Ilarie
Nie potrafiła wyobrazić sobie Leonarda, jako kogoś innego niż kapłana. Znała kilku, ale on był wyjątkowy i to nie tylko ze względu na swój wygląd, ale przede wszystkim na poglądy, jakie głosił. W dużej mierze kapłaństwo, jakiekolwiek, kojarzyło się jej z wstrzemięźliwością, skromnością i bogobojnością. Svik był tego zupełnym przeciwieństwem. Jej matka zawsze stawiała Tridamosa na pierwszym miejscu i podporządkowała mu całe swoje życie oraz życie pozostałych członków rodziny. Z tego, co mówił kapłan, Tridamos wcale tego nie oczekiwał, to Elena tak dosadnie interpretowała modły. Oczywiście, że zaskoczyły ją jego słowa dotyczące każdej poruszonej kwestii i nawet nie starała się tego ukryć. Dostrzegła coś jeszcze. Rozbrzmiewające w głosie mężczyzny rozbawienie. Zmarszczyła lekko brwi, tak samo robiła za każdym razem, kiedy Petre się z niej naigrywał. Nie poczuła się urażona, a jedynie zbita z pantałyku. Co tak go rozbawiło? Wspomnienie o karze?
- Matka przedstawia wiarę i postać Tridamosa niezwykle poważnie. Również konsekwencję nieposłuszeństwa, czyli nieobecności na modlitwach. Kiedy powróci na ziemie, zniszczy wszystkich, którzy choćby źle o nim pomyśleli albo krzywo spojrzeli na Skarabeusza. Cóż, perspektywa zniszczenia trochę mnie niepokoi, przyznaję. Nie znam innej wiary, więc czy chcę czy nie chcę, drżę na myśl o tym, że Tridamosa mogłaby rozgniewać moja niechęć. To tak samo, jak katolik który nie wierzy w Boga, a jednocześnie bardzo nie chce iść do piekła. – wyjaśniła pokrótce, na moment przenosząc wzrok z Leonarda, na widok za oknem. Było już zupełnie ciemno, a ogród oświetlały jedynie niewielkie latarenki, co nadawało całości niezwykłe przyjemnym i zarazem tajemniczy obraz. Bujne krzewy poprzecinane były równiutki, rabaty z różnymi odmianami kwiatów starannie zabezpieczone do wiosny, a majaczące nieco dalej wysokie topole nadawały całości elegancji. Elena lubiła chwalić się ogrodem i odmianami roślin z najróżniejszych stron świata. Mówiła, że niektóre z nich nie miały prawa bytu w tym klimacie, ale dzięki łasce Tridamosa wszystkie mają się dobrze i rozkwitają co roku.
Pytanie Leonarda o nią samą sprawiło, że nieco się zmieszała. Nie była dobra w tego typu rozmowach. W tej kwestii brylował Petre. Zawsze wiedział, jak powinien się zachować i co powiedzieć. Ilarie potrzebowała dłuższej chwili żeby się otworzyć. Podziwiała brata za tą otwartość. Wszyscy go lubili, bo roztaczał wokół aurę wesołości. Ona była nieco surowa.
- Może cię zaskoczę, ale też mam dość nudne życie. Nie patrz tak, mówię poważnie. I w dodatku, posłuchaj jak żałośnie to brzmi. Mieszkam z bratem, a matka szuka mi męża – oznajmiła , co sprawiło że w gabinecie zapadła niezręczna cisza, którą przerwał śmiech Ilarie. Kobieta popatrzyła na kapłana z pozbawieniem i dodała zaraz, że to najprawdziwsza prawda i nie próbowała sobie umniejszać.
- Opieram się jej oczywiście, ale jest nieustępliwa i kupczy mną, jak tylko może. Powinnam powiedzieć, że zostanę kapłanką i poświęcę się w pełni Tridomosowi? Może wtedy da mi spokój - zaproponowała cicho, bardziej do siebie niż do mężczyzny, ale niewątpliwie to słyszał.
- Petre jest moim najlepszym przyjacielem i razem prowadzimy hotel, Czarna Dalia. Powinieneś tam zajrzeć, jesteśmy z niego bardzo dumni. Nie chcę się chwalić, ale uważam że to najlepsze miejsce w Europie. Dbamy o każdego gościa, nawet takiego który tylko wpada z wizytą do właścicielki. – mrugnęła zalotnie do Leonarda i zsunęła się z biurka ojca, przebiegając wzorkiem po regałach z książkami. Przypomniała sobie, jak razem z bratem bawili się w gabinecie podczas gdy rodzice pracowali. Lubili przesiadywać tu tak bardzo, że zbudowano dla nich ukryte pomieszczenia do zabawy żeby nie przeszkadzali dorosłym. Ilarie podeszła do kapłana i chwyciła go delikatnie za rękę, by poprowadzić za sobą w stronę jednej z półek. Nie przejmowała się tym, że aż tak spoufala się z kapłanem. Już dawno, podczas tej rozmowy, zdążyła w myślach rozebrać go co najmniej trzy razy, więc taki gest był całkiem niewinny. Przeszedł ją dziwny prąd, kiedy poczuła dotyk jego ciepłej skóry na swojej.
- Moim ulubionym miejscem w domu jest ten tajny pokój. Ukrywam się tu czasem przed matką i jej kandydatami na męża dla mnie. Jako dziecko często się tu bawiłam razem z bratem. – pociągnęła za książkę w niebieskiej oprawie, a chwilę później dało się usłyszeć dźwięk mechanizmy, który zwolnił ukryte drzwi za regałem. Ilarie i Leonard przeszli wąskim, krótkim korytarzem do ciemnego pomieszczenia. Kobieta zapaliła światło, a jego blask oświetlił niewielki pokoik z mnóstwem książek i sprzętem fotografowania. Na półce było kilka aparatów i albumów ze zdjęciami. Pod ścianą z prawej strony stały dwa fotele i stolik, a po drugiej stronie domek dla lalek, pudło z klockami i ulubiony samochód strażacki Petre.
- Czasem robię zdjęcia, najczęściej sobie. Nie dlatego, że jakoś szczególnie lubię na siebie patrzeć i jestem próżna, ale dlaczego że wiem, co chcę zobaczyć w danym momencie i jakie emocję przekazać. Nie jestem profesjonalistą, więc robieniem zdjęć komuś i udzielanie wskazówek nie wchodzi w grę. Zdarza się, że złapie Petre lub babcie, ale rzadko. – sięgnęła po jeden z albumów i podała mężczyźnie, by mógł zobaczyć, co tworzyła w wolnej chwili. Zdjęcia były artystyczne, przedstawiały Ilarie z uśmiechem, zapłakaną lub przestraszoną, a także bardzo zmysłową. Były takie, gdzie widać było jej twarz oraz takie, gdzie pierwszą rolę odgrywało ciało.
- Nie mam już czasu zajmować się tym tyle, ile bym chciała, ale lubię to. Babcia na szesnaste urodziny zorganizowała mi ciemnie w piwnicy, ale mama nie pozwoliła kształcić się w tym kierunku, więc zostało mi hobby. Poza tym, też lubię czytać i oglądać stare filmy, czarnobiałe. Uwielbiam styl vintage, jak widać – uśmiechnęła się, pozwalając Leonardowi przejrzeć album. Jej cała garderoba była wzorowana na starych filmach i minionych epokach. Nie zawsze tak było. Ilarie będąc na studiach chciała poczuć się bardziej kobieco i zwracać na siebie uwagę nieco starszych mężczyzn, a nie chłopców w swoim wieku. Lubiła elegancki styl, mężczyzn bardziej doświadczonych i takich, którzy mogą zaoferować jej coś więcej niż kredyt studencki i trądzik. Kimś takim był na przykład profesor Adams, z którym łączył ją krótki romans. Mężczyzna miał wtedy czterdzieści lat, był po rozwodzie i używał takich perfum, że kolana jej miękły. Zawsze miał na sobie marynarkę i nieskazitelnie wyprasowaną koszulę. Zabierał ją do restauracji i opery, rozmawiali o książkach i kochali się na jego biurku, co nadawało pikanterii ich relacji. Zakończyli romans, kiedy Adams otrzymał pracę w Londynie. Ilarie nie płakała, bo relacja nie była na tyle poważna, by cierpieć z powodu jej końca. Nie wiązała z nim żadnej przyszłości. Przypuszczała, że właśnie dlatego zwróciła uwagę na Svika. Był bardzo w jej typie.
- Co zrobisz, jeśli ci powiem, że nie chcę wracać na kolację?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz