Rozmowa z matką przebiegła tak samo, jak za każdym razem. Kobieta nie potrafiła rozmawiać z córką, a córka nie mogła znieść ciągłych pretensji i narzucania jej swoich racji. Zaczęły się sprzeczać już po pierwszych dwóch minutach, a Ilarie przewracała tak często oczami, że rozbolały ją gałki. Miała wielką ochotę wydrzeć się na matkę, ale musiała trzymać nerwy na wodzy, bo za drzwiami siedziała Wiera. Gdyby jej nie było, to z pewnością wypuściłaby z siebie wszystkie emocję. Nie rozumiała, jak matka może traktować ją w taki sposób i nagabywać do spotkań z synami wpływowych ludzi.
- Dlaczego ty mnie nigdy nie słuchasz? Przecież robię to dla ciebie, chcę zapewnić ci dostatnie i spokojne życie. – głos matki drażnił ją bardziej niż zazwyczaj. Nie mogła po prostu się rozłączyć, bo to wcale nie zniechęci jej rodzicielki do dalszych prób. Trzeba było obrać inną taktykę.
- Kupczysz moim ciałem, bo chcesz wzmocnić swoją pozycję. Mam rozkładać nogi przed kandydatem, którego podeślesz i zaciągnąć go przed ołtarz. Na to jest paragraf i odpowiednia nazwa, jak sądzę, doskonale ją znasz – syknęła dziewczyna, czując jak żyłka na czole zaczyna jej pulsować. Wiele razy wytykała matce, że zachowuje się, jak sutenerka, czym ona oczywiście się oburzała i wszystkiemu zaprzeczała.
- Nie bądź wulgarna! Mam z tobą same problemy i jestem na skraju załamania! Mogę liczyć tylko na Petre! Jesteś nieznośna, Ilarie Marie Dumitrescu! Masz mnie słuchać, do cholery! Rodziłam cię przez szesnaście godzin, należy mi się szacunek! – wrzasnęła wyraźnie rozjuszona. Ilarie uśmiechnęła się pod nosem, bo właśnie to chciała osiągnąć. Wyprowadzenie matki z równowagi było najlepszym wyjściem żeby zakończyć rozmowę.
- Wydzwaniasz do mnie cały dzień tylko po to żeby krzyczeć? Nie będę prowadziła z tobą rozmowy w takim tonie, poza tym mamy ważne sprawy związane z hotelem. Możesz zadzwonić do mnie, kiedy się uspokoisz. Dobranoc – jej głos był maksymalnie spokojny, co jeszcze bardziej nakręcało jej matkę. Nim się rozłączyła, usłyszała jeszcze przekleństwa i wrzaski o tym, że robi z niej wariatkę. Ilarie wiedziała, że będzie miała teraz spokój przez kilka dni.
Gdy wróciła do salonu, jej brat i Wiera żywo rozmawiali, co ucieszyło wampirzycę. Kobieta, mimo zmęczenia na twarzy, wyglądała na nieco rozpromienioną i bardziej zrelaksowaną. Ilarie uśmiechnęła się na ten widok i przysiadła obok niej.
- Aria przyjaźni się z Goro i Belialem. Ja jestem w tym towarzystwie od niedawna, ale darzę ich wszystkich wielką sympatią. Cóż, spotykam się też z Goro. – na wzmiankę o demonie, wyraz twarzy Wiery momentalnie się zmienił. Ilarie potrafiła go rozpoznać, bo widywała go w lustrze przez pewien czas. Kobieta była zakochana po uszy w Goro. Kiedy natomiast przeniosła spojrzenie na brata, omal nie spadła z sofy. Jego spojrzenie nie mogło być bardziej wymowne, więc od razu zwróciła uwagę na Aliego, który gdyby stał przy białej ścianie, to całkiem by się z nią zlewał. Coś było bardzo nie tak. Czyżby Wiera była zniewolona?
- Przyjechaliście tutaj na romantyczną wycieczkę? Miejsce idealne, ale po co wam przyzwoitka? – zagadnęła wampirzyca, na co Wiera wyraźnie się spięła. Zmarszczyła brwi i milczała dłuższą chwilę. Ilarie wyczuła, że zamierzała skłamać lub minąć się z prawdą.
- To nie tak. Goro i Belial przyjechali tu w sprawach służbowych, to ja jestem na doczepkę. Wpadliśmy przypadkiem na Isha, to znaczy na Ishmaela Drawsona i odkryliśmy jego stan. Resztę historii już znacie. Wezwaliśmy Athanasiusa Tismaneanu, bo on i Ishmael są przyjaciółmi. Aria uparła się żeby też się zjawić i oczywiście Gudrun, która z kolei spotyka się z Belialem. To żaden romantyczny wypad niestety – Wiera uśmiechnęła się lekko i dopiła szampana, którego miała w kieliszku. Rozmawiali jeszcze dłuższą chwilę o pogodzie w Anglii i innych błahych sprawach, ale w końcu nadszedł czas, by się pożegnać. Nie mogli zatrzymywać jej przez wieczność.
- Bardzo dziękuję za prezent i miłą rozmowę. – Ilarie i Petre wstali wraz z gościem i odprowadzili ją do drzwi. Nim wyszła, Ilarie chwyciła ją lekko za dłoń i odezwała się z powagą na twarzy.
- Gdybyś potrzebowała jakiejkolwiek pomocy lub chciała porozmawiać, to zapraszam. Znajdziesz mnie tutaj lub w gabinecie na parterze – Wiera spojrzała na nią zaskoczona, ale skinęła zaraz głową z podziękowaniem i zniknęła w głębi korytarza.
Ali siedział na sofie i sam nalewał sobie szampana, którego pił duszkiem. Powtarzał czynność kilka razy.
- Jest opętana, prawda? – odezwała się Ilarie przerywając ciszę. Mężczyzna skonał głową potwierdzająco.
- Coś w niej siedzi, to fakt. Czułem coś dziwnego, jakąś mroczną energię – wymamrotał Ali nieco drżącym głosem. Widać było, że ta sytuacja nieco go przerosła.
- Myślicie, że prawdziwa Wiera już nie żyje? Nie znam się na demonach, ale czy one nie przejmują martwego ciała? Co powinniśmy zrobić w takiej sytuacji? – Ilarie miała mnóstwo pytań, na które zapewne nikt jej nie odpowie. Czuła, że zalewa ją fala stresu i złości. Ile takich sytuacji miało miejsce w hotelu? Nigdy wcześniej nie mieszali się do spraw gości, więc nie mieli pojecia. Dawali im tym samym ciche przyzwolenie na tego typu działania. Ilarie była sobą zawiedziona.
- A najważniejsze, jak ukryjemy to przed szpiegujacym motylkiem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz