ROZDZIAŁ 560

Wiera

Nie zaskoczyła ją reakcja Goro na pomysł z umieraniem. Nie mogła mieć do niego pretensji, bo sama nie chciała żeby tak się narażał. Oczywiście, że miał rację i nie można było ufać nekromancie, ale Wiera była zdesperowana i bardzo chciała wierzyć w to, że nie zostanie oszukana i uzyska pomoc. Prawda była jednak taka, że nie spotkała bardziej przerażającej od niego istoty, jak do tej pory, ani bardziej interesownej i przebiegłej. Daleko było mu do postawy demonów, które nie kłamały i nie łamały danego słowa. 

Spojrzała na Goro niepewnie, nie wiedząc czy powinna opowiadać szczegóły ze swojej przeszłości. To, że była nieposłuszna i odbiegała standardami od wszystkich innych griszy zapewne wiedział. Były jednak takie momenty, o których sama chciała zapomnieć, a z pewnością nie chciała się tym chwalić przed innymi, a zwłaszcza przed ukochanym. Ona też nie wiedziała o nim wszystkiego, a nawet nie miała śmiałości o to pytać. Był o wiele starszy i z pewnością przeżył nie jedno, a jego żywot nie był nieskazitelny. Wiera nie miała nic do ukrycia, ale było jej najzwyczajniej wstyd. Nigdy nikogo nie oceniała przez pryzmat działań i podejmowanych decyzji, jednak nie wszyscy tak robili. Było wielu ludzi i wiele istot, które nigdy nie wybaczały błędów i skreślamy kogoś, kto nie wykazał się godną postawą. Ktoś mógłby uważać Imrego za tchórza, bo bał się Xuna i uciekał. Ona to rozumiała, bo przez jej strach zginęło niegdyś kilka osób. 

- Natknęłam się na niego przypadkiem w lesie, niedaleko mojego domu. Był w kiepskimi stanie, a leczenie go zajęło mi kilka miesięcy, bo nie miałam w sobie jeszcze wtedy Cienia i byłam w trakcie nauki. Trzymałam go w tajemnicy przed wszystkimi, sam też prosił o dyskrecję. Nie miałam pojęcia kim był, ale wiedziałam że przed kimś uciekał i potrzebował kryjówki. Kiedy doszedł do siebie i odzyskał siły na tyle, by mógł odejść, wyjawił mi prawdę o sobie. Byłam zbyt przerażona żeby wezwać go kiedykolwiek, choć pokazał mi, jak to zrobić. Na początku był miły i przyjazny i nawet myślałam o tym, by prosić go o pomoc w ucieczce z Bibury – wyjaśniła zgodnie z prawdą. Była naiwna, a nekromanta to wykorzystał. Doskonale pamiętała chaos, jaki wywołał w miasteczku oraz pamiętała wszystkich tych, którzy zapłacili najwyższą cenę za jej milczenie. 

Nie zabiłem cię tylko dlatego, że mi pomogłaś. No i trochę cię polubiłem, na tyle żeby mieć u ciebie dług. Wezwij mnie, a zjawię się żeby spełnić jedno twoje życzenie, o ile mnie zaciekawi. Jeśli tak nie będzie, to po prostu cię zabiję, bo bardzo nie lubię kiedy ktoś marnuje mój czas. I pamiętaj, jeśli kiedykolwiek, ktokolwiek o mnie zapyta – nigdy mnie nie widziałaś. Wiesz, czego nie lubię bardziej od marnowania mojego czasu? Kłapania jęzorem. 

Wyryła sobie w pamięci jego ostatnie słowa, by nigdy ich nie zapomnieć i żeby czasem nie przyszło jej do głowy, by go wezwać. Chciała zapomnieć, że spotkała kogoś takiego, jak on i że dała się oszukać w tak oczywisty sposób. Była dzieckiem, które ufało każdemu, kto choćby się uśmiechnie. Gdy tylko zobaczyła rannego mężczyznę, myślała o tym, by udzielić mu pomocy, a nie zostawić go na pewną śmierć. W lesie czaiły się różne istoty i dzikie zwierzęta, które miałyby z niego niezłą ucztę. Nie mogła pozwolić, by spotkał go tak straszny los. 

- Tak, jak mówiłam, uciekał przed czymś albo przed kimś, ale najwyraźniej wpadli na jego trop. Siedziałam cicho, tak jak mi kazał, kiedy w wiosce pojawili się jacyś ludzie. Bałam się przyznać, że mu pomogłam. Na początku tylko prowadzili rozmowy, ale w końcu pojawiła się broń i zginęło kilka osób. Dokładnie to osiem. Nigdy nikomu się do tego nie przyznałam, ale to była moja wina. Gdybym powiedziała, że go znam i mu pomogłam, że ukrywał się w Bibury, to może dali by spokój i odeszli. W końcu odpuścili, bo nikt nic przecież nie wiedział o nekromancie. Starszyzna zarzekała się, że griszowie żyją sami i unikają kontaktu z obcymi, ale ich zapewnienia były dla nich niczym. Poświecono osiem osób żeby nekromanta pozostał nieuchwytny – wyjawiła, czując jak przygniata ją powoli ciężar tej tajemnicy. Gdziekolwiek się pojawiała, niosła śmierć i nieszczęście. To samo tyczyło się demonów i walki z Rumenem. Gdy tylko zjawiła się u nich, niemal od razu naraziła ich na niebezpieczeństwo. Teraz jeszcze ściągnęła Xuna. Co prawda nie bezposrednio, ale łatwo można było wywnioskować, że pula wszystkich nieszczęść zaczyna się od niej. 

- Kilka dni później pojawił się on, gratulując mi lojalności i dziękując za dochowanie tajemnicy. Przyznał, że chciał mnie sprawdzić i zdałam jego test, więc wiedział że może mi zaufać. Sam nasłał ludzi na griszy i nie powinnam brać tego do siebie, bo przez to zyskałam silnego sprzymierzeńca. Nie widziałam go od tamtej pory. Minęło nieco ponad sto lat. – Wiera westchnęła cicho, a Bel siarczyście przeklął. Demon był wręcz wzburzony tym, co właśnie usłyszał.

- Co za kutas. Wykorzystał dzieciaka, nastraszył i zamordował niewinnych ludzi. Różne skurwysyństwa robiłem, ale to to już przegięcie. Jesteście pewni, że chcemy go wzywać? – zapytał demon przysiadając się do stołu. Podał Wierze szklankę wody widząc, ile kosztowało ją to wyznanie. 

- Nie jestem już tym przestraszonym, bezbronnym dzieckiem. Poza tym, mam przecież was – uśmiechnęła się lekko, spoglądając przy tym na Goro. Wiedziała, że po tej opowieści demon nabrał jeszcze więcej wątpliwości i nie tak łatwo będzie go przekonać do spotkania z nekromantą. 

Goro wyglądał tak, jakby plan wezwania nekromanty przestał być dla niego istotny, choć jednocześnie wiedział zapewne, że to była jedyna szansa na to, by poznać odpowiedzi na nurtujące ich pytania. Nikt inny nie będzie potrafił im ich dostarczyć lub choćby przybliżyć ich do odpowiedzi. Nawet Belial wydawał się zaniepokojony perspektywą korzystania z usług tej istoty. Demony zapewniły ją, że nie pozwolą, by nekromanta zrobił jej krzywdę i jeśli coś tylko wzbudzi jakiekolwiek wątpliwości, to od razu będą interweniowali. Griszka czuła się przy nich bezpiecznie, ale też była świadoma swojej mocy i wiedziała, że nie jest już bezbronna i będzie potrafiła przeciwstawić się woli mężczyzny, a nie tylko skulić się ze strachu, jak przed laty. 

- To magia krwi. Bardzo nieprzyjemna i obciążająca. Możecie odczuwać nudności. Każdy nekromanta ma swój własny symbol, za pośrednictwem którego można go wezwać – wyjaśniła, puszczając dłoń Imrego i prosząc by wszyscy odsunęli się możliwie najdalej od stołu. Zaczerpnęła głęboko powietrza i spojrzała na własne dłonie, przez chwilę obserwując jak lekko zaczęły drżeć. Przeciągnęła kciukami po palcu wskazującym i środkowym obu dłoni, robiąc sobie w ten sposób małe ranki, z których zaczęła sączyć się krew. Wyrysowała na stole symbol nekromanty i od razu zaleczyła dłonie. 

- I co teraz? Jak niby on tu ... – Bel nie zdołał dokończyć zdania, bo nagle rozległo się donośne pukanie do drzwi. Wiera rozpoznała ten pusty dźwięk i aż się wzdrygnęła. Uderzenie jego laski pamiętała aż za dobrze. Czarna, z rękojeścią w kształcie kryształowej czaszki wzbudzała na początku jej podziw, później pozostał tylko strach. 

Ruszyła w stronę drzwi i otworzyła je z impetem, spoglądając nekromancie prosto w twarz. Robiła to tak szybko, bo bała się że się rozmyśli i ucieknie. Mężczyzna wydawał się zaskoczony w pierwszej chwili, ale gdy tylko uświadomił sobie kto przed nim stoi, jego twarz nabrała żywszych kolorów. Uśmiechnął się szeroko, ale nie było w tym uśmiechu nic miłego. Wyglądał elegancko, tak jak Wiera go zapamiętała. Miał na sobie szykowny garnitur i nieskazitelnie czyste buty, które były tak wypastowane, że można było się w nich przejrzeć. 

- No proszę, kogo ja widzę. A już straciłem nadzieję na kolejne spotkanie – odezwał się, uważnie obserwując griszkę, a dopiero później kierując wzrok na jej towarzyszy. Był w dobrym nastroju, wydawał się zadowolony i ani trochę niezaniepokojony obecnością innych osób poza Wierą. 

- Przedstawisz mnie? – wszedł do pokoju niespiesznie, dokładnie lustrując spojrzeniem całe pomieszczenie. Nim kobieta się odezwała, nekromanta sam postanowił rozpocząć formalności. 

- Nazywam się Kian Volken, jestem nekromantą najwyższego stopnia. Prowadzę skromny przybytek w stolicy rozrywki, Las Vegas. Jeśli lubicie wydawać pieniądze, to zapraszam na walki truposzy. Dam wam zniżkę na pierwszy zakład, ze względu na moją dobrą przyjaciółkę, Wierę – oznajmił, kłaniając się lekko w stronę demonów i Imrego. 

- Nie przyjmuję tego! Chcę od ciebie czegoś innego! – wykrzyknęła Wiera, domyślając się, że nekromanta chce wykorzystać zniżkę żeby wykpić się ze spełnienia jednego życzenia, w zamian za uratowanie życia. Mężczyzna roześmiał się i zwrócił ponownie w stronę demonów i Imrego. 

- Za moment przejedziemy do spraw biznesowych, póki co chciałbym wiedzieć z kim ja mam przyjemność? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

^