Rozdział 658

Aria

Nie zdziwiła się, gdy Athan opowiedział o tym, jak mówił o niej ojciec. Uśmiechnęła się z rozrzewnieniem i pokiwała zaraz potwierdzająco głową. Spodziewała się tego, że wampir mylnie mógł wziąć ją za małą dziewczynkę, którą bez wątpienia już wtedy nie była. James zawsze okazywał swoim dzieciom miłość w najczystszej postaci. Było to zapewne spowodowane tym, że często go z nimi nie było i chciał zrekompensować im brak drugiego rodzica. W domu byli zazwyczaj z matką, która musiała być tą bardziej wymagającą i surowszą stroną, bo nie miała innego wyjścia. Rozpieszczona przez ojca Aria i mały Louis, który robił wszystko to, co siostra, inaczej weszliby jej na głowę. Kobieta musiała radzić sobie sama ze wszystkim, co los rzucał jej pod nogi. Gdy w domu pojawiał się James, dzieci czuły się jakby były święta. Wraz z ojcem pojawiały się pieniądze, więc mogli pozwolić sobie na znacznie więcej niż normalnie. Kupował im smakołyki, zabierał na przechadzki po mieście, z których wracali zawsze z nową zabawką. 

- Tak, to do niego podobne. Oboje z Louisem byliśmy jego ukochanymi dziećmi, których wad nie dostrzegał. Myślę, że ty będziesz taki sam. Zawsze będziesz postrzegał nasze dzieci, jako te malutkie i słodziutkie. Tak samo jest z Gudrun. W niej też widzisz ciągle dziecko, choć to dorosła kobieta. Chyba tak po prostu mają ojcowie. – skwitowała wampirzyca, szczerząc się do niego radośnie. Pamiętała doskonale, jak to było z nią i jej ojcem, który traktował ją niczym księżniczkę i pozwalał na wszystko. Zawsze spełniał jej zachcianki, a gdy była nieco starsza i zaczęła dostrzegać, że dostawała to, czego chciała, korzystała z tego, jak tylko mogła. Problemy zaczynały się wtedy, gdy ojciec wypływał, a w domu zostawała tylko mama. Na ogół panowała histeria, bo ciężko było odzwyczaić się od dobrego. 

Aria zmarszczyła brwi i spojrzała na męża wymownie, gdy usłyszała jego pytanie. Nie musiała nawet myśleć nad odpowiedzią. Fala dziwnych emocji zalała nagle całe jej ciało. Zrobiło się jej dziwnie ciężko na sercu i poczuła, że za chwilę wybuchnie. 

- Athan, oddałeś mnie Elijahowi i Marisie bez żadnego tłumaczenia. Oczywiście, że czułam się, jak ciężar i uważałam że mnie nie chcesz. Byłam wściekła i rozżalona. Uważałam, że nie jestem dość dobra i dlatego nie możesz na mnie patrzeć. Jakiej odpowiedzi się spodziewałeś? – prychnęła nieco podenerwowana. Nie wiedziała skąd wzięły się w niej nagle takie emocje. Zaczerpnęła głęboko powietrza i ponownie spojrzała na męża. Z jakiegoś powodu te pytania ją wręcz oburzyły. Czy nie powinien jej o to pytać? Powinien znać odpowiedź? Wiedziała, że nie miał żadnych złych zamiarów, a jednak ją to ubodło.  Była to oznaka tego, że nadal mimo upływu lat, nie przepracowała tej traumy, jakim było rozdzielenie ze Stwórcą. 

- Wcześniej tak nie było. Czułam twoje zainteresowanie, a później coś się zmieniło. Na początku było dobrze, bo wszystkiego mnie uczyłeś, widywaliśmy się cały czas i nawet jeśli nie ćwiczyliśmy, to przebywaliśmy w swoim towarzystwie. Później zacząłeś się ode mnie oddalać aż w końcu odwiozłeś mnie do Londynu i zostawiłeś. Teraz wiem, jaki był powód twoich decyzji i rozumiem to, ale wtedy nie miałam pojęcia. Dla mnie było jasne, że skoro powierzyłeś opiekę Elijahowi, to nie chcesz mnie w Blickling. Nigdy nie próbowałeś mi tego nawet wyjaśnić. Co innego miałam myśleć? Obarczyłam winą siebie. Nie jestem w stanie cofnąć już tego, co przeżyłam i jakie to wywołało następstwa.  – powiedziała już znacznie spokojniej. Niezależnie od tego ile razy Athanasius będzie ją o to pytał i kiedy, odpowiedź zawsze będzie taka sama. Jego milczenie i tajemnice sprawiły jej ból i przyniosły zwątpienie w siebie. Może ją teraz zapewniać, że wcale nie było tak, jak myślała, ale jakie miało to teraz znaczenie? Wtedy potrzebowała takich zapewnień, potrzebowała prawdy. Nie chciała go atakować, bo nie widziała ku temu żadnego powodu. Rozmawiali już o tym nie raz i znał jej zdanie na ten temat, dlatego tym bardziej dziwiło ją jego pytanie. A może źle go zrozumiała? Czuła się nieco skołowana. 

Rozmowa o rodzinie zawsze była drażliwym tematem dla Arii, ale zgodnie z tym, że mieli wieczór zwierzeń, postanowiła odpowiedzieć na pytanie męża. Rozluźniła się już nieco bardziej niż chwilę temu. Wyciągnęła nogi i zarzuciła je na te należące do Athana. 

- Nie żałuję. Oni należeli do dawnego życia i tam musieli pozostać. Musieli stać się wspomnieniem, tak jak ja dla nich. Tak było lepiej. Matka nigdy by mnie nie zaakceptowała. Była bardzo religijna, więc stałabym się jej grzechem i z biegiem czasu nie mogłaby na mnie patrzeć. Tęskniłam za nimi i kusiło mnie żeby ich odwiedzić, ale za bardzo się bałam. Ojciec niby znał prawdę i sam do tego doprowadził, ale obawiałam się, że kiedy bym przed nim stanęła, to już nie widziałby we mnie swojej ukochanej córeczki. Chciałam nią pozostać – wyznała ze wzruszeniem i szybko otarła oczy, w których wezbrały łzy. 

- Nie potrafisz w romantyczne wieczory. Takie narzuciłeś tematy, że się rozryczałam – oznajmiła, szturchając męża w ramię z cichym śmiechem. O Lari nie chciała już rozmawiać, bo to sprawiało, że robiła się jeszcze bardziej posępna. Nie unikała jej, wręcz przeciwnie, to Lakricia schodziła jej z drogi. Aria czuła się z tego powodu źle, jakby zrobiły sobie jakąś wielką krzywdę, a przecież tak nie było. Być może nadejdzie kiedyś dzień, gdy między nimi będzie tak, jak na początku. 

- Nasza przyjaźń nie jest możliwa, ale nie z mojej strony. Nie będę się jej narzucała. Cały czas jestem zdania, że powinna pojechać na terapie zamkniętą, gdzie specjaliści pomogliby jej uporać się ze wszystkim. Wiem, wiem. Znam twoje podejście, dlatego nie drążę tego tematu, choć uważam że robisz jej wielką krzywdę.- skwitowała z westchnięciem, a gdy dostrzegła, że Athan zrobił taką minę, jakby chciał zacząć się jej z tej decyzji tłumaczyć, zamknęła mu usta pocałunkiem. 

- Ciiii, zamiećmy ten temat pod dywan, okej? Dziś chcę skupić się na nas, a nie na twoich byłych. Jeszcze będzie czas żeby się o to pokłócić – zażartowała. Nie chciała teraz się kłócić, a doskonale wiedziała dokąd zmierzać będzie ta rozmowa. Oboje mięli inne podejście, więc w tej sprawie nie znajdą porozumienia. 

-  Z bardziej miłych rzeczy. Może zaprosimy Marisę i Vincenta? Ish jest już w całkiem dobrej formie, więc pomyślałam o jakiejś kolacji wspólnej. Co o tym myślisz? Matt i Esme też dawno nie byli u nas. No i David – zaproponowała, czując jak nabiera wielkiej ochoty na to, by zobaczyć się z przyjaciółmi. Niedługo będzie musiała zrezygnować z pracy, więc chciała korzystać póki mogła z bardziej towarzyskich spotkań. Miała nadzieję, że nie będzie za bardzo okropna, gdy hornony jeszcze bardziej jej zwariują. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^