Wiera
Nie miała pretensji ani nie była zła na Goro, że nie okazał jej wylewnie troski. Zapewniła go, że nie domaga się żadnego wynagrodzenia, bo przecież rozumie sytuację, w jakiejś się znaleźli. Nie dodała głośno, że jest przerażona faktem iż spędzi najbliższe sześć godzin w towarzystwie dwóch demonów, które mogą zachorować i zabić ją bez wahania. Obawiała się, że był to początek ich szaleństwa. Trudno było jej utrzymać nerwy na wodzy i zachowywać się tak, jak wcześniej, dlatego praktycznie całą drogę milczała. Nie chciała znowu któregoś z nich zdenerwować, bo gdyby miała się przed nimi bronić, to nie mogłaby ich zabić. Były ku temu dwa powody: jednym z nich był fakt, że demony były nieśmiertelne, a drugim, że były jej bliskie. Nie potrafiła ich skrzywdzić, choć mogłaby to zrobić. Śmierć nie wchodziła w grę, ale zadawanie bólu mogłoby być odrobinę pomocne. Być może Belial i Goro nie oszaleli od raz, tak jak demony w Anglii, bo byli znaczenie silniejsi i mogli to w jakimś stopniu kontrolować.
Była przerażona. Przeciskała się między ludźmi, by dostać się do mniej zatłoczonego miejsca tuż przy szczycie schodów prowadzących w dół, gdzie znajdowały się toalety. Zależało jej na rozmowie z istotą, za którą przyjechali aż do Rumunii, ale nie chciała odzierać go z prywatności i leźć za nim aż do toalety. Będąc na dworcu kilka godzin wcześniej, zdążyła rozeznać się w terenie i sprawdzić jego ewentualne drogi ucieczki. Łazienka nie była jedną z nich. Wiera poprosiła demony, by opuściły teren dworca i dały jej wolną rękę podczas rozmowy. Jak się spodziewała, zrobiły to niechętnie, ale Goro zdawał sobie sprawę, że to jedyne słuszne wyjście. Gdyby mężczyzna wyczuł obecność całej bandy, pewnie czmychnął by jakimś zakamarkiem, a ich podróż poszłaby na marne.
Griszka uśmiechnęła się na widok albinosa, starając się zachować jednocześnie czujność i rozluźnienie. Nie chciała pokazać, że się go boi lub że jego wygląd w jakiś sposób ją odrzuca, bo tak nie było. Ludzie zachowywali się tak, jakby był trędowaty, co było okropne. Griszowie powtarzali zawsze, że choć teoretycznie zwykły człowiek był bezbronny, kruchy i delikatny, to był również bezduszny i wobec jakiejkolwiek inności zachowywał się, jak bestia, nawet wobec własnego gatunku.
- Imre, jestem Wiera i chciałabym z tobą porozmawiać. Usiądziemy tam? – wskazała ruchem głowy pustą ławkę przy zamkniętym kiosku z gazetami, która znajdowała się po drugiej stronie schodów. Specjalnie wymówiła jego imię, by podkreślić fakt, że ma przyjacielskie zamiary. Nie chciała rozmawiać przy samych schodach, gdzie przechodziła masa ludzi pchających się na siebie z każdej strony. To nie pogawędka o pogodzie. Mężczyzna patrzył na nią bez słowa, obserwował z niemałym zainteresowaniem jej twarz, co uznała za zgodę i chwilę później siedzieli już na ławce. Poczuła się od razu lepiej, gdy opuścili centrum zgiełku i zajęli miejsce z dala od nienawistnych spojrzeń.
- Jestem sama. Nie musisz obawiać się, że ktoś cię skrzywdzi. Moi przyjaciele są demonami, co zapewne już wiesz. Przyjechaliśmy do ciebie aż z Anglii, bo mamy strasznie duże kłopoty. Goro uważa, że jesteś jedyną osobą, która może nam pomóc, dlatego cię szukaliśmy. Zechcesz porozmawiać również z nim, czy wolisz tylko ze mną? – zapytała, również uważnie mu się przyglądając. Dostrzegła przez krótką chwilę na jego twarzy dziwny wyraz, jakby odczuwał dotkliwy ból albo mierzył się z czymś, z czym ledwo dawał sobie radę. Imre nie chciał niczyjej więcej obecności, co Wiera szanowała i nie próbowała namawiać go do zmiany zdania. Poprosiła tylko, że jeśli w trakcie rozmowy uzna iż jest gotowy na obecność Goro, to ma dać jej znać, a ona go wezwie.
- Wiesz, że jestem griszką? Znasz moją rasę? Ja muszę szczerze przyznać, że nigdy o twoje nie słyszałam. Zdaje się, że mamy ze sobą dużo wspólnego, bo ja też przez wiele lat żyłam w ukryciu. Jeden grisz wszystkich zamordował, spalił miasteczko i tylko ja zdołałam uciec. Pomogły mi demony, dlatego wiem, że nie są wcale takie straszne, jak każdy uważa. – wyjaśniła, a jej twarz na moment spochmurniała, gdy tylko przypomniała sobie te straszliwe wydarzenia. Musiała szybko odgonić złe wspomnienia i wrócić do rozmowy, by nie zniechęcić swojego rozmówcy. Była świadoma, że nie przepracowałam traumy, którą zafundowała jej Rumen . Miała wrażenie, że ten śmiał się z niej na każdym kroku, że specjalnie pozostawił w tym świecie konsekwencję swoich działań, by Wiera nigdy o nim nie zapomniała i do końca życia mierzyła się z wyrzutami sumienia.
- Przepraszam, że o to pytam, ale czy coś cię boli? Może zrobiłeś coś sobie podczas ucieczki lub to coś zupełnie innego. Mogę dotknąć twojej ręki? – zapytała Wiera, wyciągając swoją dłoń w stronę Imre. Minęła dłuższa chwila zanim mężczyzna wykonał ruch, ale w końcu ostrożnie ułożył swoją rękę na tej należącej do griszki. Od razu zorientowała się, w czym tkwił problem. Imre odczuwał fizyczny ból z powodu przemiany. Każda komórka jego ciała usilnie próbowała zwalczyć mutację i wrócić do swojej pierwotnej formy. Przebywanie wśród normalnych ludzi musiało być dla niego katorgą, dlatego Wiera od razu złagodziła jego dolegliwości.
- Nie mogę zupełnie zabrać twojego bólu, ale postaram się zniwelować go tak, by nie był za bardzo dotkliwy i żebyś nie musiał znosić go podczas naszej rozmowy. Tylko nie puszczaj mojej dłoni, zgoda? Twoje komórki bardzo nie lubią ludzkiej formy i jest na to proste wytłumaczenie. Nie jesteś człowiekiem, a to nie są ludzkie komórki. To , co robisz teraz ze swoim cialem można porównać do plemiennych modyfikacji. Zakładanie metalowych obręczy, by wydłużyć szyję lub wkładanie krążków w dolną wargę żeby ją rozciągnąć albo przebijanie nosów czy piłowanie zębów. Próbowałeś może zmieniać się tylko częściowo? Czy to jest w ogóle możliwe? No wiesz, na przykład tylko twarz. Wtedy ból byłby znacznie mniej dokuczliwy. Nie chcę cię urazić, po prostu staram się znaleźć jakieś rozwiązanie żebyś nie musiał znosić aż takiego bólu. Niestety, kiedy się odsunę, wszystko wróci. – było jej przykro, że Imre musiał znosić tak okropny ból i tkwić w ludzkiej formie. Kiedy pomyślała o tym, że spędził właśnie ponad jedenaście godzin w pociągu, wśród ludzi i cierpiał z tego powodu, zrobiło się jej jeszcze bardziej przykro. Nikt nie powinien tego znosić.
- Może chcesz pójść gdzieś, gdzie będziemy sami i będziesz mógł stać się sobą. Nie będzie mi to przeszkadzało, a ty trochę odpoczniesz od ludzkiej formy – zaproponowała z lekkim uśmiechem, układając na jego ręce drugą dłoń, by wzmocnić działanie swoich umiejętności. Miała ochotę się rozpłakać. Była zmęczona, głodna i przewrażliwiona, a w dodatku obolała, bo nie mogła uleczyć swojego ciała. Teraz przejmowała się jeszcze Imre i gdyby nie fakt, że siedzieli na dworcu i dookoła krążyli inni ludzie, to przestałaby udawać, że nic jej nie jest.
- Minął dłuższy czas od kiedy rozdzieliłam się z przyjaciółmi. Nie ma ich na dworcu, a bardzo się o mnie martwią, więc muszę wysłać wiadomość, że zaczęliśmy rozmawiać. Nie chciałabym żeby zjawili się tutaj niespodziewanie, bo mógłbyś uznać że cię okłamałam i chcemy cię skrzywdzić. – wyjaśniła Wiera, sięgając powoli po telefon i układając go jedną ręką na kolanie tak, by Imre mógł zobaczyć, co napisała.
Jest okej, właśnie rozmawiamy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz