rozdział 664

Aria

Pytanie Athana rozbrzmiewało w jej głowie długo, zanim zdecydowała się na nie odpowiedzieć. Problem polegał na tym, że nie miała bladego pojęcia skąd brał się w niej cały ten altruizm. W domu nigdy im się nie przelewało i choć nie raz widywała na ulicach potrzebujących, to nie była w stanie im w żaden sposób pomóc. Wcześniej nie odczuwała też takiej potrzeby. Każdy żył swoim życiem, każdy miał jakieś problemy i nikt za bardzo nie interesował się drugim człowiekiem. Czasy były inne, jak również możliwości. Co więc sprawiło, że Aria Vasco wręcz desperacko próbowała wszystkich uszczęśliwić? Chciała zbawić cały świat, chciała by nikt nigdy nie czuł głodu i nie zaznał nędzy. Wiedziała, że nie zdoła zapobiec tragedii wszystkich ludzi, że nie jest w stanie pomóc tylu osobom ilu by chciała. Bardzo ją to irytowało, wręcz wkurwiało. Jeśli ktoś taki, jak ona – potężny, z niemal niewyczerpalnym źródłem dochodu, mający znajomości wśród wpływowych osób i dosłownie wieczny, nie był w stanie zmienić świata, to nikt tego nie zrobi. Nie była próżna sądząc, że miała o wiele większe możliwości niż zwykły człowiek. Był to po prostu fakt. To również ją denerwowało i z jakiegoś powodu uznawała to za swoją słabość, której nie była w stanie pokonać. Wzruszyła więc ramionami i patrząc na męża głośno westchnęła.

- Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. I nie, nie było tak zawsze. Kiedy byłam dzieckiem nigdy, co prawda głodem nie przymieraliśmy, ale nie mięliśmy aż tyle pieniędzy żebym mogła cokolwiek rozdawać. Później zachorowałam, więc też nie szczególnie przejmowałam się innymi. Po przemianie otworzyły się dla mnie nowe możliwości i jeśli ktoś taki jak ja, kto znajdował się w patowej sytuacji i niemal został wyciągnięty z rynsztoka, a właściwie to z grobu, mógł coś osiągnąć i dostał szansę na poprawę swojego życia, to inni też powinni taką otrzymać. Nie zawsze pomagają w tym pieniądze, czasem ktoś potrzebuje wsparcia mentalnego, rozmowy, a czasem wiary w bogów. Ale muszę przyznać, że momentami mi ta empatia ciąży, jeśli mam być szczera. To pochłania masę energii i zniechęca do mnie innych, odpycha i może nawet przeraża. Trudno mi zaakceptować to, że ktoś może nie chcieć mojej pomocy. Idealnym przykładem jest Lakricia. Czuję złość ilekroć myślę o tym, że właściwie, to odrzuciła częściowo moją pomoc. Kiedy myślę o tym na chłodno, to wcale się jej nie dziwię, bo to trudna sytuacja i rozumiem dlaczego to zrobiła. Niekiedy wracam myślami do naszej ostatniej rozmowy na ten temat i aż mnie krew zalewa, że odtrąciła moją rękę, na której miała podane praktycznie wszystkie rozwiązania. Mogłabym żyć sobie spokojnie, a ona woli się męczyć. Ona jest całkiem jak ty. Tapla się w tym błotku rozpaczy, bo założyła że jest już na to skazana, że czymś sobie zasłużyła. Nawet teraz, jak o tym mówię, to aż mam ochotę zdzielić ją w ten łeb z tymi pięknymi włosami żeby się otrząsnęła. Chcę dać innym to samo dobro, które otrzymałam od ciebie. Nie chce zagarniać tego wszystkiego dla siebie. Uważam, że świat jest kurewsko niesprawiedliwy, a ktoś musi wyrównać szanse - wyjaśniła zbyt emocjonalnie niż zamierzała. Ręce lekko jej drżały i była bliska płaczu, ale w porę się opanowała. Nie chciała, by rozmowa z Athanasiusem zamieniła się w jakąś ckliwą i depresyjną pogadankę. Doceniała fakt, że mąż się przed nią otworzył i chciał mówić o swoich uczuciach, które w dużej mierze były melancholijne i pełne obaw. Sama nie chciała dokładać negatywnych emocji. 

Postanowiła zmienić temat i o ile to, co działo się w Grecji ją zawstydzało, to opowiadanie o Kaliope fascynowało ją podobnie jak Athana. Uśmiechnęła się szeroko i przystąpiła do wyjaśnień. Doceniała też fakt, że Athan zapewnił ją iż nie ma jej za złe udziału w Luperkaliach. Cieszyło ją, że nie chciał rozliczać ją ze wszystkiego, co robiła. 

- Według mitologii greckiej, czyli najbardziej rozpowszechnionego zbioru opowiadań, muzy to boginie sztuki i nauki. Córki Zeusa i Mnemozyny. Było ich 9 i każda odpowiadała za coś innego. Kaliope to opiekunka epiki. Ma inspirować, dostarczać natchnienie, oczyszczać umysł i rozbudzać wyobraźnie. Przy niej każdy czuje się, jakby to powiedzieć, niewyobrażalnie pełen emocji, którymi chce się dzielić. Tych pozytywnych oczywiście. Dzięki niej na świecie istnieje wiele dzieł sztuki, zarówno literackich, jak i plastycznych. Nie mam informacji o jej siostrach, czy żyją i gdzie przebywają. Pewnie w różnych kulturach występują pod innymi imionami, ale z pewnością oznaczają to samo. Sam widzisz, że na świecie jest masa stworzeń i istot, które przeczą wszelkiej racjonalności. Skoro Kaliope istnieje, to Zeus również? Jeśli on, to i Hades, a więc i piekło. Czasem ciężko objąć to wszystko umysłem, prawda? Czasem łapię się na tym, że nie wierzę iż jestem tego częścią. Kiedyś było chyba łatwiej to zrozumieć, bo myślano że wampiry i wilkołaki, to jedyne dziwy tego świata. - poprawiła się nieco na swoim miejscu i nagle przypomniało się jej, że Athan wcześniej pytał ją o bal, a ona mu na to nie odpowiedziała. Zakryła usta ręką i energicznie potrząsnęła głową.

- Przepraszam cię. Tak się wkręciłam w te wspominki, że zupełnie pominęłam kwestię balu. I uważam, że to świetny pomysł, ale może nie teraz? Mamy chyba trochę na głowie spraw i nie chodzi tylko o ciążę, choć wydaje mi się, że będę wyglądała absolutnie bosko z brzuszkiem w sukni. Trochę głowę zaprzątają mi zgony nadprzyrodzonych i sprawa, nad którą pracuje Wiera i chłopaki. Nie jest dobrym pomysłem gromadzenie okolicznej śmietanki w jednym miejscu. Tej ludzkiej, jak i nadprzyrodzonej. Ish też jeszcze w pełni do siebie nie doszedł. Możesz jednak zapewnić burmistrza, że wrócimy do organizowania balu, bo to piękna tradycja i można ją wykorzystać w słusznej sprawie. - cmoknęła męża w policzek i pochyliła się w stronę stołu, sięgając po kieliszek wina, który mu podała, a sama ponownie zanurzyła usta w soku.

- Zawsze uważałam, że naszym problemem jest brak komunikacji, więc nigdy nie będę narzekała na to, że teraz chętnie ze mną rozmawiasz i dzielisz się swoimi myślami. Doceniam to i jeśli tylko będziesz miał taką potrzebę, to cię wysłucham. Nie przeszkadza mi, że mówisz o dawnych czasach, wręcz przeciwnie. Cieszę się, że w jakimś stopniu jesteś gotowy, by się z nimi skonfrontować, bo takie wywlekanie tych wspomnień też nie jest łatwe. Jestem twoją żoną, ale i przyjaciółką. Nigdy nie będę cię oceniać, więc jeśli coś leży ci na sercu, a wiem, że tak jest, to możesz ze mną porozmawiać - zapewniła go, uśmiechając się ciepło. Oparła głowę na jego ramieniu i spojrzała na niego, na tyle na ile była w stanie zrobić to z takiej pozycji. Nawet z takiej perspektywy był cholernie przystojny. 

- A więc, Athanasius. Nieśmiertelny.  Faktycznie mało to mongolskie, ale dostojne imię. Dla mnie jesteś po prostu kalafiorkiem - wymruczała zaczepnie. Aria uwielbiała zwracać się do bliskich różnymi pieszczotliwymi określeniami. W Blickling były więc kalafiorki, pchełeczki, cukiereczki, pupusie i inne słodziaszki. Był też Ish. 

- A spotkanie z moimi przyjaciółmi też jest dobrym pomysłem. Może zorganizujemy coś żebym mogła pochwalić się ciążą, a przy okazji lepiej ich poznasz. Faktycznie, na ślubie nie było na to czasu. - przyznała wampirzyca. Cieszyło ją, że mąż chciał zbliżyć się do jej świata. Ona również chciała w pełni dzielić z nim ten, który należał do niego. Oboje się w tej kwestii zgadzali. 

- Nie chcę mieć przed tobą tajemnic i nie potrzebuję przestrzeni dla siebie. Potrzebuję ciebie przy sobie. Nie chcę żeby coś nas rozdzieliło lub poróżniło. Dużo nas kosztowało, by być w tym miejscu i nie chcę tego zaprzepaścić - zaznaczyła, oplatając go szczelnie ramionami i mocno do niego przywierając. Wyślizgnęła się zaraz na jego kolana i zachłannie wpiła się w jego usta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^