ROZDZIAŁ 667

PETRE

Petre był pewien, że jedyną szokującą wieścią było oznajmienie siostry, że jej związek z kapłanem był już aż tak zaawansowany. Czy miał jej to za złe? Nie, choć jednocześnie nie za bardzo wyobrażał sobie tego całego Leonarda jako swojego szwagra. I zapewne nie musiał; mimo wyraźnej fascynacji Ilarie, Petre podejrzewał, że to romans na maks kilka miesięcy, a potem uczucie zgaśnie równie nagle, co się pojawiło. Bynajmniej nie życzył Ilarie źle, ale to nie pierwszy jej romans i choć Petre bardzo by tego chciał, jego siostra z ogromnym trudem przywiązywała się do mężczyzn, szybko ją nudzili lub rozczarowywali. Może z Leonardem będzie inaczej, kto wie.

Jednak największym zaskoczeniem było zachowanie babci. Od zawsze uważał ją za jedną z najinteligentniejszych osób, jakie w życiu znał, o ile nie najinteligentniejszą. Wiedział więc, że jeśli babcia chciała coś ukryć, mogła to zrobić bez trudu. Lecz fakt, że nic im nie powiedziała, choć przecież byli tak blisko, nawet nie tyle ich zabolał, co mocno zdziwił, a nawet zaniepokoił. Co było aż tak ważne?

I, co ważniejsze, dlatego na swoich sojuszników wybrała akurat demony?

— Nie ma sensu już tu siedzieć — szepnął do Ilarie. — Babcia zaraz będzie wracać, to trzeba się ewakuować, żeby nas nie przyuważyła.

Wracali do domu milczeniu. Być może z obawy, że ktoś mógłby ich podsłuchać, albo dlatego, że byli w zbyt dużym szoku, by cokolwiek z siebie wydusić. Nie wiedział, co działo się w głowie Ilarie, a jego była na przemian zupełnie pusta i przepełniona milionem poplątanych myśli. Zmęczony, zaniepokojony i nieco nawet zniechęcony rzucił się na kanapę, gdy już wrócili do apartamentu, cały czas dumając nad tym, co zobaczyli i usłyszeli.

— Nie ufam tym typkom — rzekł buntowniczo Petre. — Nie ufam tym demonom. Myślisz, że babcia mogła być przez nich zmanipulowana? — spytał, patrząc z uwagą na siostrę. — Tak jak ta Wiera? Chociaż… inaczej już wyglądała, nie? Jakoś tak zdrowiej. A przecież Ali wyraźnie wyczuł w niej coś dziwnego, coś podobnego do opętania. Może to po prostu jakaś moc demonów? — dumał na głos. — Wiesz, że może jakoś ją jakimś niewidzialnym łańcuchem trzymają, może jakiś czar na nią rzucili… sam nie wiem. Bredzę. Ale naprawdę, nie mam pojęcia, co się tam działo.

Zamilkł na moment, czując, jak powoli zaczyna go boleć głowa.

— W ogóle, dziwna rzecz — odezwał się nagle w zamyśleniu. — Bo nie wiem, czy słyszałaś, ale babcia powiedziała coś w stylu: „myślą, że jesteś opętana”. I ona to powiedziała takim tonem, jakby te nasze wymysły o opętaniu były jakimiś śmiesznymi bajeczkami! Cholera, czemu babcia aż tak im ufa? — pytał, tym razem już nie na żarty przestraszony. Z tego wszystkiego aż wyprostował się do siadu. — Czemu powiedziała im wszystko, co jej powiedzieliśmy? Czy to nie jest zdrada naszego zaufania? — zauważył buntowniczym tonem.

Ta myśl bardzo go zabolała. Babcia była ich przyjaciółką, powierniczką najskrytszych sekretów. Nigdy w życiu nie pomyślałby, że właśnie ona mogłaby zdradzić i wyjawić coś, co powiedzieli jej w sekrecie. Nigdy się tak nie zachowywała: nigdy nie była tak tajemnicza i, co gorsza, niesłowna.

— I kim jest — wybuchnął nagle — do jasnej ciasnej, Xun?! Iii… — Petre myślał intensywnie — tam jeszcze jakieś imię padło. Pamiętasz? Mnie mogę sobie przypomnieć, ale wiem, gdzie je słyszałem. On był tutaj z tymi demonami, ale wyjechał z tą bandą od zatrutego gościa. To chyba o niego chodzi, tak mi się wydaje. Wkurzające jest to — mruknął z irytacją — że wygląda na to, że wszędzie wokół mamy nieprzyjaciół. Albo my czegoś nie rozumiemy. Bo zobacz: co do demonów, od początku mieliśmy wobec nich niefajne przeczucia. Jest też wredny motylek, ale to swoją drogą. Ale kurcze, z tymi demonami jest teraz babcia, jest ten… Iii… Icośtam, ten dziwny, który wyjechał do Anglii. Jest kapłan! — zauważył, patrząc znacząco na Ilarie. — Po cholerę wspominali o kapłanie? Ale to ty go pewnie sama wypytasz. Choć w sumie nie wiem, czy powinnaś. Sam już nie wiem — jęknął — komu ufać. Bo przecież jest jeszcze ta Aria, nie? — zauważył. — Mówiłem ci o niej, u niej teraz ten Icośtam siedzi. Ona bardzo w porządku była, ale wiem, że ona też całkiem blisko z tymi demonami. Ale kurde! — zawołał, zrywając się na równe nogi. — Ale babcia i demony? Po co? Na co? Dlaczego? Ilarie — spojrzał na nią stanowczo — trzeba naprawdę coś zrobić. Najlepiej byłoby pozbyć się demonów z hotelu. Nie wiem jak, trzeba by jakiegoś haka znaleźć, ale nie mogą tu zostać. Zwłaszcza teraz, jak zbajerowali nam babcię. I myślisz… myślisz, że już teraz trzeba się będzie z nią skonfrontować? Chyba trzeba by było. Ale trochę się tego boję — przyznał niepewnie. — Boję się tego, co mógłbym usłyszeć. I że mocno mnie to rozczaruje.

Już był rozczarowany, bo zachowanie babci uważał za jawną zdradę. Tłumaczył sobie, że w tym wszystkim musiało być jakieś logiczne rozwiązanie, ale na razie był zbyt rozgorączkowany i rozemocjonowany, by próbować to zebrać w jedną całość.

— Jest w ogóle ktoś, od kogo możemy zaczerpnąć jakiekolwiek informacje? Najlepiej bez wzbudzania podejrzeń? — spytał. — Musimy ustalić jakiś plan, jakoś sobie to wszystko uporządkować. A z babcią trzeba będzie pogadać. Może nie dziś; pewnie jeszcze nie wróciła, a lepiej ją będzie wziąć z zaskoczenia. No i te pieprzone demony… Może by Ali raz jeszcze spróbował przesondować tę Wierę? Może to coś już niej wylazło? I przelazło, kurde, na babcię?! — zawołał wściekle. — Nie wiem. Ale wzbudziłaś zaufanie w tej całej Wierze. To trochę zbyt niebezpiecznie blisko demonów, wiem, ale… nie mam pomysłów. Tak jak mówię: zewsząd jesteśmy otoczeni nieprzyjaciółmi!

Nie miał pojęcia, jak do tego doszło. Jeszcze niedawno prowadzili po prostu hotel, bez żadnych bolączek i zmartwień. A teraz mieli na głowie mnóstwo kłopotów, zmartwień, zagadek i tajemnic. I nawet nie wiedzieli, od czego zacząć.

— To co proponujesz? — zapytał bezradnie Ilarie. — Ach — przypomniał sobie z niechęcią — jeszcze Motylek czegoś od nas chciał. Może zawołamy ją teraz, żeby mieć to z głowy? Ty decyduj. Ja już dzisiaj mam wszystkiego dość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^