ATHANASIUS
Nie mógł na niego patrzeć. Nie mógł znieść myśli, że znajdował się z nim w jednym pomieszczeniu, że prowadził z nim rozmowę, nawet jeśli się niemal nie odzywał. Nie mógł znieść faktu, że Likar przyglądał się temu demonowi z nieukrywanym zainteresowaniem, a może nawet fascynacją. Athana to nie dziwiło; jego przyjaciel uwielbiał wszystko, co nowe i nieznane, a z demonami najwyraźniej nie miał zbyt wiele wspólnego. Athan bardzo mu tego zazdrościł i chętnie by się z nim zamienił. Dla niego życie w nieświadomości było istną bajką i wiele żałował, że ta bajka została zaburzona.
Wtedy jednak przypominał sobie, że gdyby nigdy nie natknął się na demony, Gudrun nigdy by nie wróciła. Wzdychał wtedy z irytacją, z zaciśniętymi zębami dziękował w duchu za istnienie tych draniów, po czym beztrosko wracał do kontynuowania nienawidzenia ich.
Kiedy demon zaczął mówić, Athan mimowolnie słuchał, choć słuchał nie chciał. W pewnym sensie się do tego zmuszał, wiedząc doskonale, że to, co powie, mogło mieć związek z tym, kto i dlaczego otruł Isha. Jednak głos tego drania sam był dla Athana jak trucizna. Był jak grube igły wbijane mu w oko. Jak kwas z wolna i po troszeńku wylewany na jego skórę. Głowa aż go bolała od brzmienia jego głosu, a ciało momentalnie spinało się w pragnieniu ataku. Ledwie sekunda. Tyle wystarczyłoby, by Athan rzucił się na Beliala z pięściami, gdyby nie uruchomił swoich wszystkich rezerw opanowania i cierpliwości. A i tak czuł, że jechał na oparach.
Niestety, w końcu nie wytrzymał. I choć nie zaatakował go pięściami, i tak nie powstrzymał się od innego ataku — słownego.
— Taka, o której wie mało osób? — powtórzył wściekle. — I co? Jak długo zamierzacie trzymać w kieszeni takie drobne sekreciki? Robicie dokładnie to samo — warczał przez zaciśnięte zęby — to samo, co Baltimorowie! A teraz…
Niespodziewanie nie dane było mu dokończyć, bo zderzył się ze srogim sprzeciwem ze strony jednocześnie spodziewanej i niespodziewanej.
— Zawrzyj gębę — syknął w jego stronę Likar, marszcząc gniewnie brwi. — Widać od razu, żeś po trzykroć bardziej niż zwykle rozdrażniony, a to znaczy, że nie masz obiektywnego osądu. Poza tym widocznie się, panowie, nie lubicie — Likar przyjrzał się uważnie jednemu i drugiemu — więc pozwól, że ja z Beliaszem gadać będę. A ty stul pysk, Głupi.
Athan zaczerwienił się ze złości, ale nic nie powiedział. Wystarczył jego lodowaty wzrok, który Likar z pewnością błyskawicznie rozszyfrował. Nienawidził, kiedy jego przyjaciel upokarzał go w towarzystwie, a robił to nad wyraz często — bo i lubił to robić.
— Niemniej — kontynuował swobodnie Likar, ponownie całą swoją uwagą skupiając na demonie — to jest bardzo ciekawe, coś powiedział, ale i mój obecny tu przyjaciel trafił w punkt. W rzyci, musisz wiedzieć — poprawił się lekko na krześle — jakie tam są wasze układy czy układziki. Chcecie się bawić w królestwo, króla, rycerzy i inne takie? To się bawcie. Ale, powiedz mi, mój nowy przyjacielu Beliaszu, czy wy jako takie narzędzia w ogóle macie? I czy w ogóle wiecie, co w zasadzie przed nami ukrywacie i po co? Bo na razie, nie gniewaj się, wyglądacie jak biegające po podwórzu kurczaki bez łbów. Bez urazy — podkreślił takim tonem, jakby Likarowi było całkowicie obojętne, czy Belial rzeczywiście się obrazi.
Ostatecznie Athan ucieszył się, że to właśnie przyjaciel prowadził rozmowę z demonem. On, nieraz już to udowodnił, nie był w stanie tego zrobić i wątpił, by kiedykolwiek mógł. To zapewne sprawi wielką przykrość jego córce, ale istniały rzeczy nie do przeskoczenia — i to z pewnością była jedna z tych.
— Zamierzamy stąd wyjechać możliwie jak najszybciej — warknął w odpowiedzi Athan, ignorując zakaz Likara. — Niech tylko Ish poczuje się lepiej i będzie w stanie podróżować, natychmiast stąd znikamy.
Być może to był pierwszy i ostatni raz, kiedy on i Belial w czymkolwiek się zgadzali.
— A ja może zostanę — mruczał w zamyśleniu Likar. — Miałem do Rygi wracać, ale może zechcę mieć tamte sprawy w dupie, kto wie, kto wie. A czym wy, się, przepraszam, zajmujecie? I w jaki sposób to ma się z Ishmaelem łączyć? Zrozum, demoni pomiocie — Likar wstał, wygładzając zmarszczki na swoich i tak niewyprasowanych spodniach — że jeśli to rzeczywiście się jakoś wiążę, to ja mogę pomóc. Widział żem w życiu trochę takich samych choróbsk, ździebko też wiem o tym, co być może je rozprowadza. I ten tutaj o, twój antyprzyjaciel — wskazał na Athana — też dobrze się być może z nim poznał. Więc jeśli serio chcecie się w zbawicieli bawić, to warto wiedzieć, kiedy o pomoc prosić. Bo jak wyście tego nie umią, to gówno z was, a nie zbawiciele. I w ogóle do dupy z taką akcją ratunkową.
— Nie mieszaj mnie w to — burknął Athan.
— Już jesteś w to wmieszany, głupcze tałatajski! — zawołał rozgniewany Likar. — Wmieszano cię w to wraz z zarażeniem ci Ishmaela! A Ishmael, przypominam ci — rzekł, udając poważny, elegancki ton — złapał to samo tałatajstwo, co żeś i ty złapał, już nie powiem nawet, w jaki sposób — dokończył znacząco, świdrując go intensywnym, wyjątkowo nieprzyjemnym spojrzeniem.
Na zapewnienie Beliala, że odpowie na wszystkie pytania, Likar rozpromienił się momentalnie, najwyraźniej mając w zanadrzu więcej niż tylko kilka pytań. Ponownie więc usiadł na krześle, ułożył jedną nogę na drugiej, złożył na kolanie dłonie, po czym wbił w Beliala intensywne spojrzenie.
— Pytanie pierwsze: prawda to, że jesteś ty miłośnikiem mojej kochanicy? Bo jak tak, to wiedz, że ja żem zazdrosny jest. I że moja kochanica pod moją ochroną jest. I tak naprawdę to ona moja jeno jest, ten tam, jej ojciec, potwierdzi.
— Potwierdzam — westchnął Athan, wyraźnie coraz bardziej zmęczony tą rozmową.
— Pytanie drugie — rzekł Likar, zupełnie nieprzejęty Athanem — czyście trafili na jakieś tropy takiej samej zarazy? Albo jakichś dziwnych zgonów? Jak tak, to mów, nie bój się, że ci sekrety w świat za kilka srebrników sprzedam. Mnie w ogóle nie interesuje, czy chcecie świat poratować czy nie, chociaż przecież i ja po nim depcę. Raz jeszcze powtarzam: ja pomóc mogę. Ale za odpowiednią opłatą — dodał z wyższością w głosie. — A moje wieści, uwierz, całkiem cenne są. Pytanie tylko, czyś nimi w ogóle zainteresowany. Ale zdradzę ci, Beliasz, w sekrecie — Likar pochylił się lekko — że byłbyś głupcem straszliwym, gdybyś zainteresowania nie okazał.
Athan pokiwał z politowaniem głową. Jakoś się nie dziwił, że Likar był w stanie wytargować się o wszystko, nawet jakby miało chodzić o zdrowie i życie innych. Nigdy nie interesowały go żadne wyższe cele i nie był zbyt wyczulony na ewentualne nieszczęścia lub katastrofy. Znakomicie radził sobie z emocjami — i to nie tylko swoimi, ale i cudzymi.
— Pytanie trzecie — odchrząknął — brzmi tak: czy wy wiecie, jak w ogóle chronić takich jak ten, choćby, leżący tu Ishmael? I inni prostaczkowie? Czy po prostu biegacie i jak te ślepe kury i liczycie, że się wam ziarno trafi? Czyście po tej próbie otrucia powzięli jakiekolwiek środki ostrożności? I czyście posprawdzali, czy tu czasem innych takich prób otrucia nie było? I czwarte od razu zadam — dodał po namyśle — czego wy tu grzebiecie, a nie w swojej londyńskiej macierzy? Bo wy, słyszałem, angielskie demoniki, prawda? To po kiego grzyba wam drakulowy naród? Chyba że — Likar odchylił się w krześle, zrobił budującą napięcie pauzę i przyjrzał się Belialowi podejrzliwie — wy do tutejszych włodarzy sprawę macie. Jak tak, to współczuję. A jeśli wyście na coś polują, a włodarze nic nie wiedzą, to współczuję jeszcze bardziej. Bo jak się już dowiedzą, to tam wam rzycie złoją, że trzy pełnie księżyca nie dacie rady usiąść i na plecach jeno spać będziecie. Wy śpicie w ogóle? Nieważne — mruknął, najwyraźniej w ogóle niezainteresowany odpowiedzią.
Zainteresowany był natomiast odpowiedziami Beliala, ponieważ Likar nagle zamilkł, poprawił się jeszcze trochę na krześle i wbił w Beliala spojrzenie intensywne, przeszywające, bardzo ciekawskie. Był to ten rodzaj spojrzeń, który aż palił, którego nie sposób było przegapić i na które nawet odwrócenie głowy nic by nie dało.
Jednym słowem, Belial wpadł w likarową pułapkę. A Athan, mimo całej swojej nienawiści do demona i niechęci przebywania z nim w jednym pomieszczeniu, bardzo się z tej pułapki ucieszył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz