GORO
Zastała ich istna rewolucja
informacyjna.
I może to nie był właściwy czas,
właściwy moment, właściwa okoliczność, ale Goro nie umiał ukryć dumy, jaką czuł
wobec Wiery i jej jak zawsze zabójczo ostrego umysłu. Nawet wyczerpana i
zaniedbana — co nieustannie go męczyło — potrafiła wymyślić więcej niż oni
wszyscy przez ostatnie kilka dni. A to, na co wpadła, było prawdziwą rewolucją,
objawieniem, eureką. A jednocześnie było... banalne. Jak mogli wcześniej nie
wpaść na boską teorię wpasowaną do ich wiadomych? Jak mogli nie pomyśleć, że
skoro Xun był istotą potężną, to był też bogiem? Wprawdzie tu i ówdzie
pojawiało się takie określenie, ale raczej w kontekście istoty potężniejszej
niż człowiek — lecz nie w kontekście bardzo dosłownym. A tymczasem okazuje się,
że już dużo wcześniej mogli mieć jakiś konkretny trop — gdyby tylko podeszli do
zagadnienia... dokładniej.
— To nie jest dobra wiadomość.
Chrypliwy, przepełniony goryczą,
niepokojem, a nawet delikatną złością głos Imrego przeszył panującą wokół
ciszę, wbijając się w nią jak sztylet i rozdzierając jak starą, trzeszczącą
tkaninę. Spojrzenia zebranych w środku skierowały się w stronę albinosa,
dostrzegając jednocześnie, że i tak ostre rysy jego twarzy znacznie się
wyostrzyły, a w nienaturalnie jasnych oczach błyskało coś trudnego do
zidentyfikowania, jakaś trująca mieszanka, która zapewne najbliższej nocy nie
pozwoli Imremu zasnąć.
Jednak Goro po chwili zaczynał
rozumieć podejście Imrego. Nigdy przecież nie dążył do bezpośredniej
konfrontacji, wprost przeciwnie. Mniej rozeznani w temacie, albo też mniej
subtelni, nie widzieli jednak powodu, by się z Imrem zgadzać.
— To, że wreszcie mamy jakiś trop
nie jest dobrą wiadomością? — spytał Likar, świdrując albinosa swoim
przeszywającym spojrzeniem. — Błąd —zawyrokował. — To jest doskonała wiadomość.
Nie ma nic gorszego niż brak wiedzy na temat tego, z którym się walczy.
Tu jednak też Goro musiał się
zgodzić i choć naprawdę rozumiał podejście Imrego, demona także ekscytowała
nowa dawka informacji do sprawdzenia.
— Imre — zaczął spokojnym tonem
Goro — wiedza na temat tego, z kim chcemy walczyć... lub przed kim należy się
skryć, pozwoli nam ustalić, w jaki sposób mamy to zrobić. Im więcej wiemy na
temat Xuna, tym konkretniejsze i trafniejsze będą nasze poczynania. Xun być
może nie spodziewa się, że wpadniemy na jakikolwiek trop. Tak jak wspomniała
Wiera, on stara się dostosować do ówczesnych czasów w każdy możliwy sposób, aby
wyglądać jak każdy inny; aby go nie rozpoznać, zapomnieć, potraktować jak
jednego z miliona statystów chodzących na tym świecie. Ignoruje nas, bo wie, że
my także go zignorujemy. A to pozwala nam mieć nadzieję, że nas nie docenia.
Nie widzi w nas żadnego zagrożenia. Im dłużej tak myśli, tym większe mamy
szanse. Ale w takim przypadku nie możemy pozwolić, by nas zauważył —
przestrzegł, uważnie przyglądając się kolejno każdemu z zebranych. — Zatrucie
Isha być może sprawia, że jego wzrok jest skierowany w naszą stronę, dlatego
musimy być ostrożni.
Czuł się tak, jakby rzucał
oczywistymi oczywistościami, na które każdy ze słuchaczy mógłby ze znudzeniem
wywrócić oczami. Goro jednak żył zbyt długo na tym świecie, by nie wiedzieć, że
najłatwiej jest się wywalić na najprostszych rzeczach. Jeśli coś jest ważne,
należy to zaznaczyć i o tym powiedzieć, choćby nawet mogło się wydawać, że
każdy to wiedział. Dlatego Goro powtórzył to, czego sam zamierzał się trzymać.
Choć konkretny plan wciąż pozostawał do opracowania.
— Tak, tak, wiemy — Likar nie
wyglądał na takiego, na którym mowa demona zrobiła jakiekolwiek wrażenia. — A
teraz ważniejsza kwestia, mnie się wydaje. Panie urodziwy jakże albinosie —
brodacz skierował całą swoją uwagę, wraz z wyjątkowo intensywnym spojrzeniem,
na Imrem — czy to możliwe, tak po pańskiemu, że ten, co żeś pan go Xunem
nazwał, to faktycznie jaki bożek być może? Czy to raczej mało prawdopodobne?
Imre długo milczał. Bardzo długo.
Sprawiał wrażenie dziecka, które zdawało sobie sprawę, że tajemnica, którą nosiło
na swoich barkach, była dla jego dziecięcej istoty zbyt ciężka i poważna.
Początkowo zamyślony i niepewny wzrok miał wbity w podłogę, ale z czasem zaczął
coraz częściej krótko spoglądać na poszczególnych członków tego jakże
osobliwego zebrania. Na moment zagryzał nawet wargę, najwyraźniej mocno bijąc
się z własnymi myślami.
— Nie wiem — odparł w końcu po
cichu. — Choć… któż inny byłby tak pozbawiony serca, tak okrutny i na tyle
potężny, by bez mrugnięcia oka niszczyć całe rasy? Tylko bogowie. Tylko ci,
którzy trzymają w dłoniach całe światy, mając je za nic niewarte zabawki.
To stwierdzenie na jakiś czas
wywołało milczenie w całej sali, ale nie mogło to trwać długo, ponieważ wciąż
pozostawało kilka palących kwestii do ustalenia.
— A więc — odchrząknął Likar —
mamy do czynienia z Tanatosem i, jak zakładam, jego bratankiem Ikelosem? To nic
dziwnego — prychnął — że się jeden z drugim dogadał. Choć — brodacz zmarszczył
brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawiając — dlaczego w takim razie pomógł
naszej panience Wierze? Gdyby to były tylko jakieś nieznajome sobie patałachy,
to mogliby ganiać tylko za wspólnymi interesami i pomagać tymi, którym chcą.
Ale, z tego coście tu ustalili, to rodzinka jest. No to czemu bratanek tak
łatwo zdradził swojego wuja i wszystko jakiejś, za przeproszeniem panienki,
zwykłej wiedźmie wyśpiewał? Za wysoką opłatą, a i owszem, ale gdzież tu
jakakolwiek rodzinna lojalność? To, moim zdaniem, luka w tym pomyślę. Albo —
podkreślił, podnosząc dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym — nasza szansa. Bo
może tak być, że między boskimi braćmi jakiś konflikt jest. I może ten nasz...
no, jak mu tam... no, po prostu bratanek — Likar szybko zrezygnował z
przypomnienia sobie imienia — z takiej właśnie obowiązkowej lojalności wobec
rodziny pomaga temu naszemu Xunowi... no i, wiadomo, dlatego że wzajemnie mają
wspólne interesy. Ale przesadnie lojalny nie jest, bo trzyma, co oczywiste,
stronę swojego ojca w tym braterskim konflikcie. Tylko to, niestety, wyłącznie
teoria. Te, panie nekromanta — Likar spojrzał oczekująco na Kiana — jeśli Xun
to tak naprawdę Tanatos, a Tanatos to bóg śmierci, to chyba coś niecoś więcej
powinieneś wiedzieć, co? Albo przynajmniej wiedzieć, jak się dowiedzieć. No
chyba że rzyć z ciebie nieumyta — oznajmił gniewnie — a nie specjalista od
śmierci. Bo za takich nekromantów prawdziwych uważam.
Goro póki co nikomu nie
przerywał, pogrążony we własnych myślach. Czy to wszystko mu pasowało? Tak, w
pewnym sensie tak. Poza tym cieszył się że wreszcie mieli jakąś konkretną
teorię. Teraz mogli zacząć ją sprawdzać, badać, szukać tych, którzy byłyby specjalistami
w tej dziedzinie.
I może, pomyślał, od
tego warto zacząć.
— Powinniśmy znaleźć specjalistów
zajmujących się tą dziedziną. Oczywiście wśród nadnaturalnych — doprecyzował
Goro. — Nie twierdzę, że będzie cokolwiek wiedział konkretnie o Xunie, ale może
nam podpowiedzieć rzeczy, które my po minęliśmy lub o których nawet nie
mieliśmy pojęcia. Wszelkie pradawne religie to wciąż fascynujący temat, bieżący
ciekawość wielu. Co więcej, jestem pewien, że wielu ma podobne podejście do
kwestii bóstw, co my teraz: że one ewoluują, przystosowują się do aktualnych
czasów. Zgadzam się więc, że mogą cały czas istnieć, choć nawet dla mnie, tak
długo żyjącego demona, jest to zagadka. Dlatego musimy poznać opinię
specjalistów.
Mniej więcej w tym czasie Goro
doszedł do wniosku, że nie mogli w takim razie jeszcze zdradzić niczego rumuńskiej
Radzie. Byłoby za wcześnie, nie mieli wszak żadnych dowodów, a jedynie same
teorie i domysły. Wiera, jak sądził, ucieszy się z tej jego powściągliwości,
ale powie jej o tym później, jak już będą sami.
— Ja znam takowego speca —
odezwał się Likar — i mogę do niego zatelefonować. On też, jak mniemam, zna
wielu innych podobnych do siebie pomyleńców, więc będzie można sięgnąć po kilka
opinii. I podoba mi się — zwrócił się do Wiery —teoria dotycząca tego mojego
głupiego przyjaciela i tego, dlaczego Xun go wtedy nie zabił. I to nawet
zabawne — prychnął, choć odrobinę gniewnie — że w zasadzie można powiedzieć, iż
uratowała go jego depresja! Zabawne, doprawdy zabawne. Nie omieszkam mu o tym
wspomnieć i zaznaczyć, że jak jeszcze raz się będzie chciał ukatrupić, to niech
to lepiej z uśmiechem na głupiej gębie i tęczą w myślach robi.
— Myślicie — spytał cichutko Imre
— że on wciąż może gdzieś tu być?
— Sądząc po tych dziwnych
zawirowaniach w naszych emocjach — odparł Goro z gorzkim uśmiechem — myślę, że
tak, że znajduje się gdzieś w okolicy. Pamiętajmy tylko — zauważył — że nie
jest powiedziane, że działa sam. Do Rumunii przywiódł nas problem z morderstwami
wśród ostatnich członków zagrożonych ras. Podejrzewamy, że Xun może mieć z tym
coś wspólnego. Ale w takim razie musiałby się rozdwoić. Jasne, jeśli to bóg,
może ma takie możliwości — przyznał — ale pewnie wygodniej byłoby, gdyby miał
pomocników. Czy ich ma? Tak poza koszmarami? Nie wiem. Ale dla nas nadal
kluczowe jest także poznanie mordercy. I powstrzymanie tego procederu, który,
wedle naszych informacji, nadal trwa.
No właśnie, nadal trwa,
pomyślał strapiony. Więc czy powinien wracać? Teoretycznie, tak. Ale
praktycznie... problem należało likwidować od środka. Poza tym, nie mógł
zostawić z tym Wiery. Znajdowali się w epicentrum ogromnego kłopotu i wszystkie
ręce powinny się znajdować na pokładzie. Jego też.
— Likarze — Goro spojrzał na
brodacza z największą uwagą — gdy już skontaktujesz się ze wspomnianymi
specjalistami, natychmiast nas k tym poinformuj. Gdyby to było możliwe,
najlepiej, gdyby któryś z nich tu przyjechał. Ważne jest wszystko, co
charakterystyczne. W tym sposoby przywołania go. Nie zamierzamy tego robić —
dodał, czując na sobie silnie zaniepokojone spojrzenie Imrego — ale w razie
czego musimy to wiedzieć. Prędzej czy później na pewno nam się to przyda i
będziemy chcieli go znaleźć. Musimy to zrobić, zanim on zechce znaleźć nas;
zanim się na nas skupi i potraktuje jak zagrożenie. Dlatego bardzo ostrożnie
dawkujmy zadania. Nie zachowujmy się jak w popłochu. Niech Xun myśli, że to on
ma wszystko pod kontrolą.
Zwłaszcza że właśnie tak było, pomyślał ponuro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz