Rozdział 670

Seraphina

Musiała przyznać, że choć z całego serca nienawidziła wampirów i wszystkich innych istot nadprzyrodzonych, to hotel Czarna Dalia był prawdziwą perełką i to jedno im się udało. Na każdym kroku do dyspozycji gości była obsługa na najwyższym poziomie, a wszystko wręcz ociekało luksusem. Jedzenie było przepyszne, w całym budynku panował ład i porządek, a pracownicy zdawali się lubić swoją pracę i właścicieli. Nie spotkała nikogo, kto źle mówił o rodzeństwie Dumitrescu lub w jakiś sposób narzekał na swoje obowiązki. Seri była tym zdziwiona, bo spodziewała się, że hotel będzie obskurną ruderą, siedliskiem wszelkiego zła i zdeprawowania, dziuplą dla największych szumowin. To wywnioskowała z opowiadań innych łowców. Tymczasem do Czarnej Dalii przyjeżdżali również zwykli ludzie i to na dodatek z dziećmi i nikomu nie działa się krzywda. Dziewczyna miała mętlik w głowie. Czy faktycznie była tutaj potrzebna? Mogła działać w tym czasie w terenie i zrobić więcej dobrego niż siedzenie na czterech literach. Do tej pory uważała, że cierpliwość była jej mocną stroną, ale najwyraźniej się myliła. Przyłapała się na tym, że doszukiwała się nieścisłości i mataczenia tam, gdzie go nie było. Usilnie chciała szybko coś na nich znaleźć i wrócić do łowców, bo czuła, że zaczyna się jej za bardzo podobać w hotelu. Dobrze dogadywała się z innymi, chętnie im pomagała i miała wrażenie, że aura tego miejsca wpływa na nią w jakiś dziwnie przyjemnym sposób. Nie chciała tego wszystkiego czuć. Bała się, że straci czujność i skończy, jak jej rodzice. 

Od dwóch dni zabiegała o spotkanie z rodzeństwem, bo chciała omówić pobyt pewnych gości w hotelu. Zauważyła dwóch mężczyzn, łowców, którzy byli poszukiwani w Korei za dezercję. Ich zdjęcia rozsyłane były po wszystkich jednostkach, by doprowadzić zdrajców przed sąd. W Korei bardzo poważnie podchodzono do obowiązku służby wojskowej, nawet tej w oddziałach łowców. Seraphina nie chciała robić rabanu, chciała zachować się fair wobec Petre i Ilarie oraz innych pracowników, których zdążyła polubić. Rodzeństwo jednak nie ułatwiało jej sprawy, co zaczynało ją irytować. Wiedziałam, że jej obecność nie była im na rękę i unikali jej, jak ognia. Takie zachowanie nie mogło na dłuższą metę przynieść niczego dobrego. Łowczyni pracowała sama, do momentu kiedy mogła to robić. Nadszedł jednak czas, że musiała zacząć współpracować z właścicielami Czarnej Dalii i o ile dla niej nie było to niczym szczególnym, tak oni obchodzili się z nią, jak z wściekłym bykiem. Nie do końca rozumiała ich postawę, bo przecież powinno zależeć im na tym żeby opuściła hotel, jak najszybciej. W końcu jednak udało się zorganizować spotkanie. Ku jej zaskoczeniu, Petre przyjął ją sam. Nie zamierzała narzekać, bo do tej pory prawie wcale nie widywała jego, ani Ilarie. Nie tęskniła za ich widokiem, ale gdyby bardziej zaangażowali się w ich współpracę, to być może mogłaby już wrócić do domu. 

Młodszy z rodzeństwa Dumitrescu okazał się niezwykle rozmowny i musiał być w dobrym nastroju, bo szczerzył się, jak głupi do sera. Seraphina spięła się nieco, bo postawa wampira wydawała się jej fałszywa. Z drugiej jednak strony, może faktycznie przeglądał z siostrą wszystko i doszli do wniosku, że lepiej współpracować. Seri nie ufała żadnym nadprzyrodzonym i pierwszy lepszy miły uśmiech i propozycja soku tego nie zmieni. Już miała się odezwać, kiedy do jej uszu dotarły te znienawidzone słowa. Spojrzała na mężczyznę z uwagą, wciskając ręce do tylnych kieszeni jeansów, by nie zauważył, jak drżą jej palce. Starała się, by jej wyraz twarzy pozostał niewzruszony. Nie była głupia, Petre również, więc wiedziała, że wampir z pewnością wyczuł jej aure lub to coś innego, czego sama nie potrafiła nazwać. Pamiątka po dawnym życiu. Blizna, którą wyryła na niej ufność jej rodziców. Zrobiło się jej niedobrze na samą myśl, że miałaby tłumaczyć komukolwiek, dlaczego w jej obecności mogą odczuwać magię, dlaczego jej głos jest taki melodyjny, a ona zdaje się błyszczeć. Kiedy przyszło jej żyć wśród łowców, cała ta jej magiczna otoczka była tylko problemem. Każdy patrzył na nią spode łba aż w końcu nauczyli się to wykorzystywać. Zawsze musiała starać się dwa razy bardziej, zawsze musiała dłużej ćwiczyć i udowadniać, że jest warta więcej niż ta pieprzona magia, którą w sobie miała. 

- Roztaczam wokół siebie magię? – odezwała się w końcu, nie mogąc milczeć w nieskończoność. Zamrugała kilka razy, udając że nie ma pojęcia o czym wampir do niej mówi. Zmarszczyła lekko brwi i popatrzyła na niego nieco zmieszana, starając się unikać kontaktu wzrokowego. Te pierdolone wróżki sprawiły, że jej policzki były również naturalnie zaróżowione, więc gdy się zarumieniła, jej twarz stała się teraz wielkim, czerwonym pomidorem. Była pewna, że było ją widać co najmniej z pięciu kilometrów. Ten rumieniec nie do końca był udawany, ale nie chciała przyznać się do tego nawet przed sobą. Im bardziej naturalnie wszystko wyszło, tym lepiej. 

- Posłuchaj, schlebia mi to, co mówisz i domyślam się do czego zmierzasz, ale od razu muszę odmówić. Nieźle to sobie wymyśliłeś, nie ma co. Ilarie niby zajęta żebyśmy mogli być sam na sam i to w prywatnym apartamencie, a nie w biurze. Chcesz zacząć od nowa i na dodatek gadasz takie oklepane teksty, że intryguje cię moja magiczna aura. Słaby podryw, ale doceniam za odwagę i że w ogóle próbowałeś. Nie jesteś w moim typie. To znaczy jesteś, jeśli mam wziąć pod uwagę aspekt wizualny, bo jest na czym oko zawiesić. Przeszkodą są twoje kły i fakt, że możesz zabić mnie, jak zwykłego robaka. Nie martw się, to zostanie między nami. Nie będę rozpowiadała, że dałam ci kosza – Seraphine uśmiechnęła się słodko do wampira, podchodząc bliżej i siadając na wskazanym przez niego wcześniej miejscu. 

Petre wyglądał trochę tak, jakby właśnie przechodził trzeci zawał. Łowczyni czuła do siebie niechęć, dlatego nie była w stanie otworzyć się i wyjaśnić dlaczego wampir i inni czuli to coś w jej obecności. Musiała udawać, że nie wie o co chodzi i skłamać, że myślała iż Petre chce ją uwieść. Mogłaby na chwilę zapomnieć, że jest wampirem i się z nim przespać. Ona też chciałaby dostać od życia coś więcej, a nie tylko ochłapy i resztki. Petre był przystojny, przecież dostrzegała to, bo ślepa nie była. 

- Udam, że tego nie słyszałam żebyśmy mogli współpracować bez jakiejś złej energii. Nie złamałam ci serca, czy coś w tym stylu? – zapytała dla pewności. Mężczyzna długo milczał, najwyraźniej nie wiedząc co powiedzieć po tych rewelacjach, które właśnie od niej usłyszał. Dziewczyna była świadoma, że nie chodziło mu o żaden podryw, ale musiała odwrócić jego uwagę od siebie. 

- Okej, zostawię cię z tą myślą. Nie musisz odpowiadać. – stwierdziła cicho opuszczając na moment głowę żeby nie dostrzegł rozbawienia w jej oczach. Wyraz twarzy pozostał śmiertelnie poważny, a nawet odrobinę zatroskany. 

- I tak, chciałam się z wami spotkać, bo na coś wpadłam, a właściwie na kogoś.  Nie za bardzo wiem, jak to rozwiązać – powiedziała , pocierając skronie. Chciała być fair i miała nadzieję, że tego nie pożałuje. Gdyby ktoś z łowców dowiedział się, co robi, to pewnie sama musiałaby stanąć przed sądem. Jej zadanie było proste: informować o wszystkim, nie podejmować działań w pojedynkę i kopać tak głęboko aż znajdą się jakiekolwiek brudy. Tymczasem Seri starała się ochronić hotel i wszystkich jego pracowników, wśród których były też osoby nadprzyrodzone i ku swojemu zaskoczeniu, ale również złości, obdarzyła ich sympatią. Nie chciała, by łowcy wpadli do budynku i dokonali brutalnego aresztowania. Wcale go nie chciała. Dla niej tych dwóch uciekinierów nie popełniło żadnej zbrodni i nie powinni ponosić aż tak ciężkiej kary, jaka zapewne ich czekała. 

- Dwóch mężczyzn z najwyższego piętra jest poszukiwana. Obserwuję ich od dwóch dni. Próbowałam z wami porozmawiać wcześniej, ale najwyraźniej byliście bardzo zajęci. Muszę to zgłosić – sięgnęła po telefon, odszukała zdjęcia poszukiwanych łowców i rzuciła telefon w stronę Petre, by sam mógł spojrzeć, o kogo jej chodzi. Z pewnością natknął się na nich na korytarzu lub w restauracji. 

- Nie chcę robić bury i ściągać tu łowców, więc się dogadajmy. Wystarczy, że powiadomicie mnie, kiedy mają zamiar opuścić hotel żeby aresztowano ich poza budynkiem. Nie są groźni, to uciekinierzy – wyjaśniła, dodając zaraz że poszukują ich koreańscy łowcy, którzy bardzo poważnie podchodzą do kwestii wojskowych i nie za bardzo tolerują związki homoseksualne, a tych dwóch bez wątpienia miało się ku sobie. Czy była to zbrodia? Oczywiście, że nie. Seri zastanawiała się, czy gdy otrzyma informację, to zdąży powiadomić łowców zanim tych dwóch wyjedzie. Być może rozładuje się jej telefon lub nie będzie miała zasiegu. Co za pech. A byli tak blisko. Petre nie musi o tym wiedzieć, ale gdy ktoś go zapyta, to będzie musiał powiedzieć prawdę, czyli że Seraphina podjęła działanie i że dała mu wytyczne, co do współpracy odnośnie zatrzymania zbiegów. 

- I jeszcze jedno pytanie. Co możesz powiedzieć mi o gościu imieniem Belial?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^