Rozdział 626

Ilarie

Mieszkanie rodzeństwa Dumitrescu znajdowało się we wschodniej części hotelu. Zostało podzielone na dwa apartamenty, które łączyła część wspólna, na którą składała się kuchnia oraz salon. Urządzone było w podobnym stylu, co Czarna Dalia, choć mogło wydawać się nieco skromniejsze. Pozbawione było zbędnych ozdobników, a to nadawało mu bardziej domowego charakteru. Ilarie mieszkała z Petre od czasu, gdy oboje byli w stanie się usamodzielnić i bardzo to sobie chwaliła. Jej relacja z rodzicami nie była łatwa, zwłaszcza z matką. Rodzina robiła wszystko pod jej dyktando, a ona jako jedyna wyłamywała się z tego schematu. Na tyle, na ile mogła. Spornym elementem od ponad roku była kwestia jej małżeństwa i odrzucania wszystkich kandydatów podesłanych przez matkę. Ta, trzymając się staroświeckich zasad chciała wydać córkę za dystyngowanego dżentelmena z dobrego domu, by jeszcze bardziej poszerzyć rodzinne koneksje. Ilarie nie zamierzała być kolejną z jej marionetek. Dlatego tym bardziej  cieszyła się, że mieszka z bratem i ma święty spokój. Brakowało jej natomiast babci, z którą oboje byli bardzo zżyci. Seniorka mieszkała w rodzinnej rezydencji za miastem i nie często ją opuszczała. Petre bywał w domu rodzinnym częściej niż siostra, a ta pozwalała sobie na dłuższe wizyty tylko wtedy, gdy wiedziała, że rodziców nie ma w mieście. 

Kiedy weszła do kuchni, Petre siedział już przy wyspie i sączył kawę z dość kwaśną miną. A może tylko tak jej się wydawało. Zbliżyła się do niego i cmoknęła w policzek na przywitanie. Pachniał świeżą wodą kolońską, co świadczyło o tym, że niedawno się golił. Dziewczyna skrzywiła się, czując na ustach nieprzyjemną gorycz i przetarła je wierzchem ręki. 

- A cóż to za mina? Coś cię gryzie? – zagadnęła, zaczynając krzątać się po kuchni. Miała dziś zamiar wypić krew zamiast kawy. Od kilku dni czuła się dziwnie niespokojna i podenerwowana, ale tłumaczyła to sobie sytuacją w hotelu. Doszło do otrucia jednego z gości, inni natomiast byli w dość bojowym nastroju. Wszyscy chodzili na paluszkach, by czasem kogoś przez przypadek nie rozdrażnić choćby spojrzeniem. Wśród takiej mieszanki temperamentów i osobowości nie trudno o kłopoty. 

- Mijałam się przed chwilą z państwem Tismaneanu. Byłam w recepcji, bo Simon miał problem z kluczem do składziku. Wychodzili razem z panem Drawsonem. Nie wyglądał najlepiej, ale najwidoczniej na tyle dobrze, by mogli wrócić do domu. Zaproponowałam im oczywiście pobyt jeszcze kilka dni, ale ten mężczyzna w długich włosach stwierdził, że nie ma takiej potrzeby i nie chcą narażać nas na koszty. Poznałeś ich? – zapytała z zaciekawieniem. Ishmael Drawson był gościem, który został otruty jakaś dziwną, niezidentyfikowaną substancją i bardzo ciężko to zniósł. Ilarie widziała go tylko raz o wyglądał koszmarnie. Była pewna, że będą mięli w hotelu pierwszy, od lat pięćdziesiątych, zgon. Na szczęście skończyło się dobrze, choć o dobrej formie Drawsona nie można było mówić. Odwróciła głowę w stronę wibrującego na blacie telefonu i zamarła. Nie miała najmniejszej ochoty rozmawiać z tą osobą, która właśnie się do niej dobijała. Zrobiła cierpiętniczą minie i westchnęła głośno. 

- Nie muszę nawet patrzeć, a i tak wiem kto dzwoni. Matka znowu chce umówić mnie z Albertem, no wiesz, tym blondynem którego ojciec ma rafinerię. Jak bardzo mówię niezrozumiale, kiedy powtarzam, że Albert nie jest mną zainteresowany, bo woli facetów? Na ciebie by poleciał. Przejmij go, proszę– wyszczerzyła się nagle do brata, dając mu do zrozumienia by to on poszedł na randkę zamiast niej. Wiedziała, że Petre interesuje się kobietami, ale warto było spróbować. Miałaby jeden problem z głowy. Matka nie dawała za wygraną i co jakiś czas podsyłała jej kandydatów do ożenku, których Ilarie spławiała na najróżniejsze sposoby. 

Nagle przypomniało się jej coś ważnego, o czym zapomniała powiadomić Petre. Powinna zrobić to od razu, ale dostała informację bardzo późno i nie chciała wyciągać go z łóżka w środku nocy. 

- Wczoraj rozmawiałam z Grigorem i powiedział mi coś niepokojącego. Nie wiem, co o tym myśleć. Podobno łowcy kręcą się coraz bliżej hotelu i sprawdzają gości, którzy się wymeldowali. Póki co, robią to wybiórczo, ale to niedopuszczalne. Wydaje mi się, że chyba czas na jakąś rozmowę z nimi. Co o tym myślisz? Ostatnio źle się tutaj dzieje. Może wezwę Guślarza żeby odpędził złe duchy i byty? Może ktoś coś nam zostawił i dlatego jest tak nerwowo – Ilarie usiadła na krześle na przeciwko brata i upiła spory łyk ze swojego kubka. Na jej górnej wardze został czerwony ślad krwi, który starannie oblizała żeby nie zmarnować ani kropli. Babcia wpoiła im szacunek do krwi, który z kolei przekazała jej babka. Najważniejszą zasadą było to, aby doceniać każdy łyk. Krew, to życie, a więc najcenniejszy dar na ziemi. Z krwi rodziło się wszystko. Krew czyniła ich wyjątkowymi i należało za to dziękować. Nie wszyscy w rodzinie byli tego samego zdania. 

Grigori był szefem ochrony hotelu. Najemnik z Rosji, który posiadał grupkę zaufanych oraz dobrze wyszkolonych ludzi. Zazwyczaj nie mieli oni za dużo roboty, ale czasem zdarzali się niebezpieczni klienci i dobrze było mieć kogoś takiego pod ręką. Czarna Dalia cieszyła się dobrą sławą. Reputacja w świecie nadprzyrodzonych była bardzo ważna. To, że klienci mogli czuć się tu swobodnie, było ich wizytówką. Gdyby było inaczej, to nadprzyrodzeni nie chcieliby spędzać tu czasu. Ilarie chciała, by tak zostało, a to mogli pokrzyżować łowcy. 

- Poprosiłam żeby w nocy zrobili dwa obchody w granicach trzech kilometrów od hotelu, ale żeby nie przekraczali rzeki i ktoś ma dyskretnie obserwować siedzibę łowców. Nie chcę żeby wyglądało, że coś kombinujemy, ale wolę być przygotowana – oznajmiła, chwytając w końcu telefon z impetem, gdy zawibrował ponownie i odrzuciła połączenie od matki. Wyłączyła urządzenie i to samo poleciła bratu, wiedząc że i jego komórka za chwilę zacznie dzwonić. 

- Za godzinę znudzi się jej dzwonienie, więc będziesz mógł włączyć. Albo odbierz i powiedz, że uciekłam z jakimś zmiennokształtnym bez grosza przy duszy i że jestem w ciąży i musiałam sprzedać nerkę żeby spłacić jego długi. A jego babka jest w jednej trzeciej syreną. – liczyła na to, że po usłyszeniu takich wieści matka dostanie po prostu zawału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^