Ilarie
Skontaktowała się z szefem ochrony zaraz po rozmowie z bratem. Udało się zorganizować spotkanie z łowcami jeszcze tego samego dnia, w godzinach wieczornych. Wampirzyca nie przepadała za nimi, dlatego cieszyła się, że czas płynął jej wyjątkowo wolno, gdy zajęła się pracą. Choć przez chwilę skupiła się na czymś innym i oczyściła umysł, by nic nie zaprzątało jej myśli podczas rozmowy. Nie wiedziała czego mogła się po nich spodziewać, bo łowcy z natury byli przebiegli i nieprzewidywalni. Nadprzyrodzone istoty dawno już były tak cywilizowane, jak ludzie, a niekiedy nawet bardziej. Ilarie nie rozumiała tak wielkiej wrogości, którą wykazywali wobec nich łowcy. W Bukareszcie i jego okolicach dawno nie działo się nic złego, bo zarówno ona, jak i Petre, dbali o to, by było spokojnie. Po to właśnie wynajęli własną ochronę, która patrolowała tereny miasta, oczywiście tak by nie wchodzić łowcom w drogę. Rodzeństwo Dumitrescu chciało mieć pewność, że żaden ich gość, nawet ten przyszły, nie dopuści się złych czynów. Gdyby pozwalali na rozlew krwi, a tym samym czynne działania łowców, to nie mieliby tylu goście. Hotel cieszył się dobrą opinią, mogli też pochwalić się bezpieczeństwem na wysokimi poziomie i dyskrecją. Ilarie miała nadzieję, że tak zostanie.
Czekała na brata w samochodzie razem z Grigorem, który zajmował miejsce kierowcy.
- Myślisz, że będą robić jakieś problemy? – zagadnęła mężczyznę. Odwrócił się do niej i z kwaśną miną wzruszył ramionami. Widać było, że sytuacja z łowcami też na niego wpływała w negatywny sposób. Grigori był spokojnym mężczyzną, który stronił od okazywania emocji, alkoholu i kobiet młodszych niż czterdzieści lat. Nie wyglądał na bezwzględnego najemnika, a raczej na urzędnika państwowego. Ilarie go lubiła i traktowała tak, jak ulubionego wujka. Wiedziała, że Grigori również ich lubił i rzeczywiście dbał o ich bezpieczeństwo i nie robił tego tylko ze względu na pieniądze.
- Nie mam pojęcia. Ich ruchy w mieście są chaotyczne i niezrozumiałe, więc nie wiem, co kombinują. Nie martw się. Chłopaki będą w pobliżu, gdyby coś się działo. Poza tym, łowcy nie są głupi i tak otwarcie by was nie zaatakowali. Narażą się wtedy waszej rodzinie, a sama wiesz, jakie macie wpływy – zapewnił posyłając wampirzycy lekki uśmiech. Ilarie kiwnęła głową i odwzajemniła uśmiech. Cieszyła się, że mieli kogoś takiego, jak Grigori. Mężczyzna miał rację, nie musiała obawiać się ataku, ale nie zmieniało to faktu, że i tak była niespokojna i lekko podenerwowana zbliżającą się rozmową. W tym samym momencie drzwi do auta otworzyły się i obok niej na tylnym siedzeniu usiadł Petre. Zatrzymała go rozmowa przez telefon z konserwatorem zabytków. Od dawna nosili się z zamiarem odnowy elewacji, a właściwie przywrócenia jej do pierwotnego stanu. Był to bardzo wymagający i czasochłonny zabieg, dlatego musieli mieć pewność, że wybiorą odpowiednia osobę.
Droga do biblioteki zajęła im nie więcej niż dwadzieścia minut. Budynek był jednym z najstarszych w mieście. Zarządcą była rodzina Pavel, która z pokolenia na pokolenie opiekowała się wszelkimi jej dobrami. Ilarie i Petre znali wnuka głównego zarządcy, bo obracali się w tych samych kręgach. Gdy dotarli na miejsce, od razu poprowadzono ich do gabinetu w głębi głównej sali. Do spotkania zostało jeszcze parę minut. Kobieta już miała odezwać się do brata, kiedy nagle drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a do środka weszła dwójka łowców w towarzystwie drobnej blondynki. Dziewczyna była ubrana dość ekscentrycznie i znaczenie wyróżniała się z tłumu. Nie pasowała do opisu standardowego łowcy. Miała na sobie niebieskie palto i beret w tym samym kolorze. Spod okrycia wierzchniego wystawała jej kwiecista bluzka z koronką u dołu. Jej wielkie oczy otaczały gęste, długie rzęsy, a Ilarie mogłaby przysiąc, że nie widziała nigdy dotąd tak pięknych oczu. Dziewczyna przypominała nimfę lub wróżkę, w całej swej delikatności.
Wszyscy usiedli do stolika, ale nikt się nie odezwał. Ciszę w końcu przerwała Ilarie, zerkając przy tym na brata i Grifora. Ktoś musiał w końcu zacząć.
- Dobry wieczór. Nie ma chyba co niepotrzebnie przeciągać spotkania. Chyba wszyscy chcemy mieć już to za sobą. Nazywam się Ilarie, a to mój brat Petre. Jesteśmy właścicielami Czarnej Dalii i chcielibyśmy renegocjować umowę. Ostatnimi czasy zauważyliśmy, że znacznie naruszacie nasze granice i obserwujcie gości. Czy macie ku temu jakiś konkretny powód? – zapytała wampirzyca, na co jeden z łowców prychnął pod nosem, a drugi pokręcił głową z niedowierzaniem. Dziewczynom nawet nie drgnęła.
- Kiepscy z was właściciele, skoro nie wiecie co się dzieje. Wszystkie nadprzyrodzone kreatury szaleją, jakby jakaś cholera ich wzięła. Czego byśmy nie sprawdzili, to wszystkie tropy prowadzą do hotelu. – oznajmił mężczyzna, a Ilarie poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Puściła mimo uszu uwagę o kreaturach, bo nie było sensu się z nim spierać.
- Nie jesteśmy odpowiedzialni za wszystkich nadprzyrodzonych w mieście – syknęła ze złością w stronę łowcy.
- Ale to przez wasz hotel lgnie do miasta ich coraz więcej – odgryzł się mężczyzna i uważnie przyjrzał się rodzeństwu.
- Jeśli nie macie nić do ukrycia, to zapewne zgodzicie się na mojego człowieka wewnątrz hotelu. Będzie zdawać mi relację tego, co dzieje się w środku i alarmować o ewentualnym niebezpieczeństwie. Ja w zamian wycofam ludzi z okolic hotelu – zaproponował łowca, czekając na decyzję Ilarie i Petre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz