ATHANASIUS
Czuł się tak, jakby ostatni miesiąc nie miał trzydziestu
jeden dni, a co najmniej z dwieście. Bynajmniej nie dlatego, że październik się
dłużył, a dlatego, że obfitował w tak wiele wydarzeń, zarówno tych pięknych i
godnych zapamiętania, jak i bardzo złych, o których chciało się jak najszybciej
zapomnieć.
Athanasius nie lubił takiego pędu.
Kiedyś — owszem, nie umiał sobie wyobrazić innego trybu życia, nie znosił
siedzieć w miejscu i pozostawać bezczynnym. Nie uznawał spokoju ani ciszy, nie
chciał się zatrzymywać i z pełną świadomością i satysfakcją nie posiadał
żadnych hamulców. Te czasy na szczęście już dawno minęły, a on, od dawna tak
wyczerpany i spowolniony ciężarem wspomnień i doświadczeń, chciał
wreszcie przez własne życie przejść spacerem, a nie szaleńczym biegiem.
Zwłaszcza teraz, kiedy zaczęło dziać się tak wspaniale, kiedy naprawdę
wiedział, po co i dla kogo żył. Chciał smakować te wszystkie momenty, przeżywać
je i powoli, dokładnie rozpamiętywać, tym samym nie pozwalając im za szybko
minąć.
Właśnie dlatego tak nie lubił pędu. I właśnie dlatego także
był tak zmęczony październikiem. Pierwsze dni listopada przyniosły ciepłe
deszcze i silne wichury, ale taka już była uroda środka jesieni. Ale nawet to
nie złamało swoistej ulgi Athana na myśl, że październik miał już za sobą, a
następny miesiąc — i reszta czasu — na pewno upłyną im wszystkim milej i
spokojniej. A przynajmniej taką miał nadzieję.
Zaczęło się przecież najpiękniej, jak tylko mogło — bo
ledwie na początku zeszłego miesiąca dowiedział się, że Aria jest w ciąży, a
oni już wkrótce zostaną rodzicami bliźniąt. I choć zbliżał się już dziesiąty tydzień,
Athan nie do końca potrafił jeszcze przetworzyć tak ogromną ilość szczęścia,
jaka ich spotkała, a więc, krótko mówiąc, nadal nie mógł w to uwierzyć. Ale
lubił to uczucie niewiary: wtedy bowiem informacja o ciąży wydawała się zbyt
piękna, by była możliwa — i wtedy właśnie mógł z największą przyjemnością
przekonać samego siebie, że to jednak najprawdziwsza prawda. Aria, jak widział
i jak się tego domyślał, także nie mogła nadziwić się i nacieszyć tej wieści,
bardzo mocno ją przeżywając. To zaś we wszystkich domownikach wzbudzało pełne
czułości i rozrzewnienia uśmiechy, kiedy wampirzyca przyglądała się sobie w
lustrze i doszukiwała się wszelkich zmian w swoim ciele — nawet jeśli było na
to zdecydowanie za wcześnie. Coraz śmielej postępowała natomiast inna zmiana:
Aria czuła się coraz gorzej. Nie na tyle, by rezygnować z pracy, ale ostatnimi
czasy poranki były coraz trudniejsze, bo rozpoczynające się od mdłości. Niekiedy
i reszta dnia potrafiła dać jej popalić, głównie przez wzdęcia albo bóle
podbrzusza, które początkowo bardzo ją zaniepokoiły, nim Athan jej nie
wytłumaczył, że w tym okresie to zupełnie normalne. Zupełnie normalne były też występujące
od czasu do czasu wahania nastroju, których Athan, tak prawdę mówiąc, po prostu
się bał. Ale wiedział, że jeśli zacznie wychodzić z pomieszczenia, w którym
akurat szalały hormony Arii, najpewniej skończyłoby się to dla niego znacznie
gorzej.
To wszystko było pozytywnymi aspektami ostatniego czasu —
ale na tym niestety się kończyły. Potem było już tylko gorzej, znacznie gorzej.
Zaczęło się od absurdalnego, potwornego wręcz związku Gudrun z tym przeklętym
demonem, potem wielka kłótnia z Arią o to, że nie powiedziała mu o terapeucie.
Już dawno jej to wybaczył i to go w duchu pocieszało, ale martwiło go, że w
zasadzie trudno było mu jeszcze o tym zapomnieć. Od tamtego czasu między nim a żoną
działo się, delikatnie mówiąc, różnie, nad czym oboje ubolewali. Na domiar
złego, przebywający w Rumunii Ish zachorował na coś, co i jego dotknęło prawie
trzy wieki wcześniej. Kto za tym stał? Gdyby to zależało tylko od niego, rzuciłby
wszystkie swoje siły na odnalezienie winnego. Nie mógłby wprawdzie zbyt dużo
uczestniczyć w tym polowaniu, a przynajmniej osobiście, nie chcąc na dłużej
zostawiać Arii, ale na pewno nie zostawiłby tej sprawy bez wyjaśnienia. Goro
jednak uparcie twierdził, że nie powinni mieszać się w coś znacznie większego
od tego, co byliby w stanie sobie choćby wyobrazić. Dla własnego bezpieczeństwa
zabronił im zbytniego angażowania się w to śledztwo, które demony, Wiera — a także
jego przyjaciel Likar — prowadziły od jakiegoś czasu w Rumunii. Wciąż jednak pozostawali
w kontakcie, a przede wszystkim Aria i Imre, którego ugościli u siebie w
Blickling. Imre był, lekko mówiąc, specyficznym towarzyszem, ale jednocześnie
bardzo sympatycznym i interesującym, co bardzo szybko dostrzegli wszyscy
domownicy, obdarzając nowego znajomego sympatią. Ishmael powoli wracał do
zdrowia, choć rekonwalescencja, jak na gust Drawsona zbyt powolna, negatywnie wpływała
na jego psychikę, przez co obrywała także Jehanne. Trudno było podjąć w tym
wypadku jakiekolwiek kroki, dlatego Athan miał nadzieję, że Ish szybko
wyzdrowieje, a gdy tylko zacznie to dostrzegać, w jego oczach znów będzie można
dostrzec tę charakterystyczną iskrę, która motywowała go do działania. Mimo to
teraz Ish znajdował się w domu pod opieką ukochanej, dlatego można było
powiedzieć, że nawet ta kwestia wracała na właściwe tory.
Trudno było uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się w ciągu
zaledwie miesiąca — i właśnie dlatego Athan miał tak ogromną nadzieję, że
listopad przyniesie choć odrobinę spowolnienia, że da im troszeczkę odpocząć. Wszystko
powoli zaczynało wskakiwać na swoje tory, a domownicy, niestety wciąż
wyłączając z tego Isha i Jehanne, wracali do swoich codziennych obowiązków. Athan,
co oczywiste, musiał powiadomić zarząd firmy o sytuacji Drawsona, ucinając zbyt
tajemnicze szczegóły. Tym samym musiał częściej pojawiać się na zebraniach,
zastępując swojego nieobecnego przyjaciela. Trudno było mu to pogodzić z
uczelnią, na której nazbierało mu się trochę nieobecności — ale w tym ostatnim
pomocna okazała się Wiewiórka, która dostarczyła mu wszystkie potrzebne
materiały i wyjaśniła, czym powinien się ewentualnie przejmować, a co
kompletnie olać. Ruda miała to specyficzne podejście do wykładów i ćwiczeń, że
nie obdarowywała żadnym zainteresowaniem tego, co uznawała zbyt nudne, banalne
lub nieciekawe. Athan zwykle był daleki od tego rodzaju segregacji, ale z braku
czasu musiał zaufać przyjaciółce i też pójść tym tropem, skupiając się tylko na
tych najważniejszych materiałach.
Spokojniej zrobiło się też między nim a Arią, co Athan
przyjmował z naprawdę ogromną ulgą. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem było między
nimi tyle napięć, co było tym bardziej absurdalne, że pojawiły się akurat w
momencie, kiedy jakiekolwiek niesnaski powinny momentalnie zniknąć. Ale wyciszenie
się i powrót do codziennych obowiązków sporo im pomógł, a dopełnienia dzieła
miała dokonać mała randka domowa, którą postanowili sobie zorganizować
sobotniego wieczoru. Nie potrzebowali wiele, bo poza swoją obecnością zapewnili
sobie przekąski, dużo poduszek dla wygody i jakiś wyjątkowo głupi reality-show,
który wynalazła gdzieś jego luba. Gdy po raz pierwszy Aria wyskoczyła z
pomysłem wspólnego oglądania tego typu programu, najpierw ją wyśmiał, a potem
ze zgrozą spytał, czy mówiła poważnie. A gdy już potwierdziła, Athan zaczął się
buntować i zarzekać, że on nie da sobie mózgu kurczyć takimi bredniami. Na
niewiele się to zdało, bo ostatecznie i tak zaczęli spędzać przy tym kolejne
wieczory, a on, ku swojemu wewnętrznemu niezadowoleniu, zaczął się w to
naprawdę wciągnąć. Po pewnym czasie przyłapywał się na tym, że zapamiętywał
imiona uczestników, a nawet że miał już jakichś ulubionych. Głośno i żywo
komentował ich niedojrzałość, głupotę i wyraźnie niewielką inteligencję, nielogicznie
ułożone zasady i regulamin, naciągane akcje, dramatycznie spłycone charaktery
występujących tam ludzi oraz niezrozumienie dla faktu, że ktokolwiek naprawdę
to oglądał. Nawet jeśli sami przecież się do tego kręgu zaliczali. I podczas
gdy zwykle narzekanie Athana wywoływało u Arii irytację, wywracanie oczami albo
w najlepszym razie ignorowanie, tak tym razem wzbudzało w niej jedynie
rozbawienie — co jeszcze lepiej wpływało na panujący między nimi, wieczorny
nastrój.
— Cały dzień na to czekałam — wyznała mrukliwie Aria, wtulając
się w niego, gdy już zajęli swoje miejsca, otoczeni przekąskami, poduszkami i zapalonymi
świeczkami. Na ekranie telewizora pojawiła się już czołówka programu, który
mieli oglądać.
— A ja cały miesiąc — przelicytował ją z cichym
westchnieniem, masując ją miarowo delikatnie po ramieniu. — Czuję się trochę
tak, jakbym kilka godzin temu skończył biec w maratonie i dopiero teraz, w spoczynku,
docierała do mnie ogromna skala mojego zmęczenia. Mam ochotę zamknąć się z tobą
w tej sypialni na jakiś tydzień i w ogóle z niej nie wychodzić — wyznał,
spoglądając na ukochaną znacząco. — Co ty na to? Moim zdaniem to wcale nie jest
taki zły pomysł. Tylko ty i ja… I Lucky — dodał z rozbawieniem po chwili namysłu.
— Ostatnio widziałem go u Gudrun i dobrze by było, gdyby dzisiaj tam został.
Jeszcze nam jedzenie wetnie i niczym się z nami nie podzieli.
Gdy Aria zapytała go, czy za nią tęsknił, natychmiast spojrzał
na nią z miłością, uśmiechnął się, zamruczał cicho, po czym pocałował czule.
— Zaczynam za tobą tęsknić od razu, jak tylko znikasz mi z
oczu — wyznał cicho, raz jeszcze ją całując. — O to — podjął po chwili — czy ty
za mną tęsknisz, nie zapytam. Wiem, że nie — odpowiedział sam sobie z
żartobliwą powagą, wzruszając ramionami — bo pewnie masz już po dziurki w nosie
mojego narzekania. Ja też pewnie bym miał. Ale dzisiaj będziesz musiała się
przemęczyć — rzekł z udawanym żalem — bo jak tylko patrzę na te gęby — wskazał
brodą na ekran — to już mnie szlag trafia i już mam na ich temat dwadzieścia
rzeczy do powiedzenia, w tym piętnaście powodów do marudzenia. Ciekaw jestem —
mruknął — czy ktoś to ogląda tak na poważnie. Nie po to, by się odmóżdżyć, a
dlatego, że naprawdę go to jakoś interesuje i, nie wiem, chce czerpać stamtąd
jakąś wiedzę. Tak się w ogóle da? Przecież tam nie ma żadnej wiedzy.
Chyba tylko taka, co zrobić, żeby się tam dostać. Ja mam odpowiedź: przestać
myśleć.
Tego rodzaju filozoficzne rozważania na temat reality-show
było nieodłącznym elementem ich wspólnych seansów, do których, jak sądził, Aria
zdążyła się już przyzwyczaić. A jeśli nie, to nieźle to ukrywała. Ale wkrótce
nawet on musiał zamilknąć, bo w tym kretyńskim programie zaczęło dziać się
dziwnie poważnie. Oto bowiem para, która miała się ku sobie praktycznie od
początku programu, ale która była tak wybuchowa i, zdaniem Athana, fałszywa,
miała ostatnio kryzys, który postanowili wyjaśnić tylko we dwoje, zamykając się
w jednym z pokoi. Kamery z uwagą śledziły ich powagę, a mikrofony wychwytywały wypowiadane,
jakże górnolotne słowa. Para zastanawiała się nad swoim związkiem, rozważała
wszelakie scenariusze swojej przeszłości, aż w pewnym momencie wpadli na pomysł,
jak mogliby pogłębić swoją relację. Pomysł zdaniem Athana był dość głupkowaty,
bo polegał na zainstalowaniu jakiejś aplikacji, która miała każdemu z nich
losować jakieś „głębokie pytania”, na które druga połowa miała odpowiedzieć z
bezwzględną szczerością. Aplikacja, jak się potem okazało, była sponsorem
odcinka, co od razu wykrzywiało całą szczerość tej niby poważnej rozmowy
uczestników, ale Aria nieraz mu tłumaczyła, że zdecydowanie zbyt poważnie
traktował to, co widział na ekranie. Więc, choć nie było to wcale łatwe, nie
skomentował tego ani słowem.
— Gdybyś mógł — odczytała z aplikacji Mandy, uczestniczka programu
— cofnąć się w czasie do naszej pierwszej randki, jaką radę dałbyś samemu
sobie?
Na Joshu, partnerze Mandy, to pytanie nie zrobiło większego
wrażenia, jako że ich pierwsza randka wydarzyła się całkiem niedawno. Ale
Athana to pytanie tak zaciekawiło, że na moment się wyłączył, samemu je
analizując. Było całkiem ciekawe, tym bardziej, że jego pierwsza randka z Arią
była co najmniej specyficzna. I w ogóle
tą randką miała nie być, przynajmniej wedle pierwotnego założenia.
— A ty? — zagadnął Arię, chyba nieco ją tym zaskakując. —
Jak odpowiedziałabyś na to pytanie? Hm? Pamiętasz ją w ogóle? — zapytał nieco
prowokacyjnie. — W końcu, to było tak dawno temu… i to w ogóle miała nie być
randka — dodał, wypowiadając na głos swoją niedawną myśl.
Był ciekaw jej odpowiedzi. Był ciekaw też innych odpowiedzi
i innych pytań, bo nagle poczuł ochotę zadania jej kilku takich poważniejszych,
choć jednocześnie kreatywniejszych. Bardzo lubił te momenty, kiedy wraz z Arią
rozsiadali się gdzieś w ciszy i pogrążali się w spokojnej rozmowie, poruszając
po drodze najróżniejsze tematy, od tych wesołych i lekkich, po cięższe i
poważniejsze. Athan nie był pewien, czy powinien burzyć ten radosny nastrój takiego
typu rozmową, ale jeśli Aria nie miałaby nic przeciwko, to on tym bardziej.
A powrót wspomnieniami do ich pierwszej randki mógł być tego idealnym początkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz