Aria
Dobrze rozumiała punkt widzenia Athana odnośnie nadawanie dziecku
imienia Elijah. Nie brała tego pod uwagę, jednak imię po bracie nie stanowiło
dla niej problemu. Kochała ich wielką miłością, choć każdy z nich towarzyszył
jej w różnych etapach życia. Oboje byli obecni właśnie wtedy, kiedy najbardziej
ich potrzebowała. Nie wyobrażała sobie, zwracać się do dziecka imieniem
zmarłego przyjaciela, choć był dla niej jedną z najważniejszych osób. Istniała
gdzieś niewidzialna granica żałoby i celebrowania pamięci o ukochanym bliskim i
dla Arii niewątpliwie było tym nadanie dziecku imienia Elijah.
Louis był światłem, które dawało jej odrobinę wesołości w
bólu choroby. Każdą chwilę z bratem wspominała z rozrzewnieniem, a jego
roześmiana, pyzowata buźka dodawała jej nie raz otuchy. Gdy trafiła do
szpitala, nie mogli widywać się zbyt często, bo Lou mógł zarazić się gruźlicą i
skończyć, jak ona. Żałowała, że nie próbowała odnaleźć go wcześniej, bo gdy
była gotowa i w pełni panowała już nad pragnieniem, zdołała jedynie dowiedzieć
się, że brat i ojciec wypłynęli w podróż i nigdy z niej nie wrócili, bo natknęli
się na sztorm, a ich statek zatonął. Gdybym tylko do nauk Athanasiusa podeszła
bardziej pokornie, a nie ciągle się stawiała, być może zdołałaby uratować brata
poprzez przemianę. Nigdy głośno tego nie powiedziała, ale obwiniała się o jego
śmierć, a właściwie o to, że nie zdołała uczynić go wampirem albo choćby dać mu
takiej możliwości. Była pewna, że będzie miał szczęśliwe życie, że założy
rodzinę i umrze jako staruszek. Tymczasem zginął, jako młody chłopak, nigdy nie
poznając prawdy o swoje siostrze.
- W tej kwestii jesteśmy zgodni. Imię Elijah odpada –
stwierdziła, przyznając zaraz rację Athanowi.
- Co do chrzęstnych, to też mamy zgodność. Nie biorę pod
uwagę innych kandydatów – dodała z uśmiechem, wyjaśniając iż nie myślała o tym
aż tak dokładnie, czy skończą na jednej parze, czy dwóch. Nie chciała
przyznawać się mężowi do tego, że nigdy o tym nie myślała, że jej marzenia
kończyły się zawsze w pewnym momencie, by nie dołować się bardziej. Nie
wybiegała aż tak daleko.
Resztę wieczoru spędzili na kolacji, rozmowach o przyszłości
i oglądaniu serialu. Wzięli również wspólną kąpiel, tak jak Aria obiecała. Napawali
się swoimi własnym towarzystwem i obecnością Luckiego, który nie odstępował ich
na krok.
W Blickling panował błogi spokój, tak że Aria nie wiedziała
nawet, kiedy minęły dwa dni i trzeba było wyruszyć w podróż do Londynu. Plan
był taki, że Athanasius zostaje u Marisy, a Aria na kilka godzin jedzie do Goro
i Wiery. Chciała osobiście przekazać demonom wieści o ciąży. Nie ciągnęła męża
ze sobą, bo nie był to dobry pomysł. Nie chciała, by wpadł na Beliala i Gudrun.
Minęło za mało czasu, by usiedli teraz przy wspólnym stole. Chciała spędzić
miło czas z przyjaciółmi, a nie w grobowej atmosferze. Poza tym, dobrze zrobi
Athanowi rozmowa z Marisą i Vincentem. Mąż zostawił ją na podjeździe zamku Baltimore
i obiecał, że odbierze ją, gdy tylko da mu znać. Pożegnali się i rozdzielili, choć Arii było trudno się z nim rozstać. Miała nadzieję, że i on za nią zatęskni.
Drzwi otworzył jej Velox, który pełnił funkcję kogoś na
kształt majordomusa. Przywitał ją z uśmiechem i poprowadził do salonu, gdzie
wszyscy już na nią czekali. Tak, jak się spodziewała, obecni byli również Bel i
Gudrun. Aria ze wszystkimi przywitała się uściskiem i usiadła na sofie, by
chwilę odsapnąć. Przekazała Goro dokumenty dotyczące Rady, czując cały czas na
sobie zaniepokojone spojrzenie Wiery.
- Dobrze się czujesz? Przepraszam cię, ale czuję że masz
podwyższoną temperaturę ciała. Może chcesz żebym cię zbadała? Nie jadłaś nic
surowego? To może być pasożyt – odezwała się do niej Wiera ściszonym głosem,
gdy Goro i Bel rozmawiali o czymś z boku. Gudrun parsknęła śmiechem pod nosem,
ale nie odezwała się ani słowem.
- Tak właściwie, to są dwa. Dwa pasożyty, można tak
powiedzieć – powiedziała Aria, z trudem utrzymując powagę i nim Wiera zdołała
odpowiedzieć, dodała:
- Jestem w ciąży, będą bliźnięta – Wiera wpatrywała się w
nią tak, jakby odkryła właśnie, że postradała zmysły. Zerknęła na jej brzuchu,
chcąc zapewne upewnić się, czy wampirzyca nie kłamie albo nie robi sobie z niej żartów. Trwało to kilka sekund, a później nastąpił
wybuch radości.
- Co ty mówisz! O boże! – griszka poderwała się na równe
nogi i dopadła do Arii mocno ją ściskając, co zaalarmowało Bela i Goro, którzy
podeszli bliżej z nieco zaskoczonymi minami, nie wiedząc zupełnie, co się
dzieje i dlaczego Wiera tak piszczy.
- Aria jest w ciąży! – Belial zrobił tak wielkie oczy, że omal
nie wypadły mu z orbit, gdy Wiera oznajmiła, że wampirzyca spodziewa się dziecka,
a właściwie dwójki.
- Myślałem, że wampiry nie mogą. Ej, to jak wam się udało, to
może my też sobie strzelimy? – zwrócił się do Gudrun z cwanym uśmieszkiem, między
gratulacjami dla Arii. Ta zmierzyła go ponurym spojrzeniem i aż ją ręka zaswędziała
żeby zdzielić go przez łeb.
- Nawet tak nie żartuj- wycedziła, na co Bel roześmiał się tylko
i usiadł na sofie obok Gudrun, którą zaraz do siebie przyciągnął.
- A jak to znosisz? Czy wampirza ciąża jest inna niż ludzka?
Masz nudności? – Wiera zarzuciła ją masą pytań nim Goro zdążył do niej podejść.
Odpowiedziała na wszystko, zdradzając jak dowiedziała się o tym i kiedy to dokładnie
było. W końcu demon mógł się do niej zbliżyć i jej pogratulować. Wtuliła się w niego
mocno, trochę bardziej niż zamierzała. Kolana jej zadrżały, a w gardle poczuła ścisk.
Nie wiedziała, dlaczego tak emocjonalnie podeszła do bliskości z Goro, więc wytłumaczyła
to sobie zawirowaniem hormonów. Czy demon wyczuł to, że potrzebowała chwili, by
dojść do siebie? Była pewna, że tak, bo przyciągnął ją trochę mocniej i dłużej przytrzymał. Aria wiele razy łapała się na tym, że porównywała Goro z Elijahiem i teraz zapewne też tak było.
- To wszystko jest jeszcze świeże, jesteśmy pełni emocji i musimy sobie wszystko poukładać. Nie spodziewaliśmy się, bo ciąża wśród wampirów to rzadkość, a jeszcze okazało się, że to bliźniaki – głos Arii drżał, widać było na pierwszy rzut oka, że jest szczęśliwa i rozpromieniona. Było jej trochę smutno, że Athana nie było teraz przy niej, ale nie miała mu tego za złe. Wierzyła, że kiedyś nadejdzie taki moment, że będą mogli spotkać się wszyscy razem i spędzić miło czas. Nie zamierzała poganiać męża i wywierać na nim presji, bo cała sytuacja z demonami była dla niego trudna. Wszystko oczywiście komplikował związek Beliala i Gudrun, ale była pewna, że wszystko się ułoży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz