ROZDZIAŁ 607

GORO

Zastała ich istna rewolucja informacyjna.

I może to nie był właściwy czas, właściwy moment, właściwa okoliczność, ale Goro nie umiał ukryć dumy, jaką czuł wobec Wiery i jej jak zawsze zabójczo ostrego umysłu. Nawet wyczerpana i zaniedbana — co nieustannie go męczyło — potrafiła wymyślić więcej niż oni wszyscy przez ostatnie kilka dni. A to, na co wpadła, było prawdziwą rewolucją, objawieniem, eureką. A jednocześnie było... banalne. Jak mogli wcześniej nie wpaść na boską teorię wpasowaną do ich wiadomych? Jak mogli nie pomyśleć, że skoro Xun był istotą potężną, to był też bogiem? Wprawdzie tu i ówdzie pojawiało się takie określenie, ale raczej w kontekście istoty potężniejszej niż człowiek — lecz nie w kontekście bardzo dosłownym. A tymczasem okazuje się, że już dużo wcześniej mogli mieć jakiś konkretny trop — gdyby tylko podeszli do zagadnienia... dokładniej.

— To nie jest dobra wiadomość.

Chrypliwy, przepełniony goryczą, niepokojem, a nawet delikatną złością głos Imrego przeszył panującą wokół ciszę, wbijając się w nią jak sztylet i rozdzierając jak starą, trzeszczącą tkaninę. Spojrzenia zebranych w środku skierowały się w stronę albinosa, dostrzegając jednocześnie, że i tak ostre rysy jego twarzy znacznie się wyostrzyły, a w nienaturalnie jasnych oczach błyskało coś trudnego do zidentyfikowania, jakaś trująca mieszanka, która zapewne najbliższej nocy nie pozwoli Imremu zasnąć.

Jednak Goro po chwili zaczynał rozumieć podejście Imrego. Nigdy przecież nie dążył do bezpośredniej konfrontacji, wprost przeciwnie. Mniej rozeznani w temacie, albo też mniej subtelni, nie widzieli jednak powodu, by się z Imrem zgadzać.

— To, że wreszcie mamy jakiś trop nie jest dobrą wiadomością? — spytał Likar, świdrując albinosa swoim przeszywającym spojrzeniem. — Błąd —zawyrokował. — To jest doskonała wiadomość. Nie ma nic gorszego niż brak wiedzy na temat tego, z którym się walczy.

Tu jednak też Goro musiał się zgodzić i choć naprawdę rozumiał podejście Imrego, demona także ekscytowała nowa dawka informacji do sprawdzenia.

— Imre — zaczął spokojnym tonem Goro — wiedza na temat tego, z kim chcemy walczyć... lub przed kim należy się skryć, pozwoli nam ustalić, w jaki sposób mamy to zrobić. Im więcej wiemy na temat Xuna, tym konkretniejsze i trafniejsze będą nasze poczynania. Xun być może nie spodziewa się, że wpadniemy na jakikolwiek trop. Tak jak wspomniała Wiera, on stara się dostosować do ówczesnych czasów w każdy możliwy sposób, aby wyglądać jak każdy inny; aby go nie rozpoznać, zapomnieć, potraktować jak jednego z miliona statystów chodzących na tym świecie. Ignoruje nas, bo wie, że my także go zignorujemy. A to pozwala nam mieć nadzieję, że nas nie docenia. Nie widzi w nas żadnego zagrożenia. Im dłużej tak myśli, tym większe mamy szanse. Ale w takim przypadku nie możemy pozwolić, by nas zauważył — przestrzegł, uważnie przyglądając się kolejno każdemu z zebranych. — Zatrucie Isha być może sprawia, że jego wzrok jest skierowany w naszą stronę, dlatego musimy być ostrożni.

Czuł się tak, jakby rzucał oczywistymi oczywistościami, na które każdy ze słuchaczy mógłby ze znudzeniem wywrócić oczami. Goro jednak żył zbyt długo na tym świecie, by nie wiedzieć, że najłatwiej jest się wywalić na najprostszych rzeczach. Jeśli coś jest ważne, należy to zaznaczyć i o tym powiedzieć, choćby nawet mogło się wydawać, że każdy to wiedział. Dlatego Goro powtórzył to, czego sam zamierzał się trzymać. Choć konkretny plan wciąż pozostawał do opracowania.

— Tak, tak, wiemy — Likar nie wyglądał na takiego, na którym mowa demona zrobiła jakiekolwiek wrażenia. — A teraz ważniejsza kwestia, mnie się wydaje. Panie urodziwy jakże albinosie — brodacz skierował całą swoją uwagę, wraz z wyjątkowo intensywnym spojrzeniem, na Imrem — czy to możliwe, tak po pańskiemu, że ten, co żeś pan go Xunem nazwał, to faktycznie jaki bożek być może? Czy to raczej mało prawdopodobne?

Imre długo milczał. Bardzo długo. Sprawiał wrażenie dziecka, które zdawało sobie sprawę, że tajemnica, którą nosiło na swoich barkach, była dla jego dziecięcej istoty zbyt ciężka i poważna. Początkowo zamyślony i niepewny wzrok miał wbity w podłogę, ale z czasem zaczął coraz częściej krótko spoglądać na poszczególnych członków tego jakże osobliwego zebrania. Na moment zagryzał nawet wargę, najwyraźniej mocno bijąc się z własnymi myślami.  

— Nie wiem — odparł w końcu po cichu. — Choć… któż inny byłby tak pozbawiony serca, tak okrutny i na tyle potężny, by bez mrugnięcia oka niszczyć całe rasy? Tylko bogowie. Tylko ci, którzy trzymają w dłoniach całe światy, mając je za nic niewarte zabawki.

To stwierdzenie na jakiś czas wywołało milczenie w całej sali, ale nie mogło to trwać długo, ponieważ wciąż pozostawało kilka palących kwestii do ustalenia.

— A więc — odchrząknął Likar — mamy do czynienia z Tanatosem i, jak zakładam, jego bratankiem Ikelosem? To nic dziwnego — prychnął — że się jeden z drugim dogadał. Choć — brodacz zmarszczył brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawiając — dlaczego w takim razie pomógł naszej panience Wierze? Gdyby to były tylko jakieś nieznajome sobie patałachy, to mogliby ganiać tylko za wspólnymi interesami i pomagać tymi, którym chcą. Ale, z tego coście tu ustalili, to rodzinka jest. No to czemu bratanek tak łatwo zdradził swojego wuja i wszystko jakiejś, za przeproszeniem panienki, zwykłej wiedźmie wyśpiewał? Za wysoką opłatą, a i owszem, ale gdzież tu jakakolwiek rodzinna lojalność? To, moim zdaniem, luka w tym pomyślę. Albo — podkreślił, podnosząc dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym — nasza szansa. Bo może tak być, że między boskimi braćmi jakiś konflikt jest. I może ten nasz... no, jak mu tam... no, po prostu bratanek — Likar szybko zrezygnował z przypomnienia sobie imienia — z takiej właśnie obowiązkowej lojalności wobec rodziny pomaga temu naszemu Xunowi... no i, wiadomo, dlatego że wzajemnie mają wspólne interesy. Ale przesadnie lojalny nie jest, bo trzyma, co oczywiste, stronę swojego ojca w tym braterskim konflikcie. Tylko to, niestety, wyłącznie teoria. Te, panie nekromanta — Likar spojrzał oczekująco na Kiana — jeśli Xun to tak naprawdę Tanatos, a Tanatos to bóg śmierci, to chyba coś niecoś więcej powinieneś wiedzieć, co? Albo przynajmniej wiedzieć, jak się dowiedzieć. No chyba że rzyć z ciebie nieumyta — oznajmił gniewnie — a nie specjalista od śmierci. Bo za takich nekromantów prawdziwych uważam.

Goro póki co nikomu nie przerywał, pogrążony we własnych myślach. Czy to wszystko mu pasowało? Tak, w pewnym sensie tak. Poza tym cieszył się że wreszcie mieli jakąś konkretną teorię. Teraz mogli zacząć ją sprawdzać, badać, szukać tych, którzy byłyby specjalistami w tej dziedzinie.

I może, pomyślał, od tego warto zacząć.

— Powinniśmy znaleźć specjalistów zajmujących się tą dziedziną. Oczywiście wśród nadnaturalnych — doprecyzował Goro. — Nie twierdzę, że będzie cokolwiek wiedział konkretnie o Xunie, ale może nam podpowiedzieć rzeczy, które my po minęliśmy lub o których nawet nie mieliśmy pojęcia. Wszelkie pradawne religie to wciąż fascynujący temat, bieżący ciekawość wielu. Co więcej, jestem pewien, że wielu ma podobne podejście do kwestii bóstw, co my teraz: że one ewoluują, przystosowują się do aktualnych czasów. Zgadzam się więc, że mogą cały czas istnieć, choć nawet dla mnie, tak długo żyjącego demona, jest to zagadka. Dlatego musimy poznać opinię specjalistów.

Mniej więcej w tym czasie Goro doszedł do wniosku, że nie mogli w takim razie jeszcze zdradzić niczego rumuńskiej Radzie. Byłoby za wcześnie, nie mieli wszak żadnych dowodów, a jedynie same teorie i domysły. Wiera, jak sądził, ucieszy się z tej jego powściągliwości, ale powie jej o tym później, jak już będą sami.

— Ja znam takowego speca — odezwał się Likar — i mogę do niego zatelefonować. On też, jak mniemam, zna wielu innych podobnych do siebie pomyleńców, więc będzie można sięgnąć po kilka opinii. I podoba mi się — zwrócił się do Wiery —teoria dotycząca tego mojego głupiego przyjaciela i tego, dlaczego Xun go wtedy nie zabił. I to nawet zabawne — prychnął, choć odrobinę gniewnie — że w zasadzie można powiedzieć, iż uratowała go jego depresja! Zabawne, doprawdy zabawne. Nie omieszkam mu o tym wspomnieć i zaznaczyć, że jak jeszcze raz się będzie chciał ukatrupić, to niech to lepiej z uśmiechem na głupiej gębie i tęczą w myślach robi.

— Myślicie — spytał cichutko Imre — że on wciąż może gdzieś tu być?

— Sądząc po tych dziwnych zawirowaniach w naszych emocjach — odparł Goro z gorzkim uśmiechem — myślę, że tak, że znajduje się gdzieś w okolicy. Pamiętajmy tylko — zauważył — że nie jest powiedziane, że działa sam. Do Rumunii przywiódł nas problem z morderstwami wśród ostatnich członków zagrożonych ras. Podejrzewamy, że Xun może mieć z tym coś wspólnego. Ale w takim razie musiałby się rozdwoić. Jasne, jeśli to bóg, może ma takie możliwości — przyznał — ale pewnie wygodniej byłoby, gdyby miał pomocników. Czy ich ma? Tak poza koszmarami? Nie wiem. Ale dla nas nadal kluczowe jest także poznanie mordercy. I powstrzymanie tego procederu, który, wedle naszych informacji, nadal trwa.

No właśnie, nadal trwa, pomyślał strapiony. Więc czy powinien wracać? Teoretycznie, tak. Ale praktycznie... problem należało likwidować od środka. Poza tym, nie mógł zostawić z tym Wiery. Znajdowali się w epicentrum ogromnego kłopotu i wszystkie ręce powinny się znajdować na pokładzie. Jego też.

— Likarze — Goro spojrzał na brodacza z największą uwagą — gdy już skontaktujesz się ze wspomnianymi specjalistami, natychmiast nas k tym poinformuj. Gdyby to było możliwe, najlepiej, gdyby któryś z nich tu przyjechał. Ważne jest wszystko, co charakterystyczne. W tym sposoby przywołania go. Nie zamierzamy tego robić — dodał, czując na sobie silnie zaniepokojone spojrzenie Imrego — ale w razie czego musimy to wiedzieć. Prędzej czy później na pewno nam się to przyda i będziemy chcieli go znaleźć. Musimy to zrobić, zanim on zechce znaleźć nas; zanim się na nas skupi i potraktuje jak zagrożenie. Dlatego bardzo ostrożnie dawkujmy zadania. Nie zachowujmy się jak w popłochu. Niech Xun myśli, że to on ma wszystko pod kontrolą.

Zwłaszcza że właśnie tak było, pomyślał ponuro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^