpieczeństwie, że przez ich rodzinę wpadnie w tarapaty i coś mu się stanie. Musiała z nim porozmawiać i ostrzec go, by zaczął na siebie uważać. Miała nadzieję, że już nie stało mu się nic złego, bo miałaby z tego powodu żal do siebie. O Xunie niczego nie znalazła, a przekopała praktycznie całe archiwum. Natknęła się za to na informacje o zatruciach i dziwnych zgonach, które miały miejsce w samym hotelu lub jego najbliższym sąsiedztwie. Ilarie zauważyła powtarzalność tych wydarzeń, ale uznała że to zbieg okoliczności, biorąc pod uwagę czas zdarzeń. Minione stulecia, zwłaszcza w Rumunii, były dość burzliwe, więc kilka zgonów nie wzbudzało żadnych podejrzeń. Przecież nie chodziło o żadnego seryjnego mordercę, który terroryzuje okolice co kilkadziesiąt lat. A może? Zabrała więc dokumenty ze sobą, by później omówić je z bratem. Napisała do niego pospiesznie wiadomości, informując iż zamierza spotkać się z Leo żeby opowiedzieć mu o możliwym zagrożeniu ze strony demonów. Musiała z Petre omówić też kwestię Seraphiny, ale to mogło póki co poczekać. Zastanawiało ją, dlaczego tak gnała na łeb, na szyję, by spotkać się z kapłanem. 

Przyjechała do domu rodzinnego w pośpiechu i weszła tylnym wejściem żeby nikt jej nie widział. Nie raz wymykała się w nocy, jako nastolatka, więc wiedziała gdzie stawiać kroki, by nie zostać zauważoną. Czuła się trochę głupio, kiedy skradała się we własnym domu, niczym włamywacz, ale nie miała wyjścia. Musiała porozmawiać z Leonardem. I bardzo chciała go zobaczyć. Dlaczego tak jej zależało? Przecież mogła po prostu do niego zadzwonić i poinformować o wszystkim, czego dowiedziała się razem z Petre. Trochę przerażały ją jej własne emocje i uczucie, które wzbudzał w niej Leonard. Na początku nie traktowała ich relacji poważnie, bo dlaczego by miała. Godzinę po poznaniu kapłana, pieprzyli się w kryjówce w gabinecie jej ojca. I to jak się pieprzyli. Ilarie straciła wszelkie hamulce i zupełnie poddała się temu, co wyczyniał z nią Leonard. 

Kręciła się blisko jego pokoju i biła z własnymi myślami, czy faktycznie powinna zwalać się do niego o tak późnej godzinie. Nie wiedziała, czy był w środku, czy się modlił. Na tyle zdołała poznać jego harmonogram dnia, że wiedziała w jakich godzinach mu nie przeszkadzać. Nie była też kobietą, która w jakikolwiek sposób narzuca się drugiej osobie. Spotykając się ze starszymi mężczyznami, zdołała wypracować sobie system, który nie działał, jak nastoletni zawrót głowy. Zarówno ona, jak i kapłan byli zajęci różnymi obowiązkami i nie musieli pisać do siebie co dwie minuty. Teraz jednak Ilarie czuła wielką potrzebę, aby go zobaczyć i gdy tak się stało, kiedy zobaczyła, że był cały i zdrowy, odetchnęła z ulgą. 

Okazało się, że pocałunek, którym ją obdarzył, był niezwykle uspokajający. Sprawił, że jej serce nagle się uspokoiło, a rozchwiane emocje powoli wracały do swojego rytmu. Przy nim też była niespokojna i pobudzona, ale w pozytywny sposób. Nie czuła strachu lub jakichkolwiek innych obaw. Wcześniej była niemal przerażona i głównie dlatego, że nie miała pojęcia co właściwie działo się w hotelu, co knują demony i dlatego brała w tym udział ich babcia. 

Upiła kilka łyków herbaty i spojrzała na siedzącego u jej boku kapłana. Był taki spokojny i niczego się nie spodziewał, nie przewidywał niebezpieczeństwa. Jak powinna powiedzieć mu o tym, że przez nią będzie miał kłopoty? Ilarie była pewna, że demony zamierzają zniszczyć jej rodzinę, bo co innego mogłyby chcieć tu robić? Siedzę w hotelu od niemal miesiąca i obmyślają, jak się ich wszystkich pozbyć. Słyszała o śmierć niektórych nadprzyrodzonych rodów i być może przyszedł czas i na nich. 

- Wydaje mi się, że możesz być w niebezpieczeństwie. Słyszeliśmy z Petre rozmowę naszej babci i demonów, które są gośćmi hotelu. Wspominali nie raz o tobie. Nie znam konkretów, nie słyszeliśmy całości. Nie byłam pewna, czy powinna ci o tym mówić. Może to nic. Nie chciałam siać paniki niepotrzebnie, ale trochę się przestraszyłam. Byłoby mi smutno, gdyby coś ci się stało. Nie chcę żeby stała ci się krzywda z mojego powodu. – zaczęła wampirzyca, spuszczając głowę i wpatrując się w filiżankę ściskaną w dłoniach, która już parzyła ją lekko w palce. Zaczerpnęła powietrza i odezwała się ponownie, a tym razem głos już lekko jej drżał. Zaskoczyło ją to, jak wiele emocji wkładała w tą rozmowę. 

- Może powinieneś wyjechać? Albo przenieść się gdzieś dalej od naszego domu i dobrze by było, gdybyśmy już się nie spotykali. Im chodzi o nas, a ty nie masz z tym nić wspólnego – spojrzała na Leonarda, ale nie potrafiła odczytać żadnych jego emocji. Czy bał się równie mocno, jak ona? A może już o tym wiedział? 

- Przepraszam cię za to. Matka niepotrzebnie wyskoczyła z tym bankietem, ale wiesz jaka ona jest. Odwołam wszystko. Pewnie śmiertelnie się na mnie obrazi i mnie wydziedziczy, z resztą nie pierwszy raz, ale nie możemy ryzykować i narażać ciebie i innych. – zauważyła. Myśl, że Leonard miałby za chwilę zniknąć z jej życia, bardzo jej się nie podobała. Nie chciała, by wyjeżdżał z Bukaresztu, ale przecież był kapłanem i prędzej czy później musiałby to zrobić. 

- Przydzielę ci kogoś z hotelu do ochrony. Będzie miał na ciebie oko póki nie wyjedziesz – powiedziała z westchnięciem. Mimo wszystko, mimo tego co właśnie się działo, nie potrafiła żałować tego, jak wyglądała ich relacja. Ilarie przy Leonardzie czuła się wyjątkowo i to nie tylko dlatego, że dawał jej niesamowite orgazmy. Zawsze mieli tematy do rozmów, ale również lubili przy sobie milczeć. Wampirzyca mogłaby tylko patrzeć na kapłana i to jej w zupełności wystarczyło. Sama jego obecność sprawiała jej przyjemność. Poza tym, dzięki niemu odkrywała na nowo wiarę, którą spaczyła w niej Elena, nie raz zmuszając do modłów i każąc ubierać dziwne szaty. 

- A może już coś zauważyłeś? Kręcił się tu ktoś podejrzany? A na mieście niczego nie wyczułeś? Czasem człowiek ma takie dziwne przeczucie, że stanie się coś złego – stwierdziła z powagą, nie mając pojęcia, jak na te rewelacje zareaguje Leonard. Miał prawo być zły, że rodzina Dumitrescu wciągnęła go w jakieś porachunki z demonami. Może powinnam też powiadomicie rodziców? Ilarie nie miała pojęcia, co powinna zrobić. Z drugiej strony, nie miała też zbyt wielu dowodów, a właściwie żadnych, że demony faktycznie zamierzają kogoś skrzywdzić. Słyszała tylko urywki i pojedyncze słowa, więc nie mogła skonfrontować tego z nimi. 

-  A może niepotrzebnie się martwię i przesadzam? Co o tym myślisz? – opowiedziała kapłanowi dokładnie, co usłyszeli wraz z Petrem podczas śledzenia babci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^