Rozdział 654

Aria

Zaskoczył ją swoim nagłym wyznaniem i zapewnieniami. Nie spodziewała się, że Athan pomyśli iż ta rozmowa wzbudzi w niej jakieś wątpliwości odnośnie ich związku. Postanowiła, że szczerze odpowie na jego pytania i nie będzie niczego ukrywała. Obawiała się jednak, że to co powie może rozczarować Athanasiusa. Każde z nich inaczej postrzegało ten pierwszy związek i może odpowiedź Arii w jakiś sposób zburzy to, co on o tym myślał. Nie chciała sprawić mu żadnej przykrości, bo przecież mieli spędzić miło czas przy głupim programie, a nie wspominać coś, co obojgu sprawia ból. Najwyraźniej byli masochistami. 

- Gdybyś po tamtej nocy próbował mnie odepchnąć, to odeszłabym bez wahania. Kochałam cię całym sercem, zawdzięczałam ci życie i wszystko inne, czym mnie obdarzyłeś. Mieszkałam w piękniej posiadłości, kształciłam się u najlepszych nauczycieli, miałam piękne ubrania i cudowną rodzinę. Choćbyś dał mi podarte gacie i mieszkał w leśnej chacie bez żadnych wygód, wszystko byłoby lepsze niż szpital i ból, w którym żyłam przez lata. Nie tylko ten fizyczny, ale również psychiczny. Wiesz ile razy błagałam o śmierć? Tak, o śmierć, nie o życie. Aria Vasco pragnęła śmierci. Nie chodziło o mnie, a o moich bliskich. Nie chciałam żeby musieli mnie odwiedzać i patrzeć na mnie. Ich smutek był cięższy do zniesienia niż gruźlica. Gdybym cudownie ozdrowiała, byłabym dla nich i tak ciężarem. Nigdy nie wyszła bym za mąż, bo dobrze wiesz jakie było prawo wtedy w Anglii. Gruźlicy, nawet ci którzy pokonali chorobę, byli praktycznie izolowani od społeczeństwa, więc dla mnie i mojej rodziny jednym ratunkiem była moja śmierć. Zapewne skończyłabym w jakimś kamieniołomie i pociągnęła z rok, przy dobrych wiatrach – mimowolnie przypomniała sobie tamte okropne czasy, a na jej twarzy pojawił się ogromny cień bólu. Zawsze czuła do siebie żal o to, że nie była w stanie się zabić i zakończyć cierpienia. Za bardzo się bała i była zbyt zachłanna. Ciągle tęskniła za rodzinami i bratem, a gdyby się zabiła, to już nigdy by ich nie zobaczyła. Powtarzała sobie, że potrzebuje jeszcze jednego dnia, jeszcze jednego spotkania z nimi i będzie gotowa odejść. Między jednym atakiem kaszlu, a drugim, nienawidziła siebie jeszcze bardziej. 

- Kochałam cię, ale nauczyłam się też kochać samą siebie. Zrobiłam już wszystko, co mogłam zrobić jako kobieta, by zwrócić twoją uwagę. Zostało mi tylko błaganie o miłość, ale tak upodlić się nie mogłam, nie po tym wszystkim co przeszłam. Tamten poranek po wspólnej nocy był i dla mnie trudny. Udawałam, że śpię i czekałam na to, co zrobisz. Nigdy wcześniej tak się nie bałam, boże, ja byłam przerażona. Miałam w głowie milion myśli: czy było ci ze mną dobrze, czy wyjdziesz z łóżka bez słowa, czy byłam sprawną kochanką, czy zjemy razem śniadanie, co się stanie jak otworzę oczy i na ciebie spojrzę, zaraz się osikam więc dobrze by było gdybyś w końcu zaczął działać, czy naprawdę coś do mnie czujesz, czy to był jednorazowy wyskok, czy bardzo będzie bolało odejście. Czekałam na twój ruch i jednocześnie decyzję. Nie wiem, pod wpływem jakich emocji ją podjąłeś i czy nie żałowałeś tego, co się stało między nami, ale cieszyła mnie twoja bliskość. Długo nie otwierałam oczu, kiedy całowałeś moje ramię, bo bałam się, że zobaczę w tobie wątpliwości i poczucie winy. Sprawnie je maskowałeś, ale czasem zdarzało się, że twoja maska opadała i widziałam wszystkie twoje emocje. Trwało to ułamki sekund, ale wystarczyło żebym czuła się okropnie. W końcu nie byłeś w stanie już dłużej tego ukrywać nawet jeśli nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Dlatego odeszłam. Byliśmy w takim punkcie, że musiałam błagać o miłość, a tego nie byłam w stanie zrobić. To była moja granica. Nie twierdzę, że nic do mnie nie czułeś, ale sam nie byłeś w stanie tej miłości zaakceptować, a tym bardziej się nią ze mną dzielić. Pozwoliłeś mi odejść, bo uważałeś, że zasługuję na kogoś lepszego. Ja odeszłam, bo nie mogłam patrzeć, jak moje uczucia cię przytłaczają. Nie chciałam żebyś dłużej cierpiał z powodu mojej bliskości. Bałam się, że w końcu mnie znienawidzisz – wyjaśniła, ściskając lekko dłonie Athana i uśmiechając się zaraz do niego pokrzepiająco. To miał być miły wieczór, a mimowolnie wracali do tych smutnych chwil. Być może to było im teraz potrzebne, być może musieli jeszcze bardziej się oczyścić. Dawniej nie potrafili ze sobą tak rozmawiać i właśnie dlatego oboje poświęcili się dla siebie. 

- Nie spodziewałam się, że będziesz mnie szukał, ale gdzieś z tyłu głowy miałam taką cichą nadzieję. Wyobrażałam sobie, jak po moim odejściu uświadamiasz sobie, co czułeś i że powinnam o tym wiedzieć. No wiesz, jak w książkach czy filmach, kiedy główny bohater dostrzega to, co stracił i chce odzyskać ukochaną za wszelką cenę. Nie miałam nigdy o to do ciebie żalu. Byłam zawiedziona, ale tylko dlatego że sama układałam sobie w głowie takie scenariusze. – powiedziała z cichym westchnięciem i tym razem ona zaczęła przeglądać wspomnienia w poszukiwaniu tego, o co zapytał ją Athan. Miała w głowie kompletną pustkę i nie potrafiła znaleźć nic sensownego żeby udzielić mu odpowiedzi. 

- Trudne pytanie i chociaż bardzo się staram, to nie ma czegoś takiego, o co mam do ciebie żal lub czego nie mogę ci wybaczyć. Szkoda mi czasu na pielęgnowanie takich uczuć i rozpamiętywanie. Tego we mnie nie lubisz, prawda? Tego, że porzucam negatywy i idę dalej. Tak samo jest z demonami. Wiem, że zrobili złe rzeczy i nas zranili, ale czy chcę pamiętać o tym do końca moich chwil i tracić czas na nienawiść? Oczywiście, że nie. Wolę wyciągnąć z tego coś dobrego. Czy chcę mieć do ciebie żal o to, że nie próbowałeś walczyć o nas i pozwoliłeś mi odejść? Nie chcę. Wolę cię kochać i dostrzegać tylko to, jaki jesteś wspaniały mimo tego, że sam tego nie widzisz. Wkurzasz mnie nie raz, nie popieram wszystkiego co robisz i jakie decyzje podejmujesz, nie uważam że jesteś nieomylny i bez skazy, ale nie potępiam cię za to. Robiłeś okropne rzeczy i jestem tego świadoma, ale ja również mam swoje za uszami. Gdybym sama była nieskazitelnie czysta może i miałabym prawo cię oceniać i chować urazę. To, że nie powiedziałeś mi prawdy o sobie bardzo mnie zraniło, ale nie rozpamiętuje tego. To się po prostu wydarzyło, nie mogę nic z tym zrobić, więc po co mam się katować i dręczyć również ciebie? Moje podejście może wydawać ci się płytkie i wygląda trochę tak, jakbym zamiatała pod dywan problemy. To mylny obraz, bo dotykają mnie one tak samo, jak ciebie, z tą różnicą, że nie poświęcam im później lat na analizowanie. Wyciągam z nich wnioski, akceptuję i idę dalej. Za chwilę trafię na kolejną przeszkodę i pokonam ją z łatwością, bo nie ciągnę za sobą bagażu złych chwil i bólu. Nic mnie nie powstrzymuje, nic mnie nie ogranicza. To jest właśnie wolność. Późno to zrozumiałam. Myślałam, że będę wolna kiedy odwiedzę kolejny kraj, kiedy wyjadę z Anglii i poznam świat, kiedy nie będziesz mnie ograniczał w żaden sposób. To jest dopiero głupie i płytkie. Teraz jestem w Blickling z tobą, za chwilę zostaniemy rodzicami, mam pracę w muzeum i nigdy nie czułam się bardziej wolna. Nawet na otwartym morzu czując wiatr we włosach i bryzę na skórze. – uśmiechnęła się szeroko do męża, chcąc tym samym dać mu do zrozumienia, jak bardzo jest szczęśliwa. Athanasius był dla niej morzem, był dla niej dzikim lądem i najcenniejszym znaleziskiem. Chciała, by i on poczuł kiedyś taką wolność, jak ona. 

- Ciągle masz do mnie żal o to, że nie powiedziałam ci o terapii. Nie zaprzeczaj, bo przecież cię doskonale znam. Właściwie, to masz do mnie żal o wiele rzeczy. Mniej lub bardziej. To twoje więzienie, w którym sam się zamykasz i nikomu nie pozwalasz się uwolnić. Masz żal również do samego siebie i nie jestem pewna, czy właściwie wiesz o co. On tam gdzieś po prostu w tobie jest i przywykłeś na tyle do tego uczucia, że go nie dostrzegasz. Nie mogę nic z tym zrobić, choć bardzo bym chciała. Chyba to sprawia mi największy ból jeśli chodzi o ciebie. To trochę inna odpowiedź na twoje pytanie, ale można uznać, że się z tym łączy. Nie mogę znieść tego, jak sam się krzywdzisz, zadręczasz i rozpamiętujesz tak wiele rzeczy. Masz dziwną zdolność robienia ogromnych problemów z najdrobniejszej błahostki. Coś rośnie w twojej głowie do kolosalnych rozmiarów aż nagle pęka i wylewa się na zewnątrz. Nie lubię, kiedy to sobie robisz – dodała trochę ciszej, gładząc kciukiem wewnętrzną część dłoni męża. W porównaniu do tego, co było wcześniej, Athan i tak bardzo się zmienił pod tym względem, choć nadal miał skłonności do przesady. 

- Lubię z tobą rozmawiać i tego zawsze mi brakowało między nami. Szczerości i otwartości. Mówiliśmy sobie tylko to, co sami chcieliśmy usłyszeć. Nauczyliśmy się obchodzić z drugą stroną tak żeby zachowywać tylko pozory. To była brzydka miłość i z perspektywy czasu oraz tego, co mamy teraz, oboje to wiemy. Gdyby wtedy się nie zakończyła, to z pewnością byśmy się nawzajem znienawidzili i nigdy nie doszlibyśmy tutaj, gdzie jesteśmy. Myślę, że pokochaliśmy się na nowo w pewnym sensie, że to wcale nie jest dawne uczucie. To zupełnie coś innego, coś o wiele piękniejszego. – stwierdziła Aria, spoglądając na Athana z zaciekawieniem. Co on o tym sądził? Czy uważał podobnie, jak ona, czy dla niego było to to samo, co przed laty? 

- Może to dziwne określenie, ale teraz kocham cię powoli i spokojnie. Wtedy miałam wrażenie, że wszystko może się za chwilę skończyć, że zaraz powiesz, że to było błędem i nigdy nie powinniśmy być razem. Nigdy nie wypowiedziałeś tego na głos, ale widziałam to w twoich oczach. Teraz wiem dlaczego tak myślałeś, ale wtedy nie miałam pojęcia. Uważałam, że byłam niewystarczająca, że czegoś mi brakuje. Wydawało mi się, że nie mam czasu i muszę cię kochać szybko i intensywnie, że muszę zalać cię uczuciami, bo zaraz odejdziesz albo przegnasz mnie z Blickling, a ja zostanę z tą całą miłością i rozsadzi mnie od środka. To było, jak euforia i wyniszczało nas oboje - wyjaśniła z lekką obawą. Bała się reakcji męża na to, co powiedziała. Miała nadzieję, że niczym go nie uraziła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^