Rozdział 660

Aria

Rozmowa z Athanasiusem była karuzelą emocji. Miała wrażenie, że z każdym wypowiadanym słowem jej nastrój się zmieniał i nie miała na to żadnego wpływu. Nie było to niczym złym, wręcz przeciwnie. Podobnie, jak mąż, czuła oczyszczenie i było jej to równie potrzebne, co i jemu. Nie często pozwalali sobie na takie chwile wspomnień i szczerą rozmowę, więc tym bardziej Aria cieszyła się, że mogli teraz skupić się tylko na swojej bliskości. Wyobrażała sobie trochę inaczej ten wieczór, ale nie była rozczarowana. Miała obok siebie ukochanego mężczyznę, który wcześniej nie chciał z nią o takich rzeczach rozmawiać. Cieszyła się, jak bardzo ich związek ewoluował i jak oboje dojrzeli do tego, by ze sobą być. 

Athanasius pytał o jej matkę, a ona w pierwszej chwili miała pustkę w głowie. Tutaj musiała wysilić się trochę bardziej i zastanowić się, co mogłaby powiedzieć o Annie. Mąż mógł myśleć, że postać jej ojca była barwna, ale jej mama nie ustępowała mu nawet na krok. 

- Dobrze, że siedzisz, bo to zwali cię z nóg. Moja mama popełniła mezalians. Pochodziła z rodu Oranje-Nasau, wielkich książąt niderlandzkich. Przyjechała do Anglii na nauki małżeńskie, bo miała poślubić tutejszego lorda, zdaje się  Oswalda Heeginsa. Kapitanem na statku, który wynajęto do transportu przyszłej panny młodej był nie kto inny, jak mój ojciec. Oboje znali kilka języków obcych, mama ze względu na pochodzenie, a tata na częste podróże i bywanie w najróżniejszych zakątkach świata. Byli oczytani, więc od razu złapali kontakt i przegadali całą podróż. James nie oczarował Anny od razu, co to to nie. Musiał się jeszcze trochę nadreptać – mina Athana mówiła wszystko. Aria roześmiała się głośno i zażartowała, że kopnął go zaszczyt, bo w jej żyłach płynie szlachecka, błękitna krew. 

- Lord Heegins był wojskowym wysokiej rangi na czynnej służbie. Kiedy mama zjawiła się w Anglii, on akurat stacjonował w Hiszpanii i miał wrócić za kilka miesięcy. W tym czasie mama miała podjąć naukę małżeńską i powitać go godnie, jako angielska panienka. Nauki może i podjęła, ale wymykała się też do portu, na schadzki z moim ojcem. Z jednego takiego spotkania wróciła ze mną – wyjaśniła z lekkimi uśmiechem. Ojciec wielokrotnie opowiadał dzieciom tą historię, kiedy zdobył serce holenderskiej księżniczki. Dla Arii była to przez wiele lat romantyczna opowieść, choć gdy dorosła, zrozumiała z niej nieco więcej niż to, że mamusia i tatuś mocno się kochali. 

- Jej przyszły mąż nigdy z Hiszpanii nie wrócił. Zginął i pozostawił ją, jako jedyną spadkobierczynie. Mimo, że nie byli jeszcze po ślubie, wśród wojskowych takie było wtedy prawo. Właśnie na takie okoliczności. Panienka na wydaniu musiała też coś z tego mieć, nie tylko obietnice. Czasem takie panny czekały latami na powrót narzeczonego, a gdy nie wracał były już znacznie starsze i nie tak atrakcyjne, by zostać żoną. Musiały czymś skusić kolejnego kandydata i był to majątek. – wyjaśniła z powagą, czując jednocześnie obrzydzenie do starych obyczajów i dziwnych zasad panujących wśród społeczeństwa. Nie wyobrażała sobie, by ojciec wysłał ją do innego kraju i powierzył obcemu mężczyźnie, którego nie widziała nawet na oczy. 

- Musiała w końcu powiadomić rodzinę o tym, co się stało. Zamierzała poślubić mojego ojca i żyć w Anglii ze spadku po Heeginsie. To była ta milsza część historii, później było już tylko gorzej. Kiedy jej ojciec się dowiedział, stwierdził, że zhańbiła ród i dobre nazwisko. Miała dwie możliwości: albo wróci do Holandii, pozbędzie się dziecka i znajdą dla niej jakiegoś podstarzałego magnata, w którego rodzinę się wżeni, a jeśli się nie uda, to trafi do klasztoru lub wyrzekną się jej i wszystko odbiorą łącznie ze spadkiem po Heeginsie. Oboje wiemy, co wybrała. Ojciec opowiadał, że zjawił się jej brat, książę Flann, z którym mama była bardzo zżyta. Musiał obedrzeć ją nawet z sukni i pozostawić dosłownie z niczym. Odebrano jej tytuły, pochodzenie, majątek oraz nazwisko. Płakali oboje, ale nie mogli się nawet pożegnać. Flanna obserwował przydupas ojca, więc ten musiał postępować zgodnie z jego rozporządzeniem. Kochał siostrę i nie widział w niej osoby, która zhańbiła ród, a kobietę, która po prostu się zakochała. W porcie, na statku mojego ojca, zostawił pieniądze i krótki liścik. Mama nosiła go zawsze przy sobie, schowany w medalionie. Niech ta miłość będzie melodią twojego nowego życia. Dlatego mam na imię Aria. Aria oznacza melodię – uśmiechnęła się lekko, patrząc na męża, który nie próbował nawet ukrywać swojego zaskoczenia. Nigdy nie pytał ją o historię jej rodziny, zawsze ich rozmowy dotyczyły ściśle jej osoby. Sama nie miała potrzeby, by o tym opowiadać, bo w żaden sposób nie utożsamiała się z rodem Anny. Nie czuła więzi ani chęci poznania ich, a tym bardziej naprawiania relacji, których nigdy nie było. Nic też jej się nie należało, jako że jej matka musiała sama się wszystkiego zrzec. 

- Za pieniądze pozostawione przez Flanna, kupili niewielki dom i kawałek ziemi. Nie było tego dużo, bo Flann musiał zrobić to tak żeby nie widział tego ten zarządca, który z nim przybył. Mieli dach nad głową i mogli zacząć spokojne życie, choć oczywiście nie tak opływające w luksusy, do którego była przyzwyczajona Anna. Podobno szybko zaaklimatyzowała się w nowej rzeczywistości. Tata zawsze powtarzał, że dopiero wtedy dostrzegł całe jej piękno, gdy miała na sobie prostą suknie. Była dobrze wykształcona, więc podjęła pracę nauczycielki w jakimś bogatym domu. Nie wiodło im się źle, nie przymieraliśmy nigdy głodem, ale niektórych rzeczy trzeba było sobie odmawiać. Przez kilka lat tata pracował w porcie, jako mechanik okrętów. Wspierał mamę we wczesnych latach naszego dzieciństwa, ale gdy tylko mógł, wystrzelił na pełne morze i zjawiał się tylko co kilka miesięcy. Kochał Annę, ale kochał też morze i nie potrafił w pełni z tego zrezygnować – wyjaśniła, uświadamiając sobie, jak silną kobietą była jej matka, a Aria nie była podobna pod tym względem do ojca, tylko właśnie do niej. James był tchórzem, który nie potrafi zrezygnować dla ukochanej z morskich podróży, podczas gdy ona wyrzekła się dla niego absolutnie wszystkiego. Nie zrobił tego nawet wtedy, gdy jego córka zachorowała, gdy był potrzebny rodzinie. 

- Nigdy nie żałowała swojej decyzji, a jeśli tak, to trzymała to w sercu zbyt głęboko żeby ktokolwiek zauważył. Wychowała nas według dworskiej etykiety, oboje z Louisem szybko nauczyliśmy się pisać i czytać. Była wymagająca, ale czułam jej miłość. To były zupełnie inne uczucia niż te, które dawał nam ojciec. Miłość Anny była, jakby to powiedzieć, praktyczna. Nie wiem, czy rozumiesz co mam na myśli. Była dla nas czuła, owszem, ale nie chciała dawać nam tylko tego, jak ojciec. Chciała byśmy coś osiągnęli, byśmy mieli lepszy start. Popychała nas w stronę edukacji, książek i muzyki. Tata nas rozpieszczał, a ona wpajała nam inne wartości. Potrafiłam liczyć w wieku pięciu lat i to tak, że w okolicy byłam niemal dziwolągiem. W tamtych czasach sam wiesz, jak podchodzono do roli kobiety, więc dziewczynka która liczy, czyta, pisze i zna trzy języki jest niespotykanym zjawiskiem. Oczywiście biorąc pod uwagę pozycję społeczną i finansową mojej rodziny, nigdy nie byłabym w stanie pójść do dobrej szkoły i ukończyć edukacji. To było możliwe tylko dzięki tobie, więc już tym byś u Anny zapunktował. Myślę, że wszyscy by cię pokochali. Zwłaszcza Louis. Marzył, by mieć brata. Zawsze mówił, że tylko wtedy byłby w stanie mnie przegonić w czymkolwiek. Jego życiowym celem było bycie lepszym ode mnie w każdej dziedzinie: zaczynając od plucia pestkami jabłek, a kończąc na liczeniu w pamięci. – zaśmiała się na to wspomnienie, bo faktycznie młodszy brat chciał konkurować z nią we wszystkim. W istocie wygrał, bo ona odeszła. Nie chciała tego mówić na głos, bo pewnie znowu by się rozpłakała. Nie chciała stresować męża, który zapewne, jako naczelny męczennik świata, już zarzuca sobie o coś winę. 

Kolejny zestaw pytań sprawił, że Aria poczuła lekki strach. Nie była pewna, czy Athan jest aż tak rozluźniony i gotowy na to, co mogłaby mu powiedzieć. Najbardziej szalone były Luperkalia, ale co zrobi jej mąż, kiedy usłyszy, że brała udział w orgii? Cóż, nie chciała ryzykować. 

- Przez dwa lata udawałam, że jestem boginią, a ludzie mnie czcili. Zrobiłam to w zasadzie nieświadomie. Ludzie pragną bogów. Nie jest to niezwykłe zjawisko, pewnie słyszałeś o kulcie cargo. Plemiona budują na wzgórzach prowizoryczne samoloty, pasy startowe, co noc rozpalają ogień i czekają na swoich bogów. Zrzucono im kiedyś z samolotu skrzynie z lekami i innymi rzeczami, których nigdy nie widzieli i uznali, że to dar od bogów. W każdym razie ze mną było podobnie. W Papui- Nowej Gwinei byłam jedyną białą kobietą, w dodatku szybką, silną i potrafiącą każdego zwieść. Jakiś tubylec zobaczył, jak posilam się na pumie, jak wcześniej na nią poluję, a resztę już sobie dopowiedzieli. Nazywali mnie koulèv, w języku kreolskim haitańskim oznacza węża. Czcili mnie, jako opiekuńczą boginię, która chroni wioskę przed drapieżnikami. Przynosili mi owoce i kwiaty, zbudowali świątynie, która stoi tam zapewne po dziś dzień. Próbowałam wyjaśnić, że nie jestem boginią, ale mój kreolski jest raczej średni, więc jak się domyślasz, nie za bardzo się dogadałam z nimi. – czy zaskoczyła Athanasisa swoimi opowieściami? Nie musiała nawet pytać. Nigdy wcześniej to wszystko nie interesowało jej Stwórcy, a ona sama nie zaczynała tematu. Nie chciała mówić o czymś, co dla niego nie miało znaczenia. Teraz najwyraźniej się to zmieniło. Aria cieszyła się, że mogła mu o tym wszystkim opowiedzieć. 

- A jak było z tobą? Co ty zrobiłeś tak szalonego, że kiedy o tym wspominasz, to wydaje ci się to zmyślone? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^