ROZDZIAŁ 673

 PETRE

Gdy Serpahina władowała mu się na poręcz forela, tuż obok niego, Petre poczuł się dość niezręcznie, choć nie miał pojęcia, dlaczego. Od kiedy to czuł się źle w towarzystwie pięknych kobiet? Zapewne odkąd jedna z nich okazała się wrednym, podstępny Motylkiem. Najwyraźniej teraz to ona próbowała z nim flirtować, stawiając na najprostszy możliwy chwyt: bliskość ciał. Chciała go onieśmielić, spowodować, aby stracił czujność i skupił się tylko na tym, że znajdowali się tak blisko. W innych okolicznościach może by nawet uległ, może nawet zacząłby sobie coś wyobrażać, a następnie coś planować. Nie zwykł traktować kobiet jak przedmiot i wykorzystywać je tylko na jedną noc, dlatego jeśli już miał wobec którejś jakieś poważniejsze zamiary, zakładały one zabranie wybranki na chociaż kilka randek.

Motylkowi jednak nie ufał. Dlatego właśnie jej gierki na niego nie działały. Mimo to nie odezwał się ani słowem, mieląc w ustach drobne przekleństwa.

Zamarł błyskawicznie, gdy Motylek zaczął mówić o Belialu i, co gorsza, o jego babci. Spotkanie Adiny z demonami pozostawało faktem, ale jak dotąd wyglądało na to, że pozostawali w komitywie. Słowa Motylka temu przeczyły, a najgorsze było to, że Petre nie mógł ufać ani jednym, ani drugim. A babcia, zawieszona między tymi dwiema wrogimi siłami, tak czy inaczej pozostawała w wielkim niebezpieczeństwie.

— Co słyszałaś? — spytał natychmiast, czując, jak serce zaczyna bić mu coraz szybciej i niespokojniej. — Co udało ci się podsłuchać? Masz pewność, że moja babcia jest w to zamieszana?

To było dość głupie pytanie, bo skoro jej imię padało tyle razy, nie było innej możliwości. Zresztą, nawet jakby kłamała, to przecież Adina spotkała się z demonami, więc była w całą intrygę wplątana po uszy. A Petre z Ilarie próbowali ją stamtąd wyciągnąć, choć nawet nie wiedzieli, od czego zacząć.

Zaczynało się robić źle i nerwowo. Motylek wiedział więcej niż powinna, a, co ciekawsze, była w posiadaniu wiedzy, która była rodzeństwu potrzebna. Pokusa wyłuskania od niej tej wiedzy była zbyt duża, ale cena mogła być zbyt wysoka. Seraphina oczekiwała czegoś w zamian, też potrzebowała informacji, które Petre teoretycznie posiadał, ale których zdecydowanie wolał jej nie przekazywać. Miał mętlik w głowie i ogromnie żałował, że nie było przy nim Ilarie. To ona była tą starszą, mądrzejszą i rozsądniejszą; Petre w duecie z nią czuł się pewnie i wiedział, w czym był lepszy od siostry, by mogli się znakomicie uzupełniać w dyskusji. Ale gdy zostawał sam, bez wsparcia Ilarie, zaczynał czuć się nie pewnie. On nie był tak konkretny i zdeterminowany jak ona, nie miał tak stalowego charakteru, który teraz, w starciu z Motylkiem, sprawdziłby się idealnie. 

Jednoczesne oznajmienie, że istniała możliwość wezwania tu reszty łowców, wraz z sunięciem się Serpahiny z poręczy, dzięki czemu ich ciała się ze sobą stykały, podziałały na niego elektryzująco, choć zdecydowanie w tym negatywnym znaczeniu. Mimo to nie drgnął; nie chciał dać po sobie poznać, że wywarła na nim jakiekolwiek wrażenie. Należało zresztą skupić się na rozmowie, jak najszybciej do niej wrócić. Petre musiał szybko podjąć jakąś decyzję, ale nie miał zielonego pojęcia, co powinien teraz zrobić. Ufać nie mógł nikomu, ale poniekąd czuł się zmuszony do tego, aby wybrać którąś ze stron.

Na szczęście lub nieszczęście, Motylek cały czas mówił. I powiedział coś, co na moment wybudziło Petre z niepokoju, który zastąpiła ciekawość.

— Zawsze lubiłaś babcię? — powtórzył. — To od kiedy ty ją niby znasz, i to na tyle dobrze, by obdarzyć ją jakąkolwiek sympatią?

Wprawdzie nie zdziwiłoby go, gdyby faktycznie obie się znały, bo o ile o Seraphinie nie miał najlepszego zdania, tak jego babcia potrafiła się bratać nawet z wrogami, jeśli uważała, że warto. Powodów zawsze miała wiele i wszystkie zwykle trzymałą tylko dla siebie, ale nikt w rodzinie nie próbował nawet z tym dyskutować. Dlatego Petre był bardzo ciekaw tej znajomości. 

Potem Seraphinie włączyło się gadulstwo i zaczęła zasypywać go gradem pytań, z czego wiele z nich zdziwiło Petre, bo brzmiały jak zadawane na siłę, jakby miały podkreślić ilość zamiast jakości, albo jakby Petre miał się poczuć jak na przesłuchaniu.  Jakikolwiek miały cel, wprawiły Petre w chwilowe osłupienie.

— Xun? — powtórzył ze zmarszczeniem brwi, czując powoli napływającą irytację. — Jaki Xun? Nie wiem, nic nie wiem o żadnym Xunie. 

Na wspomnienie o Arii i o tym, że mogła być kochanką demona, albo chociaż kimś dla niego bliskim, wampir poczuł bolesne ukłucie w sercu. Próbował szybko je w sobie zdławić i jak gdyby nigdy nic wrócić do rozmowy, ale to nie było takie proste.

— Aria gościła tu jakiś czas temu razem ze swoim mężem i przyjaciółmi — odpowiedział ogólnikowo. — Tę kobietę kojarzę, bo miałem okazję z nią osobiście porozmawiać i zapamiętałem ją jako bardzo uprzejmą i interesującą osobę. Ale to wszystko, co wiem. 

Kłamał, ale Arii w to mieszać nie zamierzał. On sam odmówił zatelefonowania do niej właśnie z tego powodu, a teraz, gdy Motylek zaczął się nią interesować, jasnym było, że należało trzymać ją od tego bagna z daleka.

A ona dalej się nim bawiła. Kokietowała, flirtowała, udawała uroczą, niewinną, dobroduszną wróżkę, którą z całą pewnością nie była. Seraphina najwyraźniej uznała, że był zwykłym, męskim idiotą, który ślinił się na widok choćby w małym kawałku odsłoniętej nóżki, a wzrok skierowany na dekolt całkowicie rozpuszczał mu mózg. W innych okolicznościach Petre wykorzystałby tę zasłonę dymną, ale tym razem, dość niespodziewanie, poczuł się tak płytką oceną urażony. Dlatego nie zamierzał niczego ukrywać, nie zamierzał udawać, że był podatny na jej wdzięki. Zamiast tego zerwał się z fotela, odchodząc o kilka kroków i patrząc na nią z góry, bynajmniej nie z zadowoloną miną. 

— Chcesz szczerości, tak? — spytał bojowym tonem. — Dobra. Pytanie za pytanie, odpowiedź za odpowiedź. Ja zacznę. Czego ty tak naprawdę chcesz? — wycedził. — Bo nie, nie wierzę w te bzdury o tym, że chcesz coś komukolwiek udowodnić albo że przeczuwasz zło i niczym bohater bajek Disneya, chcesz pokonać mrok światłem. Niby czemu chcesz nam pomóc? — pytał dobitnie. — Nam, potworkom spod miotu Draculi? Jaki ty masz w tym interes? W brataniu się z wrogiem? Twoi podopieczni, myślę, nie byliby zadowoleni. No chyba że to po prostu część planu, a ty próbujesz niby grać na dwa fronty. Masz rację, nie ufam ci — przyznał wprost. — Nie mam żadnego powodu, by to robić. Ani ty nie masz powodu, by ufać mi. Wpuściliśmy cię do hotelu, udostępniliśmy ci cały teren wraz z dokumentacją. Możesz dowolnie się rozglądać, możesz podejmować te czy inne działania. Doceniam, że konsultujesz je z nami…

Urwał nagle, zamilkłszy na kilka chwil. Dopadło go bowiem bardzo dziwne i obce jak dotąd wrażenie, że plótł bez sensu. Sam zgubił wątek i nie wiedział, jaka miała być puenta jego przydługawej, dość agresywnej wypowiedzi. Dlatego z niej zrezygnował i westchnął ciężko, ignorując przy tym fakt, że zapewne wyszedł na idiotę.

— Doceniam — zaczął jeszcze raz, tym razem powoli i nieco spokojniej — że ostrzegłaś mnie przed niebezpieczeństwem, że zwróciłaś uwagę na to, że demony mówią o babci. Myślę, że nie musiałaś tego robić, a jednak mnie ostrzegłaś. Dziękuję ci za to. Sprawdzę ten trop, ale tobie go nie powierzę. Domyślam się, że gdybyś tylko chciała, mogłabyś wygrzebać naprawdę sporo ciekawych kwiatków, ale za cholerę ci nie ufam i nie powierzę ci bezpieczeństwa jednej z najważniejszych osób w moim życiu. Chcesz się na coś przydać? — spytał, patrząc jej w oczy. — Przyjrzyj się demonom. Naprawdę niewiele o nich wiem — powiedział, tym razem szczerze. — Jeden z nich, chyba ich szef, jest narwanym debilem, bo już raz zdążył na mnie nawrzeszczeć za nic. Krążą tu, coś wyraźnie kombinują i teoretycznie mam ich na oku, ale za rękę ich nie złapałem ani nie mam nawet podstaw, by twierdzić, że planują coś złego. A przynajmniej nie miałem do teraz, bo trop związany z moją babcią sprawdzę. Ale nie zgodzę się z zarzutem, że jestem nieuważny, bo nie dostrzegłem tego, co ty. Ty się zajmujesz dostrzeganiem podejrzanych rzeczy zawodowo. A wiesz, czym ja się zajmuje zawodowo? Tym hotelem. Ja jestem hotelarzem, Seraphino, nie pieprzonym szpiegiem. Latam między pracownikami a papierami, a potem od urzędu do urzędu. Ot, taka fascynująca praca. Bo ty chyba myślisz — zakpił — że my, nadprzyrodzeni, to się tylko jakimiś wymyślnymi zawodami zajmujemy i albo jesteśmy jakimiś zmutowanymi superbohaterami, albo złoczyńcami mordującymi dla zabawy. Myślisz, że dlaczego od lat pozostajemy niezauważeni? Bo już dawno wymieszaliśmy się między ludźmi. Teraz znajdziesz nam w policji, w szpitalu, ale nawet, kurde, na budowie, gdzie jeden wampir z drugim beton mieszają! A czemu? No po to, żeby zarobić! Jak każdy! Zgadzam się, że powinienem baczniej pilnować hotelu, ale od tego mam ochronę. Z nimi możesz pogadać, o ile wcześniej już tego nie zrobiłaś, może widzieli coś więcej. Nie ufam tym demonom — powtórzył, choć nadal nie był pewien, czy dobrze robił — bo, wbrew temu, co sobie możesz wyobrażać, nie istnieje u nas jakaś mityczna solidarność nadprzyrodzonych. Człowiek to człowiek, gdzieś mamy, czy jest wampirem, demonem czy inną cholerą. Jeśli ktoś spieprzy, nie ominą go konsekwencje. Więc rozumiem, że masz wrażenie, że nie chcemy ci pomóc, ale nie mamy nawet jak. Nie wiem nic więcej o tym całym Belialu, Aria to po prostu jeden z niedawnych gości, a babcię będę chronił ze wszystkich sił. Ta towarzyszka demonów, Wiera, z nią faktycznie coś jest nie tak, ale nie wiemy co. Coś jeszcze? — spytał po chwili. — Postaram się odpowiedzieć najlepiej jak umiem, ale proszę o konkrety. Tak jak powiedziałem, szczerość za szczerość. 

I tak powiedział jej sporo, tym samym niwecząc swój własny plan nasłania ją podstępem na demony. Teraz wprawdzie wprost jej powiedział, że mogłaby się im przyjrzeć, ale Seraphina mogła zastosować pokrętną logikę i uznać, że specjalnie wzbudzał w niej wrogość, aby ukryć, że tak naprawdę z demonami współpracował. Był też więcej niż pewien, że cokolwiek teraz powie Seraphina, okłamie go. Bo wiedziała, że Petre nie powiedział jej całej prawdy. I on wie, że ona to wie. 

Innymi słowy, ich rozmowa najprawdopodobniej kompletnie nic nie da. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^