Rozdział 676

Seraphina 

Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale zamknęła je zaraz i tylko w milczeniu słuchała tego, co Petre wyrzucał z siebie. Co za imbecyl! Nie zrozumiał kompletnie nic z tego, co właśnie powiedziała. Był aż tak uparty, czy aż tak uprzedzony? A może jedno i drugie. Przecież Seri próbowała mu wytłumaczyć, że nie jest pozbawiona wolnej woli, że zanim podejmie decyzję o zabiciu nadprzyrodzonej osoby, to sprawdza ją dokładnie. Wydawało się jej, że wampir słyszał tylko pojedyncze słowa i zupełnie nie zrozumiał ich znaczenia. Miała ochotę trzepnąć go w tą jego łepetynę i potrząsnąć nim żeby się ocknął i skupił na tym, co najbardziej istotne. Nie musiał jej lubić, nie musiał jej ufać, ale nie powinien pozwolić, by nienawiść do niej przysłoniła mu rzeczywistość. 

- Najważniejsze teraz jest to żeby nikomu nic się nie stało. Ani Adinie ani żadnemu z gości. Możesz mieć mnie za żmiję albo kogo tam chcesz, wisi mi to. Po prostu nie lekceważ tego, co mówiłam. Nie mam żadnych dowodów , bo to miało pozostać tajemnicą. Zapytaj babcie, jeśli chcesz. – stwierdziła, nie wiedząc jak inaczej powinna go przekonać. Czy faktycznie musiała to robić? W idealnym świecie mogliby ze sobą współpracować, co z pewnością ułatwiłyby sprawę. Na nieszczęście Seri, oboje z Petre należeli do tego chujowego świata, więc zapewne blisko byli jakiejś wielkiej katastrofy. Spodziewała się, że prędzej czy później łowcy zorientują się, że ukrywała przed nimi pewne fakty i nie będą z tego powodu zadowoleni. Dostała niedawno oficjalne upomnienie i była na cenzurowanym. Nie chciała, by w hotelu pojawili się inni i zakłócili spokój gości oraz pracowników. Nie robiła tego zupełnie z dobroci serca, a ze względu na panią Adine. Ona jako jedyna okazała jej dobroć i nie oczekiwała niczego w zamian. Czuła, że była jej coś winna, więc czy to podobało się jej wnukom, zamierzała mieć ich na oku i nie dopuścić do tego, by ucierpiała reputacja rodzinny Dumitrescu. Dowódca zacierał ręce i liczył, że przy okazji wyciągnie jakieś brudy na nich, ale jej to nie interesowało. Gdy tylko przekroczyła próg Czarnej Dalii, utwierdziła się w przekonaniu, że opowieści o tym miejscu były nadmuchane i przekłamane. Gdyby nie miała własnego rozsądku, to wzięłaby to za złudzenie i na siłę szukała nieścisłości i przewinień, tak jak od niej oczekiwano. 

Westchnęła cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem. Petre miał w życiu za dobrze. Nie doświadczył ani wielkiej straty, ani strachu, czy bólu. Nie mierzył się z nieprzychylnością losu, bo dostał wszystko na złotej tacy. Jeśli kiedykolwiek płakał, to płakał w wielkim domu otoczony rodziną, na której mógł polegać. Miał u swego boku starszą siostrę, więc nie był sam na tym świecie. Nie był sam, tak jak Seraphina. To nie on stracił rodziców, to nie on został wyrwany ze świata, który znał i kochał i wrzucony w rzeczywistość, która była tak przerażająca i obca, że każdy dzień był koszmarem. Dziewczyna nie potrafiła odnaleźć się wśród ludzi, mimo że żyła z nimi już dłuższy czas. Wszystko było dla niej niezrozumiałe, nawet emocje. Nie potrafiła normalnie się złościć, nie umiała być zła do szpiku kości, nie potrafiła kłamać w żywe oczy. Nie znała wielu manier, które nie były obce ludziom. Jej świat wcześniej był pełen magii, radości i miłości. Nie miała zmartwień, nie czuła smutku, który teraz z kolei ją przytłaczał. 

- Życzę ci tego żebyś nigdy nie musiał zabić. Pewnie tak będzie,  bo masz od tego ludzi. Petre Dumitrescu nigdy nie będzie musiał pobrudzić sobie rączek, zrobi to za niego ochrona. – odgryzła się za tą żmiję. Uśmiechnęła się pod nosem lekko, mają pewność, że ta uwaga go dotknęła albo chociaż zirytowała. Wkurzył ją jego ton i to, że cokolwiek mówiła, obracał  to w wątpliwości i podważały. Dopowiadał sobie też całkiem sporo. 

- Czy nie okłamałeś mnie podczas tej rozmowy ani razu? Nie próbowałeś podstępnie uśpić mojej czujności i zamydlić mi oczu tym tekstem o zaczynaniu od początku znajomości? Co mam zatem o tobie myśleć, kiedy widzę że ściemniasz? Sam utwierdzasz mnie w tym, że manipulujecie innymi po to, by coś zyskać. A teraz jeszcze masz pretensję, bo cię przyłapałam – popatrzyła na niego z politowaniem, nie mogąc uwierzyć, że ta rozmowa przybrała taki obrót. Niespodziewanie poczuła, że wzbiera w niej złość. Sama nie wiedziała dlaczego aż tak się zdenerwowała, ale musiała dać upust złości i tym razem ona uniosła głos, na tyle na ile potrafiła to zrobić. 

- Słyszałeś cokolwiek z tego, co powiedziałam? Boże, jesteś taki....taki... Dziecinny! Nie mówiłam nic takiego, co mi zarzucasz. Sam to sobie wmawiasz, bo nie chcesz przyznać, że jest inaczej. Chcesz wierzyć, że jestem okropna i zła i morduje takich, jak ty bez zastanowienia. Głupek! Tak, dobrze słyszałeś! W życiu nie spotkałam kogoś takiego, jak ty! – odwróciła się w jego stronę cała czerwona na twarzy. Nadymała policzki, wygięła usta w podkówkę i założyła ręce na piersi. Miała świadomości tego, jak teraz wyglądała, dlatego żeby nadać powagi swojej postawie, tupnęła nogą. I to był właśnie ten moment, który sprawił, że ściskające ich oboje napięcie, zaczynało ustępować. Uchodziło z nich powietrze, jak z balona. 

Peter wpatrywał się w nią w milczeniu, a przez jego twarz przechodziła kaskada emocji. Jego zacięta mina zmieniała się z każdą sekundą. Najpierw parsknął śmiechem, a później roześmiał się w głos. Seraphina również milczała, a następnie poszła w ślady mężczyzny i również zaczęła się śmiać. Czuła, jak jej ciało i umysł zaczynają się oczyszczać, jak robi jej się lekko na sercu. Nie potrafiła określić, jak długo się tak śmiali, ale było to miłe uczucie. Domyślała się z jakiego powodu wampir się śmiał. Z tego samego powodu nikt nie brał jej na poważnie, jako łowcę. Wyglądała, jak obrażony krasnal. Był to efekt uboczny życia w magicznym świecie. Mogła być tylko słodka albo bardziej słodka. 

- Petre, ja ... – zawahała się na chwilę, gdy w końcu oboje się uspokoili i zapadła nieco niezręczna cisza. Czuła, że musi mu coś powiedzieć, że chce mu wszystko wyjaśnić. Miała nadzieję, że z czasem się do niej przekona lub dostrzeże, że faktycznie nie miała złych zamiarów. 

- Przepraszam. Może źle się wyraziłam i nie zrozumiałeś tego, co miałam na myśli. Nie wsadzam was wszystkich do jednego wora. Wiem, że są lepsi i gorsi. Łowcy, wampiry i inne rasy. Nie zabijam nadprzyrodzonych, jak leci. Musimy spróbować się dogadać i sobie zaufać, bo inaczej dojdzie do katastrofy. Nie widzę innego wyjścia i wiem, że ty też o tym wiesz. Chcesz ze mną współpracować, czy działać w pojedynkę? Pytam poważnie, bo sytuacja jest poważna. Nie chodzi przecież o nas tylko o gości hotelu i twoją babcię. – zrobiła kilka kroków w jego stronę i wyciągnęła rękę ku mężczyźnie. 

- Zawieszenie broni? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^