GORO
To wszystko, co mówiła Wiera o wzmacnianiu mocy brzmiało
pięknie… aż do momentu, w którym oznajmiła, że najlepiej byłoby rozpocząć
poszukiwania od Rumunii. Goro doskonale rozumiał, skąd się to brało; nie bez
przyczyny ten kraj uznawano, nawet stereotypowo, za kolebkę magicznych
stworzeń, ze słynnym Draculą na czele. Z całą pewnością można tam było znaleźć
na pęczki potrzebnych artefaktów, ale nawet to zajęłoby sporo czasu — którego
oni nie mieli. Nie mogli się też aż tak rozdzielać, choć może i to należałoby
rozważyć.
— Wygląda więc na to — westchnął — że żeby przyspieszyć
poszukiwania, musielibyśmy rozpocząć kolejne. Nie jestem pewien, czy mamy na to
czas, choć z drugiej strony: czy możemy sobie pozwolić na niewykorzystanie
takiej szansy?
Co oczywiste, nie byli tu sami i poza Belialem Goro zabrał w
tę podroż jeszcze kilku swoich braci, coby mieć w nich jeszcze więcej wsparcia.
Czysto teoretycznie więc Goro mógłby poprosić ich o pomoc i wysłać na
poszukiwanie potrzebnych artefaktów, podczas gdy oni wciąż korzystaliby z tej
mniej efektownej, acz jedynej im pozostałej metody.
— Osobiście chcesz to nadzorować? — spytał, spoglądając na
nią z największą uwagą. — Czy może zgodziłabyś się, abym powierzył to zadanie
komuś innemu? Oczywiście tuż po tym, jak sporządziłabyś wszystkie możliwe
wskazówki, ślady i przydatne informacje. Tą drugą opcją zajęłyby się inne
demony. Pierwsza zaś zakładałaby, że udałabyś się w tę podróż osobiście, choć
oczywiście nie sama. Wysłałbym z tobą tych samych, wspomnianych przed chwilą braci,
byłabyś bezpieczna. Ja nie mógłbym z tobą jechać, ponieważ musiałbym cię
zastąpić — wyjaśnił. — Nie stać nas na porzucenie jednego planu na rzecz
drugiego. Z wyczuciem obcej rasy poradziłabyś sobie dużo lepiej ode mnie, ale
gdybyś wyjechała, to ja musiałbym to robić, podczas gdy Belial oczywiście by
wróżył. Jest to ciekawy koncept, przyznaję — pokiwał głową — ale musimy
pamiętać, że nie mamy wiele czasu. Nie jest moją intencją nakładać na ciebie
presję czasu — Goro uśmiechnął się przepraszająco — ale sama wiesz, że dość już
go zmarnowaliśmy.
Czy chciał się z nią rozstawać? Absolutnie nie. Czy bałby
się puszczać ją samą — nawet mimo demoniej obstawy? Tak. Ale ufał Wierze, ufał
też swoim braciom, dlatego nie miał powodu zabraniać jej takiej wyprawy. I może
takie zdwojenie wysiłków rzeczywiście wyszłoby im na dobre. Goro musiał to
przemyśleć — a wiedział, że miał na to bardzo niewiele czasu.
Tym, co Wiera powiedziała później, całkowicie go zaskoczyła,
zwłaszcza że zmieniła temat o sto osiemdziesiąt stopni. W pewnym sensie był jej
za to wdzięczny; wprawdzie nie powinni się zbytnio rozpraszać, ale choć chwilowe
zapomnienie o problemach i skupienie się na czymś innym było jak długa kąpiel
po równie długim i ciężkim dniu. Poza tym, bardzo spodobało mu się to, co Wiera
zaproponowała. Sam odrobinę się martwił, że może jego ukochana zacznie się przy
nim męczyć — on, wciąż tak zajęty swoimi demonimi sprawami i ona, nie zajęta
zupełnie niczym. Goro postrzegał to inaczej, ponieważ jej wsparcie i światły
umysł były dla niego bardzo ważne, ale zdawał sobie sprawę, że Wiera miała w
sobie wiele pasji i ambicji i grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
— To znakomity pomysł — przyznał z szerokim uśmiechem. —
Zresztą, od dawna myślę, że będziesz doskonałym ambasadorem swojej rasy. I
pozwól, że najpierw na tym się skupię, a potem przejdę do tematu lecznicy. Wspomniałaś,
że chciałabyś odszukać swoich pobratymców i pokazać im, że można żyć inaczej,
lepiej. Jesteś idealną osobą do tego przedsięwzięcia. Masz w sobie ogrom dobra
i wrażliwości, a także duży bagaż doświadczeń, którym możesz przekonać innych
griszy, że ich rozumiesz. Chciałbym, by i oni otworzyli się na świat. Oczywiście,
nie można robić tego na siłę — zauważył — ale jestem pewien, że to wiesz.
Dlatego myślę, że mogłabyś rozpocząć swój własny projekt polegający na wspieraniu
swojej własnej rasy, która, mimo względnie bezpiecznych czasów, wciąż skrywa
się za kurtynami trudnej historii.
Wiera miała to szczęście w nieszczęściu, że przeniknęła do
innego świata. Zrobiono to wbrew jej woli, lecz już w nim została — i tym razem
była to w pełni jej własna decyzja. Goro rozumiał, że całe griszowe społeczności
skrupulatnie pielęgnowały swoje tradycje i zapewne trudno będzie ich przekonać,
by w pewnym sensie z nimi zerwali, ale wierzył, że Wiera miała do tego odpowiednie
narzędzia.
— Jeśli chodzi o lecznicę — podjął wcześniej wspomniany
temat — brzmi wspaniale! Jestem przekonany, że istnieje wielu nadprzyrodzonych,
którzy nawet dla własnego komfortu psychicznego woleliby się leczyć u podobnych
sobie. Ludzkie szpitale mogą nieco niepokoić, ponieważ łatwo wykryć coś
odbiegającego od normy. Domyślam się, że istnieją w kraju podobne punkty, ale nie
wiem, czy są jakieś w pobliżu. Warto to sprawdzić i zobaczyć, jak funkcjonują.
Zresztą, nawet powinienem to zrobić — zauważył. — Jeśli chcę, by Rada prężnie
funkcjonowała, chciałbym, by wszyscy nadnaturalni wiedzieli, gdzie mogą się
bezpiecznie leczyć. Tym bardziej, że na wiele schorzeń ludzcy lekarze nie są w
stanie pomóc, bo wykraczają poza ich rozumienie.
Część ras była pozbawiona większych schorzeń, jednak wciąż istniały
takie, które zmagały się z licznymi dolegliwościami. Jedne były podobne do
ludzkich, inne zaś kompletnie odmienne, przez co musieli sobie z nimi radzić
sami. Zaoferowanie im ośrodka, w którym nie musieli się niczego bać, był więc idealnym
pomysłem.
— Możemy spróbować się tym zająć tuż po rozwiązaniu naszej
sprawy. Nie myśl sobie, że to mi może przeszkadzać w sprawach związanych z
Radą, ponieważ chciałbym obie je ze sobą połączyć. Natychmiast zajęlibyśmy się
szukaniem odpowiedniego lokalu, choć warto też zadbać o jakąś przykrywkę dla
niego. Gdy już ruszy, warto wysłać do nadprzyrodzonych rodów — choćby tych, którzy
pojawili się na balu — notę informującą o takiej lecznicy. Ulotki z nimi można
także dostarczyć właścicielom pensjonatów, którzy oferują azyl nadprzyrodzonym —
a wiemy, że jest w kraju kilka takich miejsc. I zgadzam się — pokiwał z
entuzjazmem głową — że zaangażowanie w to innych griszów jest znakomitym pomysłem,
choć zachęcam się do sięgnięcia po pomoc u medyków innych ras. Chodzi przede wszystkim
o to, by baza ewentualnych, typowo nadprzyrodzonych umiejętności, była jak
największa. Nie wątpię, że ty jako specjalista w swojej dziedzinie doskonale
sobie z tym poradzisz, ale co dwie głowy, to nie jedna, prawda?
Był szczerze zachwycony tym pomysłem i zamierzał zabrać się
za jego realizację natychmiast po tym, jak sytuacja wokół jakoś się uspokoi.
Nie miał pojęcia, kiedy ten czas nadejdzie, ale nad tym wolał się nie
zastanawiać, żeby dodatkowo nie zamartwiać ani siebie, ani Wiery.
Uśmiechnął się z rozczuleniem, gdy wspomniała, że ją rozpraszał.
Zamiast od razu odpowiedzieć na pytanie, długo spoglądał w jej oczy, tak
piękne, tak roziskrzone. A im dłużej w nie patrzył, tym jego uśmiech stawał się
łagodniejszy, spokojniejszy. Bardzo potrzebował tego rodzaju relaksu, tego
rodzaju bliskości. Dlatego już po chwili pochylił się lekko, by unieść
delikatnie twarz Wiery i złożyć na jej ustach długi, czuły pocałunek. Całując ją,
ulatywały z niego wszelkie troski, całe zmęczenie i kurz ostatnich dni. To
wszystko unosiło się gdzieś nad nim, gotowe wrócić w każdej chwili, lecz dopóki
Goro miał przy sobie Wierę, nie miało do niego żadnego dostępu. Wiera także nie
protestowała, tak samo jak i on zatracając się w tym chwilowym, tęsknym porywie
uczuć, którego oboje tak bardzo potrzebowali.
— Wyszło szybko, łatwo i… oj, pardąsik…
Niespiesznie się od siebie odsunęli, słysząc, jak Belial z
całą swoją beliowatością wpadł do pokoju, by ogłosić sukces swojej misji.
Rzeczywiście, nie minęło dużo czasu od jego zniknięcia, ale Goro wiedział, że przyjaciel
potrafił pracować bardzo szybko i sprawnie. Równie szybko opowiedział im, że
znalazł doskonałe miejsce do ich nocnego eksperymentu, natrafił też na ślady
większych społeczności nadprzyrodzonych i choć zdołał się lekko rozeznać,
przyznał, że najlepiej będzie poczekać na jutrzejszy dzień, kiedy ludzi do
spytków będzie znacznie więcej.
Udając się na wybrane przez Bela miejsce, Wiera szybko opowiedziała
mu o swoim pomyśle z amplifikatorem, Goro zaś dodał, że podobał mu się ten
pomysł i można było z niego skorzystać, ale pod warunkiem, że dobrze sobie to wszystko
rozplanują.
— Pozostawiam w tym względzie decyzję Wierze — zawyrokował. —
Sama zdecyduje, jak i kiedy chce to rozegrać. A teraz skupmy się na obecnym zadaniu.
Belial doprowadził ich na szeroką, otoczoną młodym, rzadkim
laskiem polanę. Było to miejsce znajdujące się przedmieściach miasta, choć zza
niezbyt wysokich brzózek przebijały się mury zabudowań. Stały one jednak na
tyle daleko, że Goro niespecjalnie się obawiał o jakieś zakłócenia. Mimo to
rozstawił inne demony dookoła, by dyskretnie, ale czujnie obserwowali cały
teren dookoła.
— Ile znalazłeś takich miejsc?
— Siedem. Na dzisiaj chyba powinno styknąć, co?
Goro pokiwał głową. Siedem takich rytuałów jednej nocy było wystarczającą
liczbą, by mieli szansa coś znaleźć, ale nie na tyle wyczerpującą, by
dostatecznie zmęczyć Wierę i zirytować Beliala, który nienawidził wróżenia. Na szczęście
póki co nie narzekał, choć Goto się domyślał, że wszystko przed nimi.
— Jesteście gotowi? Jeśli wiecie, co macie robić i nie macie żadnych pytań, możemy zaczynać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz