PETRE
Rozmowa z babcią, ku jego zaskoczeniu, nie za bardzo poszła
po ich myśli. Może to było naiwne ze strony Petre, ale sądził, że ich opiekunka
udzieli im konkretnych rad i wskazówek. Zawsze była żywiołową kobietką i Petre
raczej nie posądzałby jej o jakąś przesadnie daleko idącą ostrożność.
Oczywiście, kwestia demonów była bardzo niebezpieczna i nie należało pchać
palców między drzwi, gdy istniało tak duże ryzyko ich przytrzaśnięcia.
Niewtrącanie się w sprawy gości było natomiast złotą zasadą hotelową i choć w
tym punkcie rozumiał babcię, nie za bardzo się z nią zgadzał. Petre nigdy nie
bał się wyrażać własnego zdania i wdawać się w dyskusje z tą z pozoru surową
kobietą, dobrze wiedząc, że taka konstruktywna wymiana zdań wyjdzie im tylko na
dobre.
— Baaabcia — jęknął odrobinę prowokacyjnym tonem, doskonale
wiedząc, że ta elegancka staruszka natychmiast połknie przynętę — przecież wiesz,
że my rozsądne dzieciaki jesteśmy. Na takie nas wychowałaś? Czy nie? — spytał głośno,
spoglądając znacząco to na babcię, to na Ilarie. — Więc my wiemy, że nie powinniśmy
się wtrącać do życia naszych klientów, czego póki co nie zamierzamy robić — zgodnie
z daną ci obietnicą. Ale jednocześnie wpajałaś nam dobroć i wrażliwość na
cierpienie i…
— Petre — wtrąciła groźnym, ostrzegawczym tonem Adina,
najwyraźniej domyślając się, do czego jej wnuczek zmierzał.
— …innych — kontynuował niewzruszenie, mało udolnie udając,
że nie dostrzegał spojrzenia babki — wskazując, że najobrzydliwsze, co możemy
zrobić, to zignorować czyjeś cierpienie i udawać, że go nie widzimy. Ty nas
tego nauczyłaś! — przekonywał, tym razem już odrobinę złośliwie.
Ale tylko odrobinę. Po prostu uwielbiał się tak „odrobinę”
droczyć ze swoją ukochaną babcią.
— Nikt nie chce wylatywać z motyką na słońce i wypowiadać wojnę
demonom — zapewnił, tym razem nieco poważniejszym tonem. — Ja, prawdę mówiąc,
aż do niedawna sądziłem, że to albo rasa żyjąca tylko w legendach, albo już
wymarła. Nie sądziłem, że istnieją, nie wspominając już o spotkaniu ich we
własnym hotelu. Ale widać, że jest z nimi coś nie tak. Mówiliśmy ci o tym
tajemniczym zatruciu, pamiętasz? — Gdy Adina przytaknęła, Petre odchrząknął i
kontynuował. — Te demony znają zarówno otrutego, jak i jego przyjaciół, dlatego
zdawało się, że chcą im pomóc. Ale gdy ja i ten demon się spotkaliśmy twarzą w
twarz, nawrzeszczał na mnie, że jakim prawem coś takiego się wydarzyło i czemu
my nic nie robimy. Owszem, miał trochę racji — przyznał — ale był przy tym bardzo…
hm, agresywny werbalnie. Mało przyjemny typ — mruknął ponuro — więc można
powiedzieć, że chyba już podpadłem najpotężniejszemu stworowi na świecie —
dodał z obojętnym wzruszeniem ramion. — Ale…
— Petre! — przerwała babcia, lecz tym razem głośniej i
bardziej stanowczo. — Na bogów, to nie są powody to żartów!
— Oj, przepraszam, babcia — odparł natychmiast, choć niezbyt
przejęty jej przejęciem. — Chcę tylko powiedzieć, że pozostaniemy wobec niego
podejrzliwi i nic na to nie poradzimy. A obserwowanie, jak oni wyniszczają te
kobietę, jest potworne.
Adina wysłuchała go uważnie, po czym westchnęła głęboko, spojrzała
na swoje wnuki i uśmiechnęła się delikatnie, choć smutno. Także jej brwi nieco
opadły, a w oczach błysnęła troska zmieszana z niepokojem.
— Moje kochane dzieciaczki — rzekła czule, przytulając je
lekko do siebie. — To wspaniałe, że cały czas tkwi w was ten wielki pierwiastek
dobra, ale czasami trzeba pomyśleć także o sobie. To jest właśnie taki moment.
Narażając się tym demonom poprzez kontakt z tą zagrożoną kobietą, sami
narażacie się na ogromne niebezpieczeństwo. Nigdy, ale to nigdy nie powiem, że
w życiu należy kierować się egoizmem — zaznaczyła — ale czasami nie warto aż
tak ryzykować. Nie aż tak. Na waszym miejscu po prostu obserwowałabym sytuację,
ale nie wtrącała się. Na razie, póki sytuacja nie zrobi się groźna i nie
zacznie zagrażać pozostałym gościom. Dopóki ta sprawa dotyczy zamkniętego kręgu
demonów, nie ważcie się interweniować!
Babcia nie żartowała, łatwo było to wyczuć w jej głosie. Tym
samym Petre zrozumiał, że za dużo już nie ugra, a babuńka nie ugnie się pod
żadnym z kolejnych argumentów. Petre potrafił być uparty w dyskusjach, ale pod
tym względem staruszka biła go na głowę.
— No dobra — kiwnął wreszcie głową — to tylko obserwujemy.
Jak szpiegi! A, babcia — przypomniało mu się nagle — bo żeby obserwować wroga,
to wypadałoby coś o nich wiedzieć, nie? Ty nam tak z pamięci coś tam o nich
powiedziałaś… a skąd ty niby to wszystko o nich wiesz, hę? — spytał, spoglądając
na babcię z żartobliwa podejrzliwością. — A nie z babcinowego albumu aby? Ma
tam babcia coś o nich?
Wspomniany album był niczym innym jak wielką księgą wszelkich
różności, które zadziwiały babcię na tyle, że musiała to uwiecznić piórem i
zdjęciem lub rysunkiem. Dziwy zaś wynikały z historii babci oraz jej syna, a
ojca rodzeństwa. Tak się bowiem składało, że Adina wraz ze swoim mężem mieli
niesamowitą smykałkę tak samo do interesów, jak nauk ścisłych. Umieli to
połączyć, tworząc nowe ośrodki badawcze, a w rezultacie tworząc firmę farmaceutyczną,
która powoli acz stopniowo wyrastała na imperium rumuńskiego rynku. Schedę po
rodzicach miał przejąć ich jedyny syn, Vasile. Przystojny, pewny siebie i
charyzmatyczny młodzian cieszył się powodzeniem kobiet, ale w głowie zawróciła
mu tylko jedna — Elena, bogata córka bardzo bogatych rodziców, którzy karierę i
wpływy zbudowali na polityce. Bardzo szybko się w sobie zakochali, jeszcze szybciej
wzięli ślub. Uczucia nie zniweczyło nawet wyznanie Eleny, że zarówno ona, jak i
cała jej rodzina, to najprawdziwsze wampiry. Plan więc wykreował się dość
szybko i bardzo naturalnie: należało przemienić także Vasilego. Zgodził się,
ale pragnął nieśmiertelności także dla swojej matki, do której był bardzo
przywiązany. Ojca niestety nie było już z nimi na świecie, dlatego nie doczekał
się wiecznego żywota, ale Vasile i Adina już wkrótce zostali przemienieni w
wampiry. I o ile Vasile bardzo szybko się zaaklimatyzował, tak Adina czujnie i
podejrzliwie, ale jednocześnie z niemal dziecięcą ciekawością obserwowała
wszystkie zmiany zachodzące zarówno w niej, jak i w otoczeniu. Wszystko to zaś
zapisywała w swoim specjalnym albumie, tworząc z niego niejako przewodnik po
świecie nadprzyrodzonym — do którego właśnie wkraczała.
I choć babcia Adina żyła na tym świecie już naprawdę sporo
lat, album wciąż nie pokrywał się kurzem, albowiem cały czas pozostawał w użytku.
Zresztą, gdy on i Ilarie zostali przemienieni, ten album był dla nich czymś w
rodzaju podręcznika, z którego czerpali niemały kawałek wiedzy.
— Aaaa, może i tam coś być — przyznała, wstając z gracją i podchodząc
do jednej z wysokich półek, z której wyjęła czarny, prostokątny album, przypominający
nieco te starsze modele do ręcznego wklejania zdjęć.
Adina natychmiast zabrała się do wertowania stron,
przyznając przy okazji, że sama niezbyt dobrze pamięta, jakie rzeczy tam niegdyś
zapisywała, zwłaszcza na samym początku swojej wampirze przygody. Przy okazji
poszukiwań, rodzeństwo ze swoistym rozrzewnieniem wskazywało na poszczególne
strony, przypominając sobie okres swojego szkolenia.
— Mmmm… mam tu coś — rzekła wreszcie — ale nie ma tego
wiele. Tylko legendy. Coś o pieczęciach…
— Pieczęciach? — podchwycił natychmiast Petre, wyglądając
babci przez ramię i samodzielnie odczytując wskazaną notatkę. — A więc da się
je jakoś uwięzić! To na pewno przydatna wiedza.
— Demoni mogą opętać żywych — odczytywała dalej Adina — ale
tylko niegodziwców. Dobrych mogą tylko za obopólną zgodą. A ci się czasem
zgadzali za pomoc w realizacji swoich marzeń.
— Pakty z diabłem?
— Tak, coś w tym rodzaju.
— A nie da się jakoś demona zniewolić? Słyszałem legendy o
tym.
— Nic mi o tym nie wiadomo. I ani ci w głowie szukanie
sposobu! — zawołała groźnie.
— Babcia, jak ja nawet wyspać się porządnie czasu nie mam —
odparował, spoglądając na staruszkę z politowaniem. — nie w głowie mi takie
śledztwa. Ale szkoda, że ci nie wiadomo. To byłoby nawet ciekawe.
— I diabli niebezpieczne! Jakby się taki demon uwolnił, to
by cię…
— Zaamenował na amen. No wiem, babcia, wiem przecież.
Dalej niestety już nic nie znaleźli. Ten niewielki strzępek
informacji niespecjalnie usatysfakcjonował Petre i jedynie utwierdził w
przekonaniu, że póki co faktycznie nie mieli co grzebać w tej demoniej sprawie —
jeśli tylko nie chcieli sobie zagrozić. Czy Petre był z takiego obrotu spraw
zadowolony? Ani trochę, a brak jakiegokolwiek ruchu potwornie go drażnił. Lecz
czy się bał? Także: ani trochę. Jednak Petre dobrze wiedział, dlaczego tak
było: był na strach zbyt głupi.
— A zmieniając temat — rzekł nagle, odkładając album na
stolik — to co to znowu za kapłan? I o co się mateczka chce tym razem modlić?
Po co znowu te msze? — jęknął z niechęcią.
— Kapłan Svik pojawiał się u nas już kilkukrotnie. To, można
powiedzieć, znajomy rodziny. Powinniście go może nawet kojarzyć. Poznał was jak
byliście małymi dziećmi. Całkiem miły — przyznała ze wzruszeniem ramion. —
Gentelman, bardzo grzeczny i ułożony. I wcale nie aż taki fanatyczny… na pewno
nie aż tak jak Elena — dodała z krótkim uśmieszkiem. — Da się z nim porozmawiać
na inne tematy niż wiara, a to się ceni. Zresztą, ta wizyta to jego inicjatywa.
A wasza matka, co oczywiście, nie protestowała. Ale uznała, że to wielki
zaszczyt, że kapłan sam się wprosił, to zagoniła tu na teraz całą rodzinę.
Petre wiercił się niespokojnie na swoim miejscu. Wpadł na dość
dziwny pomysł i najchętniej od razu by się nim podzielił z Ilarie i babcią — ale
obawiał się, że od tej drugiej oberwie za to po głowie kapciem. Ale mimo to
postanowił spróbować.
— A gdyby tak go spytać… tak, no wiecie, teoretycznie… o
demonich? Może on, jako kapłan, wie coś więcej? W końcu obraca się w tych mitycznych
sferach. Musi coś wiedzieć. Spytamy go. Nie, Ilarie? — spojrzał na siostrę z iskrami
w oczach. — Po mszy jakoś go złapiemy. Babcia się nie martwi! Sama babcia mówi,
że to zaufany znajomy rodziny. A my co, ot, młode wampiry, ciekawe świata i
różności. Opowiemy mu, że nam babcia historie o złych duchach poopowiadała i my
ciekawi…
— Mnie, mały szogunie, w to nie mieszaj! — zagroziła po raz
kolejny babcia, lecz tym razem już nieco rozbawiona.
— Dobra, nie będę — obiecał posłusznie. — No to… no to oglądałem
serial o braciach polujących na demony i naszła mnie ciekawość, czy w naszym
świecie też demony istnieją. I go tak spytam. I on mi wtedy odpowie. I on
pewnie więcej wie. Dobry plan? Tak. To znakomity plan.
Ledwie zdążył skończyć zdanie, jak do drzwi zapukał służący,
przekazując informacje od matki rodzeństwa, że prosi wszystkich do kaplicy —
nawet mimo tego, że do mszy zostało jeszcze dziesięć minut. Ale z matką nie
było co się kłócić, dlatego cała trójka podniosła się z kanapy, choć wszyscy zrobili
to tak samo niechętnie.
— Mam nadzieję, że będzie cholernie nudny — mruknął, wychodząc z apartamentu babci. — To przynajmniej się trochę pośpię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz