PETRE
Petre był pewien, że jedyną
szokującą wieścią było oznajmienie siostry, że jej związek z kapłanem był już
aż tak zaawansowany. Czy miał jej to za złe? Nie, choć jednocześnie nie za
bardzo wyobrażał sobie tego całego Leonarda jako swojego szwagra. I zapewne nie
musiał; mimo wyraźnej fascynacji Ilarie, Petre podejrzewał, że to romans na
maks kilka miesięcy, a potem uczucie zgaśnie równie nagle, co się pojawiło.
Bynajmniej nie życzył Ilarie źle, ale to nie pierwszy jej romans i choć Petre
bardzo by tego chciał, jego siostra z ogromnym trudem przywiązywała się do
mężczyzn, szybko ją nudzili lub rozczarowywali. Może z Leonardem będzie
inaczej, kto wie.
Jednak największym zaskoczeniem
było zachowanie babci. Od zawsze uważał ją za jedną z najinteligentniejszych
osób, jakie w życiu znał, o ile nie najinteligentniejszą. Wiedział więc, że
jeśli babcia chciała coś ukryć, mogła to zrobić bez trudu. Lecz fakt, że nic im
nie powiedziała, choć przecież byli tak blisko, nawet nie tyle ich zabolał, co
mocno zdziwił, a nawet zaniepokoił. Co było aż tak ważne?
I, co ważniejsze, dlatego na
swoich sojuszników wybrała akurat demony?
— Nie ma sensu już tu siedzieć —
szepnął do Ilarie. — Babcia zaraz będzie wracać, to trzeba się ewakuować, żeby
nas nie przyuważyła.
Wracali do domu milczeniu. Być
może z obawy, że ktoś mógłby ich podsłuchać, albo dlatego, że byli w zbyt dużym
szoku, by cokolwiek z siebie wydusić. Nie wiedział, co działo się w głowie
Ilarie, a jego była na przemian zupełnie pusta i przepełniona milionem poplątanych
myśli. Zmęczony, zaniepokojony i nieco nawet zniechęcony rzucił się na kanapę,
gdy już wrócili do apartamentu, cały czas dumając nad tym, co zobaczyli i
usłyszeli.
— Nie ufam tym typkom — rzekł
buntowniczo Petre. — Nie ufam tym demonom. Myślisz, że babcia mogła być przez
nich zmanipulowana? — spytał, patrząc z uwagą na siostrę. — Tak jak ta Wiera?
Chociaż… inaczej już wyglądała, nie? Jakoś tak zdrowiej. A przecież Ali
wyraźnie wyczuł w niej coś dziwnego, coś podobnego do opętania. Może to po prostu
jakaś moc demonów? — dumał na głos. — Wiesz, że może jakoś ją jakimś
niewidzialnym łańcuchem trzymają, może jakiś czar na nią rzucili… sam nie wiem.
Bredzę. Ale naprawdę, nie mam pojęcia, co się tam działo.
Zamilkł na moment, czując, jak
powoli zaczyna go boleć głowa.
— W ogóle, dziwna rzecz — odezwał
się nagle w zamyśleniu. — Bo nie wiem, czy słyszałaś, ale babcia powiedziała coś
w stylu: „myślą, że jesteś opętana”. I ona to powiedziała takim tonem, jakby te
nasze wymysły o opętaniu były jakimiś śmiesznymi bajeczkami! Cholera, czemu
babcia aż tak im ufa? — pytał, tym razem już nie na żarty przestraszony. Z tego
wszystkiego aż wyprostował się do siadu. — Czemu powiedziała im wszystko, co
jej powiedzieliśmy? Czy to nie jest zdrada naszego zaufania? — zauważył buntowniczym
tonem.
Ta myśl bardzo go zabolała.
Babcia była ich przyjaciółką, powierniczką najskrytszych sekretów. Nigdy w
życiu nie pomyślałby, że właśnie ona mogłaby zdradzić i wyjawić coś, co powiedzieli
jej w sekrecie. Nigdy się tak nie zachowywała: nigdy nie była tak tajemnicza i,
co gorsza, niesłowna.
— I kim jest — wybuchnął nagle —
do jasnej ciasnej, Xun?! Iii… — Petre myślał intensywnie — tam jeszcze jakieś
imię padło. Pamiętasz? Mnie mogę sobie przypomnieć, ale wiem, gdzie je słyszałem.
On był tutaj z tymi demonami, ale wyjechał z tą bandą od zatrutego gościa. To
chyba o niego chodzi, tak mi się wydaje. Wkurzające jest to — mruknął z
irytacją — że wygląda na to, że wszędzie wokół mamy nieprzyjaciół. Albo my
czegoś nie rozumiemy. Bo zobacz: co do demonów, od początku mieliśmy wobec nich
niefajne przeczucia. Jest też wredny motylek, ale to swoją drogą. Ale kurcze, z
tymi demonami jest teraz babcia, jest ten… Iii… Icośtam, ten dziwny, który
wyjechał do Anglii. Jest kapłan! — zauważył, patrząc znacząco na Ilarie. — Po
cholerę wspominali o kapłanie? Ale to ty go pewnie sama wypytasz. Choć w sumie
nie wiem, czy powinnaś. Sam już nie wiem — jęknął — komu ufać. Bo przecież jest
jeszcze ta Aria, nie? — zauważył. — Mówiłem ci o niej, u niej teraz ten Icośtam
siedzi. Ona bardzo w porządku była, ale wiem, że ona też całkiem blisko z tymi
demonami. Ale kurde! — zawołał, zrywając się na równe nogi. — Ale babcia i
demony? Po co? Na co? Dlaczego? Ilarie — spojrzał na nią stanowczo — trzeba
naprawdę coś zrobić. Najlepiej byłoby pozbyć się demonów z hotelu. Nie wiem
jak, trzeba by jakiegoś haka znaleźć, ale nie mogą tu zostać. Zwłaszcza teraz,
jak zbajerowali nam babcię. I myślisz… myślisz, że już teraz trzeba się będzie
z nią skonfrontować? Chyba trzeba by było. Ale trochę się tego boję — przyznał
niepewnie. — Boję się tego, co mógłbym usłyszeć. I że mocno mnie to rozczaruje.
Już był rozczarowany, bo
zachowanie babci uważał za jawną zdradę. Tłumaczył sobie, że w tym wszystkim
musiało być jakieś logiczne rozwiązanie, ale na razie był zbyt rozgorączkowany
i rozemocjonowany, by próbować to zebrać w jedną całość.
— Jest w ogóle ktoś, od kogo
możemy zaczerpnąć jakiekolwiek informacje? Najlepiej bez wzbudzania podejrzeń? —
spytał. — Musimy ustalić jakiś plan, jakoś sobie to wszystko uporządkować. A z
babcią trzeba będzie pogadać. Może nie dziś; pewnie jeszcze nie wróciła, a
lepiej ją będzie wziąć z zaskoczenia. No i te pieprzone demony… Może by Ali raz
jeszcze spróbował przesondować tę Wierę? Może to coś już niej wylazło? I
przelazło, kurde, na babcię?! — zawołał wściekle. — Nie wiem. Ale wzbudziłaś
zaufanie w tej całej Wierze. To trochę zbyt niebezpiecznie blisko demonów, wiem,
ale… nie mam pomysłów. Tak jak mówię: zewsząd jesteśmy otoczeni
nieprzyjaciółmi!
Nie miał pojęcia, jak do tego
doszło. Jeszcze niedawno prowadzili po prostu hotel, bez żadnych bolączek i
zmartwień. A teraz mieli na głowie mnóstwo kłopotów, zmartwień, zagadek i tajemnic.
I nawet nie wiedzieli, od czego zacząć.
— To co proponujesz? — zapytał bezradnie Ilarie. — Ach — przypomniał sobie z niechęcią — jeszcze Motylek czegoś od nas chciał. Może zawołamy ją teraz, żeby mieć to z głowy? Ty decyduj. Ja już dzisiaj mam wszystkiego dość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz