ROZDZIAŁ 669

PETRE

Wzmocnienie się whisky w tak trudnym czasie było najlepszym rozwiązaniem, przynajmniej chwilowo, i Petre był bardzo wdzięczny siostrze za ten doskonały pomysł. On był tak skołowany, że nawet o tym nie pomyślał — zresztą, on teraz o niczym nie myślał, nie mógł się skupić na niczym konkretnym. Głowę rozsadzał mu huk myśli, że ich ukochana babcia ich zdradziła. Czy oby na pewno? Tak naprawdę w to wątpił, więc tym bardziej zależało mu na uzyskaniu wszystkich, albo chociaż części odpowiedzi — aby móc ze spokojem oczyścić babcię ze wszystkich zarzutów. Odczuje ulgę, gdy będzie mógł wyrzucić z siebie wszelkie wątpliwości i zawahania dotyczące ich ukochanej babci.

Ilarie na chłodno analizowała wszystkie opcje, jakie mieli, za co Petre był jej wdzięczny — on był cały czas zbyt roztrzęsiony psychicznie, by być w stanie to zrobić. Jednak zdziwiła go nieco propozycja, aby zadzwonił do Arii. Rozumiał jej punkt widzenia, ale…

— Ja jej praktycznie nie znam — wyjaśnił, wciąż lekko zaskoczony. — Owszem, kumała się z tymi demonami, więc może wiedzieć coś więcej, ale… my sami mamy je pod nosem — zauważył — a też nic nie wiemy. Powinniśmy zrobić jakieś własne rozeznanie, planowaliśmy to nawet, ale niewiele z tego wyszło. Bo, cholera — syknął, prostując się momentalnie — może babcia wie o nich więcej niż my? Skoro im zaufała? Ja mam z tym wielkie trudności — przyznał hardo — ale nie wiem, może się mylę. A może babcia się myli? Albo prawda jest gdzieś pomiędzy? Nie wiem. Ale z tą Arią…  nie jestem pewien. Ja jej naprawdę nie znam. Dosłownie raz rozmawialiśmy i owszem, gadka świetnie się kleiła, ale jak byś zareagowała, jakby ktoś, z kim kiedyś tam zamieniłaś ze dwa zdania zadzwoniłby do ciebie z pytaniem o jakieś wspólne problemy? Ja na takim miejscu przede wszystkim spytałbym: „Skąd ma pani mój numer?!”. I ona pewnie też o to spyta. I co jej powiemy? Że nadużyliśmy władzy i zaufania gości, bo wyszperaliśmy jej numer z dokumentów? No nie wiem — mruknął, nadal nieprzekonany. — Też uważam, że Aria by nam na pewno pomogła, ale nie chcę wyjść na jakiegoś creepa.

Podskórnie żałował, że tak logicznie podszedł do problemu, bo sam chciałby powtórzyć rozmowę z tą czarującą wampirzycą. Ale wolałby, by do ich spotkania doszło w niewymuszony sposób, a przede wszystkim nienachalny. A czuł, że gdyby skorzystał z rady siostry, z całą stanowczością wykazałby się dużą nachalnością.

— Trzeba w ogóle poszukać kogoś, kto zna się na demonach — oznajmił z powagą. — Na babcię jak na razie nie możemy liczyć. Ale może ktoś od nas coś wie, coś słyszał? Albo zna kogoś, kto może wiedzieć coś więcej? Matki, wiadomo, nie bierzemy pod uwagę. Ale może ojciec coś wie? Albo wujek? Warto jakoś bardzo delikatnie o to spytać, bo też raczej nie musimy się obawiać, że babcia im coś chlapnie. Nie wierzę, że w Bukareszcie nie ma nikogo, kto choć nie słyszał o demonach.

Kwestia Leonarda w oczywisty sposób dużo bardziej dotyczyła Ilarie niż jego, dlatego jedyne co mógł, to posłużyć jej radą.

— Też spróbuj go jakoś delikatnie wypytać — wzruszył ramionami. — Nie musisz mu od razu mówić wszystkiego, zresztą nawet bym nie chciał, żebyś to robiła; to jednak sprawa rodzinna się robi, a Leonard, choć może jest na niezłej drodze, do rodziny nie należy. Ale go wypytaj. A może — podjął nagle — i on coś o demonach słyszał? Przecież to kapłan-powsinoga, który po świecie łazi i na pewno niejedno widział i niejednego spotkał. Może on ci coś podpowie? Możesz spróbować.

Nie rozumiał, dlaczego Ilarie znowu wracała do tematu Arii. Westchnął ciężko.

— No podoba — przyznał bez emocji — ale rozmawiałem z nią raz, więc wiele więcej powiedzieć nie mogę. I tak, ma męża. Poza tym, dziecka się spodziewa, chwaliła mi się. Więc to nie jest rozmowa o mojej relacji damsko-męskiej! — uciął temat nieco poirytowany. — O rozmowie z nią pomyślę, ale musze jakąś sensowną wymówkę wymyślić. Choć nadal uważam, że to będzie trochę creepy.

Temat Motylka najmniej mi się podobał, ale nie mogli unikać go w nieskończoność. Lecz niespodziewanie Petre wpadł na pomysł, choć bardzo głupi i jeszcze bardziej ryzykowny.

— A jakby tak użyć jej do swoich celów? — zagadnął z tajemniczym błyskiem w oku. — Może by ją jakoś tak na nich nakierować? Wiem, że możemy oberwać rykoszetem — przyznał — ale można by ją spróbować trochę zmanipulować i zasugerować, że, na przykład, mamy z demonami mały kłopot, do którego nie chcieliśmy się przed nią przyznać. Albo że też ich uważamy za złych, choć teoretycznie powinniśmy być solidarni z innymi nadprzyrodzonymi, zwłaszcza jak są naszymi gośćmi. Może wtedy ona sama zaczęłaby węszyć. Jest wścibska, dałaby radę. A nawet jakby się za mocno naraziła i jakiś demon by ją zeżarł, to jeszcze lepiej, nie?

Może i żartował, ale naprawdę nie podobała mu się ta dziewczyna i to, że tu węszyła. Więc gdyby udało im się wykorzystać ją podstępem, byłoby świetnie. Gorzej tylko, jak się zorientuje.

— Wiem, że to szalony pomysł — przyznał — ale spróbuję. To ty idź do archiwum, możesz po drodze o tego swojego Leosia zahaczyć, a ja pogadam z Motylkiem. Zaraz poproszę, żeby się tu zjawiła.

Gdy Ilarie zniknęła, nie musiał długo czekać, aż do ich apartamentu wkroczyła ta szurnięta blondynka. I choć zdanie o niej miał jak najgorsze, tym razem założył jeden ze swoich najmilszych uśmiechów, aby sprawiać wrażenie jak najbardziej chętnego do współpracy. W zasadzie, ich współpraca od początku przebiegała dość nerwowo i Petre był ciekaw, co się stanie, jeśli spróbuje to załagodzić, nawet jeśli tylko udając.

— Cześć — przywitał się radośnie, wskazując jej miejsce na sofie. — Proszę, usiądź. Kawy, herbaty? Albo soku?

Starał się brzmieć naturalnie i podobno, wedle relacji mu bliskich osób, zwykle wychodziło mu to naprawdę nieźle.

— Podobno chciałaś z nami rozmawiać? — zapytał, gdy już całą tę początkową grzeczność mieli za sobą. — Wybacz, że jestem tu sam, ale moja siostra ma kilka pilnych rzeczy do załatwienia i może jej nie być przez kilka godzin. Mam nadzieję, że to nie problem? Jeśli nie, to możemy porozmawiać. I… — Petre zamilkł na krótką chwilkę. — I sugeruję zacząć jeszcze raz, od początku. Nasze pierwsze spotkanie nie przebiegło w najmilszej atmosferze — przyznał — a przecież nie mamy powodu, by podkładać sobie kłody pod nogi. Oboje mamy zadanie do wykonania — ty masz sprawdzić, czy w naszym hotelu jest wszystko okej, a ja z siostrą chcemy zadbać o to, by w naszym hotelu było wszystko okej. Więc sama widzisz — rozłożył ramiona, uśmiechając się wesoło — że cele mamy takie same! Długo o tym z siostrą rozmawialiśmy — zełgał — i uznaliśmy, że nie chcemy robić problemu ani sobie, ani tobie. Więc, jeśli naprawdę czegoś potrzebujesz, dręczą cię jakieś pytania lub masz jakieś niepokojące obserwacje, po prostu daj znać. Obiecuję być z tobą całkowicie szczery.

Przedstawienie litanii było tylko pierwszym krokiem do osiągnięcia celu. Motylek miał uwierzyć, że okazywał szczerą chęć pomocy, ale i tak mogła pozostać podejrzliwa. Aby to zmienić, Petre zamierzał przejść odrobinę na stopę prywatną. Nie zamierzał jej jednak wypytywać o szczegóły jej życia — nie chciał być zbyt napastliwy, aby Serpahina się nie wystraszyła i nie nabrała wobec niego zbytniej podejrzliwości.

— Czy mogę o coś spytać? — zagadnął z żywym zainteresowaniem. — Jeśli uznasz to pytanie za zbyt osobiste, to najmocniej przepraszam, nie chcę cię w żaden sposób urazić. Ale gdy wtedy, gdy zobaczyliśmy się po raz pierwszy, od razu dało się wyczuć, że jest w tobie coś… coś wyjątkowego — wyznał z przejęciem. — Jakbyś roztaczała wokół siebie jakąś nadzwyczajną, magiczną wręcz aurę. Jak wiesz, nie jestem śmiertelnikiem, dzięki czemu jestem bardziej wyczulony na takie rzeczy. Dlatego bardzo mnie to zaintrygowało! Jesteś świadoma tej magii, jaką wokół siebie roztaczasz? — spytał z zainteresowaniem.

Z równym zainteresowaniem czekał na jej odpowiedź, aby przekonać się, czy ryba chwyciła haczyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^