Rozdział 612

Aria

Dni mijały leniwie. Miała wrażenie, że wręcz wloką się nieubłaganie i wydłużają, jakby były z gumy. Chciała już wracać do domu i zapewne nie była jedyną osobą z takim pragnieniem. Athan obserwował Isha i sprawdzał jego stan, by mieć pewność, że powrót do Anglii zniesie w miarę dobrze. Nikt nie chciał, by mu się pogorszyło, choć mąż zapewniał, że najgorsze już minęło i Drawson będzie powoli odzyskiwał siły. Aria starała się wyciągać jakieś pozytywy z pobytu w Rumunii i raz nawet namówiła Athanasiusa na spacer po mieście i kolację poza hotelem. Nie miała wyrzutów sumienia i wydawało się jej, że Athan również. Miała nadzieję, że nie udawał przed nią i naprawdę cieszył się z ich małej, szybkiej randki. Oboje potrzebowali oddechu i powiewu świeżego powietrza. Starali się nie rozmawiać o obecnych wydarzeniach tylko skupić się na przyszłości i w pełni zrelaksować. Głównym tematem oczywiście były dzieci i zmiany, jakie będą miały miejsce po ich narodzinach. Spędzili ten czas bardzo miło.

Kiedy Athanasius oznajmił w końcu, że Ishmael jest na tyle sprawny, że podróż nie sprawi mu większych problemów, Aria nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu. Objęła Drawsona i ścisnęła trochę za mocno, bo mężczyzna jęknął cicho i nieco się skrzywił. Jehanne zachichotała pod nosem i widać było, że powrót Isha do formy sprawił, że i ona poczuła się znacznie lepiej. Wampir nabrał kolorów, jeśli tak można było to określić. Nie wyglądał już tak, jakby przemieliło go najgorsze licho i wypluło. 

- Jeszcze długa droga do odzyskania pełni sił, ale sam już chodzi i nawet marudził dziś, że mam dać mu laptopa, bo musi sprawdzić maile – zakomunikowała rudowłosa, dodając z dumą, że nie spełniła jego prośby. 

- Narobiłeś nam strachu. Cieszę się, że już ci lepiej – Aria spojrzała na Drawsona z lekkim uśmiechem i nagle w jej głowie pojawiły się wspomnienia, w których Ish okazywał jej niechęć i głosił swoje poglądy odnośnie związku jej i Athana. Poczuła, jak powoli coś wciąga ją w jakaś mroczną otchłań. Z każdą kolejną chwilą, jej uśmiech słabł aż w końcu usta zacisnęły się w wąską linię. 

Szkoda, że nie zdechłeś. To chciałaś przecież powiedzieć. Dlaczego kłamiesz? Wiesz dobrze, że Athan zaraz to wyczuje. Jesteś oszustką. Lepiej wrócić do domu bez Drawsona. I tak go nie lubisz, prawda? Jehann będzie smutna, ale szybko dojdzie do siebie. Nie pamiętasz już, jak cię traktował? Nie pamiętasz, jak szydził z ciebie na każdym kroku? 

Aria stała bez ruchu, wpatrując się w jakiś punkt na ścianie. Słyszała w swojej głowie ten cichy głos, ten który ciągle coś do niej szeptał od kiedy przekroczyła próg hotelu. Podpowiadał jej same kłamstwa i manipulował jej uczuciami, mieszał w głowie. O włos nie wypowiedziała tego wszystkiego na głos. Kim wtedy by się stała? Jehann i Athan nie wybaczyliby jej tych słów i zapewne nie uwierzyli, że wcale tak nie myśli. Musiała się wycofać z pokoju, kiedy miała jeszcze na tyle siły, by z tym walczyć. Miała nadzieję, że mąż nie zorientuje się, że ucieka. 

- Zajrzę do właścicieli hotelu i powiadomię o naszym wyjeździe i o tym, że Ishmael czuje się już lepiej. Bądź co bądź, dla nich też zapewne będzie to dobra wiadomość – stwierdziła Aria, uśmiechając się do męża krótko, unikając jego wzroku. Bała się, że wyczyta z jej oczu coś, co bardzo chciała ukryć. Nawet przed samą sobą. 

Zanim udała się do biura zarządcy hotelu, wyszła na balkon żeby zaczerpnąć powietrza. Musiała uspokoić gonitwę myśli, a najlepiej na to działał chłód. Po dawnym, ludzkim życiu zostało w niej całkiem sporo. Niektóre wampiry wyzbywają się wszystkich człowieczych odruchów, a jeszcze inne, takie jak Aria, zachowywały niektóre. Odczuwanie chłodu było jednym z nich. Pamiętała doskonale, jak tuż po przemianie nie radziła sobie z nową sytuacją i często przesiadywała na tarasie w szlafroku lub bieliźnie, czego oczywiście Athana nie pochwalał. Teraz nie miała zamiaru się rozbierać, a jedynie uporządkować myśli. Musiała wziąć się w garść i wytrzymać jeszcze tylko chwilę. Chłód sprawiał, że Aria odzyskiwała umiejętność trzeźwego myślenia. Chciała postrzegać wszystko takim, jakie było, a nie takim jakie podsuwała jej spaczona podświadomość. Wampirzyca miała wrażenie, że ktoś wcisnął jej na nos okulary zniekształcające wszystko, na co spoglądała i przez to nie była w stanie ocenić normalnie sytuacji. Doszukiwała się czegoś, czego nie było i co nigdy nie miało miejsca. Walczyła z tym ze wszystkich sił. 

Zapukała do drzwi biura i czekała na zaproszenie do środka. Weszła i zamykając za sobą drzwi, rozejrzała się pośpiesznie po pomieszczeniu, a dopiero później jej spojrzenie padło na mężczyznę siedzącego za biurkiem. Miał na sobie elegancki garnitur, idealnie skrojony. Śnieżnobiała koszula była wyprasowana tak dokładnie, że nie dostrzegała żadnego, choćby najmniejszego zagniecenia. Spinki do mankietów dobrane były pod sygnet, który zdobił jego serdeczny palec. 

- Dzień dobry, nazywam się Aria Tismaneanu. Chciałam osobiście poinformować, że stan naszego przyjaciela, pana Drawsona, znacznie się poprawił i niedługo wyjedziemy. Przepraszam za wszelkie niedogodności związane z naszym pobytem tutaj i ewentualne wybuchy gniewu, które miały miejsce.  To była ciężka sytuacja, zarówno dla nas, jak i dla państwa. Wierzę, że robiliśmy wszystko, by to rozwiązać i dziękuję za to. – skinęła lekko głową i uśmiechnęła się do właściciela hotelu. Kiedy dłużej przyjrzała się jego twarzy, poczuła coś dziwnego. Przeszły jej po plecach dreszcze, a serce zabiło szybciej, jakby spotkała właśnie kogoś, kogo dawno nie widziała. Zmarszczyła brwi i skupiła się na jego rysach jeszcze bardziej. Być może mijała go na hotelowym korytarzu i dlatego wydawał się jej teraz znajomy. Przemierzyła kawał świata i spotkała na swojej drodze wielu ludzi, ale była pewna, że Petre nie był jednym z nich. Głupio jej było gapić się na niego tak ostentacyjnie, więc szybko odwróciła wzrok, skupiając się na czymś, co było jej doskonale znane i można powiedzieć, że należało do bezpiecznych tematów. Sztuka. Widać było, że Petre też lubił się nią otaczać. 

- Czy to Joseph Reinhart? – wskazała ruchem głowy obraz wiszący na ścianie przy regale z książkami. Przedstawiał pełne morze i kołyszący się na falach statek typu holender. 

- Obrazy marynistyczne, to co prawda nie mój ulubiony nurt w malarstwie, ale ten jest wyjątkowo piękny. Niespokojne morze. Idealne odwzorowanie barw i ruchu fal. Szczegóły okrętu są niesamowite. Kiedyś miałam jeden jego obraz w swojej kolekcji. Powrót rybaków. Znalazłam kolekcjonera, który docenił o wiele bardziej jego piękno niż ja – pochwaliła, robiąc kilka kroków w stronę obrazu, któremu chciała przyjrzeć się z bliska. Można było dostrzec na pokładzie statku kilka sylwetek marynarzy. 

- Lubi pan sztukę, panie Dumitrescu? Widzę tutaj kilka ciekawych eksponatów. Proszę wybaczyć moją wścibskość, zboczenie zawodowe. Pracuję w muzeum – wyjaśniła Aria. Ponownie wróciła wzrokiem do twarzy mężczyzny i ponownie poczuła to dziwne coś. Nieznośne mrowieniem w kościach. Rodzącą się bardzo powoli ekscytację. Jej żołądek właśnie zrobił fikołka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^